Ocena: 8,5
Plusy:
+ Kratos
+ grafika
+ Kratos
+ dźwięk
+ Kratos
+ fabuła
+ Kratos
+ całokształt
Minusy:
- za krótka
- na małym ekranie ciężko poczuć ogrom lokacji i niektórych przeciwników
Recenzja God of War: Chains of Olympus na PSP mogłaby w zasadzie składać się z jednego zdania i oceny. Nic więcej nie trzeba, aby powiedzieć ludziom, że dostają kolejne arcydzieło w dziedzinie radosnego rozczłonkowywania zastępów nieprzyjaciół wszelkiej maści. Wystarczy powiedzieć „Kratos powrócił” i wiadomo o co chodzi. Niestety (a na Wasze szczęście) nie mogę tak potraktować recenzji, więc dostaniecie dużo więcej informacji.
Kratos przyciąga gigantyczne problemy jak magnes. Nie ma siły, żeby sobie odpoczął. Co prawda jako prawdziwy rzeźnik, Duch Sparty, wcale nie ma ochoty na odpoczynek. Dlatego, gdy spokój miasta zakłóca perska armia z olbrzymim bazyliszkiem na usługach, chętnie rusza rozprostować swoje kości. A przy okazji połamać kości tych, którzy mieli pecha stanąć naprzeciw niego. Początek jest standardowy dla serii. Mini fabularne wprowadzenie, w trakcie którego zarówno Kratos, jak i gracz po prostu się rozgrzewają. Dopiero po załatwieniu pierwszego problemu, dowiadujemy się o co tak naprawdę poszło tym razem i w jaką monumentalną kabałę wpakował się nasz heros. A właściwie, w jakie kłopoty wpakowali go bogowie, bo to właśnie oni stawiają naszego bohatera w dość kiepskiej sytuacji.
A sprawa wygląda dość standardowo. Ot, Tytani porwali Heliosa i uwięzili go gdzieś hen daleko. Korzystając z braku Boga Słońca, niejaki Morfeusz zaczyna obejmować kontrolę nad Ziemią. Jego sługusy wyłażą zewsząd i terroryzują ludzi. Zabójcza mgła snuje się gdzie tylko spojrzeć. Jest, ogólnie rzecz ujmując, nieciekawie. Dlatego też siostra Heliosa, Eos, prosi Ducha Sparty o pomoc. Nie wiadomo, czy ze strachu o brata, czy też o resztę świata. Zresztą to mało istotne. Istotne jest to, że bliźniacze Ostrza Chaosu znowu zasmakują krwi.
God of War: Chains of Olympus to niemal nie zmienione technicznie poprzednie części, przeniesione tylko na PSP. Rozgrywka opiera się dokładnie na tych samych zasadach z jakimi stykaliśmy się poprzednio.
Po pierwsze, do rozczłonkowania czekają całe zastępy wrogów. Kratos tradycyjnie radzi sobie z nimi przy pomocy wspomnianych Ostrzy Chaosu. Do dyspozycji lekkie i silne ciosy, które można łączyć ze sobą w niezwykle widowiskowe i śmiercionośne combosy. W trakcie podróży przez najgorsze miejsca, o jakich mógłby marzyć nasz bohater, otrzyma on nowe bronie. Choć bronie te są zarówno efektowne, jak i efektywne, to jednak wirująca śmierć w postaci Ostrzy Chaosu na pewno będzie podstawowym orężem każdego gracza. Osoby lubujące się w eksperymentach dostaną Rękawicę Zeusa, Niebiańskie Światło, czy Tarczę Heliosa. Ów ekwipunek przydaje się niekiedy w starciu, ale częściej służył mi do rozwiązywania zagadek, których nie brak w grze.
Każda broń może być ulepszona. To już standard w God of War. Z każdego pokonanego przeciwnika pozyskuje się czerwone sfery. Za te sfery kupuje się później kolejne poziomy rozwoju broni. System prosty i niezwykle skuteczny. Każde ulepszenie, to większe zadawane obrażenia, czy nowe combosy. Nie wspominając o tej dzikiej rozkoszy, gdy po kolei doprowadzamy uzbrojenie do maksymalnego możliwego poziomu.
Wracając do wrogów, których pozbawiać będziemy życia. Jest ich całe mnóstwo. Oczywiście, do naszej dyspozycji cała mitologiczna menażeria, czyli meduzy, minotaury, cyklopi, harpie, ale również stare dobre szkielety, czy zwykli ludzie. Eliminacja tego rodzaju wrogów nie jest trudna. Wystarczy znaleźć dobry combos, albo dwa i rezać ile wlezie. Przy silniejszych przeciwnikach, czasem pojawi się symbol kółka. Oznacza on, że wróg jest na wykończeniu i można dobić go w bardziej efektowny sposób. Po wciśnięciu kółka w pobliżu takiego delikwenta, dostajemy zbliżenie na akcję i rozpoczyna się dość prosty Quick Event, polegający albo na wciśnięciu odpowiedniego klawisza lub na pokręceniu w odpowiedni sposób analogiem. Jeśli nam się uda, nasz oponent w wyjątkowo krwawy i paskudny sposób rozstaje się ze światem, a nasz bohater dostaje dodatkowe sfery do ulepszeń lub też uzupełniające zdrowie, czy manę. Jeśli nie uda się wykonać QE, próba uśmiercenia wroga zostaje brutalnie przez niego przerwana (na szczęście nie terminalnie), jednak można ją od razu ponowić.
Oprócz zwykłych wrogów, których kosi się w zasadzie nie patrząc, tylko czasem wykonując QE, napotkamy na swojej drodze bossów. Tu już sprawa prosta nie jest. Na każdego bossa trzeba znaleźć jakiś sposób. Dodatkowo niemal w 90% takich walk będziemy musieli ukończyć Quick Event i to trudniejszy niż specjalne finisze w przypadku zwykłych wrogów. Przyznać jednak trzeba, że bossowie w God of War: Chains of Olympus to jak zwykle kawał dobrej roboty. Już pierwszy z nich, czyli Bazyliszek robi wrażenie, a walka z nim, choć powinna być traktowana jako rozgrzewka, jest ciekawa.
Nowy God of War oczywiście nie samymi wrogami stoi. Na drodze Kratosa znajdą się różne skrzynki, w których znajdą się sfery uzupełniające zdrowie i manę, a także te od ulepszeń. Napotkamy też takie, w których schowano oczy gorgony i pióra feniksa. Te pierwsze podnoszą maksymalny poziom życia Kratosa, a te drugie robią to samo z maną. Jednak te akurat są schowane nieco lepiej, niż te zawierające sfery.
W przerwach między jedną, a drugą hordą przeciwników, znajdzie się też czas na dość proste zagadki. A to Kratos będzie musiał ustawić odpowiednio figury, by odbić promień światła, a to trzeba będzie pokręcić odpowiednim kołowrotem, aby utorować sobie drogę. Nie da się raczej nigdzie utknąć. Choć w sumie jest takie jedno miejsce. Jednak wystarczy się zwykle dobrze rozejrzeć, a rozwiązanie samo wpadnie w oczy.
Graficznie i dźwiękowo jest rewelacyjnie. Lokalizacje, jakie przyjdzie nam przemierzyć, są po prostu obłędne. Od początku też widać, że GoW jest grą nie da dzieci. Hektolitry krwi, niesłychana brutalność i nagie kobiety, którym widać sutki. Cut-scenki nie odbiegają jakością od tego co widać w trakcie gry. Głosy podłożone rewelacyjnie, a dźwięki w trakcie walk przyprawiają o dreszcze.
Jedyna rzecz, jaka nieco rozczarowuje, to brak czegoś co mógłbym nazwać ogromem. W odsłonach na PS2 można było odczuć wielkość przeciwników. Kiedy chodziło się po dłoni Atlasa, czy walczyło z Kolosem to wszystko było wielkie i gracz czuł się malutki. Niestety w przypadku PSP to wrażenie nieco się zaciera, a to ze względu na niewielkie rozmiary wyświetlacza konsolki. Niemniej jednak kiedy przyjrzeć się temu, co stworzyli ludzie z SCE widać, że wcale nie zamierzali rezygnować z owych monumentalnych lokacji, czy przeciwników. Widać to chociażby po postaciach Tytanów przykutych do ścian Hadesu.
Cóż jeszcze można napisać. W zasadzie niewiele. Posiadacze PSP otrzymali pełnoprawną odsłonę serii. Ciężko mi umiejscowić opowieść, która toczy się w tej odsłonie, w odniesieniu do poprzednich części, ale sądzę, że gra dzieje się przed wydarzeniami z jedynki. Na minus trzeba zaliczyć długość rozgrywki. Chains of Olympus kończy się nieprzyzwoicie szybko. Można co prawda grać na coraz wyższych poziomach trudności, ale to nie to samo, co długa linia fabularna. Pozostaje olbrzymi niedosyt.
Tak czy inaczej, jeśli posiadasz drogi Czytelniku konsolę Sony PSP, to powinieneś również zaopatrzyć się w God of War: Chains of Olympus. To trzeba mieć.