feat - call of duty bo rec_1

Call of Duty: Black Ops – recenzja gry

Ocena: 8,5

Plusy:
+ emocjonująca kampania dla samotnego gracza
+ świetnie zrealizowany Co-op
+ tryb Zombie
+ kapitalny multiplayer z bardzo ciekawym systemem Create a Class 2.0
+ wykonanie map, zarówno w singlu, jak i multiplayerze
+ bonusowa zawartość

Minusy:
- kiepska oprawa audio-wizualna
- mało innowacji w stosunku do poprzednich części Call of Duty
- słaby port dla PS3
- problemy z łącznością w sieci
- po raz kolejny amerykański patos


Seria Call of Duty ma coraz więcej wspólnego z Fifą i Pro Evolution Soccer. Z każdym kolejnym rokiem musi powstać nowa odsłona, która tak naprawdę nie wprowadza nic nowego do tematu, zarówno w kwestii gameplayu, jak i oprawy wizualnej. Activision po raz kolejny stara się utrzymać na fali pierwszego Modern Warfare, no i niestety znowu mu się udaje. Wyciąga ze świnek skarbonek graczy ciężko odłożone pieniądze, oni natomiast z miłą chęcią je rozbijają i lecą do sklepu po kolejny odgrzany kotlet. Mimo wszystko Black Ops to stara potrawa, ale za to jaka dobra… i ten sos, którym została polana, jest naprawdę wyborny. Jako wielki fan FPS’ów i czwartego COD’a nie mogłem przejść obojętnie obok tej produkcji, przyjrzałem się jej naprawdę dokładnie i z przykrością muszę przyznać, że ponownie dzieło wyplute przez Activision skradło moje serce. Oczywiście nie obeszło się bez masy błędów, problemów z multiplayerem i kiepskim portem dla PS3, ale tym zajmę się potem.

Singleplayer Mode – zabawa na sześć godzin, ale za to jaka!

Kampania dla samotnego gracza już dawno zeszła na dalszy plan, jednak za każdym razem wzbudza ona naprawdę duże zainteresowanie i kontrowersje. W Modern Warfare 2 twórcy poszli strasznie na łatwiznę i zbytnio się nie wysilili, dlatego historia przedstawiona w tym tytule była dość płytka i strasznie chaotyczna, choć nie można jej odmówić dużej ilości wybuchów i ciekawych momentów. Treyach nie chciał kopiować tego schematu i bardziej przyjrzał się czwartej odsłonie serii i bardzo dobrze. Akcja gry przenosi nas do jakiegoś małego pomieszczenia, które jest wypchane przeróżnymi urządzeniami diagnostycznymi, a pośrodku nich wszystkich jest krzesło elektryczne i Mason – główny bohater. Były żołnierz nie ma zielonego pojęcia, dlaczego znalazł się w takim miejscu i przeczuwa, że jeżeli nie wyjawi czegoś, to jego dni są policzone. No właśnie, przecież nikt nie torturuje ludzi ot tak sobie (Jigsaw się nie liczy). Wszystko kręci się dookoła jakiś tajemniczych liczb, które muszą coś znaczyć. Ich wartość musi być naprawdę cenna, gdyż ludzie, którzy chcą je zdobyć pod wpływem siły, zmuszają Maisona, aby przypomniał sobie wszystkie najważniejsze misje, w których brał udział. W taki oto sposób zaczynamy jego historię od wycieczki na Kubę, gdzie naszym celem jest nie kto inny, jak sam Fidel Castro. Wraz z towarzyszami broni robimy małą rozróbę w jednym z lokalnych barów i od tej chwili tempo akcji nie spada nawet na minutę Nie zabraknie heroicznych wojaży po bazach nieprzyjaciela, ucieczki z rosyjskiego więzienia, szybkiej eliminacji wrogich czołgów czy też misji w Vietnamie. Nieraz trzeba będzie się czołgać pod ciężkim ostrzałem, jeździć różnymi pojazdami czy też po cichu załatwiać swoje sprawy.

