feat - sc iv rec

Soul Calibur IV – recenzja gry

Ocena: 8,0

Plusy:
+ Darth Vader
+ tryb online
+ grafika
+ dźwięk
+ nowości w walce
+ rozbudowane Character Creation

Minusy:
- podział Vader PS3 – Yoda X360
- mizerny tryb dla jednego gracza
- brak wsparcia Trophies


Długie miesiące czekałem na ten tytuł. Soulcalibur IV rozpalał moje zmysły od momentu, kiedy pojawiły się pierwsze plotki, że zostanie wydany. Choć początkowo stopowały mnie informacje, mówiące o wydaniu tej pozycji jeno na next-geny, wierzyłem, że będzie dane mi zagrać. No i się doczekałem. Do moich rąk trafiła wersja gry na konsolę Playstation 3.

Nowa Era…

Seria Soulcalibur to bijatyka. Nie jest to jednak bijatyka oparta na rękach i nogach, a na broni białej. Tu postacie naparzają się mieczami, toporami i innymi ciekawymi wynalazkami. Jedyny standardowy cios zadawany kończyną, to kopnięcie.

Soulcalibur opowiada historię poszukiwań dwóch mieczy o niesamowitej mocy. Pierwszy to Soul Edge, miecz przesiąknięty energią zła. Drugi to Soul Calibur. Święte ostrze, którego moc służy poszukiwaczom równowagi we wszechświecie. Oba miecze przeszły w trakcie „trwania” serii wiele. Były niszczone, pojawiały się, wydzierano je prawowitym właścicielom, zmieniały żywicieli. Za każdym razem znajdował się jednak świetny powód aby ponownie ruszyć na ich poszukiwanie. Tym razem oba ostrza trafiły pod opiekę niejakiego Algola. To z jego rąk Poszukiwacze będą musieli wydrzeć moc Soul Edge’a i/lub Soul Calibura.

W rolach głównych występują…

Każda odsłona popularnej bijatyki rodzi zawsze te same pytania. Jakie postacie będą dostępne dla graczy? Czy zobaczymy starych znajomych? Jakie nowe postaci poznamy? Nie inaczej było w tym przypadku, zwłaszcza, że Namco podsycało atmosferę oczekiwania puszczając co jakiś czas plotki o naprawdę niesamowitych postaciach.

Zacznijmy od tych znanych z poprzednich części. Spotkamy praktycznie całą załogę z trójki. Jest Siegfried i jego alter ego Nightmare, jest Cervantes, a także milusi Voldo. Nie zabrakło Tiry, Ivy i innych zawodników z poprzedniczki. Co prawda na samym początku spora ich część jest niedostępna. Trzeba ich najpierw wykupić, po 4000 sztuk złota od głowy. Na szczęście nie jest to zbyt wygórowana suma i już po dwóch ukończonych Story Mode miałem wszystkich wykupionych.

Jeśli chodzi o nowości, to jest ich trochę. Począwszy od głównego bossa, czyli Algola, przez dziwną pannę z kolczastym stanikiem zwaną Algol Fear, po bardziej standardowe postacie, jak Hilde. Jednak to nie ta zgraja podnosiła wszystkim ciśnienie. Ci najważniejsi przybyli z bardzo odległej galaktyki.

In a galaxy far, far away…

Ta informacja uderzyła w fanów jak piorun. W Solucalibur IV będzie można walczyć postaciami z Gwiezdnych Wojen. W zasadzie na myśl przychodził jeden zawodnik, Darth Vader. I tak właśnie się stało. Jednak jest to jedna z trzech postaci z tego uniwersum jakie spotkamy w grze, choć nie dokładnie. Jest bowiem jeszcze Mistrz Yoda, a także Apprientice z nadchodzącego Force Unleashed. Tyle tylko, że marketingowcy postanowili namieszać z tą trójką, a dokładniej z Vaderem i Yodą. Tych dwóch bohaterów uczyniono ekskluzywnymi postaciami dla poszczególnych konsol. Vader dostał się PS3, a Yoda X360. Za ten pomysł powinno się tych ludzi rozstrzelać. Nie mam nic przeciw dodawaniu do gier postaci ekskluzywnych dla danej platformy, ale niech tacy bohaterowie mają coś wspólnego z daną konsolą. Na przykład PS3 mogło dostać Kratosa, czy Nariko, a X360 Ryu Hayabusę (wiem, że jest w DoA, ale nie za bardzo mógł tam siekać swoimi mieczami – tu mógłby się rozwinąć). Rozparcelowanie Vadera i Yody, jest moim zdaniem posunięciem nie fair w stosunku do posiadaczy konsol. Mam nadzieję, że plotki, mówiące iż Yoda i Vader nie zostaną udostępnieni po jakimś czasie jako Download Content, to tylko wredne plotki. Uczeń Vadera jest na szczęście dostępny na obu konsolach.

Round 1…Fight…

Przejażdżkę po SC IV zaczynamy od trybu dla pojedynczego gracza. Przyznam, że po rewelacyjnie zbudowanym singlu w trójce, oczekiwałem tu Bóg wie czego…niestety zostałem boleśnie sprowadzony na ziemię.

Pojedynczy gracz ma trzy możliwości do wyboru. Story Mode, Tower of Souls i Arcade.

Story Mode opowiada historię poszczególnych postaci. Kim są, dlaczego szukają mieczy i co chcą osiągnąć. Zaczyna się ciekawie, od pisanej historii, potem przechodzimy do walk. Pierwsze wrażenie może być pozytywne. Walki niekoniecznie są jeden na jednego. Czasem trzeba walczyć z kilkoma przeciwnikami pod rząd, czasem gracz będzie miał towarzysza do pomocy. Jest ciekawie, niestety świetnie pasuje tu powiedzenie „Miłe złego początki”. Okazuje się, że Story Mode ma tylko 5 walk. Dodatkowo filmik kończący nie ma elementów, którymi gracz może na niego wpłynąć. Nic się nie naciska, aby zobaczyć inne zakończenie. Po prostu nuda i żałość. Tryb nadaje się tylko do tego, aby odblokować inne postacie.

Tower of Souls to nowy tryb. Gracz wspina się po piętrach wieży walcząc z kolejnymi przeciwnikami. Każde piętro to pewien szczególny typ przeciwników. Dodatkowo, w trakcie wędrówki można znaleźć przedmioty, które potem daje się wykorzystać przy tworzeniu swoich postaci. Co ciekawe aby zdobyć na danym piętrze przedmiot, należy spełnić określone warunki. Na przykład wygrać bez straty zdrowia, albo zwyciężyć poprzez zrzucenie przeciwnika z ringu. Walczyć można w dwóch „kierunkach” wchodząc coraz wyżej, albo schodząc. Jednak aby rozpocząć schodzenie, najpierw trzeba wspiąć się na co najmniej 20 pięter.

Arcade to w zasadzie zwykła młócka. Osiem kolejnych walk, z coraz bardziej wymagającymi przeciwnikami. W zasadzie nic ciekawego. Choć ukończenie tego trybu postacią Vadera (Yody w przypadku X360) jest wymagane, aby odblokować postać Apprientice.

Przyznam, że tryb dla pojedynczego gracza mocno mnie rozczarował. Trójka dała mi kawał fajnej zabawy w pojedynkę. Była hybryda RTS, była ciekawa historia w Story Mode z jedną ścieżką do prawdziwego bossa, a tu mam coś, co po prostu trzeba jak najszybciej zaliczyć, a potem zapomnieć.

Round 2…Fight…

A co jeśli chciałbym powalczyć z żywym przeciwnikiem? Nie ma problemu. Po pierwsze mamy możliwość gry w dwie osoby na jednej konsoli. No ale to jest przecież standard. Gdyby tego nie było, to twórcy mogliby schować się ze wstydu. Soulcalibur IV daje jednak coś więcej. Daje walkę online.

Tak jest, dobrze widzicie. Można bić się z ludźmi z całego świata. Mecze rankingowe, albo takie dla zabawy. Sieć tylko czeka. Pokoje gry mieszczą czterech graczy. Walki odbywają się systemem „wygrany zostaje na macie”. Być może są też inne systemy, jednak nie udało mi się trafić na pokój, który by je obsługiwał. Jeśli w danym momencie nie walczymy, obserwujemy walkę innych. Daje nam to przedsmak tego, co się za chwile z nami stanie.

Nie zauważyłem problemów z lagami. Wszystkie sieciowe walki jakie udało mi się stoczyć, były płynne i nie obarczone przestojami. Jednak trafiałem na niezłych wymiataczy i uświadomiło mi to, że jeszcze sporo muszę się naumieć, zanim będę w stanie stawić komuś czoła online.

Round 3…Fight…

Dla miłośników grzebania w postaciach oddano narzędzie Character Creation. Można w nim stworzyć własną postać, albo zmodyfikować już istniejącą. Za zdobyte w walkach złoto kupujemy sprzęt i ekwipujemy swego bohatera. Broń, zbroje, dodatkowy ekwipunek. Co tylko dusza zapragnie. Warto powiedzieć, że znakomita większość sprzętu wpływa w jakiś sposób na naszą postać. Dodaje życia, podnosi siłę ataku, zmienia zdolności obronne, czy dodaje umiejętności. Jeśli sądzicie, że tworzenie własnych postaci, to zabawa dla dziewczynek, to grubo się mylicie. Grając online zauważyłem, że ponad 90% graczy używa właśnie postaci stworzonych w kreatorze. Dodatkowo, kreator ten daje olbrzymie możliwości jeśli chodzi o wygląd postaci. Grałem już przeciw Leonidasowi z 300, przeciw Altairowi z Assassin’s Creeda i Cloudowi z FF VII. W sieci można znaleźć mnóstwo poradników, jakich części garderoby użyć i jak ustawić ciało, aby stworzyć ulubionego bohatera filmowego, lub z gry.

Final Round…Fight…

Czas wspomnieć coś o technice. Jak można się spodziewać, graficznie Soulcalibur IV to ambrozja dla oczu. Piękne kolory, świetna animacja i kapitalne modele postaci. Choć zdarzają się zgrzyty. Na przykład Sophitia i Cassandra, mają strasznie opuchnięte twarze. Niby nic dziwnego, bo przecież zbierają po tych buźkach sporo razy, więc w sumie cud, że można je rozpoznać. Jednak wygląda to nieco dziwnie. Zresztą, jeśli przyjrzeć się innym zawodnikom, u niektórych można też dopatrzeć się lekkiej opuchlizny na facjacie.

Panie zyskały w czwórce na kształtach. Biust Ivy przeczy prawom grawitacji, inne damy też stały się jeszcze bardziej seksowne. Panowie jakby urośli, dorobili się chyba większych mięśni i ozdobnej odzieży.

Dźwięk jak zwykle na niezłym poziomie. Fajna muzyka podczas walk, na arenie znajdującej się na pokładzie Gwiezdnego Niszczyciela usłyszymy Marsz Imperialny, niezłe odzywki postaci. Jeśli chodzi o owe odzywki, to trzeba przyznać, że w trakcie walk Story Mode odzywki postaci, pasują do sytuacji i do przeciwników. Z interesujących spraw dźwiękowych, nie wiem jak Yoda, ale głos Vadera jest bardzo podobny do oryginału, być może jest to nawet oryginał, ale nie dam głowy.

Stage Completed…You win?

Jak można podsumować tę odsłonę Soulcalibura? Jest dość ciężko. Z jednej strony mocno mnie rozczarował trybem dla jednego gracza i marketingowym podejściem do postaci z Gwiezdnych Wojen. Z drugiej mamy tryb online i sporo smaczków w samej walce o których nie pisałem, takich jak niszczenie ekwipunku, efektowne ciosy krytyczne kończące walkę, czy umiejętności postaci. Wersja na PS3 nie obsługuje Trophies, choć w zasadzie moim zdaniem można było łatwo przełożyć Honory zdobywane w grze właśnie na Trophies (o ile się orientuję, to w wersji na X360 Achievementy pokrywają się z Honorami). Mimo wszystko jest to nadal moja ulubiona konsolowa bijatyka (choć DoA 4 depcze jej po piętach). Mam nadzieję, że dostanę na PS3 Yodę, nawet jeśli będę musiał zapłacić kilka złotych. Mam też nadzieję, że gracze posiadający X360 dostaną Vadera. Tak, czy inaczej warto zainwestować w Soulcalibur IV. W końcu singla można potraktować jako wprawkę przed walkami online.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Leciwy już człowiek. Rocznik 76, XX wieku. Niektórzy mówią, że trzeba już złomować, ale się nie daje. Ciągle działa, dzięki swoim najlepszym cechom charakteru, czyli złośliwości i wyjątkowej wredocie. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Córka Oliwia, urodzona na początku 1999, syn Gabriel urodzony na początku 2008 roku, żona Żaneta...nie powiem kiedy urodzona...w każdym razie ma 18 lat (wartość prawdziwa niezależnie od tego kiedy to czytacie :P).

Komentarze