Plusy:
+ ekran OLED
+ większy ekran
+ lepszy dźwięk
= większy dysk
+ gniazdo sieciowe w docku
+ nowy design nóżki
Minusy:
- te 3 mm szerokości
- zmiana w klapce slotu na kartridże
Nintendo Switch. Konsola, która sprawiła, że zrobiłem rzecz, o którą się nie podejrzewałem. Kupiłem dwa egzemplarze konsoli z tej samej generacji. Ale dzięki temu, mogę napisać dla Was ten tekst.
No dobra, nie kupiłem tych dwóch konsol jednocześnie. Pierwszy Switch pojawił się u mnie kiedy na rynku pojawiła się wersja V2 (ta z mocniejszą baterią) i był prezentem dla syna. Teraz do domu trafił OLED i jest tylko mój. Czy taki ruch miał jakikolwiek sens? Czy warto było brać OLEDa, zamiast tańszego V2 z drugiej ręki? Zobaczmy.
Fani Pstryczka czekali na nową lepszą wersję konsoli, jednak doczekali się na sprzęt, który w środku za bardzo się nie zmienił, jednak dał trochę nowości na zewnątrz. Miało być 4K, cud wianki, a jest nieco większy ekran, i kilka zmian estetycznych.
Na samym początku zdziwiłem się widząc pudełko. Jest o 1/3 mniejsze od pudełka od poprzedniej wersji konsoli. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy może w środku nie ma docka. Ale jednak jest wszystko co potrzebne. Konsola, dwa joycony, dock, kabel i papiery.
Zdecydowałem się na zakup białej wersji OLEDa. Moim zdaniem wygląda jakoś tak bardziej elegancko. No i poza tym standardowo ubarwionego Switcha już mamy w postaci V2.
Na pierwszy rzut oka (nie licząc pudełka) większych różnic nie widać. Jednak bliższa inspekcja przynosi już wyniki.
Po pierwsze dock. Jest zaokrąglony na rogach, co nadaje mu fajny wygląd. Logo jest mniejsze. Dodatkowo zmieniła się tylna klapka. Nie dość, że jest całkowicie zdejmowana (a nie jak poprzedni na zawiasach), to ma dodatkowe wycięcie dające więcej miejsca na kable. No i ma nowe gniazdo, do którego można wpiąć kabel sieciowy, jeśli wolimy pobierać dane na szybszym sztywnym łączu, a nie przez Wi-Fi.
Sama konsola też ma kilka zmian. Lekko podrasowano wygląd przycisku zasilania, przeniesiono głośniki, a także zmieniono wylot ciepłego powietrza z konsoli. Zmieniono też budowę klapki zakrywającej slot na kartridże. I to jest moim zdaniem zmiana na minus, bo brakuje tu tego miejsca na paznokieć, dzięki któremu łatwo się ją otwierało.
Najciekawsza zmiana jest jednak z tyłu. Zupełnie inaczej wygląda nóżka, na której można oprzeć konsolę w trybie „stołowym”. To nie jest już cieniutki kawałek plastiku, tylko szeroka podstawka, którą można dodatkowo odchylać w różnym stopniu. Kapitalna rzecz.
No dobra, ale kogo interesują zmiany w plastiku. Co z tym OLEDem? Już piszę.
Największa zmiana w konsoli jest oczywiście widoczna po jej uruchomieniu. Oczywiście w trybie handheld, bo na telewizorze nie ma różnic. Ekran jest większy, jaśniejszy i żywszy. Co ciekawe różnica wielkości między V2 a OLED to 0,8 cala (6,2 cala w V2 i 7 cali w OLED) czyli nieco ponad 2 centymetry. Niby nic, ale to widać. Ekran wypełnia więcej przestrzeni w konsoli i jest jakoś przyjemniej. Kiedy po kilku godzinach spędzonych z OLEDem wziąłem od syna V2, poczułem różnicę. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak.
Kolory jak już wspomniałem są dużo ładniejsze i żywsze. Odpowiada za to dodatkowa opcja w ustawienia, czyli wyświetlanie kolorów. Mamy możliwość włączenia ich na „Vivid”, co tak naprawdę jest tu opcją domyślną, więc od razu zobaczycie zmianę.
Dźwięk też jest słyszalnie lepszy. Nie jestem pewien, czy zmieniono jakoś podzespoły odpowiedzialne za generowanie dźwięku, czy tylko głośniki, ale jest mocniejszy i głębszy. Oczywiście mam tu na myśli dźwięk w trybie handheld.
Ten ekran i kolory sprawiły, że dużo częściej siedziałem z OLEDem w dłoniach niż w docku. Ale tu ujawniła się największa „wada” konsoli. Jest ona o jakieś 3 mm szersza od jej poprzedniczek. Jak mogę pisać, że to wada? I co zmieniają 3 milimetry? To proste. Ta zmiana rozmiaru sprawia, że wszelkie akcesoria, które bazują na odpowiednim przyleganiu do konsoli, przestają być kompatybilne. Na przykład grip firmy BigBen, który miałem kupiony do V2 okazał się być o te milimetry za mały i nie mogłem go używać z OLEDem. Nie da się więc zostawić sobie starych akcesoriów, żeby ich „re-użyć”. Trzeba kupić nowe.
Ale to w zasadzie jedyna „wada”, jaką znalazłem i jaka przeszkadzała mi w cieszeniu się nową zabawką. Zastanawiałem się jak będzie z żywotnością baterii, bo przecież trzeba uciągnąć większy ekran. Ale nie zauważyłem żadnych znaczących spadków wydajności tejże. Śmiem twierdzić, że ma te same osiągi, co bateria z V2.
Ekran sprawdza się też lepiej w słońcu. Co prawda na pełne słońce nie ma jeszcze mocnych, ale daje radę lepiej niż to, co prezentuje V2.
Po przeniesieniu konta na nową konsolę i pobraniu wszelkich gier, znalazłem jeszcze jedną różnicę. Switch OLED dostał większy dysk twardy. Teraz mamy do dyspozycji aż 64 GB przestrzeni. Jasne, nie jest to nic oszałamiającego i pewnie każdy i tak kupi kartę pamięci, ale to miły ruch ze strony Ninny.
Na koniec pozostaje jedno pytanie. Czy osoby posiadające Switch V2 powinny przesiąść się na OLED (bo jeśli ktoś chce kupić swojego pierwszego Switcha, to nawet nie ma nad czym debatować – brać OLED)? To zależy. Jeśli nie gracie za dużo w handheldzie, to na pewno nie. Nie zauważycie różnic w trybie TV, za pozostałe zmiany nie są aż tak kluczowe, żeby brać nową konsolę. Jeśli jednak konsola jest u Was głównie grana „w rękach”, to warto o tym pomyśleć.
Wygląd: 5/5
Wykonanie: 5/5
Funkcje: 4,5/5
Stosunek ceny do jakości: 4,5/5
Ogólnie: 4,5/5
PODSUMOWANIE:
Fani Nintendo i tak pewnie kupią OLED jako drugą (albo i trzecią konsolę). Ja stałem się fanem tej konsolki i nie żałuję swojego szalonego wybryku. Myślałem nad Playstation 5, ale wybrałem jednak tę opcję. Sprawia mi więcej frajdy. Zwłaszcza, że znajdziemy na niej naprawdę ciekawe gry, a nie same dziecinne rzeczy.