Diablo III premierę swoją miało w 2012 roku, jednakże dopiero teraz mówić można o pełnowartościowym tytule, który w obecnej postaci powinien był ukazać się oryginalnie. Oczywiście na pojedynczym stwierdzeniu recenzja obszernego dodatku skończyć się nie może, więc miecz oddajemy do kowala, przywdziewamy zbroję i wyruszamy na krucjatę przeciwko Maltaelowi – upadłemu aniołowi śmierci.
Kiedy dwa lata temu debiutowało Diablo w trzeciej odsłonie, obawy i oczekiwania – również moje – były bardzo duże. Po kultowym i słynnym poprzedniku spodziewać mogliśmy się w przyszłości tylko czegoś o równie wysokiej jakości, dlatego tym większe było rozczarowanie grą, którą Blizzard sygnował znakiem Diablo z numerem 3. Trzeba było czekać aż do 25 marca 2014, aby zacząć cieszyć się dopracowanym produktem. Powiem więcej: Reaper of Souls to prawdziwy zwrot o 180 stopni w rozgrywce. Oczywiście nie musimy od razu kupować dodatku, bowiem wraz z łatką 2.0.1 wprowadzającą drop 2.0 oraz zamknięciem domów aukcyjnych zniknęły największe bolączki tytułu, jednak kolejny akt oraz pozostałe ulepszenia zdecydowanie zasługują na uwagę.
Przegląd nowości zaczniemy od następcy paladyna z D2, czyli krzyżowca. Pierwszy kontakt z tym potężnie zbudowanym wojownikiem (bądź niewiastą o anielsko jasnych włosach) przywodzi na myśl skojarzenie, poniekąd trafne, z kolegą po fachu z odsłony wcześniejszej. Krzyżowiec, jak dowiadujemy się z linii fabularnej, jest jednak zupełnie odmiennym przedstawicielem zakonu Zakarum. I chociaż niektóre jego umiejętności żywcem ściągnięte są z paladyna – pięść niebios, błogosławiony młot czy pchnięcie tarczą – to zakres zdolności jest znacznie szerszy. Krzyżowiec nie tylko potrafi walczyć w zwarciu, ale jest potężnym sprzymierzeńcem zapewniającym ochronę w walce lub wojownikiem dystansowym, rażącym wrogów zaklęciami obszarowymi.
Na papierze wszystko wygląda wspaniale i takie też było pierwsze wrażenie po wybraniu nowej klasy, jednak w praktyce wychodzą niewielkie błędy czy niedomagania naszego Zakrumity. Przede wszystkim dość odczuwalny w walce jest brak redukcji obrażeń, z której korzysta barbarzyńca i mnich. Pomimo posiadania tarczy i obowiązku jej używania, zgarniamy momentami tęgie baty, co w połączeniu z dość długimi czasami odnowienia niektórych umiejętności potrafi uprzykrzyć grę. Wybijanie hord wrogów nie jest tak szybkie, jak moglibyśmy się spodziewać po tym herosie. Być może to kwestia ogrania z klasą i doboru odpowiednich umiejętności, jednak efekt końcowy jest gorszy od spodziewanego. Krzyżowcem gra się przyjemnie, tylko że jest małe „ale” w postaci dużo bardziej wymagających zdolności. Jeśli ktoś lubi wyzwania, nowa klasa z pewnością przypadnie mu do gustu.
Znacznie lepsze wrażenie robią pozostałe zmiany wprowadzone w dodatku. Do wesołej kompanii rzemieślników dołącza zaklinaczka Miriam, dzięki której nareszcie mamy możliwość zmienienia wyglądu przedmiotów używanych przez naszego bohatera i nadaniu mu indywidualnego charakteru. Bardzo pożądana opcja, dzięki której wariacji na temat ekwipunku mamy tyle, ilu jest graczy. Oczywiście na kwestii modyfikacji estetycznej umiejętności Miriam się nie kończą. Drugą i prawdopodobnie najlepiej ocenianą zdolnością jest zaklinanie przedmiotów. Za odpowiednią opłatą, uzależnioną od poziomu i jakości zaklinanego przedmiotu, możemy zmienić jego dowolną cechę. Do wyboru mamy jedną z trzech losowo wygenerowanych, z większej puli, która dostępna jest po kliknięciu na znak pytajnika. Operację powtórzymy tyle razy, ile tylko przyjdzie nam ochota, ale pod jednym warunkiem: raz zmodyfikowana statystyka blokuje pozostałe i zaklinanie może odbywać się później tylko w jej obrębie. Dzięki temu nasz ekwipunek może stać się lepszy i wyeliminujemy opcję dla nas nieciekawą, ale nie stworzymy przedmiotu na nowo.
Kiedy znudzą nam się pogawędki z zaklinaczką, warto wybrać się w podróż w nieznane i odwiedzić akt V, który jest tak inny od pozostałych, jak to tylko możliwe. Pięć obszernych lokacji, które przyjdzie nam przemierzyć, zaskoczą nas nie tylko znacznie mroczniejszym charakterem, ale przede wszystkim zróżnicowanymi przeciwnikami, z którymi przyjdzie nam walczyć. Oczywiście fabularnie to wciąż nic porywającego, a Maltael i jego sługi to tylko pretekst do przedłużenia rozgrywki i wprowadzenia zmian. Dobrze, że go znaleziono, bo dzięki temu dostajemy porcję nowych terenów do eksploracji, które tym razem są generowane losowo, zupełnie nowe, potężne przedmioty legendarne dostosowane do wyższego poziomu maksymalnego, dodatkowe receptury dla rzemieślników wymagające nowych surowców oraz tryb przygodowy.
Tym jednym zabiegiem deweloperzy Blizzarda poprawili znacząco grywalność Diablo III, dając tytułowi drugie życie. Tryb przygodowy jest tym, co sprawia, że gracz będzie chciał wracać do Sanktuarium po ukończeniu ścieżki fabularnej. W trybie tym pozostaje jedynie wybrać poziom trudności i zacząć zabawę. Przed nami otwiera się całe dostępne w pięciu aktach Sanktuarium. W każdym akcie mamy do wykonania pięć losowych zadań, polegających na zabiciu przeciwnika unikatowego, oczyszczeniu podziemi lub wykonaniu jednego losowo pojawiającego się wyzwania ze ścieżki fabularnej. Oczywiście na wykonywaniu questów nie musimy poprzestawać, a każda lokacja pełna jest przeciwników tylko czekających na spotkanie z naszym mieczem. Wypełniając wyzwania, w nagrodę otrzymujemy porządną porcję doświadczenia oraz loot, w którym znajdziemy również części klucza do szczeliny nefalemów.
Wspomniane szczeliny to losowo generowane lokacje, w który napotkamy silniejszych i znacznie liczniejszych wrogów ze wszystkich dostępnych aktów. Swego rodzaju test siły, polegający na wycięciu w pień sług strażnika, wykonujemy zapełniając pasek postępu. Jeżeli powalonych demonów jest wystarczająco dużo, ostatnim zadaniem jest pojedynek z bossem, który za
każdym razem jest inny. Za nasze wysiłki wynagradzani jesteśmy skarbami, wśród których, dużo częściej niż w normalnej rozgrywce, znajdą się przedmioty legendarne. Pośród łupów dostrzeżemy również nieznane do tej pory Blood Shards. Te tajemnicze odłamki, o których pochodzeniu niewiele wiadomo, posłużą nam jako waluta, za którą nabędziemy części ekwipunku na zasadzie hazardu od nowej postaci: Kadali. W tym miejscu warto wspomnieć, że system ten jest niemal żywcem przeniesiony z Diablo II, z tą tylko różnicą, że w D2 płaciliśmy złotem, a w D3 służą do tego Blood Shards. Nigdy nie wiemy, jaki przedmiot otrzymamy i, pomimo niewielkiej szansy, może to być na przykład potężny legendarny oręż bądź pancerz.
W tej napakowanej nowościami beczce miodu znalazło się wyjątkowo mało dziegciu. Wciąż bowiem nie doczekaliśmy się rozwinięcia trybu PvP, który wprawdzie istnieje w dotychczasowej formie, jednak rozwiązanie to woła o pomstę do nieba i najlepiej je przemilczeć.
Dodatek do Diablo III jest pozycją obowiązkową dla każdego fana świata Sanktuarium i jeżeli graliście chętnie w podstawową wersję, Reaper of Souls znajdzie wasze uznanie tym bardziej, oferując przynajmniej kilka dodatkowych godzin w nowym V akcie i dziesiątki, jeżeli nie setki, w trybie przygodowym. Podwyższony poziom maksymalny, oferujący dodatkowe umiejętności aktywne oraz kilka pasywnych, pozwalają na wzmocnienie postaci i wzbogacają o jeszcze więcej ciekawych buildów. Jeżeli dodamy do tego ulepszone, znacznie potężniejsze przedmioty dla 70 poziomu, otrzymujemy masę dobrej zabawy. Tryb przygodowy, będący chyba najważniejszą pozycją na liście modyfikacji, jest prawdziwym odświeżeniem i przedłużeniem żywotności. Dzięki temu gra się nie nudzi i w połączeniu z Lootem 2.0 godnie reprezentuje kultową dziś serię.