Za każdym razem, kiedy wkładam do napędu nową grę z LEGO w nazwie, zastanawiam się, czy to nadal działa. Czy Traveller’s Tale dało radę stworzyć coś nowego, czy po prostu dostaniemy klockowe kopiuj-wklej tylko z innymi bohaterami? I w zasadzie za każdym razem TT wychodzi z tego starcia obronną ręką, jednak ja za każdym razem jestem coraz bardziej zmęczony.
Tym razem na warsztat trafili superbohaterowie ze świata Marvela. Był to dość oczywisty ruch, zwłaszcza, że uniwersum DC już swoją klockową wersję dostało (dwukrotnie), a do tego mamy ostatnio boom na Marvela w kinach. Sprawdźmy więc, co słychać u Iron Mana i spółki.
Historia jest jak zwykle w LEGO przerysowana i zabawna. Na scenie pojawia się dwóch wielkich złych. Galaktus i Dr Doom. Ten pierwszy chce pożreć Ziemię, ten drugi korzystając z pojawienia się herolda Galaktusa, czyli Silver Surfera, niszczy mu deskę i chce z jej szczątków zbudować super broń, o obowiązkowo złowrogiej nazwie Doom’s Doom Ray of Doom. Przed oczami staje mi niejaki Heinz Dundersztyc z kreskówki Fineasz i Ferb. On też miał talent do nazywania swoich maszyn zniszczenia.
No i super. Jest zagrożenie, trzeba reagować. W grze znajdziemy całą masę superbohaterów ze świata Marvela, a także tych złych kolesi. Przekrój jest niesamowity. Od tych, którzy są naprawdę znani (Carnage, Hulk, Wolverine), po takich, o których słyszeć mogli tylko starsi gracze (nie miałem pojęcia, że Kaczor Howard, jest częścią Marvela). Swoją obecność, jak w każdej Marvelowskiej produkcji, zaznaczył też Stan Lee. I to w bardzo ciekawy sposób.
Co ciekawe chyba każda z tych postaci (nie jestem w 100% pewien) ma swoją unikalną zdolność w czasie gry. Spider Man strzela pajęczynami i potrafi się na nich bujać. Hulk jest wielki i rzuca ciężkimi obiektami, a jako Bruce Banner potrafi używać komputerów. Human Torch wypala dziury w metalowych drzwiach. Każdy potrafi robić coś przydatnego, co oczywiście jest wykorzystywane w grze.
Sama rozgrywka jest podzielona w zasadzie na dwie części. Pierwsza część, to 15 fabularnych misji kręcących się wokół całej tej rozróby z Galaktusem, deską Silver Surfera i promieniem Doom Doom Doom Doom…no sami wiecie. Misje te są przyjemnie długie, a na końcu każdej czeka boss, którego należy sklepać. W trakcie tych misji, wykorzystuje się z góry zaplanowany zestaw bohaterów, ponieważ zwykle będziemy musieli wykonać coś, co potrafi konkretna postać. Zdarzy się jednak i tak, że zadanie skończymy innym zestawem, niż zaczęliśmy.
Druga część, to swobodne przemieszczanie się po Nowym Jorku i zabawa w zbieranie znajdziek, czy wykonywanie zadań pobocznych. Te zadania to między innymi Stan Lee in Peril, czyli ratowanie z opresji wspomnianego już współtwórcę Mavela, Stana Lee, a także misje związane z niektórymi budynkami w mieście, w których narratorem jest Deadpool (w misjach, a nie budynkach).
No właśnie. Narrator. Gry LEGO przez długi czas były znane z braku mówionych dialogów. Zamiast tego w scenkach przerywnikowych dominowały pomruki, chrząknięcia i inne dźwięki, ale zwykłej mowy nie było. To wymuszało na twórcach specyficzne podejście do humoru w grze. Musiał być uniwersalny i łatwo zrozumiały. Od pewnego czasu jednak klockowe postacie mówią ludzkim językiem. I to zmieniło wiele rzeczy. Czy na dobre? Nie wiem. Wiem, że brakuje mi tych dawnych pomruków, bo gadane dowcipy są moim zdaniem słabsze niż te oparte na „mimice” elektronicznych LEGO-ludzików. I o ile zdaję sobie sprawę, że grany tu przez Nolana Northa Deadpool o wiele lepiej wypada mówiąc, niż chrząkając, to i tak wolę to stare rozwiązanie. Zwłaszcza, że reszta bohaterów jest zdubbingowana bardzo dziwnie. Nie wiem, czy wpadki głosowe to część humoru, czy po prostu niechlujstwo.
O grafice nie ma co opowiadać, bo to po raz kolejny klocki LEGO. Niby inne miejscówki, ale wszystko wygląda podobnie. Cieszą co prawda takie budynki jak wieżowiec Tony’ego Starka, czy Helicarrier (to raczej miejscówka nad Nowym Jorkiem). Cieszy też widok grywalnych postaci, które są dużo większe od innych (na przykład Hulk).
I tu dochodzę do sedna tej całej zabawy. Kolejna gra LEGO i po raz kolejny TT w zasadzie się broni. W zasadzie, bo to całkiem przyjemna rozgrywka zwłaszcza dla dwóch osób. Tylko z drugiej strony, to znowu to samo, z tymi samymi niedoróbkami. Czemu przez tyle lat nie dostaliśmy możliwości grania w dwie osoby po sieci? Dlaczego sterowanie bywa tak uciążliwe i dwie różne funkcje są przypisane do jednego przycisku? Dlaczego mam wrażenie, że ta seria się nie rozwija, tylko stoi w miejscu i zmienia stroje?
Jasne, że można powiedzieć „Hej, przecież gry z LEGO są fajne, zabawne i można przy nich miło spędzić czas”. Tak, ale po tylu latach, chciałoby się zobaczyć coś nowego, coś co będzie rewolucją w serii. Dodanie głosu i otwieranie świata tym czymś nie jest. To nie pierwsza seria, którą widziałem, a która od lat bazuje na tej samej rozgrywce. Ale to chyba pierwsza, która według mnie od kliku odsłon praktycznie stoi w miejscu.
Wielbiciele klocków na pewno kupią. Inni mogą sobie raczej darować.