feat - diablo 3 rec

Diablo III – recenzja gry

Ocena: 8,5

Plusy:
+ w końcu jest!
+ klimat
+ potencjał na dłuuuugą zabawę
+ oprawa audiowizualna
+ historia
+ wciąga jak diabli!

Minusy:
- wymóg stałego połączenia z serwerami Battle.net
- coraz krótsze akty
- nierozbudowany tryb dla wielu graczy
- grafika nieco niedzisiejsza


No i jest, wylądował na półkach sklepowych, serwisach aukcyjnych i serwerach Blizzarda. Po niezliczonych latach oczekiwania, sześciu latach produkcji i milionie domysłów można w końcu go ocenić i wydać werdykt. Czy wbije odbiorcę w ziemię, zaorze i posadzi kwiatki, czy może pozostawi niedosyt i każe poczekać na dodatki? Odpowiedź jest trudna, bo to w końcu Diablo, jedna z niewielu gier, do których rzesze podchodzą z sentymentem, którego nie wolno zlekceważyć. Ale niestety (a może na szczęście), sentyment nie wystarczy.

Nie chcemy wam zdradzać szczegółów fabuły i sypać spoilerami, dlatego opisy ich dotyczące będą jedynie szczątkowe. Masochiści, którzy chcą je poznać w inny sposób, niż przez przejście gry osobiście… cóż, tutaj ich nie znajdą.

Zanim przejdę do opisania właściwej gry, kilka słów o najważniejszej moim zdaniem wadzie gry, a mianowicie wymaganym stałym połączeniem z serwerami Battle.net, nawet podczas gry w trybie dla pojedynczego gracza. Ja rozumiem, że Blizzard stara się wyeliminować piractwo i oszustwo, ale jak to zwykle bywa – najbardziej ucierpieli gracze korzystający  z legalnie pozyskanych egzemplarzy gry i nie oszukujący. O ile w domu dostęp do Internetu jest stosunkowo łatwo osiągalny, o tyle odpada wypad z laptopem do domku letniskowego i ciupanie w Diablo III na pustkowiu. W moim odczuciu stosunek bezpieczeństwo / upierdliwość wypada niestety niekorzystnie.

Przechodząc do opisywania samego produktu: akcja gry dzieje się 20 lat po wydarzeniach z jedynego dodatku do Diablo II. Świat śmiertelników, zwany Sanktuarium, znowuż zagrożony jest zagładą. Obrzydliwe kreatury wypełzły z czeluści piekielnych, niektóre zostały pod ziemią, ale obydwie grupy muszą zostać zniszczone, aby doprowadzić sprawy do szczęśliwego finału. Podczas wędrówki spotkane zostaną dotychczas poznane postaci oraz kilku nowych. Sama fabuła jest prowadzona w sposób podobny do poprzednich części, czyli maksymalnie liniowo. Nie ma możliwości wyboru odpowiedzi, nie mówiąc już o ich różnych konsekwencjach. Nikt jednak nie obiecywał, że w trójce będzie inaczej, dlatego nie ma się co spodziewać, że z wyznacznika gatunku hack&slash Blizzard zrobi „trochę-jakby-RPG”. Nie, tutaj dalej trzeba się naklikać, nabiegać, nazbierać różnych przedmiotów, czyli to, co do tej pory stanowiło rdzeń produkcji spod znaku Wielkiego Rogatego.

Pierwszym ważnym wyborem, przed jakim stanie gracz, to wybór klasy postaci. Jest ich pięć: barbarzyńca, szaman, mnich, czarodziej i łowca demonów. Do tego dochodzi wybór płci, który istotny nie jest w ogóle, ale jak ktoś woli kobiecy głos od męskiego (albo odwrotnie), może sobie wybrać. Jak łatwo się domyślić, barbarzyńca to bydlak walczący w zwarciu. Podobnie trochę zachowuje się mnich, pomimo stosunkowo lichej postury. Kto lubi pułapki i bieganie powinien wybrać łowcę demonów. Zwolennicy magii wybiorą czarodzieja, a szaman to taki trochę nekromanta z Diablo II. W trzeciej odsłonie Blizzard zrezygnował z wolności, jeśli chodzi o wybór atrybutów podstawowych i są one automatycznie przydzielane po awansie na kolejny poziom. Jedyne na co ma się wpływ, to cechy aktywne i pasywne. Podzielone one są na 6 grup, przydzielone pod obydwa przyciski myszy oraz numery 1-4 na klawiaturze. Znajdziemy tam opcje ofensywne, jak i defensywne.  Dodatkowo, można je wzmacniać runami, które są odblokowywane po osiągnięciu przez postać kolejnych poziomów doświadczenia. Odblokowanie wszystkich jest możliwe po osiągnięciu maksymalnego, 60 poziomu. Tutaj chciałbym wytknąć mały błąd, czy utrudnienie ze strony dewelopera. Aktywnie możemy korzystać z sześciu cech naraz, podczas kiedy pozostałe są „schowane”. Dlaczego nie można było dołożyć więcej miejsc, aby utworzyć skróty na klawiaturę do wszystkich? Skoro mamy ograniczony wybór w rozlokowaniu punktów do atrybutów podstawowych, to dlaczego trzeba być dodatkowo zmuszonym do korzystania z „jedynego słusznego builda”? Może jakiś kolejny patch to rozwiąże w sensownych sposób. Dobrze by było, bo oczyma wyobraźni widzę już te mordercze combosy.

Każda z postaci ma przypisane zdrowie oraz unikalny drugi zasób, np. barbarzyńca furię, czarodziej manę itd. Ładuje się poprzez zadawane obrażenia albo automatycznie. Wykorzystywany jest do odpalanie wzmocnionych, dodatkowych ataków. Pozyskać go możemy także ze specjalnych kul, które wypadają ze zgładzonych wrogów. Wystarczy na nie wejść i zbierane są automatycznie, bez względu na to, czy są aktualnie potrzebne, czy nie. Podobnie dzieje się ze złotem i chwała Blizzardowi za to, bo zbieranie ekwipunku po bossach albo mocniejszych przeciwnikach jest upierdliwe i w zupełności wystarcza „polowanie kursorem na przedmioty”.

Jedną ze składowych siły serii Diablo były losowo generowane poziomy i lochy. Niestety, w trójce ta losowość jest widocznie mniejsza. Nie ma już takiego kluczenia i szukania teleportów, czy miejsc do sfinalizowania questu jak poprzednio. Bardzo szkoda. Z drugiej strony wizualnie jest bardzo dobrze i różnorodnie. Miejscami jest kolorowo, miejscami nie, są jaskinie, lochy, wnętrza twierdz, budynków, lasy, wygrzejemy się na słońcu, sypnie śniegiem, pobrodzimy na bagnach. No ale niestety, co gra, to wszystko już widzieliśmy gdzieś wcześniej, tutaj dalej trzeba skręcić w prawo, z cmentarza jak zwykle wychodzi się na północ. Nie bardzo rozumiem tego typu rozwiązanie i nie wiem, jaki jest jego cel. Na szczęście wspomniana różnorodność pozwala jako tak przymknąć na to oko. Tym bardziej, że teraz otoczenie „żyje”. Jest mnóstwo elementów, które mogą zostać zniszczone, przypadkowo lub celowo, np. beczki, kawałki elewacji, rzeźby, pnie drzew, podpory ścian. Niekiedy dzieje się to samoistnie, jak przykładowo podczas odwiedzenia jednej z miejscówek znanej z poprzednich odsłon. Wyczerpując temat poziomów nie sposób nie ponarzekać na długość aktów, których jest 4. Miałem wrażenie, że im dalej, tym są one krótsze. Pierwszy bardzo mile mnie zaskoczył, bo jest długi i klimatem przypomina Diablo oraz pierwszy akt Diablo II. Potem jest niestety coraz krócej, a ostatni to już naprawdę lekkie nieporozumienie. Pewnie, potwory są mocniejsze i trudniejsze do ubicia, ale mam wrażenie, że potencjał lokacji został nieco zmarnowany i nie wyciśnięto z nich wszystkiego, co się dało. No nic, teraz trzeba poczekać na dwa zapowiedziane już dodatki.

 

Jeśli z kolei chodzi o bestiariusz, to Diablo III prezentuje się okazale. Dostajemy pełen wachlarz maszkaronów, przez które trzeba się przebić. Zombie, wiedźmy, kozłoludzie, „byki-na-sterydach”, pająki, wszelkiej maści demony, nietoperze to zaledwie czubek góry lodowej. Tak jak poprzednio, tak i teraz występują w pojedynczo, większych lub mniejszych grupach, wespół z bossami, którzy je wzmacniają. Z nich wypadają przedmioty, złoto, kamienie szlachetne, mikstury, czy wspomniane wyżej kule, ale o tym za chwilę. W pierwszym akcie jest stosunkowo łatwo, ale później trzeba się już napracować, żeby nie zginąć. Gdyby się to jednak zdarzyło, to postać cofana jest do ostatnio odwiedzanego punktu kontrolnego lub teleportu, służącego do szybkiego przemieszczania się pomiędzy nimi lub powrotu do bezpiecznego miasta. Po zgonie noszone przedmioty tracą 10% wytrzymałości. Jeśli zdarzy się wyjątkowo trudny przeciwnik i padniecie kilka razy z rzędu, gra wydłuży czas wskrzeszenia nawet do kilkudziesięciu sekund. Dla ułatwienia zranione potwory nie wracają do pierwotnego stanu życia, także niekiedy wystarczy je trzasnąć raz i w końcu wypadają z nich fanty.

Co do przedmiotów, to znowuż jest ich zatrzęsienie, znowuż trzeba się ich naszukać i znowuż jest mały dreszczyk emocji po zabiciu bossa. Tak jak poprzednio, dzielą się one na grupy pod względem występowania, czyli zwykłe, rzadkie legendarne, zestawy. Atrybuty są im przydzielane do pewnego stopnia losowo i wciąż mocarny młot niekiedy najwięcej daje zręczności. Taki to już urok Diablo. Do zdobycia są bronie, hełmy, buty, amulety, pierścienie, rękawice, zarękawia oraz zbroje. Niekiedy są one do użytku ogólnego, a niekiedy przypisane do konkretnej klasy postaci, np. mojo do szamana. Wzmacniać je możemy kamieniami szlachetnymi, które znajdujemy podczas wędrówki. Kiepskiej jakości błyskotki można łączyć w mocniejsze, dające lepszego kopa i zajmujący tylko jeden slot w przedmiocie. Oprócz znajdowania, można przedmioty teraz także wytwarzać u kowala, który jest dostępny niemal od samego początku gry. Jest jednak mały problem z tym jegomościem. Nie produkuje on takich unikatów, których nie znajdzie się w podziemiach/pustkowiach/gdzie-indziej. Pewnie, dalej występuje daleko posunięta losowość, ale nie wiem, czy jest on tak mocno opłacalny. Może na najwyższych poziomach trudności. A może trzeba poczekać na łatkę.

Oprócz przedmiotów można pozyskać także towarzyszy, dokładnie w liczbie trzech, chociaż przemierzać Sanktuarium będzie z bohaterem jedynie jeden na raz. Reszta grzecznie poczeka w obozie. Do wyboru będzie kolejno templariusz, preferujący walkę w zwarciu, szelma posługujący się bronią dystansową oraz zaklinaczka, parająca się magią. Każda z nich ma wady i zalety. Każda awansuje na wyższe poziomy doświadczenia, dzięki czemu uzyskuje dostęp maksymalnie 4 umiejętności, którą każdorazowo wybrać trzeba spośród dwóch. Można im także przydzielać ekwipunek, ale w dość okrojonym zakresie. Co ważne, to to, że postaci te nie są zbyt silne. Coś tam niby ułatwiają, trzaskają potwory, leczą itd. ale nie powodują, że Diablo III to samograj. Dobrze, źle? Oceńcie sobie sami. Mnie to akurat przypadło do gustu.

Kilka słów o wywołującej od dawna oprawie graficznej oraz dźwiękowej. Jest ona, cóż, nadal kontrowersyjna. Blizzard wiedział i sam zresztą informował, że Diablo III musi być odebrane przez jak największą liczbę konsumentów. Dlatego gra musi działać przyzwoicie na starszym sprzęcie, czy na laptopach. Widać to wyraźnie jeśli chodzi o szczegółowość obiektów. Składają się one ze stosunkowo małej liczby wielokątów. Ja osobiście na to specjalnie nie narzekam, bo sam gram na laptopie i gra wygląda dobrze, jednak malkontenci z pewnością się do tego czepiają. Otoczenie jest ładne i klimatyczne oraz, tak jak już wspomniałem wcześniej, różnorodne, jeśli chodzi o ilość elementów i składowych. Nie jest nazbyt kolorowo. Czary wyglądają efekciarko, potwory rozpadają się wespół z rozbryzgana juchą, jednym słowem: jest w porządku. Tylko i aż. Gra jest pozbawiona współcześnie dostępnych niektórych wodotrysków, ale osobiście nie nastawiałem się na nie, bo od tych są inne gry. Dlatego na tym polu gra mnie nie rozczarowała.

Jeśli chodzi o oprawę dźwiękową, to jest bardzo dobrze. Muzyka jest świetna, odgłosy otoczenia także, potwory ryczą, piszczą, warczą, bulgocą. Voice acting stoi na wysokim poziomie, również w przypadku polskiej wersji gry, chociaż ta nie jest pozbawiona wad. Mogą razić niekiedy kwestie wypowiadane przez polskich aktorów, ponieważ miejscami brzmią infantylnie i mało przekonywująco. Tak samo drobne rozmówki pomiędzy bohaterem, a towarzyszem. Po pewnym czasie będziecie je znali na pamięć, bo nie ma ich na tyle, aby powodowały różnorodność. Polska wersja nie ustrzegła się także wad, zdarzają się literówki i lekkie przekręcenia. Nie każdemu także może przypaść do gustu czasem lekkie podejście do polonizacji ze sławnym już „Mięsnym jeżem”, czy „Pastorałem Natanka”. Szczególnie frontowi obrońcy klimatu w grze będą wrzeć z gniewu. Odrobina dystansu pozwoli jednak przejść nad owymi detalami do porządku dziennego.

W Diablo tryb dla wielu graczy jest mocno okrojony, względnie nierozbudowany, jak kto woli. Można przejść grę w kooperacji oraz powalczyć na arenach. I tyle. Jednakże na walkę PvP trzeba jeszcze poczekać. Może być ona czynnikiem, który przyciągnie graczy na kolejną dekadę do monitorów, ale o tym przekonamy się w przyszłości.

No dobrze, jak zatem podsumować Diablo III? Bez wątpliwości jest to gra bardzo dobra, wręcz świetna, nawet bez wyśrubowanego hype`u, która zapewni mnóstwo godzin rozrywki, przykuje do monitorów i nie wypuści. Z drugiej strony nie jest pozbawiona wad, grafika może pozostawiać sporo do życzenia, brak trybu PvP na początku, wymóg połączenia z serwerami Battle.net, wpadki polonizacyjne. Miłośnicy serii – wiadomo – kupią w ciemno. Ciekawscy bogacze pewnie też. Niezdecydowanych, malkontentów, których tzw. „klikadła” odstraszają mogą poczekać, aż gra stanieje, albo nie kupić jej wcale. Moim zdaniem sporo jednak stracą, chociażby ze względu na to, że bądź co bądź kończy się seria, która wytyczyła pewien kierunek w rozwoju gier komputerowych. Pewnie, nie jest to kalka jedynki oraz dwójki, ale nie stanowi to takiego problemu, jakby się mogło wydawać. Blizzard sam zresztą mówił, że Diablo III będzie w pewnym stopniu dostosowane do głosów środowiska, ale balans musi zostać zachowany. Idealnej gry nie ma i nie będzie, taki też nie jest Diablo III. Zbliża się on jednak do tego punktu na tyle blisko, aby dać mu ocenę 8,5. Zastanawiałem się nad 9, jednak coraz krótsze akty sprawiły, że zniknęła gdzieś epickość wędrówki. Tryb dla wielu graczy średnio mnie grzeje, może gdy go w końcu odpalą – zmienię zdanie i będę tej oceny żałował. Póki co obstaję przy niej.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze