Ocena: 7,5
Plusy:
+ grafika
+ dźwięk
+ nieszablonowe pomysły
+ to mimo wszystko bardzo dobry tytuł
Minusy:
- slasherowa walka
- gdzieś uleciała magia Dragon Age: Początek
- sporo uproszczeń
Nie ma co ukrywać, gry od BioWare zawsze były dla mnie wyznacznikiem jakości, jeśli chodzi o cRPG. Baldur’s Gate, Neverwinter Nights, Knights of the Old Republic. W te tytuły się nie tyle grało, co przeżywało je. Potem pojawił się Mass Effect, który dziwnym trafem jakoś do mnie nie przemówił. Na szczęście niedługo później pojawił się kapitalny Dragon Age. Zrządzeniem losu dane mi było poznać tę grę tak głęboko i dokładnie, ze zwykły gracz miałby po tym mdłości. Ja przeżyłem i byłem zachwycony. Dlatego gdy wpadła w moje ręce część druga, od razu siadłem do…konsoli.
No tak, trochę się tego bałem. Do tej pory grałem w cRPG na PC’cie, więc przesiadka z takim tytułem na konsolę (czyli na sterowanie padem) lekko mnie przerażała. Jak się jednak dość szybko okazało, nic tu nie jest straszne. Sterowanie jest proste i intuicyjne. Jest jednak malutkie ale…tyle, że o tym powiem za moment.
Dragon Age II nie jest kontynuacją w dosłownym tego słowa znaczeniu. Mamy tu do czynienia z historią zupełnie innego człowieka, o nazwisku Hawke. Owszem, rzecz dzieje się w tym samym świecie, co DA: Początek, jednak sporo później. Z tego co wiem, można zaimportować zapisaną grę z poprzedniczki, co zmieni niektóre elementy świata gry. Pojawią się nieco inne dialogi w kilku miejscach , a gdzieniegdzie dostaniemy inne przerywniki. To, co Szary Strażnik zrobił w „jedynce” będzie miało swoje odzwierciedlenie w „dwójce”. I tyle.
Jak więc wspomniałem, jest sobie niejaki Hawke – uciekinier z Lothering. Wraz z najbliższymi został zmuszony do podjęcia tej decyzji, gdy Plaga zajęła ich rodzinne ziemie. Wyruszył zatem do Kirkwall, i właśnie to miasto stanie się w jakimś sensie osią wszystkich wydarzeń.
Już początek gry zwiastuje wielkie zmiany. Nie ma obecnie możliwości wyboru rasy i klasy naszej postaci. Hawke jest człowiekiem. Jedyne, co można zmienić, to płeć i klasę. Do wyboru mamy wojownika, łotrzyka i maga. Dość mizerny to wybór jak na cRPG, zwłaszcza, że poprzedniczka dawała spore pole do popisu w tym względzie.
Z wyborem charakterystyki naszego bohatera wiąże się pewna dziwna nieścisłość, która niesłychanie mnie zdziwiła. Na samym początku wybieramy płeć i klasę protagonisty. Następnie bierzemy udział w króciutkiej rozgrywce, która jest jednocześnie samouczkiem. A potem, mamy możliwość dalszego ustawienia naszej postaci. Wybieramy na przykład imię, ale także i wygląd. Przecież w „samouczku” nasz wygląd jest już ustalony. Co prawda narracja jest prowadzona w taki sposób, że od biedy można sobie wytłumaczyć tę niesłychaną zmianę powierzchowności, jednak jest to mocno naciągane moim zdaniem. A przecież można było wstawić cały proces jego personalizacji na początku. I nie było by dziwnych nieścisłości.
Zostawmy jednak tajemnice wyglądu Hawke, a spójrzmy jak wygląda sama gra.
