W 1996 roku, Capcom wydał na świat pierwszą część Resident Evil. Wtedy był to wielki szok dla graczy. Survival Horror z prawdziwego zdarzenia. Fabuła była na tyle klimatyczna, że wiele osób do tej pory pamięta nieprzespane noce. Minęło tyle lat, czasy się zmieniły, a z nimi gry. Dziś na celownik biorę piątą już odsłonę tej wspaniałej serii. Z krążących tu i ówdzie opinii wynika, że jest to „jedynie lepsze wydanie RE4”. Jak wyszło naprawdę? Wszystkiego dowiecie się z mojej recenzji.
Chris wyrusza na specjalną misję do Afryki, gdzie została osadzona najnowsza odsłona serii. Nie wiem, czy widzieliście trzeci film z panią Millą Jovovich, ale moim zdaniem taka sceneria nie pasuje do survival horroru. W poprzedniej części Leon zwiedzał Hiszpanię. Wydawałoby się, że to państwo gdzie cały czas świeci słońce, a jednak Capcom przedstawił nam to trochę inaczej. Wściekli wieśniacy nie byli już tak straszni jak zombi, ale potrafili stworzyć specyficzny klimat, dzięki któremu gracz czuł mały dreszczyk na plecach. Niestety, grając Chrisem nie doznamy takich emocji. Gospodarze afrykańskich wiosek, nie dość, że zupełnie nie pasują do serii, to w dodatku bardziej śmieszą niż straszą. Wszystkie potyczki z nimi są takie same, pojawiają się znikąd i chcą nas zabić. Może innych to zadowala, ale mnie walki w środku dnia zupełnie nie pasują. Zacznę jednak od czegoś innego.
Mistrz w swojej klasie…
Do niedawna Gears of War II był królem, jeżeli chodzi o oprawę wizualną. Przepięknie wykonane lokacje, świetna gra świateł i tekstury w wysokiej rozdzielczości, tworzyły niespotykany dotąd efekt na konsolach nowej generacji. Niestety (dla Epic Games) czas panowania Marcusa i jego kolegów dobiegł właśnie końca. Na scenie pojawił się nowy mistrz. Resident Evil 5 to prawdziwa uczta dla oczu. Z pełną odpowiedzialnością mogę rzec, że to obecnie najlepiej wyglądająca gra na PS3 i X360. Otoczenie zostało wykonane kapitalnie, wszystkie szczegóły zostały idealnie zaprojektowane. Często wiele detali jest pomijanych, zastępuje się je słabej jakości teksturami, które z bliska są naprawdę brzydkie. Tutaj nie doświadczycie nic takiego. Postacie są dobrze animowane, choć mimika twarzy nie należy do najlepszych. To chyba jedyny aspekt, któremu mogę coś zarzucić, bo reszta to istne arcydzieło. Nie dość, że gra jest tak piękna, to w dodatku gracze praktycznie nie doznają zwolnień animacji. Wszystko działa jak należy. Od teraz nie będziecie mówić, że gra wygląda prawie jak Gears of War. Od dziś w tym kontekście będzie mówić o Resident Evil. Tytuł naprawdę wyznacza nową jakość pod względem grafiki, za co chylę czoła przed ludźmi z Capcomu.
Sheva: „Czemu nie mogę strzelać podczas biegu ?”
Od Resident Evil 4 minęły cztery lata, mimo to mam uczucie jakby nic się nie zmieniło. Autorzy zapowiadali, że piątka, będzie czymś zupełnie nowym jeżeli chodzi o gameplay. Okazuje się jednak, że nie dokonali praktycznie żadnych zmian. Bohaterzy nie mogą strzelać gdy się poruszają, nie mogą nawet przeładować broni. W dzisiejszych czasach coś takiego jest nie do przyjęcia. Nie wiem czemu, programiści nie pokwapili się, aby ich postacie miały większe możliwości. Niby dodali przeskoki, różne ataki z bliskiej odległości i finisze oponentów, ale dla mnie to za mało. Sądzę, iż mogli się bardziej postarać. Cieszę się natomiast z faktu, że wybieranie broni i różnych przedmiotów odbywa się w tle, tzn. gra nie zostaje zatrzymana, dzięki temu musimy szybko dokonywać słusznych wyborów. W innym wypadku możemy oberwać od jakiegoś krewkiego mieszkańca Afryki, a zapewniam was jest ich wielu. Szkoda tylko, że maczeta, którą posiada zarówno Sheva, jak i Chris zadaje tak mało obrażeń.
Dlaczego jej nie lubisz ? Bo ona nie ma …
Ano właśnie, w tej części nie jesteśmy sami. U naszego boku jest ponętna dziewuszka, na którą warto popatrzeć. Do tej pory nasze partnerki nie były jakoś specjalnie urodziwe, ale Sheva to prawdziwa las… tzn. kobieta z giwerą w ręku. Szkoda tylko, że jest zupełnie bezpłciowa i nie wprowadzająca nic nowego do gry. Wydaje mi się, że autorzy dodali ją na siłę, gdyż psuje cały efekt, który chcieli uzyskać. Podczas rozgrywki dowiemy się, że nienawidzi Umbrelli (jak wszyscy), bo przez nią zmarli jej rodzice. Ach jakie to smutne… a raczej żałosne. Mogli bardziej się postarać. Ale po co? Dodatkowo, sterujący nią komputer nie grzeszy inteligencją. Dobrze chociaż, że umie trafiać w oponentów, bo inaczej nasza towarzyszka byłaby zupełnie zbędna. Dlatego radzę wam, abyście grali w tą grę z kolegą lub koleżanką przez Co-op’a, gdyż w innym wypadku, możecie doznać kilku niechcianych wybuchów frustracji na wysokim poziomie. Osobiście udało mi się przejść poziom normal z komputerem, ale żałuję, że od razu nie poprosiłem kolegę o „pomoc”. Teraz wiem, że konsola nie potrafi grać, a podobno PS3 to taki cud techniki. Szkoda, że nie sztucznej inteligencji. Cóż lepiej późno niż wcale, ale powiadam wam moi drodzy, co-op tak, ale tylko z przyjacielem.
O fabule słów kilka (i nie tylko)…
Zapewne pamiętacie Leona (nie zawodowca) i jego misję w Hiszpanii. Chłopak miał za zadanie wywieźć córkę prezydenta z wioski „niewoli”. Oczywiście okazało się, iż nie będzie to takie proste, ale jak to w „telenowelach” bywa, wszystko dobrze się skończyło. Tym razem to nie Kennedy uratuje świat, przyszedł czas na naszego kolegę Chrisa Redfilelda, którego wszyscy fani dobrze znają i (nie)kochają. Nasz mężczyzna wyrusza do Afryki z dwóch powodów. Po pierwsze musi dowiedzieć się jak najwięcej o „terrorystach”, którzy bawią się śmiercionośnym wirusem, a po drugie szuka swojej partnerki. Zapewne niektórzy z was ją pamiętają. Tak to Jill Valentine. Ta urocza kobieta zniknęła jakiś czas temu, a jej partner na siłę próbuje ją odnaleźć. Oczywiście do tej pory nie udało mu się trafić na żaden trop, aż do Resident Evil 5. Zresztą co ja wam będę opowiadał, lepiej samemu zagrać. Zdradzę tylko, że nareszcie wiele aspektów zostanie wyjaśnionych. Wesker nareszcie zostanie… no właśnie, co z nim? Niby taki mocny, a jednak ma jakieś słabości. Szkoda tylko, że cała historia opowiedziana w tym tytule uśmierca to co kochałem w RE, klimat.
Przyszedł czas na…
Omówienie oprawy dźwiękowej i ciekawego trybu Mercenaries. Jeżeli chodzi o audio, to mogę powiedzieć, że to kolejny minus tej gry. Muzyka, która jest puszczona podczas rozgrywki to jakaś kpina, w ogóle nie pasuje do atmosfery stworzonej przez Capcom. Osobiście ubolewam nad tym, gdyż taki ważny element gry, został strasznie zaniedbany. Niedługo zamiast klimatycznych brzmień dostaniemy Tiesto odpowiednio przerobionego na potrzeby danego tytułu. Może i Doda się załapie? Jeżeli chcieli zrobić grę akcji to im wyszło, ale od strony akustycznej jest słabo.
Z trybem Mercenaries pierwszy raz spotkaliśmy się w Resident Evil 4. Polega on na wybiciu jak największej liczby przeciwników w określonym czasie. Komputer typuje nam ekwipunek i wysyła na front. Zabawa jest naprawdę przednia, gdyż możemy się poczuć jak w Dead Rising. Dodatkowo po planszach są rozmieszczone specjalne „figurki”, które po zbiciu dodają nam kilkanaście cennych sekund. Dzięki nim możemy dalej zabijać (nie)winnych afrykańskich wojowników. Zachęcam wszystkich do tej zabawy, gdyż po przejściu gry, mamy kolejny powód aby wrócić do RE5.
Na koniec chciałbym powiedzieć, że piątka strasznie mnie zawiodła. Nie dość, że autorzy prawie nic nie zmienili (oprócz grafiki, która jest boska), to w dodatku głosili, iż będzie to rewolucja. Nie sądziłem nigdy, że wystawię tak słabą (w stosunku do oczekiwań) ocenę jakiejkolwiek odsłonie Resident Evil. Jednak nie miałem wyboru – Capcom sam jest sobie winien.
+ tryb co-op i mercenaries
+ dobrze przemyślany ekwipunek
- słabe SI naszego sojusznika
- strzelanie i bieganie to za dużo dla capcomu