feat - ruse rec

R.U.S.E – recenzja gry

Ocena: 7,5

Plusy:
+ duże tereny zmagań
+ fortele
+ taktyczna perspektywa działań
+ łatwość sterowania
+ system zdobywania osiągnięć

Minusy:
- problemy z połączeniem w trybie dla wielu graczy
- okresowe spadki płynności gry
- stosunkowo mało porywająca fabuła w trybie dla pojedynczego gracza


R.U.S.E. było zapowiadane jako konsolowe objawienie w kategorii RTS. Czy tak jest w istocie – zdania są podzielone. Z pewnością nie można jej zarzucić tego, że gra przeszła niezauważona. Jednak obok wydania konsolowego, powędrowała ona w ręce użytkowników komputerów osobistych, a jak wiadomo ci mają o wiele większe doświadczenie (a zatem i wymagania) odnośne strategii czasu rzeczywistego. Sprawdźmy zatem, jak się R.U.S.E. prezentuje na poczciwych PC`tach.

Oczywiście sama oś fabularna i założenia gry pozostały niezmienione. Dalej wcielamy się głównodowodzącego siłami jednego z sześciu państw i naszym celem jest zwycięstwo nad resztą oponentów. Sama historia opowiedziana w grze nie jest porywająca. Na szczęście nie jest także tragicznie płytka, dlatego dostarcza pożądanych bodźców do kolejnych starć w trybie dla pojedynczego gracza.

Sześć wspomnianych wyżej państw, to: USA, Rosja, Wielka Brytania, Francja, Włochy oraz Niemcy. Jak łatwo się domyślić, siły je reprezentujące muszą się między sobą różnić. Podejmując decyzję co do wyboru, trzeba przemyśleć, czy zależy nam na ciężkich pojazdach pancernych, szybkim zwiadzie, mocnym lotnictwie, czy może jak największej liczebności wojsk uzyskanej stosunkowo najmniejszym kosztem. Rzecz jasna, gra służy stosownymi opisami, więc wybór nie musi być dokonywany „w ciemno”. Poza tym, historyczne realia są przyzwoicie zachowane, dlatego bardziej dociekliwi gracze powinni być usatysfakcjonowani.

Ponieważ R.U.S.E. było pomyślane jako produkt skierowany na konsole, sterownie nie mogło być specjalnie skomplikowane. I tak w rzeczywistości jest. Tym bardziej, że na zestawie mysz + klawiatura obsługa gry jest banalnie prosta. Co jednak ważne, nie ma się poczucia, że dowodzenie jednostkami zostało spłycone. W żadnym wypadku. Nie można oczywiście spodziewać się cudów, jednakże developer postawił na intuicyjność i zamiar ten się sprawdza.

Wydarzenia w grze można obserwować z dwóch perspektyw: standardowej i taktycznej. Pierwsza nie różni się niczym od tego, co w grach strategicznych było już pokazywane wcześniej: menu, teren, budynki, jednostki itp. Widok taktyczny natomiast pozwala jednym rzutem oka zorientować się w ogólnej sytuacji. Przedstawiony jest wtedy cały teren dostępny w danej misji, maksymalnie uproszczony, a jednostki ukazane są, jako ułożone w stos żetony. Rzeczy jasna, im mocniejsza i liczniejsza kompania, czy pluton, tym stos wyższy. Wygląda to w przybliżeniu, jak mapa do gry planszowej Ryzyko. Czysto i schludnie podana informacja, co podnosi komfort gry.

R.U.S.E. stawia na rozgrywkę za pomocą forteli (oszustw, jak kto woli). Cóż to oznacza? Ano to, że oprócz standardowych ruchów jednostek, można zastosować z góry zaplanowane akcje, np. fortel Blitz powoduje przyspieszenie jednostek, Terror sieje strach w szeregach wroga itp. Część forteli ma charakter ofensywny, część defensywny, a część ma powodować zmylenie wroga, jak chociażby atak pozorowany. Przy ich wykorzystywaniu trzeba mieć na uwadze dwie rzeczy: przede wszystkim wyczuć odpowiedni moment ich użycia. Przypadkowe wykorzystanie kluczowego fortelu dla mozolnie budowanej strategii może być bardzo frustrujące i grozić porażką. Druga sprawa, to fakt, że obszary działania forteli są ograniczone. Dlatego należy być dobrze poinformowanym (bardzo przydaje się zwiad), aby wiedzieć, gdzie i w jakich okolicznościach wykorzystać dany fortel.

Jeśli chodzi o jednostki, to jak na realia drugiej wojny światowej, jest to raczej standard. Są pewne odejścia od normy, ale na szczęście dość niewielkie. Przeznaczenie jednostek łatwo można odgadnąć i przewidzieć. Piechota może kryć się w lasach i z ukrycia razić wrogie czołgi. Potrafi także zajmować miasteczka i zabudowania. Jest jednak bezbronna wobec opancerzonych pojazdów w szczerym polu. Lotnictwo przydaje się szczególnie do niszczenia bunkrów i umocnień nieprzyjaciela, jest jednak podatne na ostrzał dział AA. Jak widać okazji do kombinowania nie zabraknie.

Wisienką na torcie jest oczywiście tryb dla wielu graczy. Można rozpocząć rozgrywkę w szybkim meczu lub dowolnie modyfikować realia i zapraszać znajomych. Trzeba się jednak niekiedy uzbroić w cierpliwość, ponieważ zdarzają się problemy z nawiązaniem połączenia. Podczas samej gry problemem niekiedy jest latencja. Najbardziej jednak denerwować mogą gracze, którzy znienacka potrafią opuścić grę. Przeciwnik rzecz jasna wygrywa (w grze 1v1) lub sojusznik przejmuje jego jednostki (w grze drużynowej), jest to jednak bardzo irytujące i psuje całą zabawę.

Oprócz kampanii i trybu dla wielu graczy, można rozegrać pojedynczą bitwę lub zagrać w konkretny scenariusz. To ostatnie skutkuje przyznawaniem punktów, które są niezbędne do odblokowania osiągnięć w grze. Jest ich w sumie 50, jednak aby zdobyć je wszystkie, trzeba udzielać się we wszystkich czterech trybach gry.

Graficznie R.U.S.E. prezentuje się całkiem przyzwoicie. Dlaczego nie pieję z zachwytu? Czasem animacji zdarza się „chrupnąć”, szczególnie przy dużym przybliżeniu i przy wielu jednostkach na ekranie. Dziwi to tym bardziej, że przy naprawdę maksymalnym zbliżeniu, jednostki nie są wcale tak szczegółowo oddane, a tekstury także mogłyby być nieco ostrzejsze. Jednakże trudno, nie można mieć wszystkiego. Od strony dźwiękowej gra prezentuje się całkiem nieźle. Polski dubbing jest wprawdzie nieco poniżej obecnego standardu, ale na szczęście można go przełączyć na inny język.

Czy warto zagrać w R.U.S.E.? Moim zdaniem tak. Gra z pewnością nie jest ideałem, lecz potrafi oczarować rozmachem i sporymi terenami działań. Jest przyjemna, łatwa w obsłudze, estetyczna, a że nie pozbawiona błędów, to ocena na poziomie 7+ wydaje się adekwatna i sprawiedliwa.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze