feat - rdr rec

Red Dead Redemption – recenzja gry

Ocena: 9,0

Plusy:
+ klimat
+ Dziki Zachód
+ ogromny teren
+ mnogość misji
+ fabuła
+ grafika, dźwięk

Minusy:
- rozdzielczość
- loadingi
- utrudniony dostęp do mapy
- system zmiany broni
- pomniejsze bugi i niedociągnięcia


Dziki Zachód był traktowany przez deweloperów gier elektronicznych nieco po macoszemu. Prócz całkiem niezłego Call of Juarez: Bound in Blood, jak do tej pory nie było dużych produkcji podchodzących do tej tematyki w należyty sposób. Dlatego miłośnicy przygód Johna Wayne`a wyczekiwali premiery Red Dead Redemption z dużą nadzieją. Tak samo jak i fani gier ze stajni Rockstar, bowiem to właśnie oni przygotowali ten tytuł. Jak im poszło i czy spełnili pokładane w nich oczekiwania? Dowiecie się tego już za moment.

Poznajcie Johna Marstona. John jest mieszkańcem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, mocno pokiereszowany przez los tak wewnętrznie, jak i z wyglądu. Prowadził on bowiem życie rzezimieszka, jak to na członka gangu przystało. Nie przeszkodziło mu to jednak dorobić się rodziny w postaci żony i córki. Wydawać by się mogło, że ma on otwartą drogę do spokojnego życia, jednak dawni kamraci nie pozwalają o sobie zapomnieć. Jego niegdysiejszy przyjaciel – kompan nadepnął naszemu bohaterowi na odcisk, dlatego musi go dosięgnąć sprawiedliwość. I właśnie w tym zadaniu musimy pomóc Johnowi Marstonowi.

Red Dead Redemption jest nazywany przez wielu GTA na Dzikim Zachodzie. I rzeczywiście, jest w tym wiele prawdy. Schemat gry pozostał niezmieniony. Rockstar stworzył świat na zasadach sandboxa, w wyniku czego gracz nie jest praktycznie w niczym ograniczony, jeśli chodzi o zwiedzanie oddanej do jego dyspozycji krainy. Istnieje sieć większych i mniejszych dróg, po których można się poruszać, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby ciąć na tzw. azymut.

Jeśli chodzi o poruszanie się, to oczywiście można tego dokonywać pieszo, konno, przy pomocy powozów, pociągów. Akcja rozgrywa się w 1911 roku, a więc cywilizacja coraz bardziej przyspiesza, a biały człowiek rozpanoszył się na dobre. Jednak przy wszystkich dobrodziejstwach techniki, to koń będzie najpopularniejszym środkiem transportu, ponieważ na jego grzbiecie dostaniemy się praktycznie wszędzie. Inne środki lokomocji przemieszczają się pomiędzy określonymi punktami, także siłą rzeczy i tak trzeba będzie potem gdzieś dojechać.

Siłą GTA (do którego RDR chcąc nie chcąc jest porównywane) zawsze była fabuła i zadania: te powiązane z głównym wątkiem, jak i poboczne. Podobnie jest i w RDR. Rockstar chwali się, że zabawy wystarcza na 50 godzin, z czego 20 stanowi tylko wątek fabularny. I chyba mają rację. W tej grze naprawdę jest co robić. Zadania główne są bardzo dobrze dobrane i dopasowane do lokacji, które odwiedzimy, jednak aby nie wprowadzać spoilerów nie napiszę, gdzie nas wydarzenia zaprowadzą. Jednak na nudę z pewnością nie będziecie narzekali.

Główne zadania wykonujemy dla kluczowych postaci w wątku fabularnym. Są one oznaczone na mapie  pierwszymi literami swoich imion. Ukończenie jednego ciągu zadań prowadzi do następnego, podobnie jak to było w GTA.

Jedynie zadania poboczne, które wykonujemy dla przypadkowo napotkanych NPC`ów, potrafią znużyć. Po jakimś czasie może przejść ochota na ich wypełnianie, szczególnie jeśli nie będziecie cierpieli na niedobór gotówki.

Od zachowania się podczas eksploracji świata będą zależeć dwa współczynniki: sława i honor. Wpływają one na wizerunek Marstona, a tym samym na odbieranie jego osoby przez otoczenie. Dlatego trzeba sobie zdawać sprawę, że większość zachowań będzie pociągała za sobą pewne konsekwencje. Zabicie bogu ducha winnego farmera ściągnie nam na głowę pościg szeryfa i jego pomagierów oraz wyznaczona zostanie nagroda. O ile pościg można zgubić, to nagrody kumulują się w miarę naszych „postępów”. Im większa, tym lepszym kąskiem dla bounty hunterów staje się John. A oni z pewnością życia mu nie ułatwią.

Oprócz misji możemy zagrać także w minigry. Jest ich sporo i oprócz frajdy mogą stać się źródłem zarobku. W kasynie czeka na nas partyjka pokera. Na zewnątrz siedzą znudzeni jegomoście, którzy rozkoszują się grą przy użyciu noża. Podczas niej należy wciskać w odpowiedniej kolejności i szybkości przyciski na padzie. Jeśli przyjdzie nam ochota na zmianę wierzchowca, należy takiego pochwycić na lasso i okiełznać, zachowując przy tym balans i nie spadając z jego grzbietu.

Samo otoczenie, w jakim przyjdzie się  poruszać, oddaje ducha westernów. Rozległe prerie, lasy, czerwone kaniony oświetlone promieniami zachodzącego słońca, dzikie mustangi, smętne miasteczka i dziwni bohaterowie. Wszystko to tutaj jest i czeka, aby je odkryć. Wszędzie pałętają się różnego rodzaju zwierzęta, które dostarczają mięsa, futer, piór i innych trofeów. Te możemy oczywiście spieniężyć.

A co robić z pieniędzmi? Na przykład przeznaczyć na broń, bez której nie obejdzie się żaden szanujący się mieszkaniec Dzikiego Zachodu. A tej jest całkiem spory arsenał. Do wyboru mamy kilka rodzajów rewolwerów, strzelb, podwójnych strzelb, jest nawet karabin wyborowy z lunetą oraz ciężki karabin obrotowy, zamontowany na wozach lub wagonach kolejowych. W sklepach można także zakupić kilka innych przydatnych rekwizytów, np. tytoń do żucia, apteczki, alkohol. Kasa jest też przydatna do obstawienia zakładów we wspomnianych wcześniej minigrach oraz podróży dyliżansami.

Pora napisać nieco o sterowaniu w RDR. John Marston to nie lada strzelec. Przy pomocy L1 podnosimy broń do oka, widok nieco się przybliża, celownik przylepia do celu i wystarczy tylko nacisnąć spust, aby celnie posłać kulkę. Może wydawać się za łatwo, ale wcale tak nie jest. Bardzo często trzeba strzelać, jadąc jednocześnie konno lub prowadząc wóz. Można się oczywiście bawić w celowanie bez wspomagacza, ale zapewniam, że potrafi to być bardzo frustrujące.

Jeśli już przy strzelaniu jesteśmy, to należy wspomnieć o bardzo fajnym trybie, zwanym Dead-Eye. Polega on na tym, że wciskając R3 zwalniamy tempo upływu czasu, ekran zmienia barwę, a my możemy dokładnie zaznaczać punkty na ciele przeciwnika/przeciwników, po czym nacisnąć spust. Wtedy czas zaczyna biec normalnym tempem, a my podziwiamy masakrę dokonaną na wrogach w wykonaniu Johna. Dead-Eye przydaje się szczególnie w trakcie pojedynków oraz natychmiastowego uśmiercania nieprzyjaciół poprzez strzał w głowę. Podczas zasadzki czy pościgów wystarczy zaznaczyć na ich głowach krzyżyki i pojedynczym strzałem załatwić sprawę.

Poruszanie odbywa się dość standardowo. Można iść, biec lub przez krótki czas zabawić się w sprintera. Podobnie rzecz wygląda podczas jazdy konno. Krzyżykiem popędzamy naszą szkapę w celu przyspieszenia. Należy jednak mieć baczenie na poziom jej wytrzymałości. Jeśli spadnie do zera, zostaniemy zrzuceni. W przypadku powozów konie po prostu zwolnią.

W RDR Rockstar umieścił tryb dla wielu graczy. Bardzo fajnie sprawdza się lobby, w którym spotykają się ludzie, by umówić się na rozegranie wspólnie gry. Jest nim cały dostępny teren. Oznacza to, że podróżując sobie po krainie, spotykamy innych graczy, z którymi można wejść w interakcję. Stanowi to bardzo fajne rozwiązanie i wprowadza namiastkę realizmu. Oczywiście nie trzeba korzystać z lobby, aby rozegrać mecz. Wystarczy wybrać z dostępnych z opcji.

Mecze są dość standardowe. DeadMatch, Team DeadMatch, wariacja Capture the Flag itd. Można się także pojedynkować na rewolwery. Wygląda to efektownie i efektywnie. Z biegiem czasu, po zdobyciu doświadczenia i pieniędzy, można zmieniać wygląd postaci oraz dostępne wierzchowce.

Graficznie RDR w wersji na PS3 prezentuje się dość dobrze. Napisałbym, że rewelacyjnie, jednak to co mnie denerwuje to rozdzielczość. Niestety, ale 640 p to mało, w szczególności, że na konkurencyjnej konsoli grafika jest wyświetlana w rozdzielczości 720 p oraz wprowadzono podwójne wygładzanie krawędzi. Szkoda, bo to niestety widać. Poza tą „drobnostką” niczego grafice nie można zarzucić. Jest pięknie, chociaż zdarzają się wpadki w postaci przenikających się brył albo tekstur. W RDR mamy zmienne pory dnia oraz zmieniające się warunki pogodowe.

Udźwiękowienie i muzyka to istny majstersztyk. Odgłosy broni, otoczenia, zwierząt, plusk wody, tętent koni brzmią bardzo realistycznie. Tak samo kwestie wypowiadane przez aktorów. Zagrali świetnie i czuć, że weszli w skórę swoich bohaterów. Muzyka jest klimatyczna, nastrojowa i przede wszystkim zróżnicowana. Zmienia się także w zależności od tego, co dzieje się na ekranie i jak przebiega akcja.

Czyżby RDR nie miało wad? Ależ ma. I to zdecydowanie wiele. Nazbyt wiele, aby uważać tę grę za hit roku. Przede wszystkim ta nieszczęsna rozdzielczość. Jeśli ktoś po skończeniu God of War 3 zasiądzie do RDR może się srodze zdziwić. Kolejną wadą jest trochę utrudniony dostęp do mapy. Łatwiej by go było przypisać do jakiegoś przycisku na padzie. Zamiast tego trzeba się naszukać jej w menu. Czas wczytywania też potrafi się dłużyć. Jest to szczególnie denerwujące przed obejrzeniem scenek wprowadzających do misji (które – tak już przy okazji – też są niekiedy za długie). Ale to może z mojej strony czepialstwo. Dziwne jest też to, że John Marston nie potrafi pływać. Wprawdzie nie ma w RDR zbyt wielu rzek czy akwenów wodnych, jednak niektórym może to przeszkadzać. Denerwuje również system zmiany broni, szczególnie podczas jazdy konnej. Może się wtedy zdarzyć, że dokonamy chaotycznego wyboru i zamiast odstrzelić komuś łeb, rzucimy w jego kierunku lassem. Do tego dochodzą pomniejsze bugi, takie jak: latające konie, przedmioty, których nie można podnieść itd.

Pomimo tych wad RDR jest grą świetną. Dostarcza mnóstwa zabawy i nie pozwala się nudzić. Wahałem się pomiędzy 8.5, a 9, ale jednak, po dłuższym namyśle, wystawiam 9. A gdyby nie ta rozdzielczość, pewnie byłoby wyżej…

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze