Ostatnio, w inaugurującym cykl odcinku przedstawiłem Wam historię konsoli PlayStation, a także kilka skutecznych sposobów emulowania jej na komputerach i smartfonach. Dziś nadeszła pora na kolejną podróż w czasie – tym razem wskazówki zegara cofniemy o równe 20 lat i zapoznamy się ze sprzętem, który poniekąd wyprzedzał swoją epokę. Generował grafikę 3D, wykorzystywał jako nośnik danych płyty CD i stanowił niejako centrum domowej rozrywki, umożliwiając odtwarzanie muzyki i oglądanie filmów w formacie Video-CD (po zakupieniu odpowiedniego modułu dekodującego format MPEG). Mowa oczywiście o 3DO Interactive Multiplayer, której produkcji podjęli się najwięksi konkurenci Sony na rynku elektronik użytkowej – Panasonic, Sanyo i GoldStar (dzisiejsze LG).
Odcinek 2: 3DO Interactive Multiplayer
Firma 3DO powstała w 1991 roku z inicjatywy jednego z założycieli Electronic Arts – Tripa Hawkinsa, który do spółki zaprosił takich tuzów, jak m.in. Time Warner, GoldStar, Matsushita, AT&T i wspomiane przed momentem EA. Kolejne dwa lata upłynęły na opracowywaniu technologii, która miała zmienić oblicze elektronicznej rozrywki i wprowadzić ją w nową erę. Przedsięwzięcie to było niezwykle ryzykowne, ponieważ wcześniej z takimi samymi ambicjami rynek próbowało zawojować Commodore z Amigą CDTV i CD32, ponosząc spektakularną porażkę. Za Hawkinsem stało jednak doświadczenie i szereg cenionych deweloperów, opracowujących tytuły dla zbliżającej się wielkimi krokami konsoli. Wymienić mógłbym choćby wspomniane po raz trzeci już Electronic Arts, czy też niezwykle utalentowane studio Crystal Dynamics, odpowiedzialne choćby za ostatnie odsłony Tomb Raidera.
Konsola sygnowana logiem 3DO zadebiutowała w USA w 1993 roku, a na pozostałych rynkach pojawiła się niespełna rok później. Pod niemal każdym względem górowała nad obecną na rynku konkurencją (nie uwzględniając trochę mocniejszego Atari Jaguar, który pojawił się na rynku miesiąc później i był idealnym przykładem na to, jak nie powinno się promować konsol). Koncern sprytnie rozwiązał kwestie związane z produkcją sprzętu – nie dysponując własnymi fabrykami, udzielił licencji na budowę trzem liczącym się na rynku graczom. Najwięcej konsol dostarczył Panasonic i to właśnie ich wersja wylądowała na wszystkich rynkach. Sanyo produkowało 3DO tylko na rynek japoński, a GoldStar przygotował konsolę dla Koreańczyków. Wszystkie trzy wersje cierpiały na ten sam problem, który w ostateczności przesądził o rynkowej porażce konsoli. Mowa tu o cenie, która była niemiłosiernie wysoka. Myślicie, że 499$ za Xbox One to dużo? 3DO Interactive Multiplayer był o 200$ droższy, a uwzględniając poziom ówczesnych zarobków, cena ta była wprost abstrakcyjna. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że debiutujące rok później Sony PlayStation kosztowało tylko 299$. Sztywna polityka producentów sprawiła, że sprzęt praktycznie z dnia na dzień przestał się sprzedawać i szybko popadł w zapomnienie. Kuszeni początkowo niskimi opłatami licencyjnymi producenci gier szybko odwrócili się w stronę konkurencji, zostawiając 3DO na pastwę losu. Jej zgon nastąpił już w 1996 roku.
Firma 3DO musiała przełknąć gorzką pigułkę i na dobre zrezygnowała z produkcji sprzętu, koncentrując się wyłącznie na działalności wydawniczej. Opracowywany prototyp następcy, nazwany M2, został odsprzedany koncernowi Matsushita, który ostatecznie zrezygnował z produkcji. Szkoda, bowiem sprzęt był zdecydowanie potężniejszy od ówczesnych hegemonów pokroju PlayStation i Nintendo 64. Tymczasem 3DO zyskało sławę i bogactwo dzięki pozyskaniu zdolnego studia New World Computing, które stworzyło cztery pierwsze odsłony kultowego cyklu Heroes of Might & Magic. Tytuł ten skutecznie przedłużył żywot wydawcy, który w swojej konsoli utopił sporą sumę pieniędzy. Nic jednak nie mogło trwać wiecznie i 3DO ostatecznie upadło w roku 2003, wyprzedając swoje aktywa konkurencyjnym wydawcom. W ten sposób marka HOM&M trafiła w ręce UbiSoft.
Emulatorów 3DO zbyt wielu nie ma, podobnie jak sensu zabawy takowymi. Niemal każdy z hitów doczekał się konwersji na PC, które często prezentowały się lepiej z racji większej mocy obliczeniowej ówczesnych komputerów. Niemniej znaleźli się zapaleńcy, którzy stworzyli aplikację o oryginalnej nazwie 4DO dla komputerów z systemem Windows. Emulator ten przeszedł jednak bez większego echa, choć trzeba przyznać, że działa całkiem dobrze. Zabawa ustawieniami ograniczona została do minimum – można skonfigurować sterowanie, rozdzielczość i kilka pomniejszych opcji. Jedyny problem stanowi bios konsoli, którego trzeba poszukać we własnym zakresie.
Czy warto? Dla mnie 4DO to zwykła ciekawostka. Z oryginalnym sprzętem miałem do czynienia raz w życiu i zrobił on na mnie olbrzymie wrażenie. Miało to jednak miejsce w 1995 roku, czyli bardzo dawno temu. 4DO zainteresował mnie z jednego powodu – chciałem zobaczyć, jak brzydko starzeją się gry, które kiedyś szokowały oprawą wizualną. Odpowiedź już znam. Starzeją się strasznie.
TOP 10
Cannon Fodder – Sensible Software
Kultowa pozycja dla wielu amigowców doczekała się również portu na 3DO. W zasadzie niewiele dało się tu poprawić i w dalszym ciągu sterowaliśmy kilkupikselowymi żołnierzami, przemierzając dżunglę, śnieżne zaspy i inne okoliczności przyrody. Problemów nastręczało sterowanie za pomocą średnio wygodnego pada, ustępujące zdecydowanie kombinacji myszka + klawiatura. Niemniej warto zainteresować się produkcją Sensible Software nawet dziś, choć zdecydowanie bardziej polecam oryginał z Amigi.
Another World – Delphine Software
Kolejna konwersja, jednak w przeciwieństwie do Cannon Fodder, Another World na 3DO został poddany dosyć sporej graficznej metamorfozie. Surowe, wektorowe obiekty pokryto kilkoma teksturami, czyniącymi dzieło Erica Chahi wyróżniającym się na tle konkurencyjnych tytułów tego gatunku. Przygody Lestera Chaikina w obcym świecie absorbują po dziś dzień, choć całość bez problemu zaliczyć można w trakcie jednego posiedzenia. W tym miejscu warto jednak wspomnieć o niesamowitym klimacie i iście filmowej narracji, która ponad 20 lat temu potrafiła wprawić w niemałe osłupienie.
Crash ‘n Burn – Crystal Dynamics
Tym razem tytuł ekskluzywny – futurystyczne wyścigi, stanowiące połączenie MegaRace z WipEout’em. Prerenderowane pojazdy mknęły po efektownych, trójwymiarowych trasach. Jak na swoje czasy, produkcja Crystal Dynamics prezentowała się niezwykle efektownie, zawstydzając konkurujące z 3DO platformy Segi i Nintendo.
Gex – Crysta Dynamics
Kolejna na tej liście produkcja niezwykle utalentowanej ekipy Crystal Dynamics. Dwuwymiarowa platformówka z zabawnym jaszczurem w roli głównej spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem, co zaowocowało późniejszymi konwersjami na PlayStation i Saturna. Największym atutem Gexa był wszechobecny humor i parodiowanie ówczesnej popkultury. Same mechanizmy rozgrywki nie były już niczym odkrywczym i prawdę powiedziawszy, na rynku obecnych już było sporo lepszych platformówek. Nie zmienia to jednak faktu, że na fali jej popularności powstały jeszcze dwie kolejne części, tym razem już w pełnym trójwymiarze. Niestety, posiadacze konsol 3DO obejść się już musieli smakiem.
Killing Time – Studio 3DO
Kolejny tytuł ekskluzywny, będący przedstawicielem coraz popularniejszego gatunku FPS. Na uznanie zasługiwała fabularna otoczka, która umieszczała akcję w latach 30-tych ubiegłego wieku. Tytuł zasługiwał na uwagę z kilku względów. Przede wszystkim wrażenie robiło sprytne połączenie grafiki 3D z sekwencjami FMV. Podobać mógł się również klimat, nawiązujący po części do twórczości Stephena Kinga i egipskiej mitologii. Gorzej przedstawiała się sprawa sterowania, które ze względu na brak analogowych gałek w padzie 3DO było mało precyzyjne.
Rise of the Robots – Time Warner
Swego czasu tytuł legenda. Tworzona latami bijatyka z udziałem robotów (mniej, lub bardziej humanoidalnych). Największym atutem gry były projekty walczących maszyn, które opracowano przy pomocy programów wspomagających projektowanie, a następnie wyrenderowano na potężnych stacjach graficznych. Pomiędzy walkami obejrzeć można było świetne sekwencje FMV, w którym mechaniczne monstra prezentowały swoje walory. Szkoda tylko, że do oprawy nie starała się równać grywalność – fabularny tryb dla jednego gracza był żenująco prosty, a dwuosobowe batalie nie niosły ze sobą żadnych głębszych emocji. Niemniej warto zobaczyć, zwłaszcza wersję dla 3DO, która prezentowała się chyba najlepiej ze wszystkich docelowych platform. Dodatkowy plus za muzykę Briana Maya z Queen.
Need for Speed – Electronic Arts
Pierwsza odsłona legendarnego i trwającego po dziś dzień cyklu debiutowała właśnie na 3DO, jednak szybko została przekonwertowana na niemal wszystkie wystarczająco silne platformy. W 1994 roku gra robiła piorunujące wrażenie oprawą wizualną, która nigdy wcześniej nie zbliżyła się tak blisko do fotorealizmu. Oczywiście dziś straszyć mogą wszechobecne piksele, jednak 19 lat temu był to niemały przełom. Grafice towarzyszyła świetna oprawa dźwiękowa i kapitalnie zrealizowane sekwencje filmowe, w których podziwiać można było najszybsze ówcześnie samochody świata. Szczerze przyznam, że to właśnie ta odsłona najbardziej zasługuje na odświeżenie, a nie wałkowane do bólu przez Citerion odsłony Hot Pursuit i Most Wanted.
Wing Commander III: Heart of the Tiger – Origin Systems
Zanim wykupiona przez Electronic Arts firma Origin Systems posłużyła za nazwę dla sieciowej usługi amerykańskiego molocha, wcześniej zasłynęła dwoma tytułami – Ultima i Wing Commander właśnie. Ten kosmiczny symulator był swego czasu największym osiągnięciem gatunku, dopóki do gry nie włączył się LucasArts ze swym X-Wingiem i Tie Fighterem. Zanim to nastąpiło, to właśnie produkcja Chrisa Robertsa stanowiła wzór dla konkurencji – świetnie wykreowane uniwersum, w którym ludzkość napotkała na swej drodze kotopodobną rasę Kilrathi. Wraz z trzecią częścią sagi nadeszła era płyt CD i obsadzania w głównych rolach aktorów znanych z małych i wielkich ekranów. Twórca Wing Commandera od zawsze przejawiał filmowe aspiracje (wyreżyserował kinowy „hit” oparty na omawianej tu grze) i zatrudnił do pracy m.in. Marka Hamilla, Johna Rhys-Daviesa i Malcoma McDowella. Solidny tytuł zasłynął także bardzo wysokim budżetem, który nie ustępował zbytnio produkcjom z Hollywood.
Microcosm / Novastorm – Psygnosis
Te dwie produkcje idealnie obrazują zachłyśnięcie się deweloperów nowym nośnikiem, jakim w tamtych czasach była płyta CD. Są to strzelaniny na szynach, w których gracz ograniczony był tylko do strzelania i unikania wrogich obiektów, a za tło posłużyły odtwarzane przez konsolę sekwencje FMV. W pierwszej połowie lat 90-tych ubiegłego wieku takie rozwiązania wywoływały wśród graczy nawałnicę orgazmów, jednak z perspektywy czasu, dziś nie wygląda to zbyt kolorowo. Duża w tym zasługa olbrzymiej kompresji i niskiej rozdzielczości obrazu.
Road Rash – Electronic Arts
Jedna z moich ulubionych serii debiutowała na Sega MegaDrive, jednak to port na 3DO wywołał wśród miłośników motocykli niepohamowany ślinotok. Otwarte trasy ciągnęły się przez wiele kilometrów, a zawodnicy w trakcie wyścigów posiłkowali się łańcuchami, deskami z gwoździami i innymi narzędziami zagłady. Całość urozmaicono pełnymi humoru wstawkami filmowymi i ostrą, rockową muzyką. Niestety, problemy konsoli 3DO z płynnym wyświetlaniem grafiki 3D sprawiły, że tytuł nie należał do najbardziej grywalnych i dużo lepiej prezentowała się wersja na PlayStation (zwłaszcza kolejne dwie odsłony).
To tyle. Widać ewidentnie, że wśród tytułów zabrakło produkcji japońskich, które w tamtych latach były synonimem najwyższej jakości. Niestety, deweloperzy z Kraju Kwitnącej Wiśni preferowali sprzęty wywodzące się z ichnich fabryk, m.in. Super Nintendo, o którym więcej opowiem w następnym odcinku. O ile uporam się z doborem dziesięciu najlepszych tytułów, co będzie niezwykle trudne.