Ocena: 9,5
Plusy:
+ wciągający wątek główny
+ setki misji pobocznych, które pokazują potencjał nowego Eldera
+ system rozwoju postaci
+ zapierające dech w piersiach lokacje
+ ogromny świat do eksploracji
+ grafika na wysokim poziomie
+ bardzo dobra oprawa dźwiękowa i lokalizacja
+ Smoki, smoki i smoki!
Minusy:
- całkiem sporo błędów natury technicznej
- konie bojowe
- słabe animacje postaci
- uproszczenia w systemie, choć nie dla każdego
Twórcy Obliviona i Fallout 3 przyzwyczaili nas do pewnego schematu tworzenia swoich gier. Duży świat, niezbyt długi aczkolwiek bardzo ciekawy wątek główny, setki questów i średniej jakości animacje postaci. W Skyrim mamy to wszystko, choć nie można oprzeć się wrażeniu, iż twórcy, mimo wszystko, wysłuchali graczy i nie mamy tutaj do czynienia z „odgrzewanym kotletem”. Nowy The Elder Scrolls to coś więcej niż tylko piękna grafika, nordyckie klimaty i walki ze smokami. To przede wszystkim kawał solidnego RPG’a z najwyższej półki, który może nas wciągnąć do swojego świata na długie miesiące o ile nie dłużej.
„Kim jestem?”
Cała historia zaczyna się naprawdę dramatycznie, gdyż okazuje się, że ledwo po włączeniu nowej gry nasza postać jedzie na egzekucje wraz z kilkoma innymi więźniami. Nie wiemy dlaczego tak się stało i do pewnego momentu nie mamy żadnego wpływu na zmianę swojego losu. Tuż przez samym „,ścięciem głowy” dostajemy do dyspozycji edytor, dzięki któremu od podstaw kreujemy swojego bohatera bądź bohaterkę. Ilość opcji jest naprawdę spora i można przy nich spędzić dużo czasu. W końcu, chyba każdy chce, aby jego postać wyglądała jak najlepiej. Osobiście zdecydowałem się na orka płci żeńskiej — nigdy wcześniej kimś takim nie grałem, więc czemu by nie? Po zakończeniu procesu kreowania nadszedł moment, aby godnie zejść z tego świata. Wszystko potoczyłoby się według planu, gdyby nie nagły atak smoka. Okolica zaczyna się palić, ludzie uciekają w popłochu, a my stoimy w środku tego całego zamieszania. Bardzo szybko trzeba będzie podjąć decyzje komu pomóc. Czy tym, którzy chcieli nas zabić, czy więźniom będącym w tej samej sytuacji co my? Niezależnie od naszego wyboru, w krótkim czasie stoczymy pierwsze boje, zgarniemy kilka fantów i udamy się w daleką podróż. Potem ponownie spotkamy się ze smokiem, ale tym razem przyjdzie nam z nim walczyć oko w oko. Po pojedynku dowiecie się, iż nasza postać jest „Dovahkiinem” – Smoczym Dziecięciem, istotą w której żyłach płynie krew pradawnych stworów. To właśnie dzięki niej możemy wchłaniać dusze zgładzonych smoków, które umożliwiają nam naukę magicznych „Krzyków” – bardzo potężnych czarów, przy których ogromne miecze dwuręczne są strasznie słabe. W tym momencie posiadacie już podstawową wiedzę o wątku głównym fabuły w The Elder Scrolls: Skyrim. Nie martwcie się, tak naprawdę zdradziłem wam jedynie ułamek tego, co zobaczycie w tej grze.
Skyrim to duża kraina
Podobnie jak poprzednie gry od Bethesdy, Skyrim posiada naprawdę ogromny świat, którego eksploracja zajmuje naprawdę sporo czasu. Większość miejscówek jest pokryta śniegiem, inne zaś nie, choć co jakiś czas trafi się, że i one zostaną zasypane mroźnym puchem i dopiero wtedy człowiek docenia jak piękna jest ta cała kraina. Dodatkowo, masę lokacji zostało naprawdę doskonale ukrytych, dzięki czemu nie raz przypadkowo natrafimy na jakieś ruiny, jaskinie, opuszczone zamki czy pradawne grobowce strzeżone przez mityczne stwory. Takich atrakcji w tejże produkcji jest naprawdę dużo, dzięki czemu na nudę nie można narzekać, a to jedynie jeden z elementów, które sprawiają, iż w nowym The Elder Scrolls można się zakochać. Drugim natomiast są zadanie poboczne. Nawet nie pamiętam ile już ich ukończyłem a i tak dziennik nadal mam zapchany kolejnymi misjami. Patrząc na nie człowiek uświadamia sobie ile wspaniałych historii można przeżyć eksplorując kolejne miejscówki w świecie Skyrim, nie zajmując się w tym czasie naszym wątkiem głównym. Gdyby ktoś tak naprawdę chciał szybko ukończyć ten tytuł, to nie zajęłoby to zbyt dużo czasu, ale co z tego, jeżeli prawdziwe perełki trzeba odkryć samemu. W taki oto sposób można dowieść swojego honoru wobec klanu Towarzyszy, który wcale nie ma tak czystych zamiarów jakby się mogło z początku wydawać, odszukać uwiezionego przez strażników brata jednego z wojowników Siwobrodych, wybawić nieznaną kobietę, która jest poszukiwana listem gończym, albo oddać ją w ręce złoczyńców i samemu zgarnąć całą nagrodę. Ostatecznie, pokonywać smoki, najbardziej epickie stworzenia w świecie fantasy. Oczywiście, to tylko przykłady, gdyż takich questów jest o wiele więcej, dlatego dzięki nim Skyrim jest taki ciekawy i śmiertelnie wciągający. Ze wszystkich premier w ostatnim kwartale, to właśnie dzieło Bethesdy przykuło mnie do komputera na długie godziny i za to należy im się ogromny plus.
System rozwoju i niewygodny interfejs
W Skyrim zrezygnowano z klas postaci, dzięki czemu sami decydujemy czym będzie się zajmować nasz wybraniec. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby dzierżąc ogromny miecz dwuręczny zabijać smoki, po cichu skradać się do strażników i okradać ich, czy też okiełznać moce magiczne i rzucać przeróżne czary ofensywne. Tutaj twórcy dali nam ogromne pole do popisu, dzięki czemu bardzo mało elementów może nas ograniczyć. Tworzenie bohatera jako zwykłego rycerza, maga czy też łucznika byłoby strzałem w stopę, gdyż to już było. O wiele lepszym rozwiązaniem było połączenie wszystkiego ze sobą. Taka kombinacja pozwoli nam wyuczyć swoją postać, aby mogła ona bez trudu posługiwać się łukiem jak i magią, czy też chodzić w ciężkiej zbroi, używać mieczy, toporów i jednocześnie bez problemu skradać się za tyłami wroga, albo zwykłego mieszkańca któregoś z miast. Jedynym aspektem, który może w pełni wykorzystać daną umiejętność są perki. To właśnie dzięki nim dostajemy dodatkowe bonusy do umiejętności, dzięki czemu rozwijając większość, tylko jedno bądź kilka z nich uda nam się opanować na mistrzowskim poziomie. Żeby jednak nie było tak łatwo, aby je odblokować należy wykorzystać jeden punkt za każdy zdobyty poziom. Tym sposobem, nie staniemy się w stu procentach biegli w alchemii, magii, używaniu broni dwuręcznej czy też łucznictwie.
Cały ten system jest naprawdę rozbudowany i pozwala na całkiem ciekawe kombinacje, a co za tym idzie, mamy kolejny powód, aby przy następnym przechodzeniu gry rozwijać swojego herosa w zupełnie inny sposób. Można by się przyczepić, iż twórcy chcieli nieco uprościć rozwijanie naszych zdolności, gdyż w wielu lokacjach da się znaleźć osoby, które za niewielką opłatą mogą pomóc w tym przedsięwzięciu. Dzięki czemu, płacąc za ich usługi będziemy mogli na przykład tworzyć potężniejsze eliksiry lub zadającą większe obrażenia broń. Jeżeli jesteśmy już przy broni to warto wspomnieć, że nie da się ich w ogóle zniszczyć, więc nie trzeba się martwić, czy po danej liczbie pokonanych przeciwników nasz ukochany oręż rozpadnie się na kawałki. To tylko niektóre mechanizmy, jakie Bethesda postanowiła wprowadzić, aby nie tylko najwięksi fani RPG’ów mogli się odnaleźć w Skyrim. Osobiście, nie uważam tego za wadę.
Niestety, nie obeszło się bez pewnych wpadek. Jedną z nich jest dość niewygodny interfejs, który został całkowicie przystosowany pod wersje konsolowe. Rozumiem, że ten rynek jest o wiele bardziej dochodowy niż pecetowy, ale jak można nie uwzględnić przypisywania skrótów klawiszowych do przedmiotów, czarów, zdolności i tym podobnym? Zamiast dobrze zorganizowanego systemu musimy wcisnąć klawisz „Q” i wybrać z listy „ulubionych” pseudo skrótów. O wiele prościej byłoby wszystko połączyć z gamą F1-F12 albo zwykłe 1-0 . Nawet poruszanie się myszką po całym menu jest mało wygodne, aż chce się podłączyć pada, ale po co? Jakoś wcześniej można było to wszystko dobrze zaprojektować, a w przypadku Skyrim posiadacze wersji PC zostali zepchnięci do korzystania z patentu dla PS3 i X360. Mam nadzieję, że niebawem pojawi się stosowny mod, który rozwiąże ten mankament, gdyż nie tylko mi się nie podoba ten aspekt, lecz także masie innych graczy.
Waleczne konie, latające mamuty i słaba sztuczna inteligencja
Nowy The Elder Scrolls nie można nazwać mianem „idealnej gry RPG”. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta. Przy tak dużym świecie, jaki twórcy oddają nam do dyspozycji, ciężko wyeliminować błędy. Tych jest naprawdę sporo. Zacznę od koni, gdyż to właśnie one mogą, lecz wcale nie muszą, towarzyszyć nam przez większość gry. Tylko mówiąc szczerze, mija się to trochę z celem. Po pierwsze, rumaki jakie możemy kupić nie są za szybkie a i tak jeżeli mamy kogoś w drużynie musimy na niego czekać. Po drugie, gdy tylko zsiądziemy ze swojego wierzchowca, a nieopodal są jacyś przeciwnicy to zanim do nich podbiegniemy zwierzę potrafi nas wyprzedzić i kilku z nich pokona bez naszej pomocy. Konie nie boją się niczego i potrafią zaatakować nawet smoki, wbiec na szczyt ruin gdzie są łucznicy, którzy nie zdają sobie sprawy jak potężny przeciwnik ich zaraz staranuje. Zawsze takie istoty traktowałem jako pomagierów przy poruszaniu się po świecie, a tutaj dostałem pokemona bojowego, który nie zna strachu i jest strasznie wytrzymały. What the hell?
Zostawmy już te konie, ale czy pamiętacie, żeby mamuty latały? Ja osobiście sądziłem, iż podobnie jak słonie powolnie krocza sobie po ziemi, a tu proszę, w Skyrim potrafią latać. Oczywiście nie takie było założenie twórców, ale już dwa razy widziałem takie zjawisko. Podobnie się ma sprawa ze sztuczną inteligencją. O ile smoki zachowują się kapitalnie i wcale nie łatwo przewidzieć do końca jak się zachowają, to jeżeli chodzi o całą resztę to już inna para kaloszy. Nie będę się czepiał blokowania na różnych obiektach, ale troszeczkę boli, że przeciwnicy różnych ras zachowują się podobnie i w dodatku bez jakiegokolwiek planu. Liczy się jedynie zwykłe parcie do przodu, aby ubić naszą postać. Zero zachodzenia od tyłu, jakiś taktyk czy też ciekawych trików z wykorzystaniem swojej pozycji w terenie. Jeżeli jesteśmy wystarczająco wytrzymali, bądź potrafimy rzucać potężne czary to żaden przeciwnik nie ma szans. W sumie strasznie proste a w przypadku wojownika to idziemy do przodu i ciachamy mieczem wszystko co się da. Choć ataki końcowe, trochę podobne do trybu VATS z Fallout 3 i New Vegas wypadły naprawdę fajnie i aż miło się patrzy, jak nasz heros potrafi ostatecznie położyć oponenta „na deski”. Za to należy się spory plus. Zapewne, wiele mankamentów można poprawić i niebawem patche zrobią swoje, choć nie sądzę, aby w przypadku SI mogło się coś zmienić. Dark Souls na tym polu wypadło o wiele ciekawiej i nie mówię tutaj o ilości zgonów na minutę.
„This is so beautiful” – Czyli kilka zdań o grafice i oprawie dźwiękowej
Oprawa wizualna w Skyrim może nieco przypominać tą z Obliviona, ale jest to jedynie pierwsze wrażenie, gdyż samo prowadzenie rozgrywki jest praktycznie takie samo. Po dłuższym czasie obcowania z tą produkcją, gracz zaczyna doceniać trud włożony przez grafików i projektantów poziomów. Mroźna kraina, w większości pokryta śniegiem potrafi wywrzeć na człowieku naprawdę wspaniałe wrażenie. Wiele miejsc można oglądać przez dłuższą chwilę, zapominając wtedy o wszystkim. Zaczynając od ruin, które możemy zobaczyć już w ciągu pierwszej godziny po odpaleniu gry, poprzez lasy, zamki, grobowce, miasta, szlaki górskie kończąc na otwartych terenach, które mimo małej ilości obiektów nie wydają się być puste i zaprojektowane na siłę. Silnik gry robi swoje i w dodatku nie trzeba mieć jakiegoś potężnego komputera, aby móc docenić piękno nowego Eldera. Na dużą pochwałę zasługują wszystkie stwory, zwierzęta i smoki. W szczególności te ostatnie, gdyż wyjęte ze świata fantasy prezentują się wręcz fenomenalnie i nie tylko chodzi o sam desing, ale także o animacje, które na przykład kuleją u samego bohatera jak i wielu ludzi czy innych ras, ale te skrzydlate olbrzymy to istna uczta dla oka. Widać, że twórcy chcieli, żeby na PC fani mogli zobaczyć w pełnym majestacie ich nowa grę i trzeba przyznać, udało im się to naprawdę dobrze.
Skyrim posiada sporo błędów technicznych, ale jak już przed chwilą napisałem, grafice nie można zbyt wiele zarzucić i podobnie jest ze ścieżką dźwiękową. Ja zakochałem się w utworze, którym reklamowano grę, ale inne utwory nie mają się czego wstydzić. Mocne brzmienia odpalają się w najbardziej ekstremalnych momentach, dzięki czemu walki z trudnymi przeciwnikami są naprawdę epickie. Człowiek czuje się jakby naprawdę toczył pojedynek ze smokiem, gdy w głośnikach słychać brzmienia powodujące gęsią skórkę. Już dawno nie byłem tak zachwycony oprawą audio w jakimkolwiek tytule. Z reguły potrafiłem docenić wiele aspektów, ale wciąż w temacie muzyki mi czegoś brakowało, tutaj nie mogę na cokolwiek narzekać. Ani Oblivion, ani Fallout nie mogą się pochwalić tak genialną ścieżką dźwiękową, którą można by słuchać godzinami i wręcz przy świeżutkim The Elder Scrolls można się rozpłynąć.
Jeżeli już chwalić za dobrze wykonaną pracę, to warto by wspomnieć o naszej rodzimej lokalizacji. O ile oryginalny dubbing jest jak zwykle na wysokim poziomie, to podobne słowa pochwały należą się wydawcy TES V w Polsce — firmie Cenega. „Powrót do złotej ery polonizacji gier RPG” to troszeczkę zbyt mocny slogan, choć nie dziwie się, że zdecydowano się go użyć do reklamowania polskiego wydania Skyrima. Zacząłem grać po angielsku i w pewnym momencie postanowiłem zobaczyć, czy naprawdę opłaca się przełączyć na język polski. Okazało się, iż nie wróciłem już do oryginału. Lokalizacja została naprawdę dobrze zrealizowana, głosy wypadły super, a i przetłumaczenie wszystkich książek to niezłe osiągnięcie. Nie obeszło się bez błędów. Nazwy miast zostały co prawda przerobione, ale na teksturach nadal widać oryginalny zapis. Dopiero po wypuszczeniu aktualizacji ten bubel zniknął, ale w dniu premiery nie został niestety wyeliminowany. Ostatecznie jestem dumny z Cenegi, gdyż jeżeli będą trzymać taki poziom to w przyszłości opcja włączenia innej wersji niż polska, może się okazać zbyteczna.
Podsumowując, The Elder Scrolls: Skyrim to przepiękny pochłaniacz czasu, sandbox z krwi i kości, RPG z dobrą fabułą i dużą ilością zadań pobocznych. Skyrim to także genialna oprawa dźwiękowa, profesjonalna polska lokalizacja i świetny kandydat do gry roku. Błędy? Nie przejmujcie się nimi i tak po 20 godzinach zapomnicie o nich. Wracam zabijać smoki.