Procesor: i7-3770K @ 4.0 GHz
Ram: 16GB
HD: Samsung 840 SSD
Grafika: GTX Titan
Gra działała bez zarzutu w trybie pełnoekranowym, dopiero tryb bezramkowy miał małe potknięcie.
W dobie komputeryzacji i rozwoju rynku rozrywki elektronicznej, twórcy gier muszą stawić czoła coraz to bardziej wymagającej rzeszy graczy. Powoduje to pojawianie się niekonwencjonalnych tytułów, jak przygodówka The Vanishing of Ethan Carter — debiut studia The Astronauts.
Twarzą developera wydającego ten tytuł jest znany na polskiej scenie Adrian Chmielarz, dla którego stanowi to powrót do korzeni twórczości. Autor ten stał się rozpoznawalny dzięki Tajemnicy statuetki, pierwszej polskiej przygodówce na PC ze stajni Metropolis Software – późniejszych twórców między innymi Teenagenta.
Tym razem wcielamy się w postać Paula Prospero, który jest doświadczonym detektywem posiadającym moce paranormalne. Mianowicie nasz protagonista dzięki kontaktowi z przedmiotami, potrafi łączyć się ze sferą duchową i mieć wgląd w wydarzenia z przeszłości, z którymi te przedmioty miały związek. Historię z naszym udziałem zaczynamy w momencie, kiedy nasz bohater zbliża się do doliny Red Creek w celu odszukania tytułowego Ethana Cartera, mającego, zdaniem detektywa, wiedzę na temat rzeczy, o których nikt nie powinien wiedzieć. Pomysł jest niezwykle ciekawy, niestety, trochę gorzej wyszło z jego realizacją. Gra jest w założeniu przygodówką, a jak wiadomo fabuła jest bardzo mocną stroną tego typu produkcji.
Natomiast tutaj dostajemy nieskomplikowaną fabułę rozszerzoną o wątki poboczne. Przyzwyczaiłem się, że grając w gry przygodowe z każdą spędzoną chwilą moja znajomość z głównym bohaterem pogłębiała się. Niestety, nie dane mi było doświadczyć tym razem tego uczucia, gdyż nie mamy możliwości bliższego poznania naszej postaci i dopiero pod sam koniec opowiedzianej historii dowiadujemy się więcej o naszym alter ego oraz tego, co łączy go z tytułową „zgubą”.
Po rozpoczęciu rozgrywki od razu rzuca nam się w oczy szata graficzna, gdyż gra prezentuje się wyśmienicie, do takiego stopnia, że robiąc zrzut ekranu i go drukując, stosunkowo łatwo było by nabrać kogoś, że wydrukowaliśmy zdjęcie, które kiedyś wcześniej samemu zrobiliśmy będąc na wycieczce w jakiejś pięknej leśnej miejscowości. Red Creek Valley wygląda tak naturalnie, iż mamy czasem wrażenie, jakbyśmy oglądali nagranie z kamery.
Klimat tajemniczej doliny jest potęgowany przez wyśmienitą oprawę muzyczną, która idealnie się wkomponowuje w zwiedzane okolice oraz dynamicznie zmienia się w zależności od tego, co w danym momencie robi nasz protagonista. Dodatkowo podczas konfiguracji tytułu mamy do wyboru dwa języki dające nam możliwość odsłuchiwania dialogów wypowiadanych przez bohaterów gry: polski oraz angielski. Mimo faktu, że developer ma swoje korzenie w Polsce, to angielscy aktorzy, którzy użyczali głosu włożyli w ten tytuł znacznie więcej serca, niż nasi rodacy. Sposób, w jaki mieszkańcy wyrażają swoje emocje, często swoim charakterem nie pasują do sytuacji, w jakich dane osoby znajdują się. Ich kwestie w obu językach brzmią bardzo teatralnie, zwłaszcza angielskie kwestie Ethana. Natomiast jeżeli chodzi o polską wersję produktu, to gdyby nie dobra rola Miłogosta Reczka, określiłbym, że jest na słabym poziomie oraz nasycona wulgaryzmami, których nie doświadczymy w angielskiej. Szkoda, że osoby odpowiedzialne za rodzime wydanie uważają, że rzucanie mięsem to jest najlepsze co mamy do zaoferowania.
Rozgrywka jest bardzo prosta i zadanie naszego detektywa sprowadza się tylko do zwiedzania okolic, odnajdywania rzeczy, przedmiotów osobistych, których historia jest związana, bezpośrednio lub pośrednio, z Ethanem. Po odkryciu odpowiedniej ich ilości dostajemy możliwość połączenia się ze stroną duchową okolicy i stajemy przed próbą chronologicznego odtworzenia wydarzeń, jakie miały miejsce. W ten oto sposób poznajemy sekret drzemiący w Red Creek, a także sekret kryjący się za naszym bohaterem. Zagadki te choć nie są trudne, nie posiadają limitu prób, ani wyznaczonego czasu, w którym musimy je rozwiązać.
Osobiście sama historia mnie nie wciągnęła. Zapowiadało się interesująco, a zwiedzanie nowych lokacji było przyjemne, jednak uważam, że czas jaki nam zajmuje odnajdywanie nowych wskazówek jest zbyt długi. Po chwili grania piękno okolic zostaje przyćmione mozolnym podróżowaniem między nimi, zwłaszcza, gdy pominiemy jakieś elementy zagadki i jesteśmy później zmuszeni do przemaszerowania z powrotem, aby je odnaleźć i rozwiązać.
Ponadto przy pierwszym przejściu gry wydawałoby się, że kolejność rozwiązywania zagadek oraz to jak układamy sekwencje w poszczególnych zagadnieniach ma wpływ na rozwój wydarzeń, ale jest to złudne odczucie i zawsze dochodzimy do tego samego zakończenia historii, a co za tym idzie mamy tutaj bardzo małą wartość wtórną produktu. Dodatkowo warto wspomnieć, że The Vanishing of Ethan Carter to gra na zaledwie jeden wieczór, gdyż osobiście byłem w stanie ukończyć grę za jednym posiedzeniem w mniej niż cztery godziny.
Jeżeli chodzi o stronę techniczną produktu, to rodzimi Astronauci podeszli do niej bardzo po macoszemu. Elementem, który bardzo szybko zauważamy w grze, jest przerażająca ilość występujących „niewidzialnych ścian”. Jest to bardzo irytujące, zwłaszcza gdy hasłem reklamującym produkt jest swobodna eksploracja. Twórcy zapewniają odbiorców, że gra nie trzyma gracza za rękę i mają pełną wolność w kwestii zwiedzania Red Creek. Ja, niestety, takiego odczucia nie miałem. Dodatkowo zauważyłem, że aplikacja renderowała się w około dziewięćdziesięciu klatkach na sekundę. Po krótkim dochodzeniu okazało się, że w trybie bezramkowym gra ignoruje wybór w kwestii synchronizacji pionowej. Pozostało mi wymuszenie synchronizacji pionowej z poziomu panelu kontrolnego Nvidii, które powodowało znaczny spadek płynności animacji, pomimo tego, że gra nadal była renderowana w sześćdziesięciu klatkach na sekundę. Kolejnym dużym minusem, który w znacznym stopniu wpłynął na ocenę produktu, jest fakt, że trzy tygodnie po premierze gra nadal nie działa u większości graczy na 32-bitowych systemach, a developer ignoruje ten fakt zostawiając na lodzie sporą liczbę graczy, którzy zakupili produkt i nie mają możliwości w niego zagrać.
Jestem fanem gier przygodowych odkąd sięgam pamięcią: już za młodych lat zagrywałem się w takie serie, jak Secret of Monkey Island, Goblins, Indiana Jones, Myst oraz późniejsze Broken Sword. Tytuły jak Beneath A Steel Sky, Dreamweb czy Tajemnica statuetki posiadały w sobie to coś, co powodowało, że ciężko było oderwać się od telewizora, potrzeba było krzyku rodziny, aby w końcu to zrobić. Jak wspomniałem we wstępie The Vanishing of Ethan Carter miał być takim powrotem do przeszłości, jednak przez leciwy wiek i zapewne jakość innych tytułów dostępnych na rynku stałem się bardziej wymagający i, niestety, gra całkowicie nie przypadła mi do gustu. Jeżeli macie ochotę spróbować wrócić nostalgią do czasów dzieciństwa lub zobaczyć, jak to było w dobie, kiedy gry komputerowe były stosunkowo świeżym tworem, to tytuł ten ma możliwość się wam spodobać, pozostałym odbiorcom odradzam jednak zakup tej gry.