wolfenstein2-the-new-colossus-lead-gildia-ggk-recenzja

Wolfenstein II: The New Colossus – recenzja gry


Płyta główna: Asus Rampage V Extreme
Procesor: intel i7 5820K @ 4.5GHz
Pamięć: Corsair Dominator Platinum 8x8GB @ 2666MHz
Karta graficzna: Asus Strix GTX1080Ti OC Edition 11GB GDDR5X
Słuchawki: SteelSeries Arctis 7
Klawiatura: Logitech G910 Orion Spark
Mysz: SteelSeries Rival 700
SSD 1: Samsung 960 Pro 512 GB (NVMe)
SSD 2: Samsung 850 Pro 256 GB
SSD 3: PNY 250 GB
HDD 1: Western Digital Black 1 TB
HDD 2: Western Digital Black 1 TB
HDD 3: Seagate Barracuda 2 TB
PSU: Corsair AX860i
System: Win10 x64


Hulało niczym dobrze naoliwiony Panzerhund na łowach! Na maksymalnych ustawieniach i rozdzielczości 1440p rzadko kiedy klatki spadały poniżej 100 i raczej oscylowały w okolicach 130. Pozwala to na swobodną rozgrywkę, a w razie potrzeby jest w czym wybierać w menu opcji graficznych, żeby dostosować The New Colossus do lepszej płynności.




Bethesda trafiła w dziesiątkę. Najpierw współpraca z MachineGames i odświeżenie marki Wolfenstein z rozmachem, smakiem i, co najważniejsze!, jakością. Później rozbudowanie uniwersum o Old Blood. Kolejny rok i odświeżenie Dooma oraz pokazanie, że strzelanki dla jednego gracza nadal są mile widziane na rynku, o ile ich wykonanie jest świetne. Teraz przyszła czas na prawdziwy test i sequel Wolfenstein – oto The New Colossus.

Wolfenstein II The New Colossus 22

Akcja Nowego Kolosa jest silnie powiązana z pierwszą odsłoną odświeżonych przygód Blazkowicza. Sama scena otwierająca jest zakończeniem poprzedniej odsłony, a później skaczemy w czasie pięć miesięcy do przodu. Stany Zjednoczone skapitulowały, Naziści zwyciężyli i zaprowadzony został nowy porządek. Blazko, razem ze swoją wesołą kompanią, ukrywa się na U-Bocie Młot Ewy i zbiera siły po poprzedniej potyczce. Wszystko to do czasu, aż pojawia się nowa sadystyczna persona na horyzoncie, a Terror-Billy musi podnieść się z wózka inwalidzkiego i pokazać Nazistom, gdzie raki zimują. Tutaj pierwszy szok: Wolfenstein broni się fabułą! Sama kampania starczy Wam na około 10-14 godzin gry, a jeśli będziecie chcieli odkrywać sekrety, to nawet na dłużej. Ale nie o samą długość rozgrywki chodzi. Przygody Blazko są zrealizowane jako typowy tytuł dla jednego gracza i oferują wciągającą fabułę ze zwrotami akcji, rozbudowanymi postaciami oraz wspaniale skonstruowanym światem. Każda postać ma motywację, charakter, świetne dialogi. Prawdę mówiąc nowy Wolfenstein przyćmiewa nawet tegorocznego Tormenta, gdzie postaci były bardzo nijakie. Tutaj jest wszystko: możemy śmiało kibicować dobrej stronie, możemy śmiało nienawidzić (i mamy ku temu powody!) drugą stronę konfliktu. Wszystko jest na miejscu i wciąga niemiłosiernie! Nawet dialogi podczas mijania kolejnych towarzyszy na Młocie Ewy aż proszą się, żeby się zatrzymać i ich słuchać. A przecież to tylko przelotna lokacja, bo przyjdzie nam zwiedzić ruiny Nowego Yorku, Roswell, a nawet Nowy Orlean. Wszystkie lokacje są specyficzne i niosą ze sobą nie tylko nowe wyzwania, ale również budowę świata i fabuły. Wszystko to przesycone jest czarnym humorem, który niejednokrotnie przywoła na Wasze twarze uśmiech.

Jednak nie samą fabułą shootery żyją. W kwestii mechaniki rozgrywki ciężko było wymyślić coś nowego, ale sięgnięto po rozwiązanie sprawodzne w Doomie z 2016, czyli finishery w starciu bezpośrednim. Są one odpowiednio krwawe i satysfakcjonujące, chociaż przeciwnik nie zmienia się w piniatę plującą paczkami ze zdrowiem czy amuniacją po takim zakończeniu potyczki. Nie zabrakło również klasycznego i znanego z The New Order trzymania dwóch spluw jednocześnie i zasypywania przeciwników gradem kul. Wolfenstein 2 nie jest jednak strzelanką niczym Doom – tutaj zdecydowanie łatwiej jest zginąć. Na niektórych etapach widać to wyraźnie poprzez zmianę środka ciężkości na bardziej opłacalne skradanie od punktu A do punktu B i unikanie potyczki za wszelką cenę. Coś takiego byłoby przyjemne raz na jakiś czas, ale Blazko za często stara się odgrywać Sama Fishera. Oczywiście, można wyskoczyć z pianą na ustach, zamkniętymi oczami i palcami na spustach, ale zazwyczaj nie kończy się to zbyt dobrze, szczególnie na wyższych poziomach trudności. Wolf czerpie również inne aspekty z Dooma, a mianowicie system rozwijania postaci czy ulepszania broni, chociaż oba zdają się być dodane trochę na siłę. Szczególnie w przypadku flint, gdzie zazwyczaj ograniczymy się do używania dwóch, może czterech, typów oręża przez niemal całą rozgrywkę. Z drugiej strony ograniczone zasoby i punkty do wydania na ulepszenie poszczególnych gnatów sprawiają, że przywiązujemy się do tych kilku wybranych sztuk trochę bardziej. Nie zrozumcie mnie źle: strzelanie nadal sprawia dziką frajdę, jednak czasami przesunięcie środka ciężkości zdaje się chwiać delikatną równowagą tego typu produkcji. Momentami kuleje również mechanika przeskoków nad przeszkodami i sam Blazko nie wie, jak się zachować: ni to skacze, ni to kuca, a koniec konców po prostu stoi i przyjmuje kolejne kilogramy ołowiu. Również sztuczna inteligencja mogłaby zostać poprawiona, bo nawet na wyższych poziomach trudności zdarzało się notorycznie, że przeciwnicy sami wbiegali pod celownik albo potulnie czekali na udar mózgu spowodowany ołowiem.

Wolfenstein 2 korzysta z id Tech 6, czyli tego samego silnika, który mieliśmy okazję podziwiać przy okazji zeszłorocznego Dooma. I to widać. Efekty cząsteczkowe, wspaniała i szczegółowa grafika – wszystko to potrafi zauroczyć. Jednocześnia gra wygląda na całkiem dobrze zoptymalizowaną, a na PC do dyspozycji mamy szereg opcji, które pozwolą nam dostosować obraz pod możliwości naszej maszyny. Animacje miotacza ognia, eksplozji, a nawet kul uderzających o metalowe zbroje, wyglądają rewelacyjnie. Modele postaci, szczególnie przy wstawkach filmowych, których jest całkiem sporo i czasami czujemy się, jakbyśmy oglądali film, są dokładne, można by wręcz rzec, że filmowe chociaż na swój sposób przerysowane. Wszystko to jednak nadaje dramatyzmu całej rozgrywce, a przy tym wciąga jeszcze bardziej i momentami możemy się poczuć jak w interaktywnym filmie. Kilkukrotnie podczas rozgrywki, w związku ze zmianą geometrii obszaru, zdarzały mi się przekłamania graficzne i błędy w postaci przenikających tekstur, ale zauważyłem to tylko i wyłącznie na jednym obszarze, właśnie po wspomnianej zmianie geometrii. Złego słowa nie można powiedzieć o muzyce, a głosy postaci i aktorzy, którzy wcielili się w role i protagonistów i antagonistów w The New Colossus powinni otrzymać owacje na stojąco! Szczególnie Brian Bloom w roli Blazkowicza oraz Nina Franoszek jako Frau Engel. Znalazł się również i polski akcent, bo głosu Anyi po raz kolejny użyczyła Alicja Bachleda-Curuś. Kinowa lokalizacja podkreśla doskonałość obsady, a przy tym otrzymujemy pełne tłumaczenie menu i opisów – wygrana dla każdego!

Dla niektórych minusem będzie brak trybu dla wielo graczy, bo cała produkcja aż się o to prosi, nawet w trybie kooperacji, ale musimy pogodzić się z wyborem twórców, którzy chcą opowiadać rewelacyjną historię. The New Colossus jest pozycją wręcz obowiązkową dla każdego fana strzelanek, ale również dla osó lubiących kino i znakomite opowieści. Biegnijcie do sklepów i dajcie łupnia Nazistom!

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Znakomita historia i świetnie nakreślone postaci po każdej ze stron barykady. Oprawa audio-wizualna, w szczególności głosy postaci. Możliwości wybrania różnego podejścia do problemu. Czarny humor. Prolog to prawdziwy majstersztyk!
Momentami kulejąca sztuczna inteligencja. Zgubiony balans między skradaniem i strzelaniem

Komentarze