Oczywiście to nie wszystkie smaczki, które napotkacie na swojej drodze w kampanii dla jednego gracza, ale chyba nie chcecie poznać ich w tejże recenzji. Najlepiej przeżyć je na własnej skórze. Choć muszę jeszcze omówić kilka aspektów, raczej negatywnych. Pierwszym z nich jest sztuczna inteligencja zarówno naszych sojuszników, jak i wrogów. Chłopaki z oddziału nie grzeszą inteligencją, nie można na nich polegać i bardzo często zdarza im się przebiec obok nieprzyjaciela i nic mu nie zrobić. W takich sytuacjach najczęściej niezauważony delikwent podbiegnie do nas i wykona zabójczy atak nożem albo jeżeli będziecie mieli szczęście, to uda wam się go zabić – prawdziwa rosyjska ruletka. Oczywiście działa to w dwie strony, Mason dociera do punktu, gdzie nieprzyjaciel strzela z każdej strony, ale jakimś dziwnym trafem nie tracimy życia, nawet stojąc obok niego. Cóż trzeba wtedy zrobić? Najlepiej go wyeliminować, bo owy bot może się „odblokować” i strzelić do naszego bohatera w plecy, niestety takie sytuacje mają miejsce. Dobrze, że Treyarch zapchał grę masą skryptów, dzięki którym wszystkie misje są szybkie, emocjonujące i bardzo widowiskowe, więc takie kwiatki nie psują zabawy podczas kampanii. Nie można tego powiedzieć o oprawie audio-wizualnej, która po prostu nie zachwyca.

„I’m an alien, I’m an ugly alien, I’m a black ops in a PS3 World”

PlayStation 3 to konsola Sony z potężnym procesorem – maszyna, którą stać na coś więcej niż gra w słabej rozdzielczości i z kiepskimi teksturami. Dlaczego zatem pakować w nią najbrzydszą wersję Black Ops’a? Deweloper naprawdę dał ciała, porównując tę wersję do X360 i PC – posiadacze chlebaków są naprawdę mocno pokrzywdzeni i mają prawo być źli na Treyarch. Rozumiem, że owa platforma nie jest prosta w programowaniu, ale w przypadku Modern Warfare 1 i 2 nie było aż tak widocznej różnicy, przynajmniej na konsolach. Jeżeli produkt z najwyższej półki, który jest siłą napędową Activision odstaje od reszty, to moim zdaniem powinien on być tańszy przynajmniej o te 15zł. Tym bardziej, jeżeli doliczymy powolne doczytywanie się obiektów i spadki animacji. Osobiście jestem bardzo rozczarowany, chociażby z tego względu, że Black Ops nie jest nawet ładniejszy od czwartego Call of Duty i strasznie widać, że Treyarch skorzystał ze starego silnika, ten zaś mocno trąci myszką. Wystarczy popatrzeć na Bad Company 2. To jest idealny dowód na to, że jak się chce, to można. W tym momencie wielu fanów tego tytułu rzuca kamieniami w moje okna, ale spokojnie, są też aspekty, nad którymi ktoś przysiadł i wykonał kawał dobrej roboty. Duże brawa należą się projektantom poziomów, nie tylko za ilość detali oraz ich dobre wykonanie, ale głównie za pomysłowość i różnorodność wszystkich lokacji. Największe wrażenie wywarło na mnie więzienie w Rosji, do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu, jak kapitalnie została stworzona ta mapa. Zaczynamy od podziemnej kopalni, potem dostajemy się na powierzchnię, przechodzimy przez masę pomieszczeń, następnie walczymy na zewnątrz, a każde z tych miejsc jest wypełnione różnymi przedmiotami. Nieraz zatrzymywałem się tylko po to, aby pooglądać tę przepięknie wyglądającą miejscówkę. Czuć klimat niewoli, surowe i szare kolory, jest masa metalu i kupa przeróżnych śmieci, uwierzcie mi na słowo, to trzeba zobaczyć. Oczywiście dużo innych map także zasługuje na  spore uznanie z mojej strony, ale ta jedna najbardziej utkwiła mi w pamięci.

Warto też wspomnieć o precyzyjnie wykonanych modelach broni oraz przeróżnych pojazdów, zarówno naziemnych, jak i powietrznych. Pukawki wyglądają kapitalnie i to jeden z niewielu elementów, które warto by było poprawić w dziele DICE, pod tym względem Treyarch wygrywa i to mocno. Niestety, jedna wygrana walka, to nie wygrana wojna. Chodzi mi o aspekt audio. Muzyka jest ciekawa i łatwo wpada w ucho, ale odgłosy strzałów, wybuchy oraz inne elementy dźwiękowe, związane z artylerią, są po prostu słabe. Mam wrażenie, jakby ktoś skorzystał z gotowych materiałów, które zostały nagrane kilka lat tematu, a teraz tylko je podrasował elektronicznie. Do voice actingu nie ma się co przyczepić, ale cała reszta nie dała rady konkurencji. Ponownie muszę wspomnieć Bad Company 2, to właśnie tam człowiek wszystko idealnie słyszy i może poczuć się jak na prawdziwym froncie. Zaczynając od zgrzytu metalu, kiedy żołnierz wkłada pocisk do wyrzutni rakiet, po kapitalnie nagrane odgłosy broni szturmowej, wybuchy, nawet specyficzny szmer w uszach, gdy niedaleko przeleciał helikopter wroga – ciężko to opisać w kilku słowach, ale efekt powala na kolana. Dlaczego zatem Activision nie sypnie groszem, aby ich flagowa seria też mogła się czymś takim pochwalić? Kotic musi odejść? Sam nie wiem, szkoda, że tutaj traci zarówno PS3, jak i sami gracze, którzy nie otrzymali efektów audio-wizualnych najwyższych lotów.

Idealny obszar do walk szturmowych w sieci – multiplayer w Black Ops

Czas przejść do rozgrywki sieciowej, która jak zwykle jest głównym powodem do tego, aby nabyć najnowszą odsłonę Call of Duty. Zacznijmy od map, które są w przeciwieństwie do MW2 naprawdę ciekawie skonstruowane, a jest ich aż 14. Na chwilę obecną najpopularniejsze z nich to Summit, Villa i Nuketown, ostatnia z nich to typowy poligon do testowania ładunków nuklearnych. Oprócz nich mamy jeszcze Launch, niby zwykły poziom, ale możliwość odpalenia rakiety to niezły bajer. Akcja nabiera tempa, gdy w trybie Search & Destroy jeden z punktów jest właśnie pod nią. Nie można przejść obojętnie obok Array, gdzie teren jest naprawdę duży, dodajmy do tego dwie całkiem spore budowle i kilka innych miejsc do walki w zwarciu, nawet snajperzy mają tu niezłe pole do popisu. Resztę będziecie musieli zobaczyć sobie sami, ale, mówiąc szczerze, wszystkie mi się podobają, więc istnieje szansa, że i wy podzielicie moje zdanie na ten temat. Do dyspozycji gracza jest osiem trybów, które także można rozgrywać w wersji hardcore, gdzie jeden strzał oznacza śmierć. Standardowo mamy do wyboru: Deathmatch, TeamDM, Search & Destroy, Capture the Flag, Sabotage, Ground War, Headquarters i Domination. Miłym dodatkiem okazał się system customizacji naszej postaci o nazwie Create a Class 2.0. Oprócz doboru arsenału, który jak zwykle jest bardzo bogaty i został podzielony na wiele klas, możemy także decydować o ubiorze naszego bohatera, kolorze kamuflażu, emblematach, cardbarach i avatarach. Te ostatnie zostały dość mocno rozbudowane, bo teraz składają się z kilku warstw i wielu graczy stworzyło już naprawdę interesujące obrazki. Ja osobiście posiadam białą czaszkę z czarnymi rękoma, chronioną przez czerwonego orła, taki mój artystyczny dziwoląg, jednak ilość kombinacji jest ogromna. Nie można też zapomnieć o doborze killstreaków, zaczynając od samochodzików, poprzez zrzut napalmu, turrety, działka przeciwpowietrzne, helikoptery, na psach bojowych kończąc. Zwierzaki nie są wcale takie potulne, jedno ich ugryzienie powoduje śmierć, a jest ich aż 4 i biegają po całej mapie, wyżynając przy tym masę graczy. Zrezygnowano z bomby atomowej, więc teraz nie można uśmiercić wszystkich playerów na mapie, co uważam za plus, bo wiele osób, które korzystały z hacków, często robiło takie psikusy. Nadal brakuje pojazdów, choć na tych mapach nie dałoby się nimi raczej jeździć. Mimo tego akcja jest bardzo szybka i dynamiczna, tym bardziej, że dorzucono możliwość rzucania się do przodu ala Max Payne, co wygląda naprawdę efektownie. Sam nóż już nie jest tak potężną bronią, ale nadal wystarczy jeden cios, aby załatwić każdą postać na mapie.

