Ocena: 6,0
Plusy:
+ efektowne zagrania
+ plejada gwiazd
+ tryb „podwórkowego” wybierania drużyn
Minusy:
- zmiany w Gamebreakerze
- nudny tryb singlowy
- brak typowej kariery
Nadeszła kolejna odsłona tej mniej poważnej piłki nożnej. Jeśli ktoś znudził się toczeniem pojedynków w PES albo FIFA, gdzie po wielkim boisku lata 22 facetów i gdzie nie ma za bardzo miejsca na jakąś finezję, czy indywidualne popisy, zawsze ma alternatywę. Ta alternatywa to FIFA Street 3. Ale uwaga, dostępna jedynie dla posiadaczy konsol X360 i PS3. Jak wygląda gra w wersji na Playstation 3 – poczytajcie recenzję.
FIFA Street to seria traktująca o ulicznej piłce nożnej. Uliczna piłka tym różni się od boiskowej, że jest traktowana nieco bardziej widowiskowo. Jasne, że chodzi o jak najlepszy wynik, ale chodzi tu też o to, w jaki sposób się go osiągnie. Tu nie ma miejsca na prostopadłe zagrania, czy długie wrzutki. Tu liczy się umiejętność żonglerki, ustawienia sobie piłki na szyi, czy strzału przewrotką. Niewielkie boiska gdzieś na dachu, w parku, czy na plaży i po pięciu graczy w drużynie. Bez rożnych, fauli, czy autów. Po prostu radosna gra.
Nowa odsłona, to oczywiście zmiany. Zmiany wprowadzono w oprawie wizualnej gry, ale również w mechanice. Zacznę jednak od tego co widać na pierwszy rzut oka, czyli od zmian graficznych.
Wiele łez wylali gracze jeszcze przed premierą, gdy dowiedzieli się, że postaci zawodników w FIFA Street 3 nie będą odwzorowywane z dbałością o wszelkie szczegóły twarzy, czy budowy ciała. Zamiast tego pojawiły się rysunkowo-komiksowe „karykatury”, jednak wykonane ze smakiem. Choć z jednej strony takie ujęcie piłkarzy wpisuje się jakoś w specyfikę serii, to jednak mnie osobiście bardziej pasowało rozwiązanie z części drugiej. Obecne, choć ładne i efektowne, jakoś do mnie nie trafia. Skoro już jestem przy odwzorowaniu zawodników, to warto wspomnieć, kim będziemy grali. Oczywiście plejadą gwiazd piłkarskich z całego świata. No może nie całego. Brak ludzi, którzy noszą koszulkę z orłem na piersi. Widać, wśród naszych kopaczy nie ma nikogo, kto zasługiwałby na umieszczenie koło takich zawodników, jak Ronaldinho, Gattuso, czy Materazzi. Jednak trochę człowiekowi przykro, kiedy nie ma naszych, a są zawodnicy z dalekiej Azji.
Kolejna zmiana, to tryby gry. Możliwości gry w FIFA Street 3 jest kilka. Od zwykłego Play Now, czyli szybkiego meczu, przez grę w sieci, czy z drugim graczem na jednej konsoli, po Challenge Mode, który jest głównym singlowym trybem tej produkcji. Brakuje mi tu kariery, takiej jak Rule the Street. Wygląda na to, że twórcy starali się złagodzić walkę graczy z grą, a zamiast tego „napuścić” ich na siebie w trybach „versus”. Pojawił się za to ciekawy tryb, naśladujący kopanie na podwórku. Dwóch graczy, przed nimi zawodnicy z wybranego państwa i następuje naprzemienne wybieranie składu. Znamy to z podwórka, prawda? Wybierani zawodnicy nawet reagują na kolejność w jakiej zostali wcieleni do drużyn. Możecie sobie wyobrazić, jak cieszy się ten wybrany na końcu.
Zamiast trybu kariery jest Challenge Mode. W trybie tym gracz musi sprostać szeregowi wyzwań. A to wygrać mecz, a to strzelić określoną ilość bramek więcej niż przeciwnik. Może się też okazać, że wygra drużyna, która strzeli pięć bramek, ale liczyć się będą tylko te strzelone główką lub z woleja (co swoją drogą jest banalne). Jak więc widać gramy w miarę normalne mecze przeciwko sztucznej inteligencji. Odblokowujemy kolejne wyzwania, a także różne bonusy. Właściwie tryb ten powinien być używany tylko do tego.
Tryb dla pojedynczego gracza można użyć też do nauki odpowiedniego wykorzystywania zawodników. Większość z nich jest oznaczona specjalnymi ikonkami, które mówią nam, w czym dany kopacz jest najlepszy. Czy warto stawiać go na obronie, czy jest to snajper, czy też gość, który ma oko do celnych podań i strzałów z daleka. Znajomość tych oznaczeń pozwoli o wiele łatwiej wygrać mecz, bo będziemy w stanie lepiej wykorzystać siłę naszych gwiazd.
No ale jak już wspomniałem, single to taka właściwie proteza. Prawdziwą frajdę w FIFA Street 3 daje dopiero zmaganie z żywym człowiekiem. Można tu bez problemu pokazać kumplowi, kto jest górą. Zwłaszcza, że każda wygrana będzie niezwykle efektowna. Może nie pod względem ilości bramek ale na pewno pod względem widowiskowości.
Tyle tylko, że twórcy wprowadzili jedną zmianę, która drastycznie zubożyła grę. Pamiętacie tryb Gamebreaker? Gdy zawodnik wykonuje jakieś sztuczki techniczne, czy ośmiesza przeciwników, a następnie zakończy taką efektowną akcję strzałem, ładuje się specjalny pasek. Gdy zostanie załadowany cały, można uruchomić tryb Gamebreaker. No i do tego miejsca sytuacja jest taka, jak w części drugiej gry. Zmieniło się to, co następuje po odpaleniu tego trybu. Poprzednio oddanie strzału na 99% kończyło się zdobyciem bramki. Co więcej, można było tak zamieszać, że celny kopniak nie tylko pozwalał zdobyć więcej niż jednego gola, ale jeszcze odbierał bramki, które zdobył przeciwnik. To było coś. Przegrywa się 1:4, a jedno celne uderzenie w trybie Gamebreaker wyprowadza nas na prowadzenie 3:2. To był prawdziwy Łamacz Gry. Niestety, teraz już jest dużo łagodniej. Odpalenie trybu Gamebreaker powoduje podniesienie umiejętności naszych piłkarzy. Po prostu każdy staje się specem od wszystkiego. I to najlepszym. To zupełnie tak, jakby dostali nagle wszystkie ikonki. No i dodatkowo kiedy uderza się na bramkę, wcale nie jest powiedziane, że zdobędzie się gola. Można też zapomnieć o zdobyciu kilku jednym strzałem, czy podebraniu bramek przeciwnikowi. Urok Gamebreakera gdzieś uleciał.
Graficznie jak już wspomniałem jest nieco dziwnie. Do tego gra cierpi na starą „fifowską” przypadłość, polegającą na tym, że zawodnicy poruszają się jakby biegali w smole. Powoli, ociężale, nawet sprint nie polepsza sytuacji. Dźwięk nie odbiega od norm. Skoczna muzyka, mocne bity, tyle że dość szybko przestaje się ją zauważać.
Podsumowując, muszę powiedzieć, że FIFA Street 3 niestety nie jest lepsza od części drugiej. Seria ma potencjał, który można było o wiele lepiej rozwinąć. Zwłaszcza wykorzystując możliwości konsol nowej generacji. Tyle, ze twórcy próbowali chyba za bardzo pozmieniać i lekko przedobrzyli. Mogło być naprawdę świetnie, a wyszło bardzo przeciętnie.