Przyznam, że w tym roku premiera gry FIFA 16 nie była dla mnie czymś, o czym pamiętałem. Może dlatego, że w tym roku jakoś nie było szczególnego reklamowania nowych rewolucyjnych rozwiązań, przez co mniej było nowej piłki od EA w sieci. Jednak w końcu FIFA 16 pojawiła się na elektronicznych boiskach i trafiła na moją PS4.
Pierwsza rzecz jaka rzuciła mi się w oczy została skwitowana słowami: „Co tak powoli?”. Okazuje się, że gra strasznie zwolniła tempo. Czemu tak się stało? Nie mam pojęcia. Może ma to jakiś ukryty cel, ale, niestety, go nie poznałem.
Kolejna zmiana dotarła do mnie po dłuższej chwili. Najpierw brałem ją za swój błąd, ale po jakimś czasie zorientowałem się, że to zmiana w mechanice gry. Chodzi o podanie. Te zwykłe, ukryte pod X. Twórcy gry najzwyczajniej w świecie je osłabili. I to osłabili w sposób dość dziwny. W efekcie teraz podając piłkę nie mam pewności, czy nawet jeśli dość dobrze podkręciłem siłę tego podania, dotrze ono do adresata. Nie jest to, niestety, nic ciekawego. Choć powoduje, że pewnych rzeczy trzeba się znowu uczyć, to powoduje raczej frustrację, niż zadowolenie.
Ta nowa rzecz, to w przypadku podań, mocne podania ukryte pod R1+X. To właśnie one mają zastąpić zwykłe, które przy odpowiedniej sile potrafiły uruchomić szybką kontrę. Te nowe podania faktycznie idą przez boisko niczym kula armatnia. I tak samo jak kula armatnia bywają niecelne lub po prostu zbyt mocne. W moim odczuciu mamy tu klasyczne „zamienił stryjek siekierkę na kijek”. W efekcie najczęściej używam podania „na wolne pole”, czyli tego ukrytego pod trójkątem. Łączy siłę podania mocnego z precyzją zwykłego, a poza tym ma spore szanse na zrobienie sytuacji bramkowej.
Szkoda, że ekipa tworząca grę nie zajęła się grą w środku pola zamiast remodelowaniem podań, bo tam nadal wieje nudą. Środek boiska jest w FIFA 16 czymś, co po prostu musiało zostać wrzucone do gry, bo jest częścią boiska. Nic więcej się tam nie dzieje. Akcja przenosi się spod jednej bramki pod drugą i dopiero pod polem karnym zaczyna się toczyć „normalna” gra. Szkoda.
Niestety, tu też trafiają się babole. Kiedy już dojdziemy do pozycji strzeleckiej i wciskamy odpowiedni przycisk, zaczynają dziać się cuda. We wcześniejszych odsłonach zawsze miałem wrażenie, że strzelam za słabo i w zasadzie podaję piłkę grzecznie do bramkarza. Teraz wydaje mi się, że ludzie z EA posłuchali moich złorzeczeń i podkręcili siłę strzałów. Teraz mam wrażenie, że moi piłkarze dysponują cyberwszczepami zamiast nóg. A czasami nawet zamiast głów. Uderzenia bywają tak absurdalnie silne, że gdyby tylko szły w światło bramki, bramkarze nawet nie mieliby szans na reakcję. Szkoda tylko, że wraz z wielką siłą nie idzie wielka precyzja. Strzały mijają bramkę o kilometry i człowiek co chwila zamyka oczy z niedowierzania.
Kontynuując kopanie leżącego zajmijmy się sędziami. Nie wiem skąd ich wzięto, ale sędziowanie potrafi sprawić, że człowiek siwieje w przyspieszonym tempie. Karne z kapelusza. Czerwone kartki z kosmosu. Jakim cudem ci goście zdali egzaminy na elektronicznego sędziego? Nie mam bladego pojęcia.
Zmiany dotknęły nawet komentarz meczowy. Co prawda połowicznie. Nie ma już Włodzimierza Szaranowicza. Partnerem Dariusza Szpakowskiego został Jacek Laskowski. Wiele to nie zmieniło. Komentarz nadal potrafi rozminąć się z boiskową rzeczywistością. Jednak wiem, że nie jest to wina samych komentatorów, a skryptów przypisujących dany tekst do wydarzeń boiskowych. Wiele razy słyszałem, jak Szpaku emocjonował się moim super uderzeniem wybronionym cudownie przez bramkarza, gdy w rzeczywistości piłka leniwie toczyła się pół godziny w stronę bramki, a bramkarz zanim ją złapał zdążył wypić kawę. Usłyszałem nawet jak komentator pomylił płeć piłkarza.
To jednak znowu nie wina Szpakowskiego i Laskowskiego. W grze pojawiły się bowiem kobiety. I to nie na trybunach, a na boisku. Można już grać narodowymi reprezentacjami kobiet (nie ma reprezentacji Polski – jeszcze). W związku z tym założono chyba, że przed monitory/telewizory trafi więcej płci pięknej, czyli nowych graczy i wrzucono do gry system podpowiadający co, jak i kiedy nacisnąć. Fajna rzecz, ale myślę, że wyjadacze FIFY szybko to wyłączą.
Jednego jednak nowej odsłonie FIFY nie można zarzucić. Tego, że nie jest efektowna. Jest niezwykle efektowna. Zarówno w trakcie samej gry, jak i kiedy oglądamy powtórki najciekawszych akcji z połowy, czy z meczu. Do tego dochodzi naprawdę świetna grafika i oprawa dźwiękowa. To naprawdę robi wrażenie.
Patrząc na to, zaczynam chyba rozumieć skąd te wszystkie zmiany. Pojawiają się uproszczenia i pewne „wymuszenia”, aby rozgrywka zyskała na efektowności. Dlatego wszyscy, którzy szukają arcade’owej zabawy pewnie polubią nową FIFĘ. Jednak jeśli chcecie mieć większą kontrolę nad tym, co i jak robią Wasi zawodnicy na boisku, to możecie się rozczarować.
We mnie nowa FIFA budzi mieszane uczucia. Z jednej strony momentami koszmarnie drażni i mam ochotę walnąć padem w ścianę. Z drugiej strony czasem mogę wyłączyć myślenie, a uproszczenia sprawiły, że mój syn chętnie siada do gry. Czy mogę Wam polecić tę grę? Szczerze mówiąc nie wiem. Na pewno powinniście najpierw u kogoś sprawdzić, jak się Wam w tę nową odsłonę gra, zanim wyjmiecie portfel i zapłacicie za swoją kopię.