feat-grey-goo

Grey Goo – recenzja gry


ASUS ROG G550JK
Procesor: Intel I7 4700HQ
Pamięć: 8Gb RAM DDR3
Grafika: NVidia GeForce GTX 850M
System: Windows 8.1


Wszystko działa bez najmniejszych zgrzytów na maksymalnych ustawieniach w rozdzielczości 1920x1080.




W ostatnich latach strategie czasu rzeczywistego zeszły do podziemia, ustępując pola innym, bardziej popularnym wśród graczy gatunkom. Jedynym wyjątkiem od tej smutnej reguły są kolejne inkarnacje „StarCrafta”, zapewniając wydawcy wielomilionowe dochody, a Koreańczykom z południa wiele nieprzespanych nocy. Dominację Blizzarda stara się odrobinę zachwiać studio Petroglyph za sprawą gry, której tytuł kojarzy się bardziej z niskobudżetowymi pokrakami ze sklepów AppStore i Google Play. Przed Wami… „Grey Goo”.

Dowodzić i podbijać… na nowo

Petroglyph Games to studio, którego pracownicy i założyciele zjedli zęby na gatunku RTS. Ich debiutanckie dzieło pt. „Star Wars: Empire at War” spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem, stając się z miejsca jedną z lepszych growych adaptacji uniwersum George’a Lucasa. Nic w tym dziwnego, skoro znaczna część ekipy wywodzi się z nieistniejącego już Westwood Studios – ojców gatunku i autorów kultowych „Dune II”, czy przede wszystkim „Command & Conquer”.

rec-grey-goo-07

Ich najnowsza produkcja, czyli recenzowane tu „Grey Goo”, zapowiadane było jako powrót do korzeni gatunku strategii czasu rzeczywistego z lat jego świetności. Zróżnicowane strony konfliktu, ciekawe tło fabularne i przede wszystkim spokojne tempo rozgrywki. Mając w pamięci wspomniane przed momentem gry z serii „Command & Conquer” nie sposób zapominać o jeszcze jednym charakterystycznym czynniku definiującym gatunek na przełomie wieków – animowanych przerywnikach pomiędzy poszczególnymi misjami, wyjaśniających fabularne meandry kampanii. Petroglyph Games zadbało o każdy aspekt swojej produkcji, tworząc niezbyt oryginalny, jednak niezwykle wciągający i ciekawy tytuł, mający szansę na dłużej zagościć na dyskach twardych miłośników RTS-ów.

Gdzie dwóch się bije…

Historia przedstawionego w „Grey Goo” konfliktu jest sztampowa, a strony biorące w nim udział w żaden sposób nie wybijają się ponad standardy. Humanoidalna rasa Beta odpiera zmasowane ataki bardziej zaawansowanej technologicznie ludzkości, do czasu pojawienia się tytułowej Szarej Materii (tłumaczenie oficjalne – angielskie słowo goo odnosi się bardziej do mazi, tudzież brei). To stworzone przez ludzi nanomaszyny, które dzięki możliwości szybkiej reprodukcji i przybierania dowolnych kształtów stały się zagrożeniem dla każdej organicznej formy życia na planecie Ekosystem 9.

rec-grey-goo-04

W kampanii na każdą ze stron konfliktu przypada po 5 misji, których głównym celem jest przejęcie kontroli nad mapą przy pomocy znanych z innych RTS-ów środków. Mamy zatem rozbudowę bazy, zbieranie surowców, produkcję jak największej liczby jednostek i zdemolowanie wrogich fortyfikacji. Koła na nowo nie wynaleziono, ale taką tendencję w gatunku da się zauważyć od co najmniej 20 lat, więc nie można mieć pretensji do twórców, że zachowali ostrożność i nie szaleli z innowacjami.

Granie zarówno przedstawicielami rasy Beta, jak i ludźmi nie różni się zbytnio od siebie. Obie frakcje działają według jednego schematu i posiadają jednostki o zbliżonej charakterystyce – piechotę, ciężkie pojazdy opancerzone i flotę powietrzną. Różni je sposób rozbudowy bazy. Beta fortyfikacje stawia wokół generatorów, które rozstawiać można jednocześnie w kilku newralgicznych miejscach na mapie. Im większy generator, tym więcej instalacji można do niego przybudować. W przypadku ludzi można pokusić się o zagospodarowanie dla bazy większych połaci terenu, jednak trzeba pamiętać o dostarczeniu do infrastruktury energii. Nieorganiczna Materia opiera swoją strategię wojenną na mobilnych matkach, które w miarę absorbowania zasobów planety Ekosystem 9 potrafią się reprodukować i same wytwarzają niezbędne do przetrwania jednostki. Tytułowa rasa wprowadza odrobinę urozmaicenia do rozgrywki, choć przyznam szczerze, że kampania jej poświęcona jest akurat najmniej ciekawa.

rec-grey-goo-06

Same mapy z pewnością zapewnią wiele godzin intensywnej walki i rozmyślania nad strategią wojenną. Oprócz głównych celów misji znajdziemy też zadania poboczne, które skutecznie wydłużają czas spędzony przy „Grey Goo”. Ciekawostką jest wpływ ukształtowania terenu i lokalnej flory na przebieg potyczek. Jednostki potrafią kamuflować się w zaroślach i pozostają niewykrywalne do momentu, w którym przeciwnik nie nawiąże z nimi bezpośredniego kontaktu. Podobnie działają wzniesienia i doliny.

Konstrukcja misji jest banalna i znana od wielu lat, sprowadzając się do zapewnienia sobie jak największej przewagi militarnej, rozpoznania lokalizacji wrogich baz i posłania zmasowanego szturmu. Na szczęście SI przeciwników potrafi napsuć krwi i zaskoczyć niekonwencjonalnymi manewrami wojennymi, dlatego spokojniejsze tempo rozgrywki okazuje się w tym przypadku sporym plusem.

rec-grey-goo-01

Interfejs jest niezwykle przemyślany i sprytnie wsparty skrótami klawiszowymi, dzięki czemu uzyskamy natychmiastowy dostęp do ekranów budowania, rozwoju, czy też informacji nt. konkretnych jednostek. Dobrze, bo weterani gatunku po krótkiej chwili odnajdą się tu jak na starych śmieciach, a dla nowych w temacie nie ma tu w zasadzie żadnych komplikacji. Meandry fabularne prześledzić natomiast można w całkiem przyjemnej encyklopedii.

rec-grey-goo-02

Pełne ukończenie kampanii na średnim poziomie trudności i z zaliczeniem misji pobocznych pochłonie niespełna dobę i obawiam się, że tryby multiplayer pozycji Petroglyph Games nie wydłużą znacznie życia gry. Trochę czasu od premiery minęło, a na serwerach tłumów jakoś nie widać. Można ewentualnie pokusić się o grę rankingową, jednak najpierw musimy rozegrać 10 potyczek, by gra oceniła poziom naszego zaawansowania. Później już tylko kolekcjonujemy punkty za zwycięstwa i tracimy po porażkach. O ile wolne tempo rozgrywki dobrze sprawdza się w kampanii dla jednego gracza, tak w przypadku pojedynków z żywym przeciwnikiem odrobinę przeszkadza. Obawiam się, że za kilka miesięcy przy „Grey Goo” pozostaną jedynie najwierniejsi fani nowego uniwersum, a nie wątpię, że tacy się z pewnością znajdą.

Patrząc i słuchając

Przed ekranem monitora skutecznie utrzymywała mnie oprawa „Grey Goo”. Oglądając świetne przerywniki animowane i przypatrując się twarzom bohaterów podczas briefingów łatwo znaleźć szereg podobieństw do „Avatara” Jamesa Camerona. Nic w tym dziwnego, ponieważ w prace koncepcyjne nad grą zaangażowane zostało studio WETA Workshop, tworzące efekty specjalne do najbardziej kasowych hollywoodzkich blockbusterów. Może narażę się na gniew fanatycznych wyznawców Kane’a z NOD, ale bez chwili zawahania stwierdzam, że filmiki pomiędzy misjami biją na głowę to, co przez ponad dekadę serwowano nam w „Command & Conquer”. Nawet pomimo braku obecności prawdziwych aktorów, a może właśnie dzięki temu.

rec-grey-goo-03

Sama rozgrywka również prezentuje się okazale. Mapy są pełne teoretycznie mało istotnych detali, a po maksymalnym zbliżeniu kamery ciężko zauważyć umowność i uproszczenia w modelach obiektów przeganiających się po ekranie. Środowisko jest niezwykle plastyczne, może odrobinę bajkowe, ale również kojarzące się mocno ze wspomnianym przed momentem „Avatarem”.

rec-grey-goo-05

Cieszy również fakt, że dźwięk stara się trzymać zbliżony do oprawy graficznej poziom. Melodie towarzyszące rozgrywce skutecznie pompują adrenalinę i nasuwają skojarzenia z najlepszymi czasami Westwood Studios, zaś dialogi – choć okazjonalne – nagrano solidnie, bez zbędnego patosu, czy taniego dramatyzmu.

Miłe zaskoczenie

Takie właśnie uczucie towarzyszyło mi podczas zabawy z „Grey Goo”. Twórcy doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że nie wymyślą w gatunku niczego nowego, a rzucanie wyzwania Blizzardowi i ichniemu „StarCraftowi” jest misją samobójczą. Zrobili zatem taką grę, jaką najlepiej potrafili – mocno nawiązującą do klasyki spod dłuta Westwood Studios, wspartą doskonałą oprawą audio-wizualną i świetnym projektem świata. Tytuł zadebiutował na rynku bez zbędnego hałasu i trochę szkoda, że również cicho zniknie w odmętach pamięci graczy pędzących za nowinkami. Niemniej warto zwrócić swoją uwagę na „Grey Goo”, bo w obecnej chwili jest to jedna z niewielu strategii czasu rzeczywistego, która bez kompleksu może egzystować na rynku do spółki ze „StarCraftem”.

 

 

 

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post
Przemyślane, choć niezbyt oryginalne mechanizmy rozgrywki, świetna oprawa audio-wizualna i fantastyczne projekty świata gry.
Lekka odtwórczość i powtarzalne niemal w każdej misji schematy.

Komentarze