Procesor: AMD Phenom II X4 955 3,2 GHz
RAM: 5GB
GPU: AMD Radeon HD 6850 X2 1GB
OS: Windows 7 x64
Monitor: HP 2509m
Gra działa dość płynnie. Raz, czy dwa zdarzyły mi się zacięcia przy animacji podczas obozowania, ale nic poza tym.
14 września 2012 na platformie Kickstarter, Obsidian wystartował z kampanią mającą na celu zebranie pieniędzy na grę Pillars of Eternity. Założony cel, w wysokości 1,1 miliona dolarów został osiągnięty w niewiele ponad 24 godziny. W sumie kampania zebrała 4,163,208 dolarów (3,986,929 z KS plus „drobne” z PayPal). Ustanowiła również rekord jeśli chodzi o sumę zebraną na grę komputerową. Pozostaje tylko pytanie. Czy crowdfunding zadziałał w tym wypadku tak jak powinien?
Odpowiedź na to pytanie poznaliśmy już 26 marca tego roku, kiedy Pillars of Eternity ujrzało światło dzienne. Ja, kiedy zanurzyłem się w świecie wykreowanym przez programistów z Obsidian, bardzo szybko zrozumiałem, że trafiłem na żyłę złota.
Zanim przejdę do recenzji, jedna mała uwaga. Nie spodziewajcie się potężnego tekstu. Jasne, że mógłbym pisać, i pisać, i pisać o tej grze i nie wiedziałbym kiedy skończyć. Ale uznałem, że to bez sensu. Recenzja będzie krótka, bo moim zdaniem, nie ma co strzępić języka (klawiatury).
Pierwszy rzut oka, pokazuje to, o czym mówiono od dawna. Pillars of Eternity jest mocno inspirowane takimi klasykami jak Baldur’s Gate, Icewind Dale, czy Planescape: Torment. Kamera pokazująca całą akcję w rzucie izometrycznym, charakterystyczny dla tamtych gier kursor złożony z czterech „łezek”. Każdy kawałek krzyczy „Jestem Baldur’s Gate 3!”. Oczywiście nie jest to prawdą, bo Pillars of Eternity nie jest oparte na systemie Dungeon’s & Dragons. To nie jest ten sam świat. Poruszamy się w autorskim świecie fantasy wymyślonym przez twórców gry. I to jest naprawdę świetne rozwiązanie, bo dało im możliwość popisania się własną kreatywnością.
I Obsidian nie zawiódł. Wymyślony przez nich świat jest rewelacyjny. Mechanicznie zbliżony do klasycznego D&D, jednak na tyle różny, aby nie chłostać wtórnością. Już podczas tworzenia postaci widać, że przemyślano go dość dokładnie. Rasy i klasy niby podobne do tego co już widzieliśmy, ale na tyle różne, aby poczuć powiew świeżości. Do tego całość jest tak rozbudowana, że nad samą postacią spędzimy bardzo dużo czasu, nie marnując go jednak na losowanie cech. Wszystko będzie się opierać o nasz wybór. A jak się okaże wszystko może mieć znaczenie, wszystko nam coś daje. Każdy wybór ma swoje konsekwencje.
A co się dzieje, kiedy już stworzymy postać i wkroczymy do świata gry? Cóż mogę napisać? Dzieje się magia.
Dostajemy grę, która swoją konstrukcją nawiązuje do klasyków, czyli Baldursa i spółki, jednocześnie dorzucając do kotła rzeczy, które znamy z dzisiejszych cRPGów.
Walka, to klasyczna rzeź w czasie rzeczywistym z aktywną pauzą, podczas której możemy wydawać rozkazy swojej drużynie. Wybieramy co mają zrobić, gdzie się przesunąć, kogo zaatakować, jakiej zdolności, czy przedmiotu użyć. Nie ma tu miejsca na bezmyślne bicie wrogów. Część starć trzeba przemyśleć, bo taktyka „na pałę” może skończyć się dla naszej drużyny bardzo przykro.
Eksploracja to jak już wspomniałem kamera w rzucie izometrycznym, śliczne, choć z bliska dość pikselowate tereny (ale tylko dlatego, że lokacje są ręcznie rysowane, co samo w sobie jest niesamowite) i mnóstwo rzeczy do odkrycia. Jedynym zarzutem może być to, że w 90% będziecie chodzić w trybie zwiadu, nie po to, aby podkraść się do wrogów, ale po to, aby nie przegapić ukrytych w różnych miejscach skarbów, czy przełączników. Należy też wspomnieć o mnóstwie interaktywnych elementów, które można w pełni wykorzystać, jeśli ma się odpowiednie narzędzia, lub umiejętności.
Świetnie rozwiązano też duszę gier RPG, czyli zadania i dialogi. Zadania na pierwszy rzut oka wyglądają na klasyczne „przynieś, wynieś, pozamiataj”, albo „zajmij się nękającymi nas bandytami”. Szybko jednak dociera do gracza, że jest to coś więcej. Po pierwsze w wielu przypadkach jest kilka dróg do celu. Wejdziesz do twierdzy przez główną bramę, przebijając się przez straże, czy może kanałami walcząc z nieumarłymi i brutalną animantką? A może wybierzesz trzecią drogę, która pozwoli Ci na wtopienie się w tłum mnichów w odpowiednim przebraniu. Uważaj tylko, na tych co bardziej spostrzegawczych, którzy mogą coś podejrzewać. Trzeba być wobec nich bardzo stanowczym. Do tego da się zauważyć, że zadania nie są klasycznie czarno-białe. Nie zawsze będziesz wiedział, czy zrobiłeś dobrze, czy źle. W wielu przypadkach będziesz się po fakcie zastanawiał, czy to co zrobiłeś faktycznie było ok. A brak standardowego systemu punktów moralności, tylko dodaje tu smaczku. Ukarać gościa, który zabił przyjaciela, czy jednak puścić go wolno, bo to ten przyjaciel był naprawdę potworem? Pozwolić ludziom zabrać zniszczony towar z rozbitej łodzi, czy oddać go właścicielce? Pytań jest mnóstwo, a odpowiedzi wcale nie są jasne.
Dialogi też jak już napisałem są świetnie zrobione i potęgują imersję. W zależności od naszych cech, umiejętności, klasy, a nawet pochodzenia, mogą się w nich pojawić dodatkowe opcje, prowadzące do nowych rozwiązań. Co ciekawe, gra pokazuje te opcje, nawet jeśli nie spełniamy warunków, na ich użycie, ale gracz ma świadomość, że mogłoby być inaczej gdyby posiadał odpowiednie cechy. Pozwala to na bardziej świadomy wybór postaci do kolejnej rozgrywki.
Co jeszcze? Mnóstwo rzeczy. Rzemiosło pozwalające na tworzenie własnych mikstur, zwojów, czy jedzenia. Kapitalny system magii. System zarządzania ekwipunkiem, eliminujący konieczność wracania w połowie podziemi, żeby sprzedać rzeczy. Drużyna ma do dyspozycji kuferek bez dna, w którym cały złom jest przechowywany. Powiecie, że to nie jest realistyczne? Ale ilu z Was cieszyło się w innych cRPG, kiedy nagle brakowało miejsca w ekwipunku i trzeba było wrócić do miasta, albo zacząć się pozbywać jednych rzeczy, żeby podnieść inne? Odpoczynki limitowane przez posiadane zestawy obozowe, dzięki czemu wyprawę trzeba dobrze rozplanować. Porządna polska wersja językowa (kinowa). I wiele innych.
Czyżby wyłaniał się obraz gry idealnej? W zasadzie tak. Co prawda Obsidian jest znany z tego, że w ich grach pojawia się masa błędów. Tak jest podobno i w przypadku Pillars of Eternity. W sieci sporo jest informacji o dość poważnych błędach psujących całą rozgrywkę. Czytałem o nich, oglądałem je, jednak „nie udało mi się” ich powtórzyć u siebie. Dlatego nie komentuję ich, a jedynie nadmieniam.
No dobrze. Wystarczy tego marudzenia. Pozostaje werdykt, który jest dla mnie niezwykle prosty do wydania. Pillars of Eternity, to gra w którą powinien zagrać każdy miłośnik komputerowych RPG. Jeśli szukacie ciekawej, złożonej i wymagającej gry, to właśnie ją znaleźliście. I nie jest istotne, czy graliście w klasyki, którymi inspirowali się twórcy Pillars. Jeśli macie je na koncie, to grając w Pillarsy poczujecie powiew nostalgii i poczujecie się jak w domu. Jeśli nie graliście, to i tak czeka Was niezwykła podróż po świecie stworzonym przez Obsidian. Grajcie, bo tego tytułu żaden fan RPG nie powinien przegapić. Takich gier powinno być jak najwięcej. Pillars of Eternity zjada Inkwizycję na śniadanie. Kropka! Gdybyśmy mogli dawać Złote Smoki grom, a nie tylko sprzętom, to dałbym dwa.
Nieoczekiwanie drużyna natyka się na postać odzianą w zaplamione krwią szaty maga. Nie czekając na zaproszenie do ogniska nieznajomy przedstawia się jako Coen i rozpoczyna monolog dotyczący przygód w Eorze… Innymi słowy: „Pillarsy okiem Coena” wysłuchać Wam będzie dane.
Na nową produkcję od zespołu z Obsidian Entertainment czekałem od dawna z wypiekami na twarzy. W końcu ich pierwszy projekt z Kickstartera miał mieć wszystko, co zostało zapomniane od czasów Infinity Engine. Powiem jedno: nie zawiodłem się. Pillars of Eternity jest produkcją po prostu wybitną niemal pod każdym względem. Fani klasycznych gier fabularnych poczują się jak w raju: świetnie napisane postaci, ręcznie rysowane mapy, dynamiczny system walki z aktywną pauzą, świetna fabuła, mnóstwo zadań pobocznych, a nawet frakcje i rozsądny system reputacji. Wreszcie nie jesteśmy prowadzeni za rączkę od punktu A do punktu B, wreszcie możemy wsiąknąć w świat na podstawie opisów zadań czy nawet dialogów, a nie hiperrealistycznej grafiki, która miała zastępować klimat budowany poprzez rozmowy czy odkrywane notatki. Wreszcie otrzymujemy RPG, a nie jedynie namiastkę pod postacią gry akcji z uproszczonymi mechanikami! Pillarsy są pozycją obowiązkową dla wszystkich, którym łezka się w oku kręci na wspomnienie Planescape, Baldur’s Gate, Icewind Dale czy Świątyni Pierwotnego Zła. Ba! Jeśli nie przeraża Was zarwanie nocy na czytaniu (zgadza się: czytaniu w większości przypadków) wypowiedzi i wpisów w dzienniku, to musicie sięgnąć po Pillars of Eternity. Szkoda tylko, że Obsidian nie poradził sobie z testami, a przy okazji własną klątwą, a co za tym idzie wychodzą teraz niektóre z błędów. Na szczęście są one szybko naprawiane. Ode mnie wyjątkowo silny Adra Dragon z domieszką Złotego.