Plusy:
+ wygląd
+ jakość wykonania
+ wygoda użytkowania
+ podświetlenie
+ NKRO
Minusy:
- brak zasilacza
- cena może zabić
- głośne klikanie może denerwować osoby z otoczenia gracza
Klawiatur gamingowych na rynku jest cała masa. Kolorowe, świecące, z toną dodatkowych przycisków. Niektóre są tak rozbudowane, że niemal potrafią zrobić kawę. Oczywiście ich cena obrazuje te wszystkie dodatki. Na ich tle Tesoro Colada Saint z daleka wygląda strasznie zwyczajnie, choć i ładnie. Jednak cena oscyluje w okolicach 700 złotych. W czym tkwi tajemnica? Postaram się Wam na to odpowiedzieć w poniższym teście.
Tesoro Colada Saint mości się wygodnie w bardzo ładnym i klimatycznym pudełku. Bliższe zaznajomienie się z informacjami, jakie się na nim znajdują niemal od razu wyjaśnia zagadkę ceny. Tesoro Colada to klawiatura mechaniczna. A to już z definicji oznacza wyższą jakość, a także większą wygodę użytkowania.
Pudełko jest podejrzanie ciężkie. Wewnątrz znajdujemy klawiaturę, płytkę z oprogramowaniem i trochę papierów. Tesoro Colada występuje w dwóch wersjach kolorystycznych. Saint, czyli biała, i Devil, czyli czarna. Ja miałem przyjemność używać Świętej wersji.
Po rozpakowaniu klawiatury rozwiązujemy kolejną tajemnicę. Ciężaru pudełka. Otóż Colada jest generalnie wykonana z dwóch materiałów. Spód klawiatury to dość mocny plastik, natomiast góra to pięknie wyprofilowane i wykończone aluminium. Z tego też powodu, urządzenie jest cięższe (1,7 kg) niż większość nawet bardzo rozbudowanych klawiatur, z którymi się spotkałem, mimo zachowania dość kompaktowych wymiarów (500mm x 185mm x 22mm). Jasna klawiatura jest „złamana” fioletowym akcentem w górnym prawym rogu. Znajdziemy tam wszelkie diody, logo producenta, a także szereg gniazd. Dokładniej rzecz ujmując dwa gniazda USB, wejście na słuchawki, mikrofon i na dodatkowy zasilacz, którego nie ma w zestawie. Kabel łączący klawiaturę z komputerem jest długi i dość gruby, osłonięty porządną plecionką. Na jego końcu znajdziemy dwa wtyki 2.0 USB i dwa wtyki 3,5 jack, odpowiednio na słuchawki i mikrofon. Zagadka dwóch wtyczek USB została rozwiązana dość szybko. Jeden zasila klawiaturę, a drugi działa jako dodatkowa szyna danych dla gniazd USB umieszczonych w klawiaturze oraz ich częściowe zasilanie.
No dobra, klawiatura obejrzana, podłączona, pogadajmy więc o jej używalności.
Tesoro Colada działa na przełącznikach mechanicznych Cherry MX. Tych są cztery rodzaje różniące się generalnie siłą nacisku potrzebną do aktywacji przycisku. Rodzaje te są dla ułatwienia oznaczone kolorami. Mamy Black (siła nacisku: 60g), Red (siła nacisku: 45g), Brown (siła nacisku: 45g) i Blue (siła nacisku: 60g). Każdy kolor jest niejako skierowany do innej grupy użytkowników, bo zapewnia różne doświadczenia z pracy z taką klawiaturą. Do mnie trafiła wersja Blue, która jest określana jako dobra do grania i do pisania, co mi odpowiada, bo robię sporo obu tych rzeczy.
Pierwsza rzecz jaka rzuca się w uszy podczas pracy na klawiaturze mechanicznej, to fakt, że jest głośna. Cóż, taki już urok tych przełączników. Nie próbujcie grać w nocy, jeśli nie chcecie pobudzić domowników. Poszukałem trochę w sieci i okazuje się, że tę „przypadłość” mechaników można nieco złagodzić stosując o-ringi, czyli najzwyklejsze w świecie małe uszczelki w kształcie torusa, które zakłada się pod klawisz. Sam tego nie zastosowałem, bo złowieszcze klikanie Colady bardzo mi się podoba. Zwłaszcza przy pisaniu, bo przypomina mi stukanie maszyny do pisania.
