Procesor: i7-3770K @ 4.0 GHz
Ram: 16GB
HD: Samsung 840 SSD
Grafika: GTX Titan
Gra działała bez problemów i przycięć.
Sacred 3 jest tytułem co najmniej nierównym. Z jednej strony miałem sporo obaw odnośnie tej gry, a z drugiej strony widziałem olbrzymi potencjał w niej drzemiący. Dostając w ręce pełny produkt i spędzając z nim dłuższą chwilę muszę stwierdzić, że Keen Games nie stanęło na wysokości zadania i nawet w małym stopniu nie wykorzystało tego potencjału.
Naszą przygodę rozpoczynamy od wyboru bohatera, którym chcemy grać. Możemy wybierać spośród czterech lub pięciu klas w zależności, czy wyłożyliśmy dodatkowe pieniądze na odblokowanie maga krwi. Pozostałe klasy to typowe postacie walczące wręcz z różnymi broniami i jeden łucznik.
Po dokonaniu wyboru zostajemy uraczeni wstępem, w którym dowiadujemy się, że Ancaria została zaatakowana przez złowrogie Ashen Empire. Wykradają oni potężny artefakt o nazwie „Heart of Ancaria”, a my zostajemy wrzuceni do miasta Halios, aby odzyskać ów przedmiot i uratować jak największą ilość cywili przed wrogimi armiami. Zapowiada się epicka przygoda, ale całość rozwinięta jest w taki sposób, że od drugiej mapki fabuła przestała mnie całkowicie interesować, a jedynym wyznacznikiem postępu był kierunek nadciągania kolejnych przeciwników.
Innymi słowy dostajemy hack’n’slasha, który na pierwszy rzut oka zapowiada się bardzo ciekawie, ale po dłuższym spojrzeniu odkrywa przed nami drugie oblicze. Różnorodność przeciwników jest bardzo mała, a przez parę godzin grania można tylko odróżnić tak naprawdę trzy kategorie przeciwników, którzy prawie zawsze się identycznie zachowują. Natomiast na paru początkowych bossów, aż trzech miało prawie identyczny wachlarz ciosów,a różnili się tylko nazwą oraz wyglądem niektórych zdolności. Walka z nimi była jednak identyczna.
Sama rozgrywka na początku jest przyjemna, ale bardzo szybko staje się monotonna. Oprócz ograniczonego rodzaju przeciwników, mamy też bardzo skromny wybór umiejętności naszych postaci. Wybieramy je przed wejściem na mapę i nie możemy ich zmianić dopóki nie ukończymy danego etapu. Nie dostaniemy tutaj otwartej przestrzeni, jaką mieliśmy w poprzednich odsłonach. Mapa świata podzielona jest na misje, które dzielą się na główne i poboczne. Wykonując pierwsze rozwijamy fabułę, natomiast poboczne są znacznie krótsze, niektóre nawet na styl aren, za wykonywanie których dostajemy różne nagrody, np. w postaci dodatkowego slotu na miksturę leczniczą.
Główną przyczyną, przez którą stosunkowo szybko się nudzimy, jest brak zbieranego uzbrojenia. Nie dane będzie nam, jak w innych dotychczasowych produkcjach tego typu, czy wcześniejszych odsłonach serii, zbierać oręża z pokonanych przeciwników, aby nasza postać była coraz potężniejsza. Jedynie wraz z poziomami doświadczenia będziemy zwiększali obrażenia zadawane przez nasze alter-ego. Dodatkowo wraz z wzrostem doświadczenia postaci odblokują się dodatkowe bronie, ale ich ilość można policzyć na palcach jednej ręki. Samo rozwijanie postaci jest czasochłonne i nie daje żadnej satysfakcji, ani poczucia postępu, co jest głównym powodem tego, że gra ma tendencje do nudzenia się po dłuższej rozgrywce.
Miałem okazję zagrać we wczesną wersję bety i ostateczna wersja gry w dniu premiery mnie rozczarowała pod względem strony technicznej. Dużym mankamentem jest konfigurowanie gry. Ja i moi znajomi z każdym uruchomieniem tytułu musieliśmy przechodzić po raz kolejny przez konfigurację ustawień gry. Dodatkowo miałem problem z tym, że przy jakiejkolwiek próbie zmiany gammy, gra mi się wysypywała i tylko wymuszenie zamknięcia przez managera zadań oddawało mi z powrotem kontrolę nad komputerem. Kolejną uciążliwością jest rozwiązanie kontrolowania, ponieważ przed głównym menu stajemy przed wyborem, czy chcemy kontrolować grę za pomocą gryzonia i klawiatury, czy też pada.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że jeżeli chcemy przerzucić się z pada na mysz, to musimy zresetować grę albo wyjść do głównego menu i „wyjść” z niego. Przełączenie się w grze, de facto zajmuje więcej czasu niż szybki alt + F4, który z kolei wymusza na nas ponowne przedzieranie się przez opcje graficzne i zmiany rozdzielczości z jakiejś losowej na naszą. Innym elementem, który mi osobiście przeszkadzał, choć nie będzie się to tyczyć większości graczy, jest fakt, że gra w trybie pełnoekranowym wyłączała mi pozostałe monitory. Wiem, że jest to tylko moja fanaberia, ale nowe tytuły które nie obsługują trybu borderless window, sporo tracą w moich oczach.
Wisienką na torcie był fakt, że używając oczywistego klawisza w celu pominięcia początkowych screenów z developerem, intrem, etc., mianowicie ESC, zamykamy grę całkowicie i wychodzimy do pulpitu. Jest to pierwszy raz, kiedy spotkałem się z takim zachowaniem aplikacji.
Z czasem developer naprawił część wymienionych przez mnie mankamentów, ale niesmak jednak pozostał. Keen Games miało naprawdę sporo możliwości i czasu, aby doszlifować swój produkt, a skończyło się na tym, że większość błędów technicznych, o których tutaj pisałem, nie występowała we wczesnej becie gry. Gwoździem do trumny są także płatne DLC dostępne w dniu premiery. Zagranie dodatkowym bohaterem możliwe jest dopiero po zakupieniu pakietu DLC, aby mieć dodatkowy weapon spirit, znowu musimy kupić mini-DLC, żeby mieć dodatkowe misje znowu ponownie musimy zakupić DLC. Użyłem tutaj powtórzenia specjalnie, bo jest to oczywisty atak na portfel graczy, a sama gra z dodatkami kosztuje więcej niż Diablo 3 w dniu premiery, a na pewno nie dostajemy tej samej jakości produktu.
Jeżeli macie możliwość kupić tę grę znacznie taniej niż oferuje to Steam i jednoczęsnie jesteście fanami gatunku, to możecie spróbować. Istnieje szansa, że Wam się spodoba. Chciałem wystawić grze białego smoka biorąc pod uwagę, że gra potrafi dostarczyć trochę rozrywki, ale było by to nie fair w stosunku do fanów starych odsłon Sacreda, a więc także wobec siebie, gdyż ten tytuł nie zasługuje na bycie kolejną częścią sagi.