Muszę przyznać, że Dragon Age II dość mocno mnie rozczarował. Za każdym rogiem widziałem objawy uproszczeń dokonywanych przez BioWare. Grając na X360 miałem wrażenie, że uruchomiłem jakiegoś slashera w stylu Diablo, tylko z lepszą grafiką i ciekawszymi dialogami. W cRPG, gracze nastawiają się na dwa elementy. Pierwszy to fabuła z dobrymi dialogami i wyrazistymi postaciami. Drugi, to właśnie walka. Jeśli chodzi o pierwszy aspekt, to jest nawet nieźle, choć kiedy się nad tym zacząłem zastanawiać, to jednak czegoś mi tu zabrakło. Dragon Age II jest bardziej zorientowany na coś w stylu rozgrywek politycznych w Kirkwall, niż na standardową śpiewkę „Jesteś jedyną szansa na ocalenie całego świata”. Z jednej strony jest w tym nieco świeżości, z drugiej oczekiwałem po tym tytule czegoś większego. W dodatku, gdy nasz heros i jego towarzysze staną się Bohaterami (tak, przez duże B) i będą gotowi stawić czoła najgorszemu, gra się kończy. Jest tam, co prawda finałowa walka, i jakiś główny zły koleś. Ale nie ma w tym tego „czegoś”, co sprawia, że gracz po ujrzeniu finału pomyśli sobie „O tak, i kto tu jest szefem…JA!”. Jest za to, jak się można od początku spodziewać, dość silna aluzja pod tytułem „Dragon Age III za jakiś czas w sklepach”
Jeśli chodzi o walkę, to tu się lekko załamałem. Jak już wspomniałem, miałem wrażenie, że to jakiś slasher. Na konsoli walka polega na młóceniu jednego przycisku, dzięki czemu nasza postać wykonuje podstawowy atak. Raz na jakiś czas, można nacisnąć inny przycisk, aby wykorzystać cios specjalny, czy jakiś talent. Jest co prawda możliwość spauzowania gry (czyli nieśmiertelna aktywna pauza), ale momentami wydaje się ona zbędna, bo gdzieś uleciał duch starej dobrej taktycznej walki. I nie poprawiają tego nawet międzyklasowe kombosy, które można uskuteczniać, wykorzystując na przykład dwie postacie z drużyny.
Jedno co trzeba przyznać drugiej odsłonie to fakt, że wygląda oszałamiająco. BioWare odwaliło kawał niesamowitej roboty projektując postacie, a także przekuwając te projekty w faktyczne obiekty i animacje. Tu nie chodzi tylko o samą śliczną grafikę, czy niezłą animację postaci. Mówię też o pewnych nieszablonowych pomysłach, jak gładko ogolony krasnolud (tak, jest taki jeden). W tym miejscu twórcy pokazali, że mają jeszcze ikrę i potrafią stworzyć coś z „jajem”. Szkoda tylko, że nie wystarczyło tego na całą grę.
W ślad za wyglądem idzie też oprawa dźwiękowa. Muzyka jest bardzo dobra, a voice acting stoi na niesamowicie wysokim poziomie. Zawsze z lubością słucham wyczynów „podkładaczy”, którzy robią to dla BioWare.
Oczywiście osoby, które wyznają zasadę, iż „Polacy nie gęsi i swój język mają” nie muszą się obawiać. Gra dostała polską wersję językową, jednak jest to wersja kinowa. Czyli poczytamy sobie tylko napisy. Jest tu też mały „zgrzyt”. Otóż to co wybieramy na kole dialogowym, niekiedy nie bardzo odpowiada temu, co wygłasza nasz bohater. Wiele razy miałem odczucie, że zostałem w jakiś sposób oszukany bo wygłoszona przez Hawke’a kwestia różniła się dość znacznie od tego, co sobie wyobrażałem, patrząc na opcje dialogową.
Zakładam, że nie możecie uwierzyć, ile jadu wylałem na nowego Dragon Age’a. No cóż, niektórzy twierdzą, ze jestem już stary i stetryczały i nie wiem, na czym mają mi cztery litery jeździć, jeśli chodzi o cRPG. Mówią, że marzy mi się jakaś utopia, której osiągnąć się nie da. Może i tak jest, i może wylałem litry kwasu na nowe dzieło BioWare. Jednak bez bicia przyznam, że mimo wszystko gra mi się spodobała. Tyle że musiałem najpierw nieco inaczej na nią spojrzeć. Nie jak na spadkobiercę tych wszystkich wielkich tytułów ze stajni BioWare. Nie jak na sequel jednego z najlepszych tytułów cRPG ostatnich lat. Tylko jak na solidny Action cRPG, z niezłą grafiką i opowiadający całkiem ciekawą historię, która stara się nieco odejść od stereotypów. I wtedy Dragon Age II chwycił. Wtedy przestałem się denerwować widząc niektóre rzeczy. Wtedy ocena zaczęła rosnąć. I urosła do 7,5. I szczerze mogę Wam tę grę polecić, z jednym tylko zastrzeżeniem: nie nastawiajcie się na epicką przygodę. Nastawcie się lepiej na dobrą, a miejscami nawet bardzo dobrą grę. Tak po prostu.