Płyta główna: Asus Rampage V Extreme
Procesor: intel i7 5820K @ 4.2GHz
Pamięć: Corsair Dominator Platinum 8x8GB @ 2666MHz
Karta graficzna: Asus Strix GTX1080 OC Edition 8GB GDDR5X
Słuchawki: SteelSeries Syberia v3 Prism
Klawiatura: Logitech G910 Orion Spark
Mysz: SteelSeries Rival 700
System: Win10 x64
1440p i wszystkie ustawienia na maksymalnym poziomie, a grze zdarzały się spadki do około 55 klatek. Było to sporadyczne i ciężko znaleźć powód, bo na ekranie w takich momentach wiele się nie działo. Zazwyczaj ilość klatek przy takim ustawieniu oscylowała w okolicy 90-100. Pojawiały się natomiast błędy graficzne, jak znikające obiekty przy lekkim odwróceniu głowy.
Corvo Attano powraca! I to nie byle jak, bo w myśl zasady: więcej, lepiej, mocniej. Dwójka w tytule oznacza nie tylko kontynuację historii, ale modyfikacje, które nie są jedynie zmianami kosmetycznymi.
Dishonored okazało się czymś nowym i świeżym. W pewnym sensie wypełniło nawet lukę po serii Thief, której reanimacja zdecydowanie się nie powiodła. W Dishonored mieliśmy wszystko, a nawet więcej, niż oferował Thief – nie dziwi nawet ten sam głos w wersji angielskiej (zgadza się: w rolę anglojęzycznego Corvo wcielił się Stephen Russell, znany również jako Garrett). Poza cichym przemykaniem między strażnikami, ukrywaniem zwłok, okradaniem wszystko, co się błyszczy, dostajemy we władanie odrobinę czarnej magii. Nawet zaraz w tle kojarzy się z Thiefem… I nie jest to absolutnie żadna wada!
Akcja Dishonored 2 przenosi nas 15 lat w przód od zakończenia pierwszej części. Emily Kaldwin trafiła na cesarski tron, Corvo odzyskał swoją funkcję i chroni dziedziczki tronu. Piękna, okrągła rocznica i zarazem niespodzianka: pojawia się zaginiona i rzekoma dziedziczka Dunwall. Na tym skończmy opowiadanie fabuły, żeby nie zdradzić za wiele. Samą fabułę poznajemy stopniowo, a większość ukryta jest w notatkach, nagłówkach i rozmowach napotkanych osób. Wróćmy jednak do samego początku rozgrywki: krótka, ale wartka scena akcji i przyjdzie nam wybrać czy akcję chcemy śledzić z oczu Corvo czy Emily. Dzięki temu uzyskujemy w zasadzie dwie osobne gry – mechanika zostaje zachowana w kontekście samego typu i gatunku gry. Całą reszta ulega natomiast zmianie. Corvo dysponuje mocami znanymi z pierwszej odsłony, czyli nadal możemy kontrolować i przywoływać szczury, korzystać z zatrzymania czasu i teleportacji. Emily natomiast ma zupełnie odmienny wachlarz zdolności magicznych, ale również niektórych kwestii dialogowych. Mało tego! Dla chętnych wyzwań przewidziano nawet możliwość rezygnacji ze zdolności magicznych u Odmieńca, czyli zwiększenie i tak momentami wysokiego poziomu trudności rozgrywki.
Fabuła poprowadzi nas nie tylko przez Dunwall, ale i przez Karnakę, a wycieczka samą tylko jedną ścieżką fabularną zajmie od 12 do nawet 25 godzin. Wszystko zależy od obranej ścieżki, taktyki, odnajdowania ukrytych miejsc i tak dalej. Pomnóżmy to razy dwa, a następnie ponownie dodajemy możliwość gry bez mocy, a robi się z tego naprawdę pokaźna liczba. Nadal mało? Każdy poziom ma wiele możliwości przejścia, większość z nich została zrealizowana w oparciu o wiele płaszczyzn, więc przemykać możemy dachami, tunelami, sekretnymi przejściami… Ogranicza nas własna fantazja. Nic też nie stoi na przeszkodzie, żeby siać chaos i mordować każdą napotkaną istotę – tutaj jednak okaże się, że potyczki potrafią być dość wymagające. Szczególnie na wyższych poziomach trudności, gdzie nietrudno o wszczęcie alarmu, a przeciwnicy pojawiają się wtedy w grupie łaknącej krwi. Wspomniałem o przekradaniu się dachami i kanałami – jest to znakomita droga, żeby uniknąć wykrycia. Z jakiegoś powodu strażnicy nie są skłonni do spoglądania w górę lub w dół i zazwyczaj pilnują jedynie poziomu swojego wzroku. Może to błąd, może celowe działanie, ciężko określić zamiary twórców.
Styl graficzny nie uległ żadnej zmianie od poprzedniej odsłony. Pojawili się oczywiście nowi przeciwnicy, nowe stworzenia, obiekty lokacje. Jednak nie są to drastyczne zmiany, zwłaszcza w kwestii oprawy wizualnej – ot nadal stare Dishonored z dodatkowymi elementami i efektami. Miłośnikom pierwszej części nie będzie to przeszkadzać i z miejsca poczują się jak w domu, natomiast osoby niespecjalnie przepadające za zaserwowanym wcześniej miksem różnych typów grafiki nadal mogą czuć się nieswojo. Co innego z dźwiękiem. Tutaj jest zdecydowanie lepiej: muzyka jest klimatyczna, aż chce się jej słuchać cały czas. Wszystkie odgłosy pozwalają na rozpoznawanie przeciwników, wydarzeń. Głosy zostały dobrane znakomicie w wersji anglojęzycznej, dubbing trochę kuleje, ale trudno się dziwić, skoro mamy wspomnianego Stephena Russella czy Vincenta D’Onofrio w głównych rolach.
Przejdźmy wreszcie do silnika graficznego. Arkane wykorzystało technologię z id Tech, czyli silnik Void. Jest to pewien skok jakościowy, jeśli chodzi o animacje i efekty, jednak widać, że jest to również pierwsze podejście studia do pracy z tego typu technologią. Na maksymalnych ustawieniach zdarzało się, że gra dławiła się nawet do 50 klatek na sekundę w rozdzielczości 1440p. Po łatce poprawiającej wydajność trochę się poprawiło, ale spadki do wartości w okolicach 55-60 klatek nadal się zdarzają. Na plus należy zaliczyć naprawdę pokaźną liczbę opcji konfiguracji, jeszcze dodatkowo powiększoną po wspomnianej łatce na wydajność gry.
Dishonored 2 przyjemnie zaskakuje. Zamiast otrzymać odcinanie kuponów, mamy solidną kontynuację historii z rozbudowaną mechaniką, wiedzą o świecie, a także mnóstwem innych mniejszych poprawek, jak na przykład mechanika tworzenia Kościanych Amuletów. Mając odblokowane wszystkie zdolności od początku, tak naprawdę kreujemy każdą rozgrywkę samodzielnie i od podstaw, według naszych gustów. Świetna gra aktorska, muzyka, znakomite projekty poziomów, jak chociażby „ściągnięty” z Titanfall 2 etap z przełączaniem się między dwoma czasami – to wszystko sprawia, że historia Emily lub Corvo staje się ciekawsza, bardziej żywa, a przede wszystkim wciągająca. Dishonored 2 jest pozycją obowiązkową dla wszystkich fanów skradanek w stylu Thiefa, a także wielbicieli gatunku FPS.