Przyznam szczerze, że kiedy dostałem do testów douszne słuchawki SteelSeries Flux In-Ear nie wiedziałem jak się do nich zabrać. Nie bardzo widziałem słuchawki douszne w roli słuchawek dla gracza. Ale powiedziałem sobie „Raz kozie śmierć” i postanowiłem zmierzyć się z tematem.
W niewielkim czarnym pudełeczku, za które musimy dać około 200 złotych, znajdziemy nie tylko słuchawki, ale również zapasowy zestaw różnej wielkości silikonowych wkładek dousznych, oraz bardzo dobrej jakości futerał na słuchawki. Wszelkiej maści papierów i naklejek nie liczę.
Same słuchawki są bardzo dobrze wykonane. Kabel jest częściowo płaski i dość elastyczny. Na tyle elastyczny, że testowe noszenie słuchawek w kieszeni nie owocowało powstaniem węzła gordyjskiego. Znaczy nie było tak, że słuchawki w ogóle się nie plątały. Takich cudów nie ma. Splątanie, to naturalny stan, w jakim występują w naturze słuchawki douszne. Chodzi o to, że ich rozplątanie jest niezwykle proste i bezproblemowe. Martwi jedynie długość kabla. Ma on 1,2 metra, więc słabo się z nich korzysta przy stacjonarce. Na kablu zamocowano „pilota” do obsługi telefonu, co mnie osobiście bardzo ucieszyło. Zwykle telefoniczne słuchawki nie są rewelacyjne, jeśli chodzi o odtwarzane dźwięki, więc możliwość skorzystania z Flux In-Ear była ciekawa. W „pilocie” jest też wbudowany wielokierunkowy mikrofon. No bo jakżeby inaczej.
Jeśli chodzi o technologię przetworników, zastosowanych we Fluxach, to użyto w nich przetworników dynamicznych, czyli takich, które poprzez drgania membrany wywołują zmianę gęstości powietrza, co generuje dźwięk (bardzo to mądre). Tłumacząc to na bardziej przystępne słowa, mamy tu zmniejszoną wersję technologii znanej z normalnych kolumn głośnikowych.
Zresztą, dla spragnionych technologicznego żargonu, mam tu zestaw danych:
Przetworniki: Dynamiczne, 6 mm
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20000 Hz
Czułość (@1 kHz): 100 dB
Impedancja: 19 omów
Interfejs: Wtyczka typu mini jack 3,5 mm dla urządzeń przenośnych (4-stykowa)
Czułość mikrofonu: 44 dB
Pasmo przenoszenia mikrofonu: 100 Hz – 10000 Hz
Typ mikrofonu: Wielokierunkowy
Sterowanie odtwarzaczem/telefonem: Odbieranie, odrzucanie, kończenie połączeń, zatrzymywanie i wznawianie odtwarzania muzyki
Przewód sygnałowy: 1,2 m, płaski
Cena: ok. 200 złotych
Walkę ze słuchawkami zacząłem od komputera stacjonarnego. Tak jak podejrzewałem, było strasznie niewygodnie z uwagi na długość kabla. Nawet mimo podłączenia ich do gniazda na płycie czołowej obudowy, czułem się jakby ktoś przykuł mnie do kaloryfera. Masakra. Przez to nie byłem w stanie skupić się na jakości dźwięku.
Kolejna próba to nadal komputer, ale tym razem podpiąłem się do laptopa. Tu od razu było wygodniej, choć musiałem uważać na gwałtowne ruchy głową. Zastanawiam się, czy nie można było dorzucić kilku(nastu) centymetrów kabla. Dźwięk przekazywany przez Flux In-Ear jest bardzo dobry. Nie dostajemy może super głębokich basów i krystalicznych tonów wysokich, czy średnich, ale nadal jest to bardzo satysfakcjonujące doświadczenie. Nic nie szumi, instrumenty w utworach muzycznych słychać wyraźnie, nic się nie zlewa.
