Ocena: 6,5
Plusy:
+ smoki
+ walka
+ fabuła
+ pomysł
+ inne bestie
Minusy:
- sterowanie
- zmarnowany potencjał
- walka czasem przypomina starcie statków kosmicznych, a nie smoków
Dosiąść smoka i wzbić się na jego grzbiecie w przestworza. Kierować jego ognistym oddechem. Walczyć z innymi smokami i smoczymi jeźdźcami wśród chmur. Kto nie marzył o czymś takim? Teraz to marzenie może się spełnić, dzięki grze Lair na Playstation 3.
W Lair gracz wciela się w rolę Rohana, asyliańskiego jeźdźcy smoków. W momencie, gdy rozpoczynamy naszą przygodę, na Asyrię napadają źli Mokai, ze swoimi machinami parowymi i Lodowymi Smokami. Rohan, wraz z innymi smoczymi jeźdźcami, musi stawić czoła wrogim wojskom i ocalić królestwo.
Taki stan rzeczy definiuje już na początku sposób rozgrywki. Wiemy, że będziemy wykonywać w trakcie gry w przeważającej większości zadania wojskowe. Na smoku będziemy bronić miast, czy konwojów. Przeprowadzać tez będziemy ataki na placówki wroga lub loty zwiadowcze. Będziemy też brać udział w olbrzymich bitwach, w których pierwsze skrzypce będzie grał chaos, a uczestniczyć będą setki żołnierzy, smoków i innych stworzeń.
Czujecie te możliwości, to piękno? Mocne uderzenia skrzydeł wynoszą nas w powietrze. Rozglądamy się i widzimy wrogiego smoka. Rzucamy się w jego kierunku. Tuż przed zderzeniem się struga ognia z paszczy naszego wierzchowca uderza w jego cielsko, a my robimy gwałtowny unika, aby uniknąć przysmażonego wroga. Następnie ciasny nawrót i nasz smok wbija pazury w grzbiet przeciwnika. Szarpie go, gryzie, aż w końcu pokrwawione cielsko spada w dół, na skały. Nasz rumak ryczy tryumfalnie, a my szukamy wzrokiem kolejnej ofiary. Nie znajdujemy więcej smoków, ale w dole widać jakieś kolorowe mróweczki. To armia Mokai maszeruje pod nasze mury. Decyzja może być tylko jedna. Nurkowanie i gdy przelatujemy tuż nad głowami piechurów nasz smok znowu zieje ogniem, pozostawiając za sobą pas spalonej ziemi oraz jęki tych, który znaleźli się tuż obok palącej wszystko strugi. Jeszcze jeden nawrót połączony z ognistym deszczem i lądujemy. Potężne uderzenia ogona naszej bestii łamią kości wojowników. Zbroje i tarcze pękają niczym kruche, gliniane garnki. Kolejna struga ognia tym razem wymierzona w uciekających wrogów. Nasz rumak łaknie krwi, więc łapie w paszczę najbliższego piechura, podrzuca go kilka razy w powietrze, kruszy zębami kości, po czym pożera truchło. Armia ucieka, my wzbijamy się znowu w powietrze, aby posłać do piachu kolejnych wrogów.
Prawda, że cudowne? Taki właśnie mógłby być Lair, gdyby tylko wszystko poszło zgodnie z planem. Niestety, kilka rzeczy nie wyszło twórcom i niestety sprawiło to, że cała gra potwornie straciła na uroku.
Podstawową kwestią miało być sterowanie naszym pupilkiem w trakcie lotu. Możliwości SIXAXIS,a aż prosiły się o wykorzystanie, więc twórcy gry postanowili tych próśb wysłuchać. Jedyne przyciski jakie używamy, aby sterować lotem to X odpowiedzialny za machanie skrzydłami (przyspieszenie) oraz R2, L2 odpowiedzialne za hamowanie. Reszta jest sterowana wychyleniami kontrolera. Lewo, prawo, mocne szarpnięcie do góry aby zrobić gwałtowny nawrót o 180 stopni. No i analog, do obracania kamery. Prawda, że proste i intuicyjne? Oczywiście, gdyby tylko nie zostało zepsute. Sterowanie naszym wierzchowcem należy do kategorii „jedne z bardziej koszmarnych rzeczy, z jakimi przyszło mi się zmierzyć”. Nie ma problemu jeśli lecimy, aby pozwiedzać sobie okolice. Gdy mamy czas i możemy tylko rozkoszować się widokami krajobrazów. Natomiast w momencie, gdy zaczyna się walka, zaczyna się też problem. Okazuje się, że nasz smok nie reaguje na polecenia tak, jakbyśmy tego chcieli. Nie da się zrobić ciasnego nawrotu, aby dorwać uciekającego wroga. Są momenty, kiedy nasz pupil odmawia wykonania manewru, bez żadnego powodu. Marzy się Wam odpowiednik walki kołowej myśliwców, tylko z udziałem potężnych, ale jednocześnie zwinnych bestii? Zapomnijcie. Smoki zachowują się w powietrzu jak góry lodowe. Może i potrafią szybko latać, ale zwrotność mają kloca drewna. Zakręcają powoli i szeroko. Jedynym gwałtownym manewrem jaki widziałem jest nawrót o 180 stopni, który też nie zawsze chcą wykonać. A bywa, że jest to jedyna możliwość szybkiego odnalezienia kolejnego celu, czy atakującego nas wroga.
O, właśnie dochodzimy do drugiej „drobnostki”, która okrutnie irytuje. W Lair niemal nic nie widać. Nie chodzi tu o grafikę, ale o możliwość rozglądania się i rozróżniania celów. Czasami ma się wrażenie, że w naszym polu widzenia jest więcej martwych pól niż możliwości rozejrzenia się. W połączeniu z niezdarnością wierzchowca bywa, że jedynym sposobem, aby zorientować się w sytuacji, jest na pełnej prędkości odlecieć kawałek, czasem nawet spory, od miejsca walki, a następnie zrobić nawrót o 180 stopni. Nie musze jednak mówić, jakie może mieć skutki taki manewr w momencie, gdy mamy zadanie chronić jakiś konwój, czy wyeliminować grupę wrogów najszybciej jak się da. Bywa, że zyskamy dobry widok na sytuację, ale stracimy możliwość dopadnięcia wroga na czas. Tak samo jest z rozróżnieniem celów. Często z daleka ni grzyba nie wiadomo, czy smok, którego mamy przed sobą jest nasz, czy wroga. Zdarza się więc, że po prostu ziejemy na ślepo, co wcale nie wpływa dodatnio na fun płynący z gry.
Nieco lepiej jest z samą walką. Choć i tu nie ustrzeżono się przed delikatnymi wpadkami. W powietrzu mamy do dyspozycji broń zasięgową, czyli zionięcia. I tak możemy zionąć ogniem ciągłym, czyli tak, jak sobie każdy wyobraża ziejącego smoka, albo też wypluwać z gardzieli krótkie pociski. Mają one większy zasięg i są wygodniejsze, jednak ma się nieodparte wrażenie, że nie lecimy na smoku, tylko jakimś myśliwcem i naparzamy z rakiet niekierowanych, czy olbrzymiego guna, zamontowanego na pokładzie. Troszkę psuje to odbiór gry.
Jeśli zdejmowanie wrogów z nieba za pomocą smoczego oddechu się nam znudzi, możemy przejść do bardziej bezpośrednich starć. Wystarczy złapać wroga na cel, a potem dopaść go jednym „skokiem”. No tak, złapać na cel i dopaść. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Żeby złapać go na cel, trzeba sprawdzić, czy jest otoczony takim mlecznym kółeczkiem (potwornie słabo widocznym w chaosie bitwy) a następnie nacisnąć R1 lub L1, aby kółko zmienić na czerwone. Potem wciskamy O i dolatujemy do wroga na pełnym gazie. Można wtedy zacząć walkę smoków w zwarciu. Pazury na pazury, zęby na zęby. Gryziemy, szarpiemy, aż w końcu pokonany spada na ziemię. Można też spróbować strącić jeźdźca i zabić wierzchowca odpowiednim kombosem. Jest też wyjście rodem z pościgów samochodowych. Smoki lecą obok siebie i uderzają się bokami, zupełnie jak samochody próbujące się zepchnąć z drogi. Ta metoda walki jest najbardziej irytująca, ponieważ najczęściej nasz smok nie słucha tam poleceń kontrolera.
Na ziemi nieco lepiej. Lądujemy, analogiem biegamy, a przyciskami zamiatamy ogonem, łapami, ziejemy albo pożeramy wrogów. Nadal jednak na drodze do pełnej radochy staje nam sterowanie i zachowanie smoka. Ja wiem, że na ziemi te monstra mają prawo być bardziej niezdarne niż w powietrzu, ale żeby zdarzało im się odwracać w inną stronę, niż wydano polecenie. To już woła o pomstę do nieba.
Co ratuje tę grę? Wiele rzeczy. Chociażby historia, jaką opowiada i z jaką przyjdzie nam się zmierzyć. Wojna to tylko początek. W miarę zagłębiania się w grę, stawimy czoła czemuś więcej niż zwykłej napaści jednego narodu na drugi. Ponadto, jeśli mocno przymknąć oczy na sterowanie, to mamy niezwykły symulator smoka. Możliwość walki w powietrzu, szarpania kłami innych bestii, walki z wężami morskimi, zatapianie statków, tratowanie całych armii. To mimo wszystko robi wrażenie, nawet jeśli są w tym wszystkim elementy mocno zakłócające zabawę.
Grafika i dźwięk też robią swoje. Twórcy musieli zrobić naprawdę coś powalającego. Większość czasu spędzamy w powietrzu, podziwiając (jak mamy czas) rozległe połacie terenu, góry, rzeki, zatoki, miasta. To może sugerować, że nie musieli się przykładać do zbudowania szczegółowych lokacji. Ale przecież w każdym momencie możemy albo wylądować, albo zniżyć lot. I widać wtedy, że grafika została potraktowana bardzo poważnie. Tak samo animacja. Chętnie powiedziałbym, że smoki i inne bestie poruszają się jak żywe, ale niestety nie dane mi było widzieć żywych odpowiedników, aby porównać zachowanie.
Gra zakłada, że będzie się ją przechodziło kilka razy. Za ukończenie misji można otrzymywać medale, w zależności od tego, jak dobrze je ukończyliśmy. Dlatego też powinno się do nich podchodzić po kilka razy, aby śrubować wynik. Tyle tylko, że każda misja to nie tylko walka z wrogiem, ale i ze sterowaniem. Jednak jeśli kto jest twardy i nieulękły, może się starać przemóc SIXAXIS`owego wroga. To da się zrobić, ale będzie okupione potem, krwią i łzami.
Szczerze Wam powiem, że sporo słyszałem o skiepszczonym sterowaniu w tej grze, zanim ją dostałem, ale byłem pełen optymizmu. Sądziłem, że dostanę ją do rąk, zagram i okaże się, że wszyscy się mylili i Lair ma normalny system sterowania, a inni po prostu grać nie umieją. Niestety, tak nie jest. Chłopakom naprawdę coś nie wyszło i przez to olbrzymi potencjał, jaki ma Lair, został zaprzepaszczony. Ja chcę walczyć z bestiami, a nie z moim padem. Niestety nie mogę przymknąć na to oka i muszę obniżyć ocenę i to sporo. Niemniej jednak, jeśli komuś nie straszna walka z padem, to Lair jest produkcją, którą warto poznać. Bo ma w sobie to coś, co powoduje, że są gracze, którzy chcą zobaczyć kolejną misję i spróbować wygrać tę wojnę.