Płyta główna: Asus Rampage V Extreme
Procesor: intel i7 5820K @ 4.2GHz
Pamięć: Corsair Dominator Platinum 8x8GB @ 2666MHz
Karta graficzna: Asus Strix GTX1080 OC Edition 8GB GDDR5X
Słuchawki: SteelSeries Syberia v3 Prism
Klawiatura: Logitech G910 Orion Spark
Mysz: SteelSeries Rival 700
System: Win10 x64
W 1440p i na maksymalnych ustawieniach widać wszystkie iskry od zderzających się mieczy w stabilnych 90 klatkach, a porywach nawet 120. Problem pojawia się przy Supersampling AA, gdzie wydajność nie pozwala na osiągnięcie nawet stabilnych 30 klatek.
Historyczne potyczki, wojny, dźwięk stali zderzającej się na polu bitwy. Chyba każdy lubiący „męskie wrażenia” czasami chciałby uciec do tej zabawy. Ubisoft poszedł nawet o krok dalej: zaoferował potyczkę sił, które w realiach nigdy nie mogłyby się ze sobą spotkać. I zrobił z tego jedną z ciekawszych produkcji pojedynkowych.
Oto magiczny świat pełen wrażych wojowników, żądzy krwi i okrzyków bojowych. Wszystko owiane jest jakąś mistyczną tajemnicą, kataklizmem i tym podobną apokalipsą, która sprowadza się do jednego: postawienia naprzeciw sobie trzech chyba najbardziej znanych frakcji z okresu wieków średnich. Oto bowiem Wikingowie, Rycerze oraz Samurajowie muszą walczyć o każdą piędź ziemi. Tylko piratów brakuje… Fabularnie jest naprawdę miałko, ale przecież nie o o tutaj chodzi, a każdy pretekst do pojedynków jest dobry.
Przygodę z For Honor zaczynamy od świetnie zrealizowanego filmu wprowadzającego i treningu. Ten krótki samouczek pozwala ledwie na liźnięcie tematów i możliwości oferowanych przez grę, ale wystarcza, żeby płynnie przejść do kampanii, gdzie nauczymy się dużo więcej. Chociaż „historia”, zastosowanie cudzysłowia jest celowe, pełna jest epickich potyczek i świetnych scenerii oraz filmów, to jest jednocześnie czymś, co budzi uśmiech politowania na dłuższą metę. Na szczęście pozwala dalej zagłębić się w sterowanie i możliwości niektórych z postaci, a przy tym oferuje ciekawe odskocznie od zwykłych pojedynków. Innymi słowy ciężko się nie nudzić przez 4-6 godzin, jakie spędzimy na kampanii, a również nie będzie to czas stracony – za ukończenie poszczególnych rozdziałów otrzymujemy skrzynki do wykorzystania przy wyposażaniu naszych postaci do gry online.
Kampania obsługuje również kooperację nawet dla czterech graczy. Brzmi super, prawda? Szkoda tylko, że nie zmienia to nic, a gracze są klonami jednego i tego samego bohatera przez całą rozgrywkę! Żadnej interakcji, żadnych modyfikatorów, nic! Te same walki z bossami, ale bez nawet przeskalowanego paska zdrowia, a walka sprowadza się do niehonorowego naskoczenia w grupie. Słabo, ale pozwala na przyspieszenie całości.
Nie ukrywajmy jednak, że tryb dla jednego gracza jest wstępem do rozgrywek z innymi ludźmi i starć na ubitej ziemi. Tutaj For Honor pokazuje pazur. Trybów głównych znajdziemy trzy, ale podział dokonany jest jeszcze dalej i faktycznie otrzymujemy sześć różnych trybów, w których możemy się także zmierzyć ze sterowanymi przez komputer przeciwnikami. Począwszy od pojedynków jeden na jednego czy dwóch na dwóch, gdzie nasz ekwipunek nie ma żadnego znaczenia, a liczą się wyłącznie umiejętności. Poprzez walkę czterech na czterech w trybie przypominającym Team Deathmatch lub, w innym podejściu, arenę z dwiema drużynami po czterech graczy, gdzie każdy zaczyna od klasycznego pojedynku. Aż do kontroli punktów i walki nie tylko z graczami, ale również masą słabych botów.
Każdy z tych trybów jest przeznaczony dla innej grupy odbiorców, ale wszystkie zostały dopracowane bardzo szczegółowo i, przynajmniej w znakomitej większości, przemyślane. Nikt jednak nie wpadł na pomysł, że For Honor zmieni się w No Honor, jeśli wrzucimy na jedną arenę 4 graczy, którzy wolą potraktować pojedynczego przeciwnika w grupie i zrobić z niego worek treningowy. Nawet mechanika systemu Revenge nie pomaga przy potyczkach jeden na trzech, a co dopiero na czterech. W praktyce okazuje się, że najbardziej satysfakcjonujące są potyczki jeden na jednego lub walka przeciw AI. Trochę skromnie, jak na tak dużą produkcję, ale wszystko to łączy się na jednej dużej mapie, gdzie frakcje walczą o totalną dominację, a każdy zdobywa punkty i wydziela po potyczkach wojska do ataku na konkretne partie mapy.
To jednak nie koniec wad. Zacznijmy od tej, która najbardziej daje się w kość, czyli systemowi serwerów i tworzenia gier. Otóż Ubisoft poszedł po najniższej linii oporu i wykorzystał system Peer-to-Peer, gdzie jeden z graczy zostaje hostem. Wszystko fajnie, ładnie, aż do momentu, kiedy trafimy na osobę ze słabym połączeniem lub nerwami. Wyjście hosta powoduje rekonfigurację, która często kończy się zwyczajnie zamknięciem sesji. Do tego host ma wgląd we wszystkie adresy IP podpięte do niego. Już nawet daruję sobie wspominanie o tickrate na poziomie 40, bo w przypadku rozwiązania na konsolę z blokadą klatek jest to nawet sensowne, ale logika czegoś takiego dla komputerów osobistych po prostu gdzieś zanika, niczym katana w ciele wikinga.
Następne na liście jest sterowanie. Niejednokrotnie zdarzało się, że postać zwyczajnie przestawała reagować na polecenia z klawiatury i myszki, a wręcz notorycznym był brak responsywności. Co innego na padzie, gdzie wszystko jest dopieszczone i zdaje się, że na PC otrzymaliśmy zwyczajnie tani port z konsoli, gdzie twórcom nie chciało się nawet sprawdzić czy mysz i klawiatura mają sens jako rozwiązanie. Szkoda. Jakby tego było mało, to otrzymujemy też Season Passa z dwiema dodatkowymi postaciami do każdej frakcji. Brzmi super, prawda? Problemem są za to dodatkowe mikrotransakcje już w środku gry… Zgadza się: gra, przepustka sezonowa, mikrotransakcje. Wszystko w jednym!
Na deser zostawiłem sobie oprawę audiowizualną. Grafika jest dopracowana, chociaż niewiele odróżnia ją od wersji konsolowych. Owszem: niektóre z efektów cząsteczkowych zachwycają, możliwość skalowania rozdzielczości i szczegółów również, ale… Supersampling Antyaliasing jest pomyłką, która obniża klatki czterokrotnie i na GTX1080 nie utrzymuje nawet stabilnych 30 fps podczas potyczki. Optymalizacja również kuleje, co dało się szczególnie odczuć po ostatnich łatkach, gdzie ze stabilnych 90-120 klatek zostało jedynie 60-70. Przykre, że zamiast naprawiać kod sieciowy Ubisoft zaczął modyfikować obciążenie na GPU. Lokalizacja kinowa jest zadowalająca, a sama oprawa audio wyjątkowo ograniczona, chociaż to akurat w niczym nie przeszkadza.
Czy warto skusić się na For Honor? Na chwilę obecną nie. Oferowane opcje są wyjątkowo skromne, cena całego zestawu wyjątkowo niekorzystna, a do tego pojawiają się niepewności związane z kolejnymi łatkami serwowanymi przez Ubisoft. Zdecydowanie lepiej spojrzeć na wersję konsolową, któa jest zdecydowanie bardziej stabilna, a przy tym nie trzeba rozglądać się za dodatkowym padem do PC. For Honor ma potencjał na świetną grę pojedynkową, coś w stylu Mortal Kombat, ale z żelastwem w dłoni, jednak wymaga jeszcze dużej ilości czasu i szlifów ze strony twórców.