Ocena: 9,0
Plusy:
+ polska wersja językowa
+ kapitalny voice acting
+ rewelacyjna oprawa graficzna
+ bardzo dobre wykorzystanie dodatkowego sterowania PS Vita
+ po prostu świetna gra
Minusy:
- brak trybu wieloosobowego
Przyznam bez bicia. Nie byłem fanem serii Uncharted na PS3. Doceniałem jej istnienie, ale sama gra jakoś nie przypadła mi do gustu. Za dużo było dla mnie skakania, wiszenia na krawędziach i wyszukiwania ścieżek wspinaczki. Z jedynki zagrałem kilka rozdziałów, dwójkę ledwo odpaliłem, trójki nawet nie tknąłem. Ale nagle dostałem Uncharted: Złota Otchłań na PS Vita. I moje życie się zmieniło.
Uncharted: Złota Otchłań opowiada o wydarzeniach, które miały miejsce przed fabułą części pierwszej. Nathan zostaje namówiony przez swojego kumpla, niejakiego Jasona Dante, na wyprawę, która ma wyjaśnić tajemnice masakry hiszpańskich wojsk sprzed jakichś 400 lat. Oczywiście Nathanowi nie będzie dane spokojnie pokopać w ziemi, czy podkurzać znalezionych tu i ówdzie starożytnych fantów. Zamiast tego znajdzie się w dość popapranej sytuacji, gdzie zamiast łopatki i pędzelka częściej będzie musiał sięgnąć po broń, a umiejętności ratowania własnego (a niekiedy cudzego) tyłka okażą się niezbędne.
Już pierwsze zetknięcie z grą powala. Przed Złotą Otchłanią uruchamiałem inne gry na PSV i choć wyglądały ładnie, to jednak nie powodowały u mnie opadu szczęki. Jednak przenośny Uncharted wygląda jak to, co można było zobaczyć na telewizorach, gdy startowała Playstation 3. Grafika, kolory, animacje, to wszystko po prostu zapiera dech w piersiach. Mam wielką nadzieję, że Bend Studios nie wycisnęli z PSV wszystkiego co się dało, bo dzięki temu mamy szansę zobaczyć oś jeszcze ładniejszego. Choć nie wiem, czy jest taka potrzeba.
Główna mechanika gry jest taka, jaka była w Drake’s Fortune. Są chwile, kiedy biegamy, skaczemy, zwisamy i wspinamy się. A są też momenty kiedy wywalamy kilogramy ołowiu w różnych wrogów, chowając się na różnymi osłonami, albo zwisając z jakichś klifów, czy innych dziwnych miejsc. Jednak twórcy w tych dwóch zdawałoby się prostych mechanizmach, znaleźli miejsca, w których dało się wykorzystać dobrodziejstwa PS Vita.
I tak, w trakcie naszych wędrówek, zamiast dokładnie wymierzać skok, wystarczy stuknąć palcem w docelową półkę skalną, czy podest. Draka sam skoczy w odpowiednim momencie, tak, aby bez problemów dostać się na miejsce. Jeśli w trakcie wspinaczki musimy po kolei przeskoczyć po kilku krawędziach, wystarczy przeciągnąć po nich palcem (w odpowiednim kierunku i kolejności), a nasz bohater sam dzielnie poprzeskakuje gdzie trzeba. Jednak to tylko swego rodzaju ułatwienia. Dotykanie i smyranie ekranu wykorzystano jeszcze w innych miejscach.
A mianowicie w różnych zagadkach. Nie raz przyjdzie nam wykonać odrys węglem drzewnym. Dostajemy czysta kartkę i smarujemy paluchem po ekranie, tak jakbyśmy rysowali kawałkiem węgla. Innym znów razem trzeba poprzesuwać kawałki układanki na swoje miejsce. Albo pobawić się w czyszczenie znalezisk z brudu, aby odkryć jakieś symbole. Musimy wtedy nie tylko smyrać palcem po ekranie, by usunąć brud, ale i używać tylnego touchpada do obracania przedmiotu. Dotyk wykorzystano też w trakcie walki wręcz. Należy albo stukać w ekran by zadać prosty cios, a przy „finiszerach” musimy przeciągnąć palcem w kierunku pokazanym przez strzałkę. Takie przeciąganie funkcjonuje też w momencie, gdy musimy wyciąć sobie maczetą drogę przez bambus, czy jakieś płachty. Takie rozwiązania zdecydowanie umiliły mi grę i stanowiły oderwanie od monotonnego machania malutkimi analogami i wciskania przycisków.
Jednak ważne jest to, iż większość sterowania dotykowego jest jedynie opcją, gdyż to samo można zrobić „tradycyjnie”, czyli analogami i przyciskami. To bardzo istotne, bo przecież nie każdy będzie miał ochotę na eksperymenty ze sterowaniem. Dobrze, że pozwolono w tej materii graczom wybierać, jak chcą zrobić pewne rzeczy.
Jak na mój gust w Złotej Otchłani dość dobrze wyważono proporcje między fragmentami wspinaczkowymi, a strzelanymi. Te drugie są zresztą dość zróżnicowane. Stajemy naprzeciw różnych wrogów, mniej lub bardziej odpornych, z lepszym lub gorszym uzbrojeniem. Nathan Drake będzie mógł sam skorzystać z kilku rodzajów uzbrojenia. Różne pistolety, karabiny, snajperki, a nawet stacjonarne wieżyczki. Oczywiście nie można nosić przy sobie nie wiadomo jakiego arsenału. Jedna broń długa, jedna krótka i granaty. To jednak wystarczy, choć czasem ciężko wybrać, czy zostawić kałacha i wziąć shotguna, czy jednak nie.
Uncharted: Złota Otchłań jest pozbawiona trybu wieloosobowego. Nie wiem, czym było to podyktowane, jednak podejrzewam, że fani serii mogą czuć pewien niedosyt. Z tego co wiem – a co powiedział mi znajomy uwielbiający „duże” przygody Nathana Drake’a – tryb sieciowy na PS3 cieszy się sporym powodzeniem i wiele osób bawi się online. Dlatego jeśli te osoby kupią Złotą Otchłań, mogą być „lekko” zawiedzeni.
Wspominałem już na początku o kapitalnej oprawie graficznej Uncharted: Złota Otchłań. Nie sposób zapomnieć o oprawie dźwiękowej. I nie mam tu na myśli muzyki, czy dźwięków tła, które są naprawdę dobre. Chodzi mi o voice acting. Jak było wiadomo, Złota Otchłań została przez polski oddział SCE w pełni zlokalizowana. A co za tym idzie oprócz napisów, usłyszymy też polskie głosy. W role Nathana Drake’a wcielił się niezawodny Jarosław Boberek. To co robi ten człowiek jest dla mnie mistrzostwem świata. Nie ma dukania, czytania z kartki, czy odwalania fuszerki. W roli partnerki Drake’a (choć lepsze określenie, to towarzyszka) Marisy Chase, wcieliła się Dorota Gardias i muszę przyznać, że też stanęła na wysokości zadania. Co prawda momentami słychać było drobne zachwiania, to w ogólnym rozrachunku nie ma się do czego przyczepić. Reszta obsady zagrała swoje role na poziomie co najmniej poprawnym, dzięki czemu całej gry słucha się z prawdziwą przyjemnością. Wielki plus dla nich i dla polskiego oddziału SCE.
Na samym początku napisałem, że „duża” seria Uncharted nie trafiła w moje gusta. Przyznam tu, że do wersji przenośnej tez podchodziłem jak pies do jeża (ale nie do słynnego obecnie Mięsnego Jeża). Gra jednak w niesamowity sposób mnie urzekła. Grało mi się w nią fantastycznie. W ogóle nie czułem tych mankamentów, które odrzuciły mnie od wersji na PS3. Co więcej, Złota Otchłań całkowicie zrewidowała moje poglądy na tę serię i to tak mocno, że po zakończeniu zabawy na PS Vita, natychmiast skompletowałem Drake’s Fortune, Among Thieves i Oszustwo Drake’a z mocnym postanowieniem przejścia ich od początku do końca. Dlatego moja ocena jest oceną człowieka, który właściwie z Nathanem spotkał się po raz pierwszy. Osoby, które zjadły zęby na poprzednich częściach mogą odebrać Złotą Otchłań nieco inaczej, więc weźcie na to poprawkę.