Plusy:
+ wygląd
+ mieści duże karty graficzne
+ trzy wersje kolorystyczne
+ łatwe czyszczenie
Minusy:
- mogli dać więcej podświetlenia
Jakiś czas temu, gdy widziało się u kogoś obudowę mini, to mogło znaczyć tylko jedno. Gość ma komputer „biurowy”. W środku nie może być nic fajnego. Zresztą sama obudowa zwykle była nudna i nijaka. Na szczęście to się coraz szybciej zmienia. Format Mini ITX staje się coraz bardziej popularny i da się na nim zbudować naprawdę mocne maszyny do grania. A gracze nie lubią nudnych obudów. Bestię trzeba wszak trzymać w ładnej klatce, czyż nie?
Tu właśnie z pomocą przychodzi obudowa NZXT. Firma ta nie jest na rynku od dzisiaj i wiadomo, że ich obudowy wyróżniają się dość ciekawym stylem. Nie inaczej jest w przypadku NZXT Manta, czyli „puszki”, o której dziś Wam kilka słów napiszę.
Manta dostępna jest w czterech opcjach kolorystycznych. Biała z czarnymi akcentami, czarna z czerwonymi akcentami, czarna i czarna bez przeszklenia. My do testów dostaliśmy czarną z przeszkleniem.
Po wyjęciu z pudełka naszym oczom ukazuje się niewielka (245 x 426 x 450mm) ale bardzo elegancka obudowa. Czarna, z przeszklonym lewym bokiem (patrząc od czoła obudowy) i zaokrąglona gdzie tylko się da. Całość przywodzi na myśl dobry sportowy samochód. Ma w sobie jednocześnie coś dzikiego i dostojnego.
Ale wygląd to nie wszystko. W środku trzeba po pierwsze upakować sporo sprzętu, a po drugie, jeśli ma to być obudowa do zestawów gamingowych, powinna mieć porządne chłodzenie.
Zacznijmy od tej drugiej kwestii.
Obudowa może pomieścić pięć wiatraków. Z tyłu jeden 120 milimetrowy (zamontowany fabrycznie), z przodu dwa 120 lub 140 milimetrowe (w zestawie są dwie 120, więc jeśli chcecie zamontować 140, musicie je dokupić), a na górze dwa 120 lub 140 milimetrowe (fabrycznie nie ma tam nic, trzeba dokupić). Co istotne, bardzo łatwo czyści się przednie wentylatory. Mamy tu bowiem łatwe do zdjęcia filtry. Wielki plus.
Łatwy dostęp do czyszczenia sprzętu z kurzu, znajdziemy jeszcze w jednym miejscu. Otóż kolejny wyjmowany „pojemnik na kurz” znajdziemy pod zasilaczem. Dwa najbardziej „kurzogenne” miejsca w obudowie, z łatwym czyszczeniem.
A co ze sprzętem? Otóż okazuje się, że Manta może pomieścić w sobie całkiem sporo elektroniki. Począwszy od płyty Mini ITX, przez kartę graficzną, która wcale nie musi być miniaturowa, aż po pięć dysków twardych. Jeśli mówimy o kartach graficznych, to utarło się, że w małych obudowach nie da się zamontować dużych kart grafiki. Manta temu przeczy i jest w stanie pomieścić „pełnoprawną” wymiarowo grafikę.
Jeśli mowa o dyskach, to jak już napisałem zmieścimy ich aż pięć. A dokładniej dwa 3,5’’ i trzy SDD 2,5’’. Miejsca na dyski są dość ciekawie rozłożone i warto pamiętać, żeby najpierw zamontować duże dyski, a dopiero później te SSD. Oszczędzi Wam to nerwów, bo aby zamontować dyski 3,5” najpierw trzeba odkręcić stelaże dla dysków 2,5”.
Obudowa stoi na bardzo fajnie zrobionych gumowych nóżkach, które spełniają dwie funkcje. Po pierwsze nie pozwalaną Mancie na wędrówki po podłożu, a po drugie tłumią nieco wszelkie dźwięki wibracji i tym podobne.
Jedyną rzeczą, jaka wydaje się być „niedopracowana”, to oświetlenie LED. Konkretnie jego brak. Ta obudowa aż się prosi o wstawienie LEDów, które podświetlą jej wnętrze. To jednak marudzenie na brak bajerów, bo brak tej iluminacji w żaden sposób nie pomniejsza funkcjonalności Manty.
Wygląd: 5/5
Wykonanie: 5/5
Funkcje: 5/5
Stosunek ceny do jakości: 5/5
Ogólnie: 5/5
PODSUMOWANIE:
Ogólnie rzecz ujmując, jeśli celujecie w mały sprzęt do grania, ale nadal chcecie, żeby fajnie wyglądał, to NZXT Manta jest bardzo dobrym wyborem. Zwłaszcza, że cenowo nie wygląda aż tak źle. Można ją dostać nawet za 460 złotych (biała wersja jest droższa). A jak ktoś będzie chciał odpicować swój „biurowy komputer” też może to zrobić dzięki tej obudowie.