World of Warships: Legends opuścił wreszcie burzliwe wody wczesnego dostępu i skierował się ku portom PS4 i XBO. Weterani bitew morskich rozgrywanych na PC mogą przeżyć spore zaskoczenie: nie jest to tytuł, który tak dobrze znają. Mimo, że podstawy rozgrywki praktycznie się nie zmieniły, dokonano wielu modyfikacji, które wpłynęły na efekt końcowy.
Młodym kapitanom, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z okrętami, pozwolę sobie przybliżyć w wielkim skrócie czym jest World of Warships: Legends. Sercem całej gry jest pojedynek dwóch drużyn składających się z dziewięciu zawodników. Każdy gracz ma do dyspozycji trzy rodzaje okrętów: niszczyciel, krążownik lub pancernik. Można również wybrać pod jaką banderą: japońską, amerykańską, brytyjską lub rosyjską będziemy przemierzać bezkresy wód. Dla wyrównania szans okręty dobierane są z porównywalnych „tierów”, a drużyny posiadają jednakową liczbę określonych typów – najwięcej krążowników i po kilka niszczycieli oraz pancerników. Nie uświadczymy tutaj, niestety, najpotężniejszych okrętów znanych z naszej historii np. Bismarcka czy Yamato. Filozofia przyświecająca tworzeniu rozgrywki, czyli szybkich i intensywnych walk na morzu czy oceanie, wyklucza z zabawy tego typu jednostki.
Na 15 mapach bitwy toczą się do czasu zatopienia wszystkich sił jednej ze stron, zdobycia bazy nieprzyjaciela czy zdobycia określonej liczby punktów zajmując cele. Może się zdarzyć, że nasi wrogowie będą starali się pływać po krawędzi mapy i odwlekać w nieskończoność to, co nieuniknione. Ale i tutaj mamy rozwiązanie – gra zakończy się po 15 minutach. W stosunku do wersji znanej z PC-tów zmienił się rozmiar akwenu, po którym pływamy. Jest zdecydowanie mniejszy, co powoduje, że pierwsze salwy możemy oddać praktycznie już po starcie bitwy, kiedy tylko nasze działa będą gotowe. Mimo, że często będziemy mieli kilku wrogów w zasięgu (albo i oni nas), spora ilość wysp czy wysepek powoduje, że zawsze znajdziemy miejsce, by schować burtę przed ostrzałem z pancernika. Ma to też i swoje wady: potężniejsze okręty wymagają więcej doświadczenia w manewrowaniu, aby nie osiąść na mieliźnie i nie stać się idealnym celem dla torped niszczyciela.
W zależności od naszych (i drużyny) umiejętności, po skończonej bitwie jesteśmy nagradzani doświadczeniem i kredytami. To pierwsze dodaje się do puli naszego okrętu, globalnego i kapitańskiego. Z każdą kolejną bitwą nasz okręt odblokowuje kolejne określone ulepszenia oraz jednostki, które możemy dokupić za kredyty, a także otwiera opcje na nowe linie np. niszczycieli czy pancerników. O ile okręty na najniższych tierach kosztują mało, to te na 7 (ostatnim) to wydatek rzędu 18 milionów kredytów. Mimo, że dotarcie do nich można wspomagać wydawaniem tzw. wolnego doświadczenia zdobywanego na innych okrętach, czy „boostować” flagami i tak czeka nas dość długa droga do upragnionego okrętu. Wykupienie konta premium usprawnia ten proces – zarówno doświadczenie i kredyty wpadają na nasze konto zdecydowanie szybciej. Jest to całkowicie opcjonalne, co więcej nie czuje się specjalnie przymuszany, by zainwestować w to ułatwienie. Trochę inaczej wygląda sprawa z okrętami premium, mimo że, nie są specjalnie lepsze od wersji „podstawowej”, to jednak „zarabianie” na nich przebiega trochę szybciej. W chwili obecnej w sklepie znajdują się trzy okręty do kupienia, z czego dwa możemy zdobyć za darmo, po prostu wykonując określone misje i odblokowując kolejne tiery. Wspomnieć należy także, że nasz port ma nieograniczoną pojemność, więc nie musimy się martwić, który okręt sprzedać, żeby zrobić miejsce pod nowy nabytek.
Czym byłby okręt bez kapitana? World of Warships: Legends jest to najbardziej znacząca zmiana w stosunku do wersji PC-towej. O ile wcześniej każdy kapitan miał swój okręt, tak tutaj może on dowodzić dowolna ich liczbą. Każdy dowódca rożni się umiejętnościami. Jeden będzie bardziej przydatny na pancerniku, inny sprawdzi się idealnie na niszczycielu. Rozwijanie umiejętności kapitańskich jest chyba najważniejszym elementem w grze. Dobór zdolności i dopasowywanie do typu okrętu jest kluczem do sukcesu. Mam wrażenie, że o ile odblokowywanie nowych okrętów jest przyjemne, to nie przykładam do tego takiej wagi, jak do rozwijania umiejętności moich kapitanów. Problem jest taki, że na początku gry posiadamy tylko jednego z każdej nacji. Co gorsza, nie są oni na tyle uniwersalni, żeby obsłużyć wszystkie typy okrętów. Wykonując misje tygodniowe wpada nam kontener, w którym losowo dostajemy nowego dowódcę. Jest to mocno kontrowersyjny element, bo oczywiście w sklepie premium już czekają skrzyneczki, które uzupełnią nam niedobory na stanowiskach. Zobaczymy z czasem, jaki wpływ na rozgrywkę będzie miało to rozwiązanie, ale przy całym tym szumie związanym z lootboxami ten element nie jest najbardziej szczęśliwą opcją. Z drugiej strony gra nagradza nas za codzienne logowanie – kontener z flagami, wolnym doświadczeniem czy kredytami – na pewno jest miłym prezentem. Misje dzienne i tygodniowe czy dla okrętów premium także są łatwym do zgarnięcia bonusem. Trzeba przyznać, że mimo wszystko Wargaming nie wyciąga pazernie ręki po nasze pieniądze. Możemy, ale nie musimy, wydać w grze nawet złotówki.
Mądrze zaprojektowany interfejs i obłożenie przycisków na padzie sprawiają, że nic nie odciąga nas od dziurawienia kadłubów wroga. Osobiście narzekam trochę na rozmiar minimapy w rogu ekranu – wolałbym większą – i trochę za nisko zawieszoną kamerę nad okrętem, ale nie są to rzeczy, które uciążliwie przeszkadzają w grze. Technicznie także nie mam do czego się przyczepić. Wszystko działa płynnie, nie zauważyłem żadnych problemów, a drobny bug przy celowaniu L2/R2 został już naprawiony.
Oprawa dźwiękowa i graficzna to klasa sama w sobie. Mimo, że większość terenu, na którym toczymy bitwę, to woda, zróżnicowane wyspy ze szczegółami, na które zdarzało mi się zapatrzeć przepływając koło nich, przełamują tę monotonię. Piękne niebo, oświetlenie, szczegółowe modele okrętów tracą na znaczeniu, kiedy padają pierwsze salwy i wokół naszego statku pojawiają się rozbryzgi wody źle wymierzonych salw przeciwnika. Stawiający zasłonę dymna niszczyciel czy płonący wrak pancerników, które przyjął na burtę kilka torped sprawia, że wielokrotnie zostawałem w bitwie po tym, jak mój krążownik stawał się cmentarzem na dnie morza dla pechowych marynarzy, po to by poobserwować wymianę ognia między pozostałymi jednostkami. Do pełni szczęścia zabrakło mi jednej rzeczy: czekam, kiedy każda nacja w grze dostanie własny język. Na razie komendy padają tylko po angielsku – nawet na japońskim okręcie.
Dla osób lubiących grać ze znajomymi oprócz szybkich komend znajdujących się pod R1, udostępniono czat głosowy. Ja osobiście nie przepadam za tym rozwiązaniem. Na razie jeszcze tego nie doświadczyłem, ale jestem przekonany, że wraz ze wzrostem liczby graczy na serwerach i ich frustracją, niejeden raz przekonamy się kim była matka danego gracza czy usłyszymy ogólną ocenę umiejętności drużyny.
Wargaming, stawiając na szybką i intensywną rozgrywkę, wyrzucił i przeprojektował kilka rzeczy. Mniejszy obszar gry, ograniczenie okrętów do niższych tierów i skrócenie potyczki do 15 minut dało bardzo dobry efekt. Decyzje muszą być podejmowane o wiele szybciej, bitwa toczy się na krótszych dystansach, a manewrowanie okrętem ma tutaj kluczowe znaczenie. Kapitanowie przestali być „jedynym grywalnym bulidem”, a zaczęli być opcją przy której spędzimy sporo czasu. Ciekawym wyzwaniem jest to, że do kiedy nie zdobędziemy ich więcej, trzeba umiejętnie żonglować umiejętnościami, tak, by mogli dowodzić rożnymi rodzajami okrętów. Nawet fakt, że ograniczono górne tiery i pływamy jednostkami, które najczęściej stały i rdzewiały w porcie sprawia, że rozgrywka stała się ciekawsza.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że jesteśmy na początku drogi jeśli chodzi o rozwój World of Warships: Legends. Trzy nacje, dwa tryby rozgrywki – z AI i graczami – brak lotniskowców może i nie wygląda zbyt imponująco, jeśli porównamy to z tym, co oferuje wersja na komputery. Z drugiej strony dostaliśmy produkt grywalny i dopracowany, który będzie się tylko rozwijał i mam nadzieję, że uniknie błędów swojego starszego brata. Krótki czas oczekiwania na bitwę potwierdza to, że graczy jest dużo, a z kolejnym tygodniem przybędzie ich pewnie coraz więcej. Na plus należy zaliczyć także fakt, że nie musimy mieć wykupionej subskrypcji PS+, żeby móc doskonalić się w posyłaniu wrogich okrętów na dno.
Przetestujcie World of Warships: Legends, nie zawiedziecie się. Nawet jeśli w portach na waszych komputerach cumują już X-cio tierowe potwory, wróćcie do początków i świetnie się bawcie. Nowy pomysł na kapitanów dodał trochę świeżości zmieniając oblicze gry. Kiedy jednak dopiero planujecie zacząć przygodę z marynarką, nie wahajcie się ani chwili. Spędzicie wiele ekscytujących chwil tocząc pojedynki na morzach i oceanach, unikając torped oraz odkrywając nowe okręty. Do zobaczenia po drugiej stronie działa:)
Nowy pomysł na kapitanów.
Dopracowana pod względem technicznym i wizualnym.