Jeśli chodzi o gry, to muszę przyznać, że zadziwiło mnie dobre pozycjonowanie dźwięku. Nie spodziewałem się cudów, a nawet w ogóle nie spodziewałem się precyzji w pozycjonowaniu, czy jakiegokolwiek pozycjonowania, a tu miła niespodzianka.
Po testach stacjonarnych postanowiłem przejść na bycie mobilnym. Najpierw męczyłem Fluxy moim smartfonem LG L9. Bez zarzutów, zarówno w obszarze odsłuchu – muzyka, czy dźwięki z różnych mobilnych gier – ale także w obszarze przekazywania głosu (tak doniośle to nazwę). Chodzi oczywiście o fakt, że osoby, które dzwoniły do mnie w czasie gdy używałem Fluxów, nie miały problemów ze zrozumieniem tego co mówię. Nawet jeśli byłem w miejscu, gdzie panował hałas (sporo osób lubi do mnie dzwonić, kiedy stoję akurat na przystanku SKM, albo na przystanku autobusowym, przy głównej arterii Gdańska). Tu jednak pojawia się mały zgrzyt, gdyż słuchawki mają mały problem z tłumieniem dźwięków z zewnątrz. Miejscami hałas, który się przedostawał był dość duży, ale w większości przypadków, nie zagłuszał on tego co leciało w słuchawkach.
Z drugiej strony, Fluxy nie „sieją” na zewnątrz. Dopiero przy naprawdę głośnym odtwarzaniu, które dla mnie samego było mało komfortowe, słychać było cokolwiek na zewnątrz. To spory plus.
Jeszcze jedna sprawa w kwestii komfortu. Nie wiem, czy to kwestia mojej anatomii, czy budowy słuchawek, ale ten model był chyba jedynym, który tak często wypadał mi z uszu. A konkretnie z lewego ucha. Najbardziej irytująca rzecz na świecie, kiedy człowiek czuje, jak słuchawka powoli, acz nieubłaganie wyślizguje mu się z ucha. Dammit!
Innym minusem jest według mnie brak jakiegokolwiek klipsa, którym można przypiąć kabel do kurtki/koszulki. Majtający się przewód (mam na myśli sytuację, kiedy używam słuchawek z telefonem) nie dość że irytuje i zwiększa prawdopodobieństwo wypadnięcia słuchawki z ucha, to jeszcze produkuje maksymalnie wkurzające stukanie słyszalne w słuchawkach. Potrafi to doprowadzić do furii.
Przez to wszystko zapomniałem wspomnieć o drugim mobilnym zastosowaniu, czyli Sony PSP. Tak jak w przypadku smartfona, tak i tutaj, wydaje się, że Fluxy zostały stworzone do działania z takimi urządzeniami. Czysty dźwięk i pełna radocha płynąca gry. Świetna rzecz.
Podsumowując muszę przyznać, że 200 złotych za SteelSeries Flux In-Ear to uczciwa, choć dla niektórych dość wysoka cena, jak na słuchawki douszne. Jeżeli gracie dużo na konsolach przenośnych, oglądacie filmy (i gracie) na tablecie, czy smartfonie, to zdecydowanie warto w te słuchawki zainwestować. Minusy, które wymieniłem w tym tekście wcale nie muszą Was dotknąć (nie twierdzę, że mam krzywe uszy i dlatego słuchawka wypada, ale wiecie). No i w końcu jakość SteelSeries, to naprawdę wysoka jakość. Tego nie da się podważyć.
Ocena końcowa: 7/10
Plusy:
+ wygodne
+ dobra jakość dźwięku
+ niezłe pozycjonowanie dźwięku
+ wymienne wkładki w komplecie
+ pokrowiec
+ kabel łatwy do rozplątania
Minusy:
– brak klispa do przypęcia kabla do ubrania
– krótki kabel czyni używanie przy stacjonarce niemal niemozliwym
– jedna ze słuchawek ciągle wypadała mi z ucha
– mogłyby lepiej tłumić dźwięki z zewnątrz