Ciekawostką w multiplayerze jest system zdobywania kredytów, dzięki którym kupujemy bronie, granaty, a także nasze atuty oraz resztę elementów związanych z naszą postacią. Dostajemy je za osiągnięcia podczas meczy oraz za wykonanie dodatkowych zadań i kontraktów. Te ostatnie możemy sobie wybrać przed rozpoczęciem rozgrywki w sieci i jeżeli uda nam się je wykonać w określonym czasie, to otrzymujemy dodatkowe punkty doświadczenia i pieniądze. Największą nowością w multi jest możliwość tworzenia swojej karty gracza, gdzie nie tylko można zaprezentować swoje osiągi, ale i fragmenty z meczów, które sami możemy zmontować w grze. Na przykład w danym starciu wykonaliśmy jakiś ciekawy killstreak, umieszczamy go w naszej karcie, w ten sposób inni zobaczą to u siebie, a nam zwiększy się pozycja w społeczności Call of Duty. Sami widzicie, że ciekawych rozwiązań nie brakuje i nadal flagowa seria od Activision daje radę, ale bez błędów nie mogło się obejść. Jak na razie są duże problemy w wyszukiwaniu meczów, często dochodzi do rozłączeń, zaś mój znajomy w ogóle nie może rozegrać potyczki w sieci, ponieważ jest jakiś konflikt z routerem. Ma to zostać poprawione w najnowszym patchu. Niestety oszustów jest już pełno, nieraz można zobaczyć jak dany delikwent ma już 15 poziom prestiżu i jego wynik to 60/0, a seria z AK w hardcore go nie zabija. Treyach już zapowiedział walkę z takimi ludźmi, jednak niesmak pozostaje. Z pingami bywa różnie, ale jak na razie w tej kwestii nie miałem jakiś większych kłopotów, jednak migracja hosta często kończy się przerwaniem meczu, zamiast szybkiego jego wznowienia. Miejmy nadzieję, że te niuanse szybko zostaną załatane i przyjemność grania w multiplayerze będzie jeszcze większa.

Porównując ten tryb do pierwszego i drugiego Modern Warfare, muszę przyznać, że twórcy World at War spisali się znakomicie. Bardziej bazowali na czwartym Call of Duty, które i tak nadal uważam ze prawdziwe arcydzieło. Gdyby jeszcze dodali pojazdy, zupełnie nowe bronie i jakiś oryginalny tryb rozgrywki, to Black Ops mógłby wskoczyć z miejsca drugiego na szczyt podium.

Co-op w Black Ops to idealny przykład na to, jak powinien wyglądać tryb kooperacji dla maksymalnie czterech graczy

PlayStation 3 posiada coś, czego właściciele blaszaków nigdy nie będą mieli – możliwość zabawy w multi z kolegą na podzielonym ekranie. Jedna konsola, dwa pady, a zabawa, gdy ze znajomym pokonuje się przeciwników z drugiej drużyny, jeszcze lepsza. Jeżeli natomiast takie walki was nie bawią, to zawsze jest opcja stoczenia meczu ze zgrają botów, które nieraz mogą zaskoczyć nawet całkiem dobrych graczy. Dorzućmy do tego tryb Zombie, gdzie w maks 4 osoby musicie zwalczać kolejne fale nieumarłych nazistów. Fani World at War powinni być wniebowzięci. Map jest całkiem sporo i nie można powiedzieć, aby taka zabawa szybko się znudziła. Zadaniem graczy jest nie tylko zabijanie zombiaków, ale i kupowanie amunicji, broni oraz odbudowywanie zabezpieczeń, przez które przechodzą te poczwary. W następnych falach pojawiają się coraz silniejsze potworki, chociażby diabelskie psy. Zabicie ich wcale już nie jest takie proste, jednak dzięki kilku dodatkowym power-upom można z nimi sobie jakoś poradzić. Najciekawsze jest to, że zarówno zwykły multi, jak i zombie można rozgrywać offline, więc nawet podłączenie do sieci nie jest potrzebne. Taki Co-op powinien się pojawić zarówno w Killzone 3, jak i nowym Battlefieldzie, Treyarch Brawo!

Wisienka na Black Opsowym torcie…

Z reguły w tym momencie czytalibyście już moje podsumowanie, ale jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której nie wspomniałem. Mianowicie chodzi o bonusową zawartość w Black Ops, czyli dwie mini-gierki, z czego jedną jest staroszkolna strzelanka z widokiem z góry dla jednego lub kilku graczy, gdzie ponownie walczymy z różnymