Xbox 360 powoli odsuwa się w cień, ustępując miejsca swojemu następcy. Najważniejsze premiery Microsoftu szykowane są już wyłącznie na Xbox One, co w sumie nie powinno nikogo dziwić, skoro konsola zdążyła już zadebiutować nawet na naszym rynku. Tymczasem jeden z najważniejszych tytułów tegorocznej listy wydawniczej, czyli Forza Horizon 2, postanowił lekko zjechać z next-genowej trasy i zaparkować w czytnikach starszych konsol. Taki gest wydawcy jest jak najbardziej szczodry, ale czy komukolwiek potrzebny?
KONWERSJA SKROJONA NA MIARĘ MOŻLIWOŚCI?
Nie ma się co oszukiwać. Forza Horizon 2 to tytuł tworzony z myślą o Xbox One, o czym świadczy fakt, że większość nowych elementów zaimplementowano wyłącznie w wersji na wspomnianą konsolę. Deweloper, czyli brytyjskie studio Playground Games, rzucił całe swoje siły przerobowe do pracy nad pełnoprawną kontynuacją swojego debiutanckiego dzieła, natomiast konwersją na X360 zajęło się studio Sumo Digital. Niemal do dnia premiery nie było wiadomo, jak ta wersja będzie się prezentować w ruchu, a sam Microsoft nie ułatwiał sprawy, promując wyłącznie lepszą i zdecydowanie ładniejszą wersję gry.
Nam do recenzji przypadła ta teoretycznie gorsza Forza Horizon 2, ale sam prosiłem o taką wersję wiedząc, że zrecenzuję ją jako jeden z niewielu. Fakt nieposiadania nowej konsoli Microsoftu też miał tu pewnie jakieś znaczenie, lecz pozostańmy przy pierwotnej wersji. Choć udało mi się zapoznać z obiema wersjami gry, nie będę szczegółowo rozpisywał się na temat różnic, choć nie omieszkam wypunktować braków wersji na słabszą technicznie konsolę. Tych niestety kilka jest i nie do końca wierzę w tezę, że wynikają one wyłącznie z powodu słabszych parametrów X360.
EUROTRIP
Tytułowy Horizon to motoryzacyjny festiwal, pełen najdroższych samochodów i klubowej muzyki. Znane z poprzedniej odsłony słoneczne Kolorado zastąpione zostało przez południe Europy, a konkretnie wycinek Włoch i Francji. Zdawać by się mogło, że terytorium uległo znacznemu powiększeniu, jednak jest to uczucie odrobinę złudne. Fakt, dróg i miast jest więcej, ale nie do końca przekłada się to na czas spędzony na dojazdach.
Odrobinę zmieniono tryb kariery – zamiast rozsianych po całej mapie zawodów mamy do czynienia z wycieczkami w konkretne miejsca, gdzie czekają cztery wyścigi. Po ich zaliczeniu udajemy się do kolejnej lokacji i tak w kółko. Dostęp do poszczególnych zawodów uzyskujemy automatycznie i nie jest on zależny ani od poziomu kierowcy, ani od koloru posiadanej opaski. Zniknęły znane z pierwszej odsłony pojedynki z czołowymi kierowcami festiwalu i cała fabularna otoczka. No prawie cała, bo twórcy umieścili w swojej grze kilka animowanych przerywników, które jednak nie mają żadnego przełożenia na odbiór gry. Zniknęły też ograniczenia związane z wymogiem posiadania odpowiedniej klasy samochodu przed przystąpieniem do wyścigu. Rozwiązanie to trochę mnie zdziwiło, więc postanowiłem zagłębić się w strukturę gry i dokonałem ciekawego, choć odrobinę smutnego odkrycia. Na pierwszy rzut oka ilość dostępnych konkurencji może szokować. 480 zawodów turniejowych w porównaniu do niespełna 100 z pierwszej odsłony robi kolosalne wrażenie. Problem tkwi w tym, że autorzy umieścili w swojej grze zaledwie 48 wyścigów, do których przystąpić można w 10 klasach samochodów. Tak więc pełne ukończenie gry wymagać będzie dziesięciokrotnego ukończenia każdego z nich. Taki samochodowy backtracking w pełnej krasie.
Na szczęście mapa oferuje wiele innych aktywności, które skutecznie zredukują uczucie znużenia. Lista życzeń obejmuje 30 wyzwań, w których za kierownicą konkretnych pojazdów trzeba zmierzyć się choćby z utrzymaniem jak najwyższej średniej prędkości, czy też zaprezentować brawurową jazdę na zatłoczonej autostradzie. Natrafimy również na zawody pokazowe, obejmujące pogoń za pociągiem, czy też samolotem. Szkoda, że do rozegrania mamy raptem cztery takie konkurencje, czyli ponad dwa razy mniej niż w poprzedniej odsłonie. Czas pomiędzy poszczególnymi turniejami umili nam odkrywanie lokalnych dróg i rozsianych na nich stref radarowych, a także znane już fanom Forza Horizon poszukiwania klasycznych samochodów w okolicznych stodołach. Tryb ten pojawił się wyłącznie w wersji gry na X360, co stanowi drobną rekompensatę za usuniętą względem mocniejszej platformy zawartość. A tej jest sporo.
Najważniejszym nieobecnym są bez wątpienia zmienne warunki atmosferyczne, których po prostu nie ma. Pozostał jedynie cykl zmiany pór dnia, a szkoda, bo w wersji na Xbox One efekty pogodowe robią niesamowite wrażenie, zwłaszcza podczas wyścigów w strugach deszczu. Nie wiem, dlaczego w produkcji Sumo Digital ich zabrakło, bo nie wierzę, żeby konsola z trzyrdzeniowym procesorem nie była w stanie poradzić sobie z tego typu efektami. Wydany blisko 7 lat temu Project Gotham Racing 4 świetnie sobie z nimi poradził. Być może jest to kwestia otwartego środowiska gry w Forza Horizon 2, ale nie czarujmy się – w trakcie właściwych wyścigów i tak natrafimy na ekrany ładowania, a trasa została ograniczona barierkami niemal z każdej strony.
No właśnie, skoro jesteśmy przy otwartym świecie, to wspomnieć również muszę o kolejnych mankamentach wersji na X360, którymi są okoliczne bezdroża. Z racji znacznie mniejszej mocy obliczeniowej, z lokalnych pagórków usunięto niemal całą roślinność, poza nielicznymi drzewami i krzaczkami. Nie da się ukryć, że straciły przez to na estetyce i mocno kontrastują z bogatą w szczegóły miejską zabudową, czy też trasami zlokalizowanymi wzdłuż wybrzeża. Twórcy gry wyszli zatem ze słusznego założenia, że jeśli coś jest brzydkie, to nie ma sensu tego eksponować, dlatego też znane z wersji na Xbox One wyścigi off-road zostały brutalnie wycięte.
Podobny los spotkał stosowany już w Forza Motorsport 5 system Drivatar, który skutecznie analizował zachowania żywych graczy i na ich podstawie tworzył wirtualnych rywali. Na nowej konsoli Microsoftu Forza Horizon 2 sporo zyskuje dzięki tej technologii, natomiast posiadacze starszych sprzętów cieszyć się mogą wyłącznie znanym z poprzedniej odsłony SI. Niegłupim, ale dalekim od doskonałości. Na szczęście jest jeszcze multiplayer, który oprócz klasycznych wyścigów oferuje również znane z pierwszej odsłony zabawy towarzyskie. Społecznościowe aspekty Forza Horizon 2 potęguje też tryb Rywali, który nieustannie porównuje nasze osiągnięcia z innymi graczami i co rusz zachęca nas do poprawy swoich wyników.
Model jazdy, przeniesiony żywcem z poprzedniej części, stanowi idealne połączenie symulacji z arcade. Wyłączenie w opcjach wszelkich wspomagaczy wymagać będzie od wirtualnych kierowców maksymalnego skupienia od startu do mety.
REGRES
Pierwszą, wydaną w 2012 roku odsłonę Forza Horizon wspominam bardzo dobrze. Oprócz świetnej i różnorodnej zabawy oferowała oprawę wizualną na naprawdę imponującym poziomie. Po kilku godzinach spędzonych nad kontynuacją mój zmysł wzroku nie został połechtany w żadnym momencie, co dziwne, bo krajobraz południowej Europy jest wdzięcznym tematem. Świadom faktu, że obie części napędza ten sam silnik graficzny, ponownie uruchomiłem pierwszą część i… dalej robiła olbrzymie wrażenie. Programiści z Sumo Digital w którymś momencie zepsuli coś, co działało doskonale i wydaje mi się, że znalazłem tego przyczynę. To wspomniane już otwarte środowisko. Prekursor teoretycznie też takowe oferował, jednak zostało ono sprytnie ograniczone za pomocą niezniszczalnych barierek. Xbox One nie musiał już iść na takie kompromisy i Forza Horizon 2 w wersji na tę konsolę otworzyła się na eksplorację mapy. Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego autorzy konwersji na X360 uparcie dążyli do przeniesienia otwartych połaci terenu na słabszą konsolę, skoro i tak wywalili rozgrywające się tam zawody. Wystarczyło przecież otoczyć trasę pancernymi płotkami i problem z głowy, a zaoszczędzone zasoby sprzętowe można było wykorzystać choćby do wspomnianego deszczu, czy też poprawy jakości wizualnej świata gry, która jest nierówna. Francuska Nicea może się spodobać, podobnie jak wspomniane już wcześniej trasy wzdłuż wybrzeża. Niestety, północne obszary mapy zbyt często emanują pustymi poboczami. Brakuje też krzątających się na linii startu kibiców i nieco większej ilości wodotrysków. Dobrze chociaż, że modele samochodów prezentują się okazale, z odbijającym się w karoserii otoczeniem i szczegółowo odwzorowaną deską rozdzielczą.
Problem z produkcją Sumo Digital jest taki, że na każdym kroku porównywana jest z wersją na nową konsolę Microsoftu i przegrywa z nią na każdej płaszczyźnie. To było do przewidzenia. Zasmuca mnie jednak fakt, że recenzowana tu wersja podobną konfrontację przegrywa również ze swoją starszą o dwa lata siostrą. Jest przede wszystkim brzydsza, a jej zawartość, pomimo sztucznego wydłużenia trybu kariery, jest zdecydowanie uboższa. Również pod względem polskiej lokalizacji coś nie do końca zagrało. Nawigacja i stacje radiowe zostały w pełni zlokalizowane, a przerywniki filmowe już nie, oferując wyłącznie polskie napisy. Dobór towarzyszących jeździe utworów nie budzi na szczęście większych zastrzeżeń i cieszy różnorodnością.
W tym morzu uwag znajduje się jeszcze jedna, choć nie dla każdego okaże się wadą. Otóż wersja na X360 nie będzie wzbogacona żadnymi darmowymi i płatnymi DLC. Z jednej strony szkoda, z drugiej mamy pewność, że otrzymujemy produkt kompletny. Nawet mapa skarbów, którą w pierwszej odsłonie kupić mogliśmy wyłącznie za realne pieniądze, tym razem dostępna jest jedynie za wirtualną gotówkę. A to spory plus.
META
X360 nieoczekiwanie dostał jeden z ostatnich ekskluzywnych tytułów i za to należy Microsoft pochwalić. Nie jest to tytuł sklecony naprędce i na pewno miłośnicy wyścigów samochodowych powinni się nim zainteresować. Problem w tym, że stojące za nim studio Sumo Digital źle oszacowało swoje siły. Od początku wiadomo było, że Forza Horizon 2 na starszej konsoli będzie grą o trochę innej strukturze, dlatego też twórcy powinni bardziej skupić się na skopiowaniu rozwiązań zastosowanych w niezwykle udanej pierwszej odsłonie, niż kopiowaniu pomysłów z wersji tworzonej pod kątem dużo mocniejszej platformy. A tak stworzyli grę dobrą, tylko odrobinę nieprzemyślaną, średnio urodziwą i na dłuższą metę monotonną. Z pewnością wielokrotnie będę do niej wracał, dawkując sobie zabawę w rozsądnych dawkach, ale do poziomu poprzedniczki zabrakło całkiem sporo.