Ocena: 9,5
Plusy:
+ klimat
+ śledztwa
+ animacja twarzy
+ tryb Black & White
+ udźwiękowienie
+ i w zasadzie cała reszta
Minusy:
- kilka drobnych błędów
O L.A. Noire usłyszałem jakiś rok temu. Przyznam, ze niespecjalnie interesował mnie ten tytuł, ponieważ wszelkie produkcje opatrzone logiem Rockstar jakoś nie przyciągały mojej uwagi. Gdy jednak było coraz bliżej premiery, szum wokół tej gry był coraz większy i coraz częściej pojawiały się głosy, ze szykuje się nam kolejny hit, gra, przed którą trzeba klęknąć nim się zagra – podjąłem decyzję. Wezmę tę grę do recenzji i bezlitośnie obnażę wszystkie wady i niedociągnięcia. Udowodnię, że lepiej grać w Tetrisa, niż w L.A. Noire.
No cóż…gdyby ta recenzja miała spełniać rolę, o której wspomniałem powyżej, to musiałbym ją już zakończyć. Owszem, znalazłem w grze kilka niedociągnięć, ale były to rzeczy, które nijak nie wpływały na rozgrywkę. A poza tym, najzwyczajniej zakochałem się w L.A. Noire.
Policyjna opowieść…
Bohaterem gry jest niejaki Cole Phelps. Poznajemy go jako policjanta, którego zadaniem jest patrolowanie ulic Los Angeles. Mimo młodego wieku Phelps jest również bohaterem wojennym, odznaczonym Srebrną Gwiazdą. Dla porządku dodam, że L.A. Noire rozgrywa się w drugiej połowie lat czterdziestych XX wieku. Cole Phelps, dzięki swojemu twardemu charakterowi i niesłychanej dociekliwości – a także działaniom gracza – szybko zamieni mundur „krawężnika” na garnitur detektywa i będzie piął się coraz wyżej po drabince awansów w policji L.A. Poznamy uroki pracy w czterech wydziałach: Traffic, Homicide, Arson i Vice (odpowiednio Drogówka, Zabójstwa, Podpalenia i Obyczajówka). Co ciekawe, mimo iż w każdym z wydziałów nasz bohater ma partnera (w Traffic jest to Polak – Stefan Bekowsky), to właśnie on gra pierwsze skrzypce. On zbiera wszystkie dowody, przesłuchuje świadków i sam zgarnia zaszczyty wynikające z dobrze rozwiązanych spraw. Także sam dostaje awans, zostawiając dotychczasowych współpracowników za sobą.
Z czym to się je…
Najczęstszym opisem L.A. Noire, jaki słyszałem przed premierą, było „GTA z Tommy Gunami”. Sugerowało to grę, w której będzie mnóstwo pościgów i strzelanin. Naloty na jakieś meliny, czy ostra walka z gangsterami. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna.
L.A. Noire to przede wszystkim gra przygodowa. Główny nacisk został położony na zbieranie dowodów oraz przesłuchiwanie świadków. Większość czasu spędza się powoli chodząc po miejscu zbrodni, bądź innych ważnych dla dochodzenia miejscach, oglądając każdy możliwy obiekt w poszukiwaniu poszlak. Kiedy już gracz uzna, ze przewrócił każdy możliwy kamień i znalazł wszystko co się dało, przystępuje do przesłuchania potencjalnych świadków.
Nasz bohater zapisuje sobie wszystkie dane w specjalnym kajeciku, do którego zawsze można zajrzeć. Z tego kajecika tez wybiera pytania, jakie chce zadać przesłuchiwanej osobie. Najciekawszym elementem rozmowy ze świadkiem jest jednak ocena prawdomówności naszego rozmówcy. Po każdej odpowiedzi Phelps może zareagować na trzy sposoby, aby spróbować wyciągnąć dodatkowe informacje. Albo uznaje, że przesłuchiwany mówi prawdę, albo poddaje jego słowa w wątpliwość, albo też otwarcie oskarża o kłamstwo. Przy czym w tym ostatnim przypadku należy takie oskarżenie poprzeć jakimś dowodem, który wcześniej został znaleziony.
A na jakiej podstawie można wybrać jedną z tych opcji? To proste. Należy kierować się tym, co wiemy dzięki zebranym dowodom/poszlakom, oraz zwracać uwagę na zachowanie osoby przesłuchiwanej. Zwłaszcza na mimikę twarzy, która w tej grze została oddana perfekcyjnie. Gdy mimo tego gracz jest w kropce, może skorzystać z pomocy, jaką oferują specjalne punkty Intuicji otrzymywane w trakcie gry. Można dzięki nim wyeliminować jedną opcję z oceny prawdomówności, czy też pomóc sobie w szukaniu poszlak. Pamiętajcie jednak, że owych punktów nie ma zbyt wiele.
Miłośników pogoni i strzelanin muszę jednak nieco uspokoić. Te elementy również znalazły swoje miejsce w L.A Noire. Nie jest ich może zbyt wiele, ale zawsze są. Znalazło się nawet miejsce dla wymian ognia rodem z filmów akcji, gdzie mamy przeciw sobie całą „armię” oprychów, a w trakcie strzelaniny demolujemy najbliższe otoczenie. Jednak daje się wyczuć, że to tylko dodatek do gry.
Dość istotną sprawą jest „poziom doświadczenia” naszego bohatera. Za każde dobrze postawione pytanie, czy rozwiązana sprawę, dostaje on doświadczenie, co pozwala mu zyskiwać kolejne poziomy – jest ich maksymalnie 20. Każdy wiąże się z jakąś nagrodą. Zyskać można punkty Intuicji, nowe ubiory, czy dostęp do ukrytych na terenie LA samochodów. Nie jest to może jakiś rewelacyjny system rozwoju postaci, ale daje pewną satysfakcję.
Los Angeles jest piękne o tej porze roku…
W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że gra jest zamknięta w sprawach prowadzonych przez Phelpsa. Niby LA jest duże, ale my jeździmy tylko w miejsca określone przez prowadzoną sprawę – choć oczywiście mamy wolną rękę i w zasadzie możemy jeździć gdzie chcemy. Co jakiś czas na mapie pojawiają się „pospolite” przestępstwa, którymi możemy się zająć. Nie ma jednak ciśnienia. Gdy zamkniemy wszystkie sprawy w danym wydziale, dostajemy możliwość swobodnej jazdy po mieście w ramach tego wydziału i zajęcia się wszystkimi przestępstwami „pobocznymi”, jakie zostały do niego „przypisane”. Tak jest, w trakcie, gdy Phelps pracuje w jakimś wydziale, w LA może pojawić się tylko określona liczba takich przestępstw.
Dodatkowo, podczas „Free Ride” można szukać trzech rodzajów znajdziek rozrzuconych w grze. Złotych taśm filmowych, ukrytych samochodów i znanych budowli. Czwarty rodzaj znajdziek został ukryty w prowadzonych przez Phelpsa sprawach. Są to gazety, z których możemy poznać bardzo ciekawa historię. Polecam ich szukanie i „czytanie”.
Kilka spraw technologicznych…
Przy opisywaniu L.A. Noire nie da się załatwić kwestii grafiki prostym „Jest dobrze”. A to dlatego, że ze względu na zabawę w przesłuchania, ludzie z Team Bondi postanowili do perfekcji dopracować mimikę twarzy postaci. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Patrząc na twarze postaci miałem wrażenie, że oglądam filmzamiast gry. Nie mówię już o doskonałym dopasowaniu ruchu warg do wypowiadanych słów. Tam wszystko jest rewelacyjne. Uśmieszki, delikatne grymasy, zmrużenia oczu, marszczenie czoła. To jest zupełnie nowa jakość. Cała reszta animacji też stoi na wysokim poziomie, choć były momenty, gdy miałem wrażenie, iż w porównaniu do twarzy reszta ciała jest sztuczna i sztywna.
Niezłą robotę wykonali też ludzi odpowiedzialni za stworzenie Los Angeles. Tu mogę wierzyć tylko na słowo, że miasto zostało odtworzone wiernie na podstawie zdjęć z tamtego okresu. Każdy budynek, czy ulica są takie, jak w drugiej połowie lat czterdziestych ubiegłego wieku.
Powinienem tez powiedzieć coś o barwach, ale w kolorze rozegrałem tylko pierwszą „misję” Phelpsa jako „krawężnika”. Od drugiej misji grałem z włączonym trybem Black & White. To jest niesamowite, ale L.A. Noire nic nie traci, gdy gra się w nią na „czarno-biało”. Wręcz przeciwnie, zyskuje tony klimatu. Kilka razy w ciągu gry włączałem sobie kolor, tak dla próby, ale po kilku chwilach wracałem do czerni i bieli. To nie tak, że kolory są brzydkie. Po prostu ten tryb bardziej pasuje mi do tego tytułu.
Udźwiękowienie nie odstaje od oprawy graficznej. Głosy aktorów dobrano świetnie. Ani razu nie miałem wrażenia, ze nie pasują do osoby. W trakcie jazdy samochodem z radia lecą kawałki charakterystyczne dla tamtego okresu. To niezła odskocznia od tych wszystkich ostrych i popowych utworów, jakie królują w obecnych produkcjach.
Ważną informacją dla wszystkich chętnych jest to, że gra została wydana w angielskiej wersji językowej. Nie ma nawet polskich napisów. Jest to o tyle istotne, że język użyty w grze nie należy do najprostszych. Jest wiele zwrotów idiomatycznych i sporo niuansów, których można nie wyłapać znając angielski na bardzo podstawowym poziomie.
Zgrzyty…
Założeniem tej recenzji było zmiażdżenie L.A. Noire. Tymczasem, to gra zmiażdżyła mnie. Co prawda znalazłem kilka błędów, ale nie było to nic, co wpływało znacząco na rozgrywkę.
Kilka razy mój partner dostawał małpiego rozumu w trakcie strzelaniny i nie dość, że sam wystawiał się na ogień przeciwników, to jeszcze skutecznie blokował mi linię strzału. Zdarzyło się też, że dwa razy wysłuchałem fabularnego dialogu tylko dlatego, że przez chwilę sam jechałem na miejsce przestępstwa, a po chwili wysiadłem i dałem prowadzić partnerowi.
Utrapieniem są też inni uczestnicy ruchu. Zarówno ci piesi, jak i zmotoryzowani. Podczas pościgów, potrafią sprawić więcej problemów niż uciekający nam zbir. Ponoć w trakcie pościgu samochodem pomaga włączenie syreny. Często jednak wycie policyjnego auta było radośnie ignorowane przez mieszkańców Los Angeles.
Case closed…
L.A. Noire okazało się wymarzonym debiutem dla Team Bondi. Okazało się też, że Rockstar ma wyczucie i jeśli daje gdzieś swoje logo, to ta produkcja jest co najmniej bardzo dobra, a w większości przypadków rewelacyjna. Gra jest niezwykła i pełna smaczków. Na przykład, po zakończeniu kilku spraw, zauważyłem dziwne notki, mówiące, że gdybym gdzieś pojechał, albo zrobił coś szybciej, to coś by się stało. Zaintrygowany poszperałem w sieci i znalazłem filmik pokazujący ujęcie mordercy w jednej ze spraw. Sprawca był oczywiście ten sam, ale scena jego aresztowania miała miejsce zupełnie gdzie indziej, niż gdy ja go dopadłem. To sprawia, że będę grał kilka spraw jeszcze raz, aby sprawdzić prawdziwość owych notek. Czyżby niewielki powiew nieliniowości?
W zasadzie nie ma co dalej strzępić klawiatury. W L.A. Noire zagrać trzeba i basta. Osobiście czekam z utęsknieniem na ponowne otwarcie PS Store, aby móc dobrać się do DLC z nowymi sprawami dla Phelpsa. Zbieranie ukrytych zabawek w LA jest przyjemne, ale dochodzenia są prawdziwa przyjemnością.