Square-Enix po średnio udanej, wręcz fatalnej pierwszej wersji Final Fantasy XIV postanowiło zaryzykować i dość mocno przemodelować swoje MMORPG, aby spełniło oczekiwania fanów. Obecnie mam już prawie 30h na liczniku i muszę przyznać, że w dużym stopniu udało się zrealizować cel obrany przez dewelopera.
Pierwsze, co powala na kolana to intro. Wiem, że było ono pokazane dużo wcześniej przed premierą ale i tak robi spore wrażenie. Idealnie przygotowuje nas na to, że stary świat już nigdy nie będzie taki sam, co najbardziej odczują gracze zwykłej wersji czternastki. Po tym małym wstępie można przystąpić do stworzenia swojej postaci. Ja wybrałem sobie Marudera (więcej szczegółów znajdziecie w recenzji) czyli typowego Tanka, któremu nie straszna walka z gigantycznym krabem 1vs1. Z reguły wybierałem magów, DPS albo support, tu natomiast zdecydowałem się na zupełnie inne doznania i obecnie cieszę się z tej decyzji. Przygodę rozpocząłem w prowincji La Noscea, gdzie po kilku pierwszych prostych questach od razu wyszedłem na otwarty teren aby zakosztować samej walki i poznać trochę świata. Pierwsze potyczki z biedronkami i owcami jakoś nie powaliły mnie na kolana, ale z reguły nasi początkowi oponenci sprowadzają się do kilku zwykłych uderzeń i tyle, więc na szczęście nie zniechęciłem się. Potem było już tylko lepiej.
Nauczyłem się kilku umiejętności, zakupiłem lepszy ekwipunek, poznałem nieco fabuły oraz przejechałem się na Chocobo (taką możliwość dostajemy na 10 poziomie) i złapałem bakcyla. Świat Final Fantasy jest naprawdę piękny i nie trzeba mieć jakiejś super konfiguracji sprzętowej by móc cieszyć się tą produkcją. Na przykład mój współlokator gra na laptopie sprzed 3 lat, a nawet wtedy nie był demonem w dziale technologii. Całość działa naprawdę płynnie, zaś jedynie w miastach gdzie roi się od graczy można odczuć spadki w działaniu gry. Nie zabrakło craftingu, alchemii, łowienia ryb, gildii profesji, zwykłych i specjalnych instancji oraz wielu różnych minionów czy też summonów. Ogólnie czym chata bogata. Szkoda natomiast, że nie można tego powiedzieć o działaniach serwerów i występowaniu kilku bugów. Chyba Square-Enix nie spodziewało się, że aż tylu graczy zechce nabyć ich produkt, gdyż od kilku dni w ogóle są problemy z logowaniem się, zaś stworzenie nowej postaci kończy się z brakiem akceptacji ze strony serwera. Dziś podobno deweloper miał coś poprawić, ale z tego co się dowiedziałem, to nadal za dużo się nie zmieniło.
Zapewne interesuje was, czy same questy polegają jedynie na eliminacji wrogów, oraz czy instancje są wymagające? Zadania jakie musimy wykonać są naprawdę zróżnicowane i jak na razie na nudę narzekać nie można. Oprócz zwykłych zadań mamy też takie związane z naszą klasą (job), gildią czy też dodatkowym zawodem (np. alchemist). Grindowanie jest naprawdę rzadkie, choć nie powiem aby w ogóle nie występowało, nie mniej jednak questów w przeciwieństwie do starego FFXIV jest naprawdę dużo. Jeżeli chodzi o instancje, to dokładnie wczoraj jedną ukończyłem i zajęła mi ona około 40min. Zaliczyłem ze trzy zgony, lecz miałem na tyle ogarniętych partnerów (randomowych), że udało nam się dobrnąć do końca. Miłym ruchem ze strony dewelopera jest to, iż lokacje gdzie wykonujemy instancje są naprawdę duże i posiadają wiele różnych dróg, które wiodą do skarbu lub pułapki. Najważniejsze, że jest co robić.
Do pełnej i obiektywnej oceny tego tytułu zostało jeszcze sporo czasu, gdyż nie zamierzam pisać recenzji na szybko tylko po to, aby wyprzedzić inne serwisy. MMORPG to taki gatunek, na który wręcz trzeba poświęcić sporo czasu, zaś początkowe problemy z serwerami zdarzają się nawet lepszym — patrz Guild Wars 2. Obecnie poznałem już kilku graczy z różnych zakątków świata, dzięki którym poznałem wiele ciekawych informacji na temat mechaniki, świata i tym podobnych. Jeszcze nie udało mi się dołączyć do żadnej gildii, ale to kwestia czasu, gdyż już wiem, iż ten stan rzeczy na dniach ulegnie zmianie. Jedyne co tak naprawdę będzie sporym minusem dla FFXIV to model płatności, czyli abonament. Tego niestety nie wybaczę, bo na rynku są już gry, które udowodniły, iż lepiej ustalić dużo wyższą cenę za sam tytuł, by potem ludzie nie musieli przymusowo dopłacać do interesu. To boli i to bardzo. Damn you Square-Enix!