Procesor: Intel Pentium G2030 3.00GHz
RAM: 8GB Kingston
GPU: GeForce GTX460
OS: Windows 7 x64
PAD: DualShock 3 (emulacja przez MotionJoy)
Recenzowany tytuł działał świetnie na moim sprzęcie przy ustawieniach Ultra. Rozgrywka praktycznie cały czas trzymała 60 klatek na sekundę, zaś wizualnie Lords of Shadow 2 to prawdziwa perełka.
Niecałe cztery lata musieliśmy czekać na kontynuację Castlevania: Lords of Shadow. Podobnie jak w przypadku jedynki, odpowiedzialne jest za nią studio MercurySteam. Wcześniej wersja PC pojawiła się długo po premierze konsolowych edycji, ale teraz na szczęście wszystkie trzy platformy otrzymały dwójkę w tym samym czasie. Czy dalsze losy Gabriela Belmonta, znanego teraz jako Dracul, są równie intrygujące i ciekawe, co poprzednio? Odpowiedzi szukajcie w mojej recenzji.
Omawiany tytuł zebrał do tej pory naprawdę różne oceny. Wiele z nich uważam za mocno krzywdzące, bo dając takiej produkcji 4/10 to nie jest lekka przesada, a całkowity brak szacunku dla Twórców. Pod jakim aspektem Lords of Shadow 2 zasłużył sobie na tak niski werdykt? Bo komuś nie odpowiadała grafika, misje skradankowe lub bardziej otwarty świat? Jest wiele produkcji, które nie dorastają Castlevanii do pięt, a i tak wylądowały w tym samym worku. Nie wiem czego redaktorzy oczekiwali od tej gry, ale średnia graczy na metacritic (8.1 na 08.03.2014) udowadnia, iż ludzie byli wstanie docenić trud włożony przez MercurySteam. Zdaję sobie sprawę, iż takie refleksje nie pasują do typowej recenzji, ale nie mogłem tego tematu ot tak zostawić.
Fabuła Castlevania: Lords of Shadow 2 rozgrywa się 1000 lat po wydarzeniach z pierwszej odsłony i około 400 po Mirror of Fate: Dracula budzi się z długiego snu i powoli „wraca do życia”. Okazuje się, że świat mocno się zmienił i nie wygląda już tak jak kiedyś. Zanim jednak protagonista odzyska siły, musi się posilić świeżą krwią. Tutaj z pomocą przychodzi Zobek. Ten sam, który zdradził go dawno temu. Teraz zawierają pakt, gdzie w zamian za wywabienie szatana ze swojej kryjówki dawny Belmont otrzyma swoją starą broń, która będzie wstanie go uśmiercić. Bohater niechętnie się zgadza, gdyż doskonale wie, iż jego „sojusznik” na pewno nie mówi mu wszystkiego. Mimo to, zgadza się na takie warunki i wyrusza w podróż, aby odszukać pomagierów diabła, którzy chcą go wskrzesić. W czasie, gdy nasza postać będzie infiltrować jedną z placówek badawczych akolitów, na scenę wkroczy młodziutki Trevor, syn Draculi. Wtedy akcja przenosi się do starego zamczyska, gdzie przez setki lat urzędował nasz protagonista. To właśnie w tym miejscu były członek zakonu zacznie odzyskiwać swoje dawne moce oraz dowie się wszystkiego o swojej przeszłości, gdyż po przebudzeniu ma luki w pamięci. Podobnie jak w pierwszej odsłonie, tak i w dwójce na swej drodze bohater spotka wiele ciekawych postaci, w tym swoją zmarłą żonę i syna zamienionego w wampira. Nie chcąc więcej zdradzać, powiem jeszcze tylko, że gdzieś po piętnastu godzinach następuje naprawdę niezły zwrot w fabule i nadaje jej o sporo mrocznego uroku. Muszę się jednak przyczepić do samej końcówki, która w moim odczuciu jest dość przeciętna i człowiek ma wrażenie, jakby została zaprojektowana na szybko. Nie daje tej satysfakcji, jaką czuło się po przejściu wcześniejszej odsłony, a pozostawia po sobie jedynie niedosyt. Może twórcy zaplanowali jakieś DLC, które rozwianie akcję dalej, ale na chwilę obecną niesmak pozostaje.
Lords of Shadow 2 w stosunku do swojego poprzednika został dość mocno zmieniony, jeżeli chodzi o eksplorację świata. Korytarzowe lokacje zastąpiły większe mapy, gdzie bohater ma spore pole do popisu. Seria Castlevania od zawsze słynęła z mocnego backtrackingu, dlatego po zdobyciu wszystkich mocy gracz mógł dotrzeć w miejsca, które wcześniej były dla niego niedostępne. O ile w pierwszym dziele MercurySteam można się było wracać, to całość wypadała dość monotonnie i trzeba było włączać konkretny rozdział gry, a nie po prostu odwiedzin znane nam lokacje. Dwójka bazuje na sprawdzonym schemacie, gdzie świat jest praktycznie otwarty, a odzyskanie danej umiejętności otwiera przed nami nowe drzwi. Dzięki temu zabiegowi rozgrywka wydaje się choć trochę nieliniowa, gdyż tylko od nas zależy, kiedy fabuła zostanie poprowadzona dalej, a my w tym czasie możemy zbierać punkty doświadczenia, przedmioty pomocnicze i walczyć z hordami szatana. W grze nie zabrakło rzeczy, które warto znaleźć, choćby po to, aby pasek życia się wydłużył, bądź by odblokować dostęp do specjalnej areny z wyzwaniami. Twórcy w przeciwieństwie do jedynki, postanowili wrzucić w kontynuacji sporo nowych pomysłów, które nie wszystkim przypadły do gustu. Najbardziej znienawidzono misje „skradankowe”, gdzie pod postacią szczura przemykamy się ukradkiem między przeciwnikami. Patent rzeczywiście słaby, choć podczas tych 22 godzin, które potrzebowałem na przejście gry, ten element nie wzbudził u mnie, aż tak negatywnych emocji. Oczywiście, Lords of Shadow 2 nie musiał w ogóle posiadać takich fragmentów, ale to jedynie „zapychacz czasu”, na którym nie warto się skupiać, a tym bardziej bazować na nim całą opinię o grze. Na plus zasługuje sam system powrotu do zamku Draculi, wesoły sklepikarz mający spory asortyment przedmiotów, oraz dodatkową arenę.
System walki także uległ kilku ważnym zmianom, dzięki czemu potyczki są bardziej widowiskowe, lecz zarazem stały się prostsze. Dracula jest w stanie unikać wszystkich ciosów i na normalnym poziomie trudności trzeba się naprawdę postarać, aby przegrać. Większość przeciwników nie wymaga od nas jakiejś konkretnej taktyki, zaś sami bosowie nie są już tak emocjonujący, jak w pierwszym Lords of Shadow. Czy oznacza to, iż walki są nudne i bez polotu? No właśnie nie. Teraz do dyspozycji mamy trzy różne bronie: bicz, miecz i rękawice. Każda z nich posiada także swój unikalny, dodatkowy atak. W przypadku miecza jest to możliwość zamrożenia wody i przeciwników, dzięki biczowi wysyłamy sforę nietoperzy, a rękawice pozwalają ciskać kulami ognia. Umiejętne wykorzystanie tych mocy może dać nam sporą przewagę, tym bardziej, iż używanie lodowego ostrza regeneruje nasz pasek życia, co jest naprawdę istotne podczas starć z większymi oponentami. Jeżeli ktoś lubił łączyć ataki w Devil May Cry, tak tutaj poczuje się jak w domu. Ilość ruchów jakie może opanować protagonista jest naprawdę imponująca i żeby je wszystkie odblokować, trzeba będzie pograć więcej, niż wcześniej wspomniane 22 godziny. W nagrodę otrzymujemy ogromny wachlarz combosów, które można wykonywać na wszystkich przeciwnikach. Żeby móc w ogóle używać miecza czy rękawic, musimy mieć zabrane punkty mocy, które trzeba wchłonąć. Czasami pojawiają się po zabiciu jakiegoś potwora, innym razem znajdujemy posąg, które je zawiera. Pozostaje jeszcze magiczna kula, dająca nielimitowaną moc przez określony czas. Na początku zabawy Dracula nie może zbyt długo używać swoich dodatkowych narzędzi zagłady, gdyż po wyczerpaniu paska dana broń znika. Dlatego warto szukać lewitujących „skrzyń”, dzięki którym takową moc będziemy mogli zwiększyć (patrz screen powyżej).
Poprzednia Castlevania od MercurySteam była mocno zachwalana od strony A/V, dlatego przed napisaniem recenzji postanowiłem ją przyrównać do obecnie tu recenzowanej dwójki. Okazuje się, iż wiele rzeczy, których na PS3 nie widziałem, okazały się niezłymi sztuczkami deweloperów. Wersja PC dobitnie pokazuje masę niedociągnięć w kwestii grafiki i wypada dużo gorzej od młodszej odsłony serii. Zyskuje natomiast w kwestii różnorodności lokacji, nad którą w Lords of Shadow 2 trochę ubolewam. Poprzednia odsłona zabierała nas w wiele ciekawych miejsc i tego się spodziewałem w dwójce, lecz sam zamek nie był wstanie mi tego wynagrodzić. Deweloper chyba nieco się pogubił, bo dom Draculi to istne mistrzostwo świata, a miejscówki bardziej współczesne nieco odstają i są po prostu, w większości monotonne. Nie można natomiast się przyczepić do projektów postaci, wysokiej jakości tekstur oraz wspaniałej animacji, która w najgorszych momentach spadała z 60 do 55 klatek na sekundę. MercySteam świetnie zoptymalizowało ten tytuł i muszę przyznać, że nawet wspaniała jedynka potrafi częściej chrupnąć niż LoS2. Jeżeli chodzi natomiast o oprawę audio, to tutaj nic się nie zmieniło. Kontynuacja trzyma równe wysoki poziom i świetnie oddaje klimat całej produkcji. Masa nietuzinkowych utworów rodem z filmów o wampirach, sporo mocnych brzmień i nieco religijnego tonu. Ogólnie, ścieżka dźwiękowa wgniata w fotel i pozostaje długo w pamięci.
Podsumowując, Lords of Shadow 2 to jeden z najlepszych slasherów w jakie było mi dane zagrać na PC. Nie ustrzegł się kilku błędów, ale i tak uważam go za godnego następce i zachęcam was, abyście sami się przekonali, iż opinie w sieci mogą mocno odbiegać od tego, co dana gra oferuje.