Wielkimi krokami zbliża się premiera dodatku do Diablo III zatytułowanego Reaper of Souls, dlatego w tym odcinku Retroskanu wybierzemy się do świata Sanktuarium, aby przypomnieć sobie słynnego poprzednika.
Chociaż Blizzard nie spieszy się z wydawaniem kolejnych części Diabełka i na następcę musieliśmy czekać długich 12 lat, to poprzednia odsłona cieszy graczy do dnia dzisiejszego. Aby nie być gołosłownym, postanowiłem sprawdzić serwery w Diablo II i przekonać się, czy ktoś w to jeszcze w ogóle gra. Okazuje się, że ruch jest nie mniejszy niż kiedyś. W czym tkwi sekret?
Warto zacząć od tego, iż Diabeł z 2001 roku posiada genialny wprost klimat. Co prawda każda kolejna część nie jest już tak mroczna jak pierwowzór, jednakże niewiele jej ustępuje. Oprawa audio dostosowana jest świetnie do każdego aktu i sytuacji, w której nasz bohater lub bohaterka się znajduje.
Jeżeli już mówimy o postaciach, to w D2 wybierzemy spośród 5 klas dostępnych w podstawowej wersji: barbarzyńca, amazonka, czarodziejka, paladyn i nekromanta oraz 2 klas wprowadzonych wraz z dodatkiem Pan Zniszczenia – druid i zabójczyni. Nad klasami i umiejętnościami rozwodzić się nie będę, ponieważ to znaleźć można w każdej dostępnej recenzji (jeżeli oczywiście nie mieliście przyjemności zagrać w ten tytuł). Skupimy się natomiast na szczegółach, które zadecydowały o długowieczności Diablo II.
Oczywiście ranking ten jest całkowicie subiektywny i nie każdy musi się z nim zgadzać. Na pierwszym miejscu – bezapelacyjnie – króluje system słów runicznych, którego pozbawiono Diablo III, nad czym niezmiernie ubolewam. Dzięki różnym kombinacjom run mogliśmy tworzyć potężne przedmioty o zmiennych statystykach. To sprawiało, że gra nie miała końca, gdy robiliśmy kolejne rajdy w poszukiwaniu idealnie pasujących przedmiotów z odpowiednią liczbą gniazd i męczyliśmy się z eksterminacją przeciwników w celu znalezienia brakujących run.
W tym miejscu trzeba koniecznie nadmienić, że głównym atutem gry, który jednocześnie determinował większość naszych poczynań, była możliwość rozgrywki online. Battlenet, czyli platforma, na której prowadzone były wszystkie gry, znacząco różniła się od tego, co znamy z obecnej odsłony Diablo. Na wstępie musieliśmy zdecydować, czy preferujemy tryb single player czy jednak pobawimy się z innymi graczami. Dla mnie jedynym słusznym wyborem był online, dzięki któremu możliwy był handel z pozostałymi użytkownikami battlenetu. Mieliśmy również okazję do wspólnej gry przeciwko demonom i kreaturom Sanktuarium wraz z przyjaciółmi lub losowymi graczami. Rozgrywka zyskiwała na dynamice, wypadały znacznie lepsze przedmioty, a w połączeniu z zupełnie losowym generowaniem poziomów, każda sesja była zupełnie inna.
A teraz ciekawostka: myślicie, że wbicie maksymalnego 60 poziomu w Diablo III w ciągu kilku godzin to dobry wynik? W Diablo II przy odrobinie szczęścia można było wytrenować bohatera od 1 do około 80 poziomu (przy max 99 lvlach) w niecałe 2 godziny. Sekretem jest jedno słowo: taxi. Prosząc doświadczonego gracza o taxi, mogliśmy wykonać kluczowe zadania na wszystkich 3 poziomach trudności w niecałą godzinę, a następnie, uczestnicząc w wyprawach na Baala, Pana Zniszczenia, zdobyć pozostałe 79 lub więcej lvli. Jeżeli wydaje się wam, że taki sposób przechodzenia gry mija się z celem, to jesteście w błędzie. Wszystkie zadania poboczne można wykonać później samemu, a prawdziwą przyjemnością jest wspólna gra z innymi osobami, handel oraz tworzenie słów runicznych.
Diablo II oferuje, mimo swojej prostoty oraz grafiki 2D, masę zabawy. Jeżeli znudziła się Wam powtarzalność kolejnych Baalrunów lub Diarunów, na śmiałków z lepszym sprzętem czekało Uber Tristram – lokacja ze znacznie silniejszą piekielną trójcą, po zabiciu której otrzymywaliśmy unikalny talizman : pochodnię ognia piekielnego. Diablo II nie jest grą idealną, jednakże pozostaje, w moim odczuciu, wciąż najlepszą odsłoną serii. Można narzekać na słabą, momentami rozmywającą się oprawę graficzną, na błędy w działaniu battlenetu, które umożliwiały działanie botów. Można wreszcie powiedzieć parę gorzkich słów o dużej liczbie złodziei i oszustów, którzy wykorzystywali luki w programie, aby okraść nas z cennego ekwipunku lub podrabiać runy. Można też zagrać i przekonać się na własnej skórze, że te niewielkie minusy są niczym wobec wielkości tego tytułu. Każdy znajdzie coś dla siebie i każdemu co innego przypadnie do gustu.
Wielu aspektów gry nie poruszyłem, o niektórych można by napisać osobny artykuł lub niewielką książkę, ale wszystko to sprawia, że do Diablo II wraca się chętnie nawet po latach przerwy. Niech Was nie zrazi leciwa oprawa wizualna i banalnie prosta mechanika gry. W ten tytuł po prostu trzeba zagrać, by przekonać się, jak seria Diablo powinna dalej wyglądać i skąd bierze się fenomen tej marki. Lepiej wydawać kolejne odsłony z częstotliwością przelotu komety Halley’a, niż wypuszczać nawet po 12 latach przerwy produkt klasy Diablo III.