Ocena: 10,0
Plusy:
+ świetna oprawa audio-wizualna
+ możliwość kontynuowania przygody „swoim” Shepardem
+ dopracowany cover system
+ masa misji pobocznych
+ wiele ciekawych postaci
+ główny wątek fabularny
Minusy:
- uproszczony rozwój postaci
- nadal słabe AI naszych sojuszników
Shepard – kapitan statku Normandia, człowiek, który uratował galaktykę. Wspaniały żołnierz Przymierza, wielki wróg Gethów ginie w akcji. Taka była pierwsza informacja na temat recenzowanej produkcji. Świat zareagował na tę wieść tak, jak planował developer. Wrzawa spowodowana nagłą śmiercią wspaniałego bohatera rozpoczęła się na dobre, aż do dnia premiery, kiedy ujawniono prawdę. Czym był tytuł, który mógł wywołać takie zamieszanie w świecie gier komputerowych? Przypomnę wam kilka faktów, o których mogliście zapomnieć.
Mass Effect odniósł naprawdę ogromny sukces. Studio BioWare po raz pierwszy stworzyło RPG’a w świecie science fiction. Kosmiczna opowieść kapitana Sheprada (albo pani Shepard) spodobała się graczom – odkrywanie planet, zbieranie minerałów, poszukiwania Gethów- to wszystko było kwintesencją gry, choć niektóre z tych elementów nie wypadły najlepiej. Mimo to człowiek po spędzeniu 30-40 godzin przy konsoli lub PC czuł się trochę zawiedziony. Sam wątek główny był bardzo krótki i, gdyby nie misje poboczne, to ten tytuł można by zaliczyć w jeden wieczór. Jak na developera, który specjalizował się w naprawdę długich grach, tej produkcji nie można określić mianem wyczynu. Społeczność zaczęła narzekać, że wiele zastosowanych rozwiązań jest nudnych. Eksploracja nowych światów była nie tylko monotonna, ale także źle przemyślana. Pojazd Mako zachowywał się dość dziwacznie, a puste tereny pozbawione życia, roślinności i jakiegoś klimatu, były wręcz ponure. Żeby zdobyć 50 poziom gracz musiał być bardzo zdeterminowany, ale współczuje tym, którzy zdecydowali się na osiągniecie 60. Przecież uzyskanie takiego wyniku to czysta męka, przez którą jak się wydawało, nie warto przechodzić aż do dziś. BioWare doskonale zdawało sobie sprawę, jakie błędy zostały popełnione przy produkcji pierwszego Mass Effecta, dlatego druga odsłona nie tylko wynagradza „tych męczenników”, ale na dodatek jest wspaniałą kontynuacją, obok której nie można przejść obojętnie.
Shepard żyje, ale to zupełnie inny człowiek, niż ten którego znaliście…
Po wydarzeniach w Cytadeli i unicestwieniu Suwerena nasz bohater wyrusza w kosmos, aby zniszczyć kolejne siedliska Gethów. Podczas wyprawy jego statek zostaje zaatakowany przez niezidentyfikowany obiekt, ciskający w lewo i w prawo promieniami laserowymi. Połowa załogi zostaje zabita, zaś kluczowym postaciom udaje się uciec. Niestety takiego szczęścia nie ma kapitan Normandii. Shepard ginie…a przynajmniej tak to wygląda. Nikt się już nie spodziewał zobaczyć go żywego, jednak korporacja Cerberus, którą na pewno kojarzycie z różnymi machlojkami, wskrzesiła tego wspaniałego żołnierza. Zajęło im to sporo czasu i pieniędzy, ale udało im się w pełni zrekonstruować ciało, umysł oraz całą pamięć. Na dodatek wprowadzono kilka ciekawych ulepszeń, dzięki czemu główna postać stała się silniejsza niż kiedykolwiek. Po przebudzeniu Sheparda okazuje się, że placówka, w której sobie leżał od wielu miesięcy, została zaatakowana. Naszym zadaniem jest wydostać kapitana z tej rozpaczliwej sytuacji. W drodze spotkamy dwie kluczowe osoby, które będą nam towarzyszyć w przyszłej misji. Mowa o Mirandzie Lawson i JaycobieTaylor. Pierwsza persona to przepiękna kobieta o idealnych wymiarach, wyhodowana w laboratorium genetycznym, gdzie miała być chodzącym ideałem. Druga „istota” to typowy żołnierz Przymierza, który zrezygnował z pracy w armii na rzecz dobrze płatnej pracy dla Cerbersua. Więcej na ich temat dowiemy się w dalszej części gry. Po ucieczce ze „szpitala” Shepard odkrywa powody, dla których został wskrzeszony. Okazuje się, że od jakiegoś czasu znikają całe kolonie ludzi. Nie ma żadnych świadków, oznak walki, a jedynie puste miasta i planety. Nikt nie wie co się dzieje, dlatego Cytadela nie podejmuje żadnych kroków. Krążą plotki, że za tym wszystkim stoją Kolekcjonerzy, którzy pracują dla Żniwiarzy. Zabierają ludzi na swój statek i najprawdopodobniej przeprowadzają tam jakieś tajemnicze badania. Z jakiego powodu to robią? Czemu tylko ludzie są porywani? Dlaczego nie pozostawiają po sobie żadnych śladów? To tylko nieliczne pytania, na które będziemy musieli odpowiedzieć. Wszystkiego tego dowiadujemy się od szefa korporacji, Człowieka Iluzji (Illusive Man), który zleca nam „ponownie uratować galaktykę”. Bohater zbytnio nie wierzy w dobre intencje Cerberusa, ale jedno jest pewne- w kosmosie czeka armia Żniwiarzy, chcących zniszczyć wszystko i wszystkich, i trzeba ich powstrzymać. Na start dostajemy nową Normandię- lepiej wyposażoną i z kilkoma usprawnieniami. Teraz musimy tylko zebrać drużynę, która pomoże naszemu bohaterowi w jego samobójczej misji.
Mass Effect 2 to gra akcji?
Jeszcze przed premierą twórcy ogłosili, że Mass Effect 2 będzie miał bliżej do gry akcji, niż do RPGa. Druga część została pozbawiona wielu elementów, zaczynając od ekwipunku. Możecie zapomnieć o szukaniu nowych strzelb, pancerzy, ulepszeń czy też innych przedmiotów. Teraz jest to zupełnie zbędne, gdyż dana postać ma do siebie przypisaną zbroję oraz broń palną, którą się posługuje. Co do wyglądu zewnętrznego, to na pokładzie naszego statku możemy dokonać kilku kosmetycznych zmian, poza tym reszta pozostaje nietknięta. Co prawda w sklepach można kupować różne dodatki, ale od razu po zakupie są aktywowane dla wszystkich osób z naszej załogi. Przykładowo: zdobywamy ulepszenie do pancerza, które daje 20% mniejsze obrażenia od ataków biotycznych- w tym momencie każda postać jest już odporniejsza. Nie trzeba nikogo wyposażać w ten moduł, tak jak to było w pierwszej odsłonie. Jeżeli chodzi o pistolety, snajperki i inne „pukawki”, to dany bohater (lub bohaterka) może posługiwać się kilkoma z nich. Tylko Shepard jest takim ekspertem, że umie obsługiwać wszystko to, co strzela. Jeżeli pamiętacie jak trudno celowało się z karabinu snajperskiego, to możecie już o tym zapomnieć, gdyż w drugiej części celownik jest statyczny i oddawanie strzałów to czysta przyjemność. Nasza broń już się nie przegrzewa, więc wydawałoby się, iż można strzelać do bólu. Twórcy pomyśleli i o tym, i wprowadzili amunicję. Oczywiście nie musimy jej kupować- wystarczy pozbierać naboje po zmarłych oponentach i nasz magazynek jest już pełny. Nie ma się co o nie martwić, gdyż jest ich naprawdę sporo, a z każdą nową misją zostajemy dobrze wyposażeni. Jedynym wyjątkiem są wyrzutnie rakiet, granatów i inne bronie ciężkie, do których musimy szukać pocisków- najczęściej są one ukryte w takich niebieskich skrzyniach, których nie sposób nie zauważyć. Dużemu uproszeniu uległ system rozwoju postaci- teraz rozdajemy punkty jedynie do naszych umiejętności, a każda z nich ma 4 poziomy. Po osiągnięciu ostatniego, od gracza zależy jak ewoluuje jego moc. Czy będzie zadawała większa obrażania jednostce, czy też mniejsze, ale za to obszarowe. Koniec ze zmartwieniami, czy Shepard jest wystarczająco dobrym negocjatorem, aby komuś przywalić, albo poklepać po plecach. Niby to ogranicza strefę rozwoju, ale trzeba pamiętać, że ten weteran wojenny już dużo się nauczył i nie musi robić tego ponownie. Warto też pochwalić BioWare za cover system. Shepard bardzo dobrze chowa się za przeszkodami i nie jest to już tak frustrujące, jak było kiedyś. Widać tu, że twórcy inspirację znaleźli w innych produkcjach, co samej grze wyszło tylko na dobre. Krycie się za murkiem to czysta poezja, a wydawanie komend naszym sojusznikom przypisano do d-pada. Czasami zdarzy im się popełnić jakiś błąd, ale teraz nie giną co chwilę i potrafią zabijać tak samo efektownie jak my.
Oprawa A/V i sprawa loadingów
Po raz kolejny zdecydowano się na silnik Unreal Engine 3, który został wykorzystany przy pierwszej odsłonie, oraz takich hitach jak Gears of War, czy też Lost Planet. Najciekawsze jest to, że Mass Effect 2 został wspaniale zoptymalizowany, dzięki czemu gra wygląda jeszcze lepiej i nie musimy oglądać doczytywania tekstur, jak to miało miejsce w jedynce. Na pierwszy rzut oka widać, że wiele elementów otoczenia uległo znacznej poprawie. Lokacje nie są już takie puste i na dodatek zostały dopieszczone w każdym szczególe. Chciałbym tu pochwalić wykonanie nowej Normandii, stacji kosmicznej Omega, czy też statków Kolekcjonerów. W samej grze jest jeszcze wiele innych wspaniałych miejsc, ale lepiej jak wy je zobaczycie na własne oczy. Bolączką pierwszego ME były dość częste spadki animacji- osobiście jako wieloletni gracz uwielbiam, gdy gra przekracza magiczną barierę 30 klatek animacji. Wtedy dana produkcja chodzi płynnie i radość z rozgrywki jest naprawdę olbrzymia. „Dwójka” zaspokoiła moje pragnienia- wszystko chodzi naprawdę świetnie, nawet przy sporej ilości postaci w jednym miejscu. Podczas starć z oponentami nie musiałem się martwić, czy przy większej batalii będę miał problemy z celowaniem- tutaj twórcy spisali się na medal. Jeżeli pamiętacie wycieczki windami to mogę was zapewnić, że ten błąd został już naprawiony, co nie oznacza, iż w ME2 nie ma loadingów. Ekran doczytywania pojawia się dość często, ale wszystko trwa krótko i można swobodnie grać. Czasami konsola trochę dłużej wgrywa daną lokację, ale zdarza się to sporadycznie. Jeżeli chodzi o kwestię audio, to ponownie za ścieżkę dźwiękową odpowiadał Jack Wall. Jego kawałki są naprawdę fenomenalne i wspaniale pasują do tej produkcji. Nie można się przyczepić do żadnego z jego utworów- wszystkie zostały skomponowane idealnie. Każdy gracz powinien docenić jego umiejętności, gdyż ten pan wie, co to znaczy dobra nuta w świecie science fiction. Gdy czujemy oddech wroga na karku, to podczas tego gra nam odpowiednia muzyka- tak jest w każdej sytuacji, czy lokacji. Mam nadzieje, że i w trzeciej części kompozytor pozostanie ten sam.
Shepard i save z pierwszego ME
W Mass Effect 2 grę możemy rozpocząć jako zupełnie nowy Shepard, ale także mamy możliwość zaimportowania save’u z pierwszej odsłony. Wszyscy ci, którzy posiadają swój stan gry, powinni z tej opcji skorzystać. Nie dla tego, że sam początek będzie łatwiejszy, czy też na naszym koncie znajdziemy masę pieniędzy. Chodzi o dalszą przygodę bohatera, którego sami kreowaliście. Różne wybory, których trzeba było dokonać, mają swoje odzwierciedlenie w kontynuacji od BioWare. Nawet pozornie mało ważne decyzje mogą mieć duży wpływ na to, co stało się z daną rasą- czy istnieje, i czy Wrex przeżył, a jeżeli tak to, co się z nim stało? Kto zasiadł w radzie Cytadeli? Tych pytań możecie mieć naprawdę sporo, a najciekawsze jest to, w jaki sposób znajdziecie odpowiedzi w ME2. Dzięki temu to właśnie wy kreujecie świat i fabułę według własnych dokonań. I to jest wspaniałe! Gra idzie wyznaczonym torem, ale to, co się wydarzy i jakie będą tego następstwa, zależy wyłącznie od was. Twórcy zrobili ukłon w stronę graczy- nigdy nie widziałem takiej ingerencji w świat po wczytaniu save’u. Do dziś nie żałuję, że specjalnie dla tej opcji po raz kolejny przeszedłem pierwsza odsłonę. Jeżeli chcecie przekonać się o pełnym potencjale tej produkcji, to musicie „wczytać” swojego Sheparda.
Dawno nie grałem w tak dobrą grę, jaką jest Mass Effect 2. Spędziłem przy niej jakieś 35godzin, a nadal nie osiągnąłem maksymalnego poziomu. Dla mnie tytuł ten jest naprawdę wspaniały i mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to idealny kandydat na grę roku 2010. Polecam wszystkim, którzy zagrali w pierwszą część. Takie osoby po prostu muszą zagrać w część drugą. Nie wiem, co BioWare zrobi w ME3, ale dwójka wyszła im idealnie!