W trakcie grania „Niebieskie Wisienki” działają bardzo przyzwoicie. Głośnie klikanie dobrze informuje nas, że klawisz został wciśnięty i powinno wydarzyć się to, czego oczekujemy. Co prawda wydaje mi się, że do gier FPS jest delikatnie za twarda, ale może to tylko takie wrażenie. Co ciekawe nie trzeba wciskać klawiszy do samego końca. Przyciski aktywują się po wciśnięciu ich o jakieś 2 – 3 mm. Po dłuższym czasie można więc nauczyć się „pływać” palcami po klawiaturze. Powrót przycisków do stanu pierwotnego jest dość szybki. Przełączniki Blue nie są może najtwardsze, ale i tak potrafią w pewnym stopniu pomóc palcom gracza na podniesienie się znad klawisza. Trzeba jednak uważać przy sekwencjach QTE polegających na szybkim wciskaniu jednego klawisza. Cherry MX Blue potrafi bardzo delikatnie przylagować w trakcie odbijania w takich sekwencjach i palec gracza może okazać się szybszy. Zdarzyło mi się w trakcie „mashowania” przycisku Q w The Walking Dead Sezon 2.
Ważne jest też to, że klawiatura jest wściekle wygodna. Trzy poziomy nachylenia urządzenia też robią swoje. Nóżki mogą być całkiem schowane, lub rozłożone w jednej z dwóch pozycji. Daje to możliwość dopasowania Colady do własnych upodobań i zminimalizowanie zmęczenia rąk podczas długiej gry czy pisania.
Klawiatura jest „wyposażona” w system Key Rollover (KRO) w dwóch wersjach: 6-KRO i N-KRO. Czym jest ten system? Key Rollover odpowiada za to, że jeśli trzymamy wciśnięte przyciski, to kolejne (do wartości KRO) nadal będą rejestrowane. I tak w przypadku 6-KRO dopiero siódmy wciskany klawisz, przy sześciu już wciśniętych do podłogi nie będzie odpowiadał. Natomiast N-KRO to taki trochę Eden tego systemu, czyli sytuacja, gdzie można jednocześnie mieć wciśnięte niemal wszystkie klawisze, a kolejny i tak zostanie prawidłowo odczytany. Wprowadzenie N-KRO wiązało się chyba z przygotowaniem klawiatur do współpracy z obcymi, którzy mają więcej kończyn i wypustek niż zwykły gracz. Nie wiem, czy jest jakaś gra, w której dałoby się skorzystać z N-KRO. Sprawdziłem jednak działanie tej wersji systemu. Jako, że jestem tylko człowiekiem, mam dwie ręce i dziesięć palców, dlatego mogłem sprawdzić czy działa to przy 30 wciśniętych przyciskach. No co… mam dwójkę dzieci, które też mają dłonie i palce. No i działa. Każdy z tych trzydziestu wciskanych po kolei klawiszy był poprawnie odczytywany.
Klawiatura ma oczywiście sporo klawiszy multifunkcyjnych. Jest standardowe sterowanie odtwarzaczem multimedialnym, jest możliwość ładowania pięciu różnych profili. Mamy włączanie N-KRO, a także trybu gamingowego, który dezaktywuje ukochany przez wszystkich graczy przycisk Windows. Jest możliwość nagrywania w locie makr, a potem odpalania ich z pomocą trzech niewielkich przycisków umieszczonych pod spacją. Wydaje mi się jednak, że tak nagranego makra nie można potem w żaden sposób edytować, na przykład aby zmienić długość opóźnienia między kolejnymi klawiszami. Przynajmniej ja nie znalazłem nigdzie opcji, aby to zrobić.
Klawiszami można też sterować podświetleniem. Tesoro Colada Saint dysponuje sześcioma różnymi trybami podświetlenia. Cztery z nich są dość standardowe: wyłączone, słabe, mocne, pulsujące. Pozostałe dwa to tryby dla graczy, w których podświetlone są tylko niektóre klawisze. Światło pod klawiszami jest białe i ma bardzo dobrze dobraną jasność, niezależnie od tego, czy włączymy słabe, czy silne świecenie. Z tak podświetloną klawiaturą aż miło pracować w ciemności. Dodatkowo z boku klawiatury mamy świecące paski, które umilają pracę.
Tego typu klawiatura nie może się obejść bez porządnych sterowników. Tak jest i tutaj. Sterowniki do Colady pozwalają na wiele ciekawych rzeczy. Nie tylko na zmianę koloru bocznego podświetlenia, ale i tworzenia makr obejmujących nawet 85 przycisków. Dodatkowo możemy oprogramować niemal każdy przycisk na klawiaturze (oprócz funkcyjnych). Dzięki takiemu oprogramowaniu, można zmienić funkcję przycisku (naciskam Y, pojawia się Z), wyłączyć go, albo przypisać do niego uruchomienie jakiegoś programu. Można też bawić się profilami, zmieniać je, importować, eksportować, a nawet przypisywać profil do gry, aby zmienił się automatycznie po jej uruchomieniu.
Na szybko wspomnę jeszcze o bloku z dodatkowymi gniazdami. Mamy w nim, jak już pisałem, dwa wejścia USB i dwa wejścia 3,5 jack na słuchawki i mikrofon. Do tego gniazdo zewnętrznego zasilania. No właśnie. Zewnętrzne zasilanie. Jeśli nie mamy dodatkowego zasilacza (a w zestawie go brak), to może być problem z uciągnięciem większych gadżetów w tych gniazdach. Dodatkowo wpięcie obu wtyczek USB od klawiatury może być problematyczne. Obecnie większość sprzętów działa już na USB i może się okazać, że wszystkie gniazda są już zajęte. Niby dostajemy dwa gniazda w klawiaturze, ale żeby dobrze działały musimy poświęcić dodatkowe gniazdo w komputerze. Czyli faktycznie dostajemy jedno gniazdo, a nie dwa. Tak więc sam pomysł dodatkowego panelu był świetny, ale wykonanie zdechło w momencie, w którym zdecydowano nie dorzucać zasilacza do kompletu.
Generalnie w trakcie użytkowania znalazłem dwa minusy Tesoro Colada. Pierwszym jest cena, a drugim głośność klawiszy. Oba jednak są bardziej kwestią indywidualnego podejścia do tych dwóch „elementów”, niż faktycznym „twardym” minusem sprzętu. No dobra, jest jeszcze kwestia braku osobnego zasilacza, choć mamy miejsce i powody do jego podłączenia.
Wygląd: 5/5
Wykonanie: 4.5/5
Funkcje: 4/5
Stosunek ceny do jakości: 4/5
Ogólnie: 4/5
PODSUMOWANIE:
Tesoro Colada to klawiatura dla graczy, którzy myślą poważnie o graniu. Jeśli pykasz w coś na komputerze od czasu do czasu, to nie ma za bardzo znaczenia jaką klawiaturę kupisz. W takim przypadku wydanie około 700 złotych na bardzo fajnego mechanika może mijać się z celem. Jednak jeśli cenisz sobie wygodę, dobrą i niezawodną pracę urządzenia, to Tesoro Colada może być tym czego szukasz. Tak samo jeśli uwielbiasz gadżety i chcesz mieć wszystko co najlepsze. Aluminiowa Colada na pewno doda szyku Twojemu stanowisku do grania.
Złotego Smoka jednak nie dam. Dlaczego? To proste. Jeśli płacę około 700 złotych za klawiaturę, to oprócz wygody użytkowania i niezawodności działania, chcę dostać wszystko czego będę potrzebował, aby z takiego urządzenia w pełni korzystać. Tu zabrakło jednego nieszczęsnego zasilacza. Gdyby był w zestawie, byłoby złoto. A tak, zamiast sprzętu idealnego, jest tylko bardzo, bardzo dobry sprzęt.