feat - halo

Halo 4 – recenzja gry

Ocena: 10,0

Plusy:
+ fantastyczne projekty świata i przeciwników
+ wsparte doskonałą oprawą audio i wideo
+ trzy potężne tryby gry
+ fenomenalna SI wrogów
+ spory ruch w sieci
+ darmowy, pierwszy sezon Spartan Ops
+ pełna polska lokalizacja
+ fabuła

Minusy:
- nie każdemu spodoba się stylistyka


W końcu się doczekałem. Od pierwszej zapowiedzi Halo 4, która niespodziewanie uderzyła w dziennikarzy zgromadzonych na ubiegłorocznych targach E3 w Los Angeles, wiedziałem, że szykuje się jedna z najważniejszych premier w historii konsoli Xbox 360. Nowa trylogia, nowy developer i nowy kompozytor ścieżki dźwiękowej – wszystkie te niewiadome w absolutnie żaden sposób nie wpłynęły na mój niezdrowy entuzjazm. Liczył się tylko Master Chief, którego powrót zapowiedziano z wielką pompą. Czy udany? Zapraszam do lektury recenzji.

O co takie wielkie halo?

Fenomen serii Halo jest niezwykle trudny do wytłumaczenia. Z jednej strony mamy do czynienia z żołnierzami odzianymi w pancerze a’la Power Rangers, broń strzelającą różowymi szpikulcami i zabawne okrzyki przedstawicieli rasy Unggoy, które przypominały skutki nadmiernego zachłyśnięcia się helem. Po drugiej stronie stoi świetne i przemyślane uniwersum, kapitalna warstwa audio, fenomenalne SI wrogów, a także niesamowicie wciągające tryby multiplayer. W zasadzie to tylko jedna rzecz była w stanie pogodzić entuzjastów z krytykami – oprawa graficzna. O ile dwie pierwsze odsłony z Xboxa prezentowały wysoki poziom na tle nikłej konkurencji, tak kolejne części, wydane już na X360, wyraźnie trąciły nieświeżością. W dobie tuzów graficznych pokroju Killzone 3, Crysis 2 i Battlefield 3, seria Halo nie miała się czym za bardzo chwalić. Nawet Halo: Reach, którym Bungie (twórcy serii) żegnało się z Microsoftem, nie pokazało mocy układów drzemiących w trzysta sześćdziesiątce. Niestety, do gatunku FPS przylgnęła etykieta tytułów, w których spektakularna oprawa stanowiła jeden z głównych atutów, wobec czego seria często wyśmiewana była przez malkontentów. Zwłaszcza tych, którzy nigdy nie mieli z nią do czynienia.

Zmiana warty.

Bungie przeniosło się pod skrzydła Activision-Blizzard. Czy bezpieczne? O to powinniśmy spytać byłych pracowników studia Bizarre Creations, które po dwóch wpadkach zostało definitywnie przez prezesa Kotticka zamknięte. To jednak mało istotna kwestia. Najważniejsze, że prawa do marki Halo pozostały w rękach Microsoftu i nie spotkał jej los Project Gotham Racing, czyli niebyt. Nowe, wewnętrzne studio 343 Industries zostało utworzone tylko po to, by sprawować pieczę nad serią, a także wszystkimi projektami z nią związanymi – książkami, figurkami, komiksami itp. Swą pracę rozpoczęli od przejęcia Halo Waypoint, będącego swoistym hubem dla miłośników uniwersum, pełnym statystyk, materiałów wideo i masy przydatnych informacji. Pierwszym dużym projektem było Halo Combat Evolved: Anniversary, czyli odświeżona do dzisiejszych standardów część pierwsza sagi. Główne siły przerobowe 343I skierowane jednak były do prac nad Halo 4, a rocznicowa edycja powstała w zewnętrznym studiu Saber Interactive, znanym choćby z TimeShift i Inversion. Obawy fanów wzbudzało przede wszystkim odejście Bungie, które stworzyło aż pięć odsłon serii – Halo Combat Evolved, Halo 2, Halo 3, Halo 3 O.D.S.T. i wspomniane już wcześniej Halo: Reach. Każdy kolejny tytuł stanowił wyraźny krok do przodu, tak w kwestii podejścia do mechaniki rozgrywki, jak i oprawy, czy narracji. Porzucenie tych wszystkich dokonań wydawało się być szaleńczym krokiem, lecz stosunki Bungie z Microsoftem nie układały się w ostatnich latach najlepiej. Kilku pracowników studia wyłamało się i opuściło Bungie na rzecz formowanego 343 Industries, a jednym z nich był Frank O’Connor, który stanął na czele zespołu odpowiedzialnego za Halo 4. Założenia były zacne – więcej, lepiej i ładniej. Cliffy B. ubrałby to w zapewne mniej cenzuralne słowa, ale taki już jego urok. Oby odnalazł się poza Epic.

Ruszyła wojenna maszyna.

Marketing Halo 4 ruszył z pełną pompą. Internetowy, pięcioodcinkowy serial Forward Unto Dawn, atakujące zewsząd materiały prasowe i spora ilość informacji, które kazały myśleć o grze tylko w jeden sposób – będzie wielka. Nie ukrywał tego także Microsoft, który odpuścił trochę Kinecta i skoncentrował się na jak najlepszej promocji gry 343 Industries. Odliczanie dni do hucznej premiery zostało zakończone, a Halo 4 ruszyło na podbój rynku. Czy mamy zatem do czynie z obiecywaną nową jakością, czy też tylko standardowym sequelem?

Trzy gry w jednej.

Zacznijmy od trybu kampanii, która kontynuuje losy głównych protagonistów serii, czyli Master Chiefa i Cortany. Nie będę rozwodził się przesadnie nad fabułą, bo warto samemu poznać jej meandry. Przyznam jednak, że jest ciekawie skontrowana i stanowi nowy rozdział w historii serii. Od zakończenia Halo 3 minęły ponad cztery lata, w trakcie których bohater przemierzał przestrzeń kosmiczną we wraku statku Forward Unto Dawn. Z kriogeniczny snu budzi go Cortana i oboje stają się świadkami wtargnięcia sił Przymierza na pokład. Master Chief, ze znaną sobie gracją, rusza do walki, która kończy się w studni grawitacyjnej sztucznej planety Requiem. Tam staje twarzą (w zasadzie to kaskiem) w twarz z nowym zagrożeniem – legendarnym generałem armii Prekursorów, Dydaktem, który poszukuje artefaktu zwanego Konstruktorem. Requiem nie jest jedynym miejscem akcji, ale nie będę więcej zdradzał. Powiem tylko tak – nowi wrogowie, dynamiczne akcje i trwający blisko osiem godzin główny wątek. Fabuła przedstawiona została przy pomocy efektownych scen przerywnikowych, jednak dużo informacji uzyskać można dzięki dialogom Chiefa z Cortaną. Tryb kampanii daje możliwość przetestowania nowości, jakimi uraczyli nas twórcy. Oprócz klasycznego wyposażenia UNSC (uwzględniającego nowe zabawki), dostępna jest także broń Przymierza (niesławne blasterki), oraz Prekursorów – efektowne projekty karabinów robią kolosalne wrażenie, a ich działanie zbliżone jest do klasycznego uzbrojenia ludzkości.

Kolejne warianty rozgrywki kryją się w menu Infinity, będącym w istocie zakamuflowanym trybem wieloosobowym. Co ciekawe, autorzy uzasadnili istnienie takowego fabułą, której bohaterami są zmodyfikowani genetycznie Spartanie czwartej generacji. Akcja rozgrywa się już po wydarzeniach przedstawionych w kampanii, a bratobójcze walki uzasadnione są istnieniem specjalnego cyklu treningowego. Cóż zatem czeka na żądnych nowych wrażeń graczy?

War Games to klasyczny multiplayer, który zawsze był mocną stroną gier z serii Halo. Na trzynastu mapach rozegrać można jeden z wielu przygotowanych przez 343 Industries trybów – przede wszystkim Slayer, który umożliwia klasyczny deathmatch w drużynach 4vs4, lub 8vs8, uwzględniając wsparcie zaopatrzenia, lecz także umożliwiając grę dla bardziej wymagających gracy (Pro i SWAT). W dalszej kolejności wymienić można standardy gatunku, czyli Capture The Flag, Dominion i King of the Hill. Wisienką na torcie są pozostałe warianty – Flood, Grifball, Oddball, Regicide, oraz Extraction. Reguły każdego z nich są zgoła odmienne i uwzględniają zarówno strzelanie, jak i mutacje gier piłkarskich.

Teoretycznie można by było zakończyć opis atrakcji czyhających na posiadaczy Halo 4, jednak Microsoft przygotował jeszcze jedną, wyjątkowo smakowitą niespodziankę. Jest nią tryb Spartan Ops, będący serią krótkich i treściwych misji, które spięto klamrą fabularną. Umożliwiają one grę zarówno samotnikom, jak też w kooperacji i to właśnie ten wariant polecam najbardziej. Spartan Ops udostępniono na zasadzie serialu, którego kolejne epizody ściągniemy z sieci. Pierwszy sezon składać się ma z 10 odcinków, a w każdym do wykonania czeka pięć zróżnicowanych zadań. Mamy zatem 50 misji, które, wedle słów twórców, udostępnione zostaną za darmo. Daje to około 12 dodatkowych godzin zabawy, a popularność tego rozwiązania zaowocować ma w przyszłości kolejnymi sezonami, które najprawdopodobniej będą już udostępniane odpłatnie.

Nie mogło także zabraknąć klasycznych trybów Theater i Forge, które umożliwiają oglądanie powtórek rozegranych meczów i tworzenie własnych aren. Edytor został znacznie usprawniony względem poprzednich odsłon Halo, dzięki czemu tworzenie map jest teraz znacznie przyjemniejsze i mniej pracochłonne.

Wyniki osiągane zarówno w War Games, jak i Spartan Ops, nagradzają punktami doświadczenia, które przekładają się z kolei na awans naszego żołnierza. Umożliwia on odblokowanie nowych pakietów uzbrojenia, konfiguracji pancerza, a po przekroczeniu 50 poziomu daje możliwość zmiany specjalizacji. Doświadczenie wpada też za zaliczanie cyklicznych wyzwań, które związane są z naszą efektywnością na polu walki.

Nowe szaty króla.

343 Industries od samego początku zapewniało, że zamierzają wykorzystać sprawdzony, stary silnik, poddany oczywiście sporym modyfikacjom. Z jednej strony to dobrze, bo całkowita przesiadka mogłaby zachwiać balansem cenionej od lat mechaniki gry, jednak z drugiej przychodziły obawy co do prezencji Halo 4. Silnik Halo: Reach też poddany został gruntownej modernizacji i chociaż gra prezentowała się bardzo dobrze, to do czołowych hitów z PS3 było jej w tym aspekcie daleko. Moje niepokoje rozwiane zostały na tegorocznych targach E3, na których to Microsoft pokazał fragmenty właściwej rozgrywki. Powiem krótko – pierwsze myśli po odpaleniu Halo 4 dotyczyły włamania, jakie miało chyba miejsce w moim mieszkaniu. Ktoś niepostrzeżenie musiał wymienić w mym X360 podzespoły graficzne, starannie zacierając ślady ingerencji. Halo 4 wygląda wprost fenomenalnie i aż ciężko uwierzyć, że hula na tej samej konsoli, co ostatnie cztery odsłony. Różnica pomiędzy trzecią, a czwartą częścią jest większa, niż pomiędzy trójką, a protoplastami z pierwszego Xboxa. Przede wszystkim stworzono nowe modele postaci, obdarowane niezliczoną ilością detali, takich jak łuski, zęby, gadzie oczy, chromowane pancerze i cała masa innych smaczków graficznych. Największa ewolucja dosięgła ludzi, których twarze i mimika zachwycają w równym stopniu, co w L.A. Noire. Ciężko odróżnić przerywniki liczone na silniku gry z prerenderowanymi animacjami, które sporadycznie są wyświetlane. Powiedziałbym nawet, że w wielu momentach wstawki na silniku prezentują się ładniej, ponieważ brak w nich jakiejkolwiek kompresji, mają wyższą rozdzielczość i wyświetlane są z większą płynnością. Wrażenie robią detale pokroju drgającego powietrza przy silnikach Pelikanów, czy też łuna otaczająca statek Dydakta. Otoczenie przygotowano z olbrzymim przywiązaniem do szczegółów, zarówno wnętrz statków i budowli, jak też otwartych terenów Requiem, a wrażenia wizualne potęgowane są przepiękną grą świateł. Flary odbijające się w wizjerze kasku Master Chiefa, promienie słoneczne przebijające się znad horyzontu, czy też rozbłyski towarzyszące wybuchom i strzałom. Nie mam w zasadzie żadnych zastrzeżeń. Może rozdzielczość tekstur nie należy do wybitnie wysokich, a czasami widać drobne przekłamania w geometrii – mimo tego Halo 4 i tak jest bez wątpienia najładniejszym przedstawicielem gatunku FPS na X360, stając bez kompleksów do rywalizacji z największymi tuzami graficznymi. W dużej mierze braki techniczne nadrabiają fenomenalne projekty odwiedzanych światów, których nie da pomylić się z niczym innym. W tym przypadku Halo zawsze miało się czym chwalić.

Znakiem rozpoznawczym Halo była zawsze oprawa muzyczna. Martin O’Donnell i Michael Salvatori stworzyli fenomenalny soundtrack, którego orkiestrowo-elektroniczne dźwięki fantastycznie zagrzewały do boju i idealnie podkreślały wydarzenia dziejące się na ekranach telewizorów. Niestety, duet ten opuścił Microsoft wraz z pozostałymi pracownikami Bungie i wiadomym było od samego początku, że skomponowaniem muzyki zajmie się ktoś zupełnie inny. Wybór padł na Neila Davidge’a, brytyjskiego kompozytora i producenta, znanego ze współpracy z bristolskim zespołem Massive Attack. Davidge miał własną wizję pracy i przygotował całkiem nowe motywy muzyczne, które zachowują charakter serii, trzymając się jednocześnie z dala od dokonań wspomnianego duetu. Więcej jest niepokojących, elektronicznych kaskad dźwięków, niż pompatycznych, marszowych melodii z gitarami elektrycznymi w tle. Płyta ze ścieżką dźwiękową od prawie dwóch tygodni kręci się w napędzie mojej wieży i zdążyłem się już oswoić z nowymi motywami. Im dłużej jej słucham, tym większy podziw wzbudza we mnie praca nowego kompozytora. Muzyka jest inna, jednak to w dalszym ciągu jeden z najlepszych soundtracków w historii gier. Nie dziwi zatem jego obecność na listach Billboardu. Absolutna pierwsza klasa.

Efekty dźwiękowe także zostały przygotowane od nowa. Wystrzały brzmią teraz bardziej dosadnie, podobnie jak wybuchy, odgłosy kroków i przede wszystkim dialogi. Tutaj polski oddział Microsoftu stanął na wysokości zadania i przygotował pełną lokalizację tytułu. Pojawiająca się gdzieniegdzie krytyka polskiego dubbingu jest moim zdaniem całkowicie bezpodstawna – może i Jacek Rozenek lepiej się sprawdza w roli Geralta w cyfrowej adaptacji prozy Andrzeja Sapkowskiego, ale jako Master Chief nie brzmi znowu tak źle. Ważne, że nasz rynek przestał być traktowany po macoszemu, a miłośnicy oryginalnych głosów zawsze mogą nabyć wersję anglojęzyczną.

Podsumowanie.

Halo 4 w idealny sposób łączy dokonania swych wielkich poprzedników z nowoczesną formą audiowizualną. W żadnym innym tytule walka nie sprawiła mi tyle frajdy, co tu. Fenomenalna SI przeciwników (polecam granie na poziomie Heroic, lub Legendary), którzy korzystają z osłon, przegrupowują się i robią wszystko, by zajść gracza od tyłu. Mała ilość użytych skryptów świadczy o ogromie pracy włożonej w linijki kodu. Przytłacza ogrom rozmaitej broni i pojazdów, którymi można kierować – są wśród nich czołgi, nieśmiertelne Warthogi, pojazdy Przymierza (zarówno naziemne, jak i latające). Jednym słowem, mamy w zasadzie wszystko, co potrzebne do zatrzymania przed konsolą na długi czas. Dodać do tego należy fantastyczny multiplayer, który koncentruje się tylko na walce – bez zbędnego podziału na medyków, inżynierów i żołnierzy. Czysta przyjemność podana w oprawie godnej roku 2012. Zastanawiałem się sporo nad oceną i przypomniałem sobie podobne rozterki, towarzyszące mi podczas recenzowania Forza Motorsport 4. Dziesiątkę uzasadniałem wtedy doskonałym wyglądem tych flagowych wyścigów, masą trybów gry i ogólnym rozmachem, z jakim została stworzona. W przypadku Halo 4, mamy do czynienia z takimi samymi atutami. Grafika stanowi już chyba kres możliwości X360 i prezentuje się nadzwyczajnie, zachwycając ilością detali i płynnością animacji. Dźwięk to najwyższa z możliwych półek, a zawartość menu głównego mogłaby wystarczyć na kilka konkurencyjnych tytułów. Spora i emocjonująca kampania, rozbudowane multi i przede wszystkim Spartan Ops, stanowiący idealny pomost pomiędzy dwoma głównymi trybami.

Osobom, które nie miały dotychczas okazji zapoznania się z tym przeogromnym uniwersum, polecam rozpoczęcie swej przygody właśnie od pełnoprawnej, czwartej części. Fabuła startuje tutaj z nowymi wątkami, a w trakcie pierwszej misji na Forward Unto Dawn można znaleźć terminal, w którym streszczono poprzednie wydarzenia. Halo 4 jest z całą pewnością najmniej infantylną i najbardziej przystępną odsłoną serii, więc jeśli się Wam spodoba, to poprzednie części pochłoniecie bez większych zgrzytów. Absolutny geniusz studia 343I i murowany kandydat do najlepszej gry tego roku.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze