Procesor: Intel Core i7-5820K@4.0GHz
Pamięć: 16 GB RAM DDR4@2666MHz
Karta graficzna: Asus Strix GTX970 OC 4GB
Dysk: Samsung SSD 850 Pro 256 GB
System: Windows 8.1 x64
Klawiatura: Logitech G910 Orion Spark
Myszka: ROCCAT Kone Pure Optical
Słuchawki: SteelSeries Syberia v3 Prism
Śnieg sypie aż miło popatrzeć! Żadnych zacięć, rwania obrazu. Nic, tylko uciekać, kiedy przyjdzie czas. A jeśli nie zdążycie, to czas ładowania okazuje się być bardzo krótki. Kholat graficznie dosłownie potrafi powalić.
Nierozwiązane zagadki zawsze pobudzają wyobraźnię. Jeśli do tego dodamy wyjątkowo niezrozumiałe wydarzenia, odległość czasu i przestrzeni, to uzyskamy magiczne „coś”, co nie pozwoli ludziom przejść obojętnie obok określonego zagadnienia. Nastąpi podział na wierzących w coś więcej i chcących wyjaśnień oraz grupę, która będzie starała się podejść do sprawy racjonalnie. Tak właśnie wygląda sprawa z tajemnicą Przełęczy Diatłowa, o której usłyszycie w grze Kholat.
Szczyt Chołatczachl. Przełęcz Diatłowa. Rosja. Rok 1959. Dziewięcioro studentów wyrusza na wyprawę na szczyt. O wydarzeniu, w którym wezmą udział, będą krążyć legendy, mity, plotki. Będzie ono rozbudzać wyobraźnię i powodować powstawanie wielu teorii. Dla nich jednak zakończy się śmiercią w niewyjaśnionych okolicznościach.
O tragedii na tak zwanym Devil’s Pass powstał między innymi film, a także można zaobserwować zainteresowanie ze strony internautów szukających odpowiedzi i teorii spiskowych. Nic dziwnego: rok 1959 oraz ślady promieniowania wykryte na zwłokach zostawiają tutaj spore pole do interpretacji. Podobnie, jak inne wydarzenia otoczonego mistyczną sławą szczytu w tle. Film okazał się średnim rozwiązaniem, chociaż jego mieszane przyjęcie i skrajne opinie można powiązać bezpośrednio z całym incydentem na przełęczy.
W końcu jednak musiała pojawić się produkcja w formie gry wideo, gdzie będziemy mogli wybrać się w czasie i przestrzeni do tajemniczej Rosji na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Polskie studio IMGN.PRO wybrało sobie temat doprawdy niewdzięczny i kontrowersyjny. Co gorsza, gra okazuje się być mocno inspirowana Slenderem…
Zacznijmy jednak od samego początku: oto przybywamy do miasteczka, z którego wyruszyła „słynna” ekspedycja. Pierwszym, co faktycznie Was powali, jest głos narratora: w tej roli słynny brytyjski aktor Sean Bean. Jeśli zdecydujecie się na polską wersję językową, to będziecie słuchać podkładu zrealizowanego przez Andrzeja Chyrę, który sprawdza się całkiem nieźle, a towarzyszyć mu będzie od czasu do czasu Mirosław Zbrojewicz. Wróćmy jednak do opuszczonej wioski, w której zaczniemy naszą przygodę i drugiego powalenia, czyli grafiki. Kholat prezentuje się niesamowicie! Jest pięknie, momentami zatrważająco, a w konkretnych miejscach grafika świetnie komponuje się z oprawą dźwiękową i tworzy niesamowity klimat dalekich i opuszczonych okolic mroźnego szczytu. Nowy silnik Unreal Engine 4 pokazuje, że wystarczy tylko chcieć, aby zaprezentować produkcję powalającą graficznie.
Sama mechanika gry polega na poszukiwaniu wpisów do dziennika i odkrywaniu tajemnic wydarzeń z lutowych nocy. W tym celu przyjdzie nam przemierzyć zaśnieżone zbocza i wąwozy, trochę jaskiń, lasów, ale przede wszystkim skupimy się na unikaniu kontaktu z tajemniczymi zjawami, które stanowią śmiertelne zagrożenie dla głównego bohatera – jeden dotyk i wracamy do menu. Trochę to irytujące, ale z drugiej strony nadaje rozgrywce uczucia niepewności i wymusza na grającym większą uwagę. W końcu jeśli zobaczymy takową zjawę wystarczająco wcześnie, to z pewnością zdążymy uciec. Tym bardziej, że mapa ukształtowana jest w sposób umożliwiający wprawne wymanewrowanie duchów. Same zjawy są jednak wyraźnie ukłonem w stronę całej mitologii Przełęczy Diatłowa: wielokrotnie i w różnych publikacjach pojawiały się informacje o dziwnych ognikach na zboczach góry.
Cała Przełęcz okazuje się całkiem rozległa. W związku z tym przydatnym narzędziem będzie mapa głównego bohatera. Jednak i tutaj nie ustrzeżono się błędów. Otóż właściwy podgląd, czyli z podanymi szerokościami i długościami geograficznymi, a więc dokładnymi lokalizacjami, uzyskamy tylko w obozach. Co gorsza momentami mapa jest niedokładna, a przy tym całkowicie pominięto różnego rodzaju jaskinie, do których trafimy. Owszem, zostały zaznaczone na mapie wejścia do nich, ale to w zasadzie wszystko. Jako punkty charakterystyczne oznaczono miejsca notatek, a podczas samej wędrówki czasami zdarzy się nam natknąć na wypisane na ośnieżonej ścianie współrzędne danego miejsca. Wtedy z pomocą może przyjść inne wyposażenie naszego ekwipunku: kompas. Co prawda pozwoli tylko na ogólne określenie kierunku, ale lepsze to niż nic. Sama mapa służy również do szybkiej podróży między odkrytymi już obozami. Nie zabrakło standardowej latarki, która oświetli nam drogę w razie potrzeby. Ostatnim elementem towarzyszącym naszemu bohaterowi jest dziennik, do którego trafiają odkryte zapiski i który czasami posłuży nam poradą.
Skoro mamy mapę i obszar, to trzeba się po nim przemieszczać. Wszystko to, oczywiście, na nogach, bo pojazdu żadnego nie uświadczymy. Akurat jest to olbrzymia zaleta Kholat, ponieważ dzięki takiemu zabiegowi możemy poczuć powiew chłodu z ekranu, a przy tym podziwiać widoki, które zapierają dech w piersiach – jednym słowem: można się całkowicie w grze zatracić. Tym bardziej, że sam system przemieszczania jest stosunkowo prosty, ale jednocześnie wybrakowany. Wspomniałem już o terenie, który pozwala wymanewrować. Wszystko za sprawą jednej z największych bolączek, czyli braku skakania. Niektóre z elementów otoczenia zaprojektowane zostały tak, że prowadzą tylko w jedną stronę, bo już nie będziemy w stanie wejść na nie od drugiej. Na szczęście zjawy również są spawane do ziemi. Takie rozwiązanie dziwi tym bardziej, że zdecydowano się na wprowadzenie systemu wytrzymałości, co widoczne jest szczególnie podczas ucieczki w biegu i zawężania się pola widzenia. Możemy również kucnąć, aby schować się za przeszkodą lub szybciej zregenerować wytrzymałość i przywrócić pole widzenia.
Rozgrywka jest raczej wtórna: przez 4-6 godzin biegamy po mapie, unikamy zjaw, podziwiamy widoki i zbieramy notatki. Aby zobaczyć właściwe zakończenie musimy zebrać wszystkie świstki papieru rozrzucone w okolicy szczytu Kholat. W tym czasie będziecie jednak głównie podziwiać widoki.
Kholat okazuje się być całkiem udanym debiutem. Chociaż sama mechanika rozgrywki nie porywa i przypomina pod wieloma względami Slendera, to odbiór produkcji IMGN.PRO jest całkiem przyjemny. Jeśli lubicie się bać i nie poczujecie się zniechęceni otaczającą pustką, ale uznacie ją za kolejny plus (w końcu pokazuje zmagania samotnego człowieka z nieznanym w groźnym i dzikim terenie), to śmiało po nią sięgnijcie. Graficznie z pewnością Was zadowoli, podobnie zresztą w kwestii oprawy audio. W przypadku zainteresowania tematami nadnaturalnymi, niewyjaśnionymi zagadkami czy wreszcie samą wyprawą z 1959 jest to produkcja wręcz obowiązkowa. Dla osób, które raczej nie czują potrzeby odkrywania tajemnicy Przełęczy Diatłowa będzie to jedynie pokaz możliwości Unreal Engine 4 oraz wspaniałego dubbingu w wersji angielskiej.