Ocena: 4,5
Plusy:
+ Raelag
+ Mroczne Elfy
+ Smocze Utopie
+ dwie kampanie (łącznie około 12-16 godzin gry)
+ 4 nowe bronie rodowe i dwa zwierzaki
Minusy:
- koszmarna grafika w przerywnikach filmowych
- katorga z samą instalacją
- mnogość różnego rodzaju błędów
- częste wizyty na pulpicie
- Bezimienni jako Mroczne Elfy
- przeciętna fabuła
- stosunek ceny do jakości
Cienie Mroku… Zawsze mi się zdawało, że rzucenie cienia wymaga chociaż odrobiny światła, nawet odbitego. W przypadku najnowszego dodatku do gry Might & Magic: Heroes VI brakuje własnego blasku i zaczyna brakować nawet jasności głównej gry. Dlaczego? Co się stało, Raelagu? Zapraszam do przeczytania recenzji.
Cienie Mroku są samodzielnym dodatkiem do Heroes VI. Oznacza to, że nie musimy mieć ani podstawowej wersji, ani również pakietów DLC do niej, aby w pełni cieszyć się grą. Poziom trudności jednak jest na tyle wyśrubowany, że dobrze by było posiadać rozwinięte konto umożliwiające wybranie bonusów przed rozpoczęciem każdej z map, a także broni rodowej na samym początku. Do tego jednak wrócimy. Na razie skupmy się na pierwszych krokach z nową produkcją od UbiSoft.
Heroes VI posiadałem zainstalowane na dysku, bo czasami nachodziła mnie ochota na kilka łatwych rundek z komputerem. Pomyślałem więc, że z instalacją nie będzie problemu: ot wrzucić płytkę, zrobić aktualizację, podać kod i gramy. Jakże się myliłem! Po wrzuceniu płytki do napędu przywitał mnie komunikat informujący o konieczności usunięcia poprzedniej wersji gry… Okej, niech już będzie skoro dostanę coś lepszego. Instalacja trochę trwała, podanie kodu było banalne i wreszcie przyszedł czas na włączenie gry. Po raz kolejny musiałem obejrzeć oryginalne intro do Heroes VI, bo gra rozpoznała to jako pierwsze uruchomienie, czyli „zmusimy gracza, żeby poznał historię i nie damy mu pominąć filmu, bo się napracowaliśmy”. Kilka lat temu, panowie! Już go widziałem i nie wiem, po co mam go sobie przypominać, skoro Cienie nie mają związku z główną osią fabularną. To się jeszcze da przeżyć. Menu można przełączyć na wygląd z Cieni Mroku, który prezentuje się trochę lepiej niż te znane z pakietów DLC. Jednak już tam widać rażącą sztuczność grafiki, jaka zostanie nam zaprezentowana w grze.
W każdym razie udało mi się znaleźć dwie dodane kampanie w menu wyboru. Jedna z nich przewidziana jest dla Mrocznych Elfów i Realaga, natomiast druga dotyczy osobnego wątku nekromanckiego i jej głównym bohaterem jest Vein. Każda z kampanii składa się z 4 misji i w każdej stoczymy walkę z jakimś bossem. W przypadku Mrocznych Elfów będzie to Wściekły Kirin, natomiast Nieumarli staną na ubitej ziemi z Wcieleniem Pustki. Swoją przygodę zacząłem od poznania Mrocznych Elfów. Jakież było moje zaskoczenie, Kidy prezentowane wstawki filmowe cofnęły mnie w czasie do premiery pierwszej części Deus Ex: ta kanciasta grafika, brak synchronizacji ruchów, te sztucznie zrobione włosy, które żyją własnym życiem. O dziwo, skaczące piersi Elfek wyszły im dobrze w porównaniu do reszty. Wszystko pięknie ładnie, ale już po pierwszym filmiku gra się pokazała mi pulpit, najwidoczniej chcąc uchronić mnie przed Mrokiem, Cieniami i tymi sprawami. Jednak byłem nieugięty i postanowiłem wrócić. Tym razem po filmach wprowadzających przywitał mnie czarny ekran i totalne zwieszenie się aplikacji. Wiedziony instynktem udałem się na oficjalną stronę i przeczytałem o Day 0 patchu, który waży jedynie 2 GB i który to niby naprawia wszystkie błędy tego typu… To pobieramy! W końcu każdy gracz uwielbia pobieranie łatek do świeżo wydanego produktu, nieprawdaż?
Wreszcie po długich męczarniach udało mi się zejść w podziemia wraz z Raelagiem i jego Mrocznymi Elfami. Misje były zaskakująco długie, a momentami pojawiały się wymagające walki. Zabrakło jednak jakichś ciekawych zwrotów fabularnych. Co ciekawe podczas pierwszej misji spotkałem postać zlecającą zadanie dodatkowe. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że najpierw zaczęła do mnie mówić po niemiecku. Uznając to za jakiś drobny błąd wykonałem restart gry i podszedłem do dialogu jeszcze raz. Ponownie postać przemówiła do mnie w innym języku niż polski. Ciężko mi powiedzieć, jaki to był język, ale brzmiał jak francuski. Trochę zwątpiłem, ale na szczęście gra posiada polskie napisy. Był to w sumie jedyny błąd związany z udźwiękowieniem postaci. Natomiast samo tłumaczenie i nawet przepisywanie tekstu mówionego kuleje i to bardzo. Standardową sytuacją jest, że postać mówi coś zupełnie innego niż twierdzi pojawiający się napis. Czasami wręcz zdarza się, że te dwa teksty mają różne znaczenia, co jest pewnego rodzaju kuriozum.
Obie kampanie są długie i dostarczą zabawy przynajmniej na 12-16 godzin. Dodatkową atrakcją jest możliwość odblokowania łącznie czterech nowych broni rodowych oraz dwóch zwierzaków dla bohaterów. Jednak tutaj jest pewien haczyk: panterę odblokowujemy poprzez grę, natomiast smoka musimy wykupić za punkty UPlay (które w sumie i tak zdobywamy podczas kampanii). Gratką dla osób lubiących rozgrywki wieloosobowe będzie 8 nowych map przewidzianych do tego trybu. Jednak bez wątpienia najważniejszą zmianą, zaraz po nowej kampanii, jest dodanie frakcji Mrocznych Elfów. Co prawda cały koncept trochę odszedł od tego znanego z Heroes III czy nawet Heroes V, gdzie Mroczne Elfy przypominały identycznie nazwaną frakcję z Warhammera, ale nadal gra się nimi bardzo przyjemnie. Widok miasta oraz jednostek z nowej starej frakcji utrzymany jest w klasycznej kolorystyce, podobnie jak i cały styl walki. Nie wiem jednak czym było to spowodowane, ale dodanie Bezimiennych jako jednostki Lochu jest bardzo nie na miejscu: ta jednostka zwyczajnie nie pasuje do całej frakcji ani wyglądem, ani zdolnościami. Nową jednostkę otrzymała również Nekropolia: Widmowego Smoka. Do tego dochodzą również dwa nowe zestawy artefaktów, z których każdy składa się z 6 sztuk. Podczas przemierzania mapy natkniemy się również, wreszcie!, na Smocze Utopie, znane z poprzednich części.
Tym sposobem dotarliśmy do najmniej przyjemnej części, przynajmniej dla mnie jako fana serii, czyli wypunktowania błędów. O części już pisałem: wyjątkowo nieprzyjemny system instalacji, sporej wagi łatka, którą trzeba pobrać i zainstalować samodzielnie, kiepskie tłumaczenie, niewiarygodnie sztuczna i brzydka wręcz grafika w przerywnikach filmowych. To tylko niektóre z błędów, jakie napotkałem przemierzając podziemia Ashan. Gra ma bardzo wysoką tendencję do pokazywania pulpitu oraz zwieszania się w najmniej odpowiednich momentach, jak wejście do miasta pod koniec kolejki. Gdyby tylko to były przypadki jednorazowe, to nawet bym o nich nie wspominał, ale podczas całego przejścia średnio co godzinę z jakiegoś powodu byłem zmuszony do ponownego uruchomienia gry. Może 12 GB RAM to za mało, może gra nie lubi się z komunikatorami w tle – nie mam pojęcia. Cienie Mroku cierpią również na standardową bolączkę gier z DRM UbiSoftu, czyli wystarczy nawet drobne zerwanie połączenia lub strata kilku pakietów i nasza przygoda kończy się wizytą w menu z prośbą o zalogowanie. Walczyłeś? Trudno. Wczytaj sobie zapisany stan gry, o ile się połączysz.
Ciężko jest ocenić produkt tego typu. Z jednej strony mamy sentyment i powrót bardzo przyjemnej i barwnej frakcji z poprzednich odsłon cyklu. Z drugiej strony natomiast masę błędów, niedoróbek, powrót do przeszłości serwowany we wstawkach filmowych i wiele, wiele innych. Gdyby nie to, że gra tak często pokazywała mi te wszystkie niedoróbki i kierowała do pulpitu, to zastanowiłbym się nad oceną wyższą od pakietów DLC. Jednak w przypadku, kiedy produkt pudełkowy, a do tego reklamowany jako samodzielny dodatek, jest zwyczajnie niedorobiony i, pomimo sporej ilości nowej zawartości, wręcz wymierza użytkownikowi karę za jego zakup i użytkowanie, to nie zamierzam być łaskawy w ocenie. Zdecydowanie poczekajcie na przeceny rzędu 50-75% na Shades of Darkness albo wypatrujcie dokładnych informacji o nadchodzących łatkach, które może poprawią nastrój wszystkim fanom Mrocznych Elfów. Na chwilę obecną całkowicie odradzam zakup, nawet wielkim fanom serii.
PS. Nie wiem również, kto wpada na pomysły tych tłumaczeń, ale podczas czytania na TeamSpeaku wywoływane były salwy śmiechu. Przykłady: „Cienie Mroku”, „Prześwietlny świt” (to akurat z wersji podstawowej), „Opanuj Cienie i poprowadź Mrok”. Naprawdę? Ja rozumiem licentia poetica, ale nie przesadzajmy, bo popadamy w autoparodię.