Podstawowa wersja Diablo 3 okazała się dla mnie swego rodzaju rozczarowaniem, gdyż po 10 latach oczekiwania liczyłem na dużo więcej. Wad było wiele – nie możność swobodnego teleportowania się między aktami, pozbawiony klimatu czat ogólny, fatalny system zdobywania przedmiotów czy zniesławiony dom aukcyjny. Cóż… stare polskie porzekadło rzecze „nie ma tego złego”. Dopiero przy najnowszym rozszerzeniu do Diablo 3 zrozumiałem, że coś w tym jest.
Hrabina, Andariel, Rada, Mefisto, Diablo, Baal…
Każdy weteran Diablo 2 z dodatkiem Pan Zniszczenia z pewnością zrozumie, o co chodzi w podtytule. Taką bowiem rundkę podczas jednej gry wykonywali gracze z całego świata, z nadzieją na znalezienie niesamowitych skarbów. Nie udało się? Zakładam grę od nowa i robie to, aż do skutku. W trzeciej części Diabełka tego zabrakło – żeby pójść na kilku bossów z różnych aktów, trzeba było za każdym razem tworzyć nową rozgrywkę, co było niezwykle irytujące. Może sam Bobby Kotickk był tym zażenowany, toteż w rozszerzeniu pojawił się znakomity tryb przygodowy. Dzięki niemu możemy swobodnie eksplorować świat sanktuarium, zbierając różne zlecenia i szukając przedmiotów podczas jednej sesji, a nie tysiąca różnych.
Loot 1.0 jest DO BANI
Niesamowitą udręką w Diablo 3 był system lootu. Znalezienie przedmiotu legendarnego bądź „zielonego” (czyli z zestawu), graniczyło niemalże z cudem, a ponadto doszło do niezwykle absurdalnej sytuacji. Chodzenie na Najwyższych Złych było bezsensowne – większe szanse na znalezienie czegokolwiek interesującego mieliśmy walcząc z losową grupą potworów na polach przed Nowym Tristram, niż pokonując nawet samego Diablo! Mimo, iż zaliczyłem grę na wszystkich poziomach trudności moją niestrudzoną Barbarzynką, po pewnym czasie przyszło zupełne znużenie. Jaki sens miała gra, skoro dosłownie wszystkie moje przedmioty, były kupione od innych graczy?
O Enigma N HRS
Jedną z magicznych rzeczy w DII, która przykuwała mnie do monitora na długie godziny, był pozornie zwykły system handlu. Dwa okienka, do których dwaj gracze wstawiają przedmioty, które chcą wymienić/sprzedać. Z tym, że główną walutą nie było złoto (które było niemalże bezwartościowe), a runy. W tym systemie było coś magicznego, bowiem każda runa była więcej lub mniej warta, a negocjacje odbywał się w samej grze i targowania się czasem nie było końca. Jak się zapewne domyślacie, pozornie postępowy Blizzard dotknął również tego aspektu.
Niestety. W grze zastosowano dobrze znany z World of Warcraft dom aukcyjny, dostępny dla wszystkich graczy. Runy zostały zastąpione przez złoto, a jakby tego było mało, oprócz waluty wirtualnej, wprowadzono możność opłacania przedmiotów za gotówkę. Prawdziwą, w funtach lub „ojro”. Efekt tego był fatalny – gracze przestali handlować bezpośrednio między sobą, wystawiali przedmioty na aukcji i wyruszali ku przygodzie. W związku z tym zabrakło elementu negocjacji – dajesz milion/3 funty albo spadaj na drzewo. Jako ciekawostke dodam, że niektórzy zarabiali tym na życie – była to dla nich regularna praca. Ciekawe, co robią teraz, dom aukcyjny został bowiem na stałe zamknięty i w końcu znów można „się z kimś dogadać”.
Wyp^$#&# Ch$%&
Kolejną rzeczą, której mi w Diablo 3 brakuje jest żywy czat. Nigdy nie zapomnę tych dialogów typu:
– Co dostanę za eth Infinity? – pyta zagubiona amazonka
– Worek ziemniaków – odpowiada mu inny bohater
Ludziom, patrzącym trochę z boku może się to wydać dziwne i niezrozumiałe, ale na samym czacie można było spędzić 1/3 czasu, który poświęcało się na grę. Dlaczego? Otóż miało się wrażenie, jakby po ciężkich bojach z niezliczoną ilością demonów, weszło się do karczmy napić zimnego piwka z takimi jak my. Ustawić się na handel, duel czy po prostu pogadać. Niekoniecznie o Diablo. Na dole ekranu widoczna była istna rewia mody – początkujących, słabszych graczy do najlepszych wymiataczy, którzy grę przechodzili z zamkniętymi oczami.
All life must end…
Czymże w końcu jest ten felieton? Pewną lekko abstrakcyjną formą przypomnienia sobie sporego okresu dzieciństwa i młodości. Ponadto wraz z przyjściem Żniwiarza Dusz, wiele w epickim, magicznym świecie Sanktuarium wraca na odpowiednie tory. Śmiem nawet twierdzić, że RoS to swoisty powrót do korzeni. Panowie i panie z Zamieci popełnili kilka znaczących błędów przy podstawowej wersji, ale hej… In Blizzard we trust.