feat-mgsvgz

Metal Gear Solid V: Ground Zeroes – recenzja gry


Płatna wersja demonstracyjna. Taka etykieta przylgnęła do nowego dzieła Kojima Productions już jakiś czas temu, budząc przy okazji wśród graczy uczucie sporego niesmaku. Nie da się ukryć, że wypuszczenie na rynek prologu właściwej gry to zagranie mocno kontrowersyjne, podobnie jak ustalenie ceny na pułapie około 100 złotych. To sporo, biorąc pod uwagę fakt, że całość zaliczyć można w trakcie jednego wieczornego posiedzenia przed konsolą. Mówiąc krótko – nie opłaca się.

rec-mgs5gz-04

Skąd w takim razie olbrzymie zainteresowanie tytułem wśród graczy? Odpowiedź jest prosta jak konstrukcja cepa. To fenomen serii, która od wielu lat dostarcza ogromu wrażeń nie tylko na płaszczyźnie właściwej rozgrywki. Metal Gear Solid niemal od zawsze stał ponad to, uderzając w filozoficzne struny i oferując nowatorskie podejście do sposobu ukazania akcji. Nie inaczej jest tym razem, ponieważ kilka godzin z Ground Zeroes sprawiło, że już dziś nie mogę odgonić swych myśli od majaczącego na horyzoncie Metal Gear Solid V: The Phantom Pain. Rozwiało też wszelkie obawy co do jakości tej produkcji. Boli tylko fakt, że dalsze losy Big Bossa poznamy najprawdopodobniej za rok.

Historia przedstawiona w Ground Zeroes ma miejsce w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kontynuując wątki zapoczątkowane przez MGS3: Snake Eater i MGS: Peace Walker. Czasy Zimnej Wojny i nieustannego zagrożenia nuklearnym holokaustem stały się idealnym teatrem działań dla Snake’a – jednoosobowej armii, zdolnej do obalania dyktatur niemal na całym globie. Tym razem niewdzięczny los skierował bohatera na Kubę, gdzie w niewielkiej bazie przetrzymywane są dwie niezwykle ważne dla niego osoby. Zadanie sprowadza się do infiltracji terenu i uwolnienia wspomnianych przed momentem jeńców, zaś sposób, w jaki je wykonamy, zależy wyłącznie od naszych osobistych preferencji.

rec-mgs5gz-05

Swoboda oddana graczom od zawsze była cechą charakterystyczną dla tej serii, a jej najnowsza odsłona wprowadza do mechanizmów kolejną porcję świeżych rozwiązań. Przede wszystkim teren działań przestał być sztucznie ograniczany, stając się istną piaskownicą. Niezbyt wielką, ale wystarczająco atrakcyjną dla miłośników nieskrępowanej niczym zabawy w chowanego. Odnalezienie i ewakuacja jeńców nie należy do zbyt czasochłonnych zajęć, dlatego twórcy przygotowali szereg innych atrakcji. Kolekcjonowanie naszywek z emblematem XOF, likwidacja baterii artylerii przeciwlotniczej, uprowadzenie pojazdów pancernych, poszukiwanie taśm magnetofonowych – to tylko kilka z dodatkowych zadań, przed którymi staniemy w trakcie właściwej misji. To i tak nie koniec atrakcji, ponieważ ukończenie głównego wątku da nam dostęp do pięciu dodatkowych operacji specjalnych, z których jedna różni się w zależności od platformy, na której przyjdzie Wam ogrywać Ground Zeroes.

rec-mgs5gz-02

Ewolucja zaszła również w samej mechanice. Do sprawdzonych rozwiązań z czwartej, ekskluzywnej dla PS3 odsłony dodano sporo szlifów, dzięki którym Ground Zeroes stoi w jednym szeregu z czołowymi przedstawicielami gatunku. W zasadzie to dwóch gatunków, ponieważ najnowsza produkcja Konami świetnie sprawdza się i jako skradanka, i strzelanina w ujęciu TPP. Snake porusza się naturalnie, błyskawicznie przechodzi z pozycji stojącej do horyzontalnej, intuicyjnie przykleja się do murków, czy też pokonuje przeszkody terenowe. Wymiany ognia także zyskały na intensywności. Widać jak na dłoni inspirację serią Gears of War, z której zapożyczano strzelanie zza węgła i system celowania granatami, ukazujący trajektorię ich lotu. Jak kopiować, to od najlepszych, więc nie mam tu żadnych zastrzeżeń. Gra się w nową odsłonę Metal Gear Solid doskonale i ani przez moment nie można narzekać na nudę. Duża w tym również zasługa świetnie nakreślonych postaci i świata gry. Okres Zimnej Wojny jest rzadko eksploatowany przez scenarzystów, więc cieszę się niezmiernie, że Ground Zeroes opowiada historię Big Bossa, a nie wyeksploatowanego do bólu współczesnego Solid Snake’a. Jego czas chyba definitywnie już przeminął, ale ciężko przewidzieć kolejny ruch Kojimy.

rec-mgs5gz-06

Recenzowany tu prolog jest zarówno świetnym wprowadzeniem do nowej odsłony, jak i imponującym pokazem technologii za nią stojącej. Autorski silnik Fox Engine, choć użyty już w Pro Evolution Soccer 2014, dopiero tutaj pokazuje pazur. Przez trzy dekady grania widziałem już sporo cudów na ekranie telewizora, a jednak Konami potrafiło pozytywnie mnie zaskoczyć. Modele postaci, a zwłaszcza głównych aktorów dramatu wykonano perfekcyjnie. Detale twarzy, zarost, mimika – w ruchu to czysta poezja dla oczu. Dodając do tego świetne odwzorowanie efektów atmosferycznych, spływające po skałach stróżki wody i fenomenalne oświetlenie… czapki z głów przed japońskimi programistami. Chyba po raz pierwszy od co najmniej dziesięciu lat. Przerywniki liczone na silniku gry to prawdziwy majstersztyk, który podziwia się z zapartym tchem. Odnoszę wrażenie, że Hideo Kojima świetnie sprawdziłby się w roli reżysera spektakularnych filmów akcji, bo na polu gier nie ma sobie równych. Tym bardziej boli fakt, że Ground Zeroes jest tak ubogi w kwestii zawartości. Mam nadzieję, że Phantom Pain wynagrodzi mi wszystkie rozczarowania.

rec-mgs5gz-07

Obawiałem się trochę Kiefera Sutherlanda w roli Snake’a. David Hayter przez lata przyzwyczajał graczy do swego niskiego, lekko ochrypłego głosu i jego następcę czekało nie lada trudne zadanie. Moim zdaniem wywiązał się z niego doskonale. Duża w tym zasługa podobnej barwy głosu, ale Kiefer to również świetny aktor i ewidentnie to słychać. Pozostałe głosy również trzymają wysoki poziom, tworząc wraz z oprawą wizualną spektakl na miarę hollywoodzkiej produkcji. Całości dopełniają kompozycje weterana serii, czyli Harrego Gregsona-Williamsa. Znany ze współpracy z Hansem Zimmerem amerykański kompozytor po raz kolejny pokazał klasę, tworząc doskonałą ścieżkę dźwiękową.

rec-mgs5gz-08

Czas na podsumowanie. Metal Gear Solid: Ground Zeroes to świetna i widowiskowa gra, a jej oprawa – zwłaszcza na konsolach poprzedniej generacji – zachwyci nawet najbardziej wybrednych malkontentów. Tylko dlaczego gra kończy się w momencie, w którym tak naprawdę powinna się na dobre rozkręcić, zostawiając wygłodniałych graczy z uczuciem goryczy w ustach? To największy grzech wydawcy i nawet dodatkowe misje nie usprawiedliwiają tak wysokiej ceny za niepełnowartościowy produkt. Nie mówię, że powinna być rozdawana za darmo, bo oferuje jednak sporo więcej, niż klasyczna wersja demonstracyjna, ale adekwatną do zawartości ceną mogłoby być około 50 złotych. Wtedy osobiście zachęcałbym wszystkich do kupna. Jeśli natomiast nie przeszkadza Wam krótki czas na ukończenie głównego wątku i mały teren zabawy, a mimo wszystko chcecie się dobrze rozerwać w tym doskonałym uniwersum, to nie mam żadnych innych zastrzeżeń.

Na koniec techniczna uwaga. Testowałem grę w wersji na X360 i pomimo jej niewielkiego rozmiaru (niespełna 2gb danych), gra wymaga dysku twardego do obligatoryjnego zainstalowania danych. Posiadacze konsol bez HDD nie będą mogli uruchomić Ground Zeroes, nawet jeśli posiadają wystarczającą ilość wolnego miejsca we wbudowanej pamięci wewnętrznej.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Uniwersum jak zwykle wsysa z mocą przemysłowego odkurzacza, rozpieszczając przy okazji narządy wzroku, jak i słuchu.
Zbyt mała zawartość, która w żaden sposób nie usprawiedliwia odrobinę przesadzonej ceny za, jakby nie patrzeć, tylko wstęp do właściwej gry.

Komentarze