Minęło już trochę czasu od zamknięcia wielkich finałów w grze World of Tanks: The Grand Finals. Warszawa na kilka dni zmieniła się, po raz kolejny zresztą, w stolicę sportów elektronicznych. Tym razem jednak nie tylko polską stolicę. Jak wyglądały całe finały? Co nas najbardziej urzekło?
Wróćmy w czasie do 4. kwietnia, kiedy wszystko się zaczęło od konferencji Wargaming.net. Na scenie pojawili się między innymi Victor Kislyi, Mohamed Fadl oraz Michał Olszewski. Tych dwóch pierwszych panów dzielnie reprezentowało twórców gry: Victor jest CEO Wargaming.net (nasz wywiad z nim możecie przeczytać tutaj), natomiast Mohamed odpowiada za działkę sportów elektronicznych w Stanach Zjednoczonych oraz Europie. Jako reprezentant miasta stołecznego pojawił się właśnie Michał Olszewski, czyli zastępca prezydenta stolicy. Przez kilkanaście minut niemal pełna sala przedstawicieli prasy oraz organizacji e-sportowych miała okazję wysłuchać streszczenie historii Wargaming.net oraz opisu drogi, jaka została pokonana do mającego się za chwilę odbyć finału. Na koniec pozostały jeszcze pytania do poszczególnych gości i mogliśmy zacząć podziwianie głównej atrakcji, czyli rozgrywek.
Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy konferencji. Muszę przyznać, że została zrealizowana w profesjonalny sposób: prócz samych gadających głów mieliśmy do czynienia również z przyciągającą wzrok prezentacją na ekranie kinowym. Całość, jak na wydarzenie międzynarodowe przystało, została poprowadzona w języku angielskim. Nie zabrakło również momentów budzących uśmiech na twarzy. Do takich z pewnością można zaliczyć wypowiedzi Michała Olszewskiego na temat jego gry w World of Tanks, czy czasami żarty padające z ust Mohameda i Victora. Podczas konferencji dowiedzieliśmy się również, że Wargaming.net zwiększa środki przeznaczane na dział związany z turniejami i wydarzeniami związanymi ze współzawodnictwem aż o 25%, do łącznej puli 10 milionów dolarów. To się nazywa mieć gest.
Całość miała jednak wprowadzić doniosły nastrój i przygotować wszystkich na to, co zaczęło się o 12:15, czyli pierwsze pojedynki. Od razu po konferencji gracze ruszyli na swoje miejsca, aby przygotować swoje stanowiska do rozgrywki. Nie dostrzegłem żadnego, który nie korzystał z własnego sprzętu do grania, chociaż organizatorzy zapewnili wszystko, co jest potrzebne. Jednak korzystanie z własnych urządzeń peryferyjnych jest pewnego rodzaju manierą na tego typu imprezach.
Pierwszego dnia, zwłaszcza do godzin popołudniowych, na sali nie było zbyt wielu osób, co mogło sugerować, że World of Tanks nie jest jednak tak popularne. Jakże mogłem się mylić! Już w okolicach godziny 16-17 tłum zaczął gęstnieć. Tymczasem odbywały się mecze. Wśród walczących o główną nagrodę znalazł się jeden polski zespół: Lemming Train. Polacy dostarczyli emocji pierwszego i drugiego dnia, jednak ulegli mocniejszym drużynom w dalszej części turnieju. Piątek zwieńczony został spotkaniem graczy oraz przedstawicieli prasy w Hard Rock Cafe.
Sobotę zaś zaczęliśmy z przytupem. Jeszcze przed rozpoczęciem pierwszych rozgrywek, które miały miejsce kwadrans po dwunastej, jak poprzedniego dnia, zostaliśmy zaproszeni na wycieczkę do Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej. Innymi słowy mieliśmy możliwość przyjrzeć się z bliska czołgom, posłuchać ich na żywo, a także przeżyć niebezpieczne chwile podczas ładowania działa. To ostatnie dzięki wspaniałej narracji obsługi Muzeum. Niestety, wycieczka była krótka i udaliśmy się na rozgrywki. Sobota była zaskoczeniem, przynajmniej dla mnie, pod względem frekwencji: momentami ciężko było znaleźć miejsce stojące pod ekranem przed salą kinową, w której odbywały się finały. Szczęściarze na sali mogli wziąć udział w rozdawnictwie kodów, koszulek czy toreb. Mecze stawały się z każdą chwilą coraz bardziej emocjonujące, co w sumie nie dziwi: w grze zostawały jedynie najlepsze z drużyn.
Pojawił się jednak pewien problem. Chodzi mianowicie o same zasady rozgrywki, o których później rozmawialiśmy z Mohamedem, a dokładniej o zbyt pasywną grę obu drużyn. Gra traciła przez to na atrakcyjności i momentami stawała się nudna. Kiedy jednak któraś z drużyn decydowała się na ruch i podjęcie ryzyka, to zaczynały się emocje, brawa, krzyki. Z całą pewnością sobota należała do jednego gracza: Batmana. Swoimi żywiołowymi reakcjami podbił serca publiczności, co zaowocowało nagrodą dla najlepszego gracza turnieju przyznaną mu w niedzielę. Wspomniane reakcje i emocje po prostu trzeba było zobaczyć i poczuć na własnej skórze.
Niedzielę rozpoczęto od krótkiego filmu prezentującego podsumowanie dotychczasowych rozgrywek, a następnie pokazano, jak stworzono niesamowite trofeum World of Tanks. Ten ważący ponad 30 kilogramów monolit był jedną z nagród dla Mistrzów Świata! Do tego jednak dotrzemy. Przyznam, że takich tłumów, jakie zobaczyłem w niedzielę, nie spodziewałem się zobaczyć w Multikinie – ciężko było znaleźć miejsce siedzące nawet wśród dedykowanych dla prasy miejsc. Gdyby nie ochrona panująca nad przepływem ludzi, za co należą się organizatorom gratulacje, to z pewnością sala byłaby dosłownie wypchana po brzegi.
Ostatni dzień rozgrywek przyniósł również przyjemną zmianę – był to drastyczny wzrost dynamiki gry podczas potyczki Virtus.Pro z Na’Vi. Posunięcie Virtusów zaskoczyło nawet publiczność, a szybka rozgrywka nie dała szansy na reakcję przeciwnikom i pozwoliła sięgnąć po wygraną w pierwszej potyczce.
Pomiędzy finałem drabinki przegranych i finałem właściwym odbyło się kolejne rozdawnictwo na scenie. Tutaj również docieramy do pewnego zgrzytu organizacyjnego. Mianowicie na stronie pojawiła się godzina kolejnego meczu, jednak zegar zaczął odliczanie zupełnie innego czasu niż przedstawiony na rozpisce. Na szczęście Michał Blicharz bardzo dobrze ten czas wypełnił i przy okazji rozdał trochę nagród dla publiczności.
Sam pojedynek finałowy okazał się… konkursem kampienia i oczekiwania na zbawienny remis. Dynamika rozgrywki sięgnęła niemal zera, co publiczność po trzeciej i czwartej mapie skwitowała buczeniem. Na szczęście ostatnia rozgrywka była chociaż ciekawa i wymagała zaangażowania obu drużyn. Lepsze okazało się Na’Vi, które w finałowym pojedynku odkuło się na Virtus.Pro i zwyciężyło. Jako wygrani zabrali do domu nie tylko wspomniany już monolit Wargaming.net, ale również 60 tysięcy dolarów oraz jedyne na świecie zegarki Hugo Bossa szykowane specjalnie dla Mistrzów Świata.
Trzeba przyznać, że Wargaming.net ma rozmach i potrafi wypromować swój tytuł. Całemu wydarzeniu towarzyszyła cały czas rodzinna atmosfera. Nie chodzi tutaj jedynie o rodziny na sali kinowej oglądające rozgrywki finałowe, ale również o samo podejście zespołu twórców gry. Wszyscy traktowali wszystkich, jak starzy znajomi, bardzo przyjaźnie, bez szczególnego dystansu, na równi. Właśnie tak powinny wyglądać tego typu imprezy, bo przecież gracze to tak naprawdę jedna duża rodzina! Pozostaje tylko mieć nadzieję, że World of Tanks zawita z kolejnym finałem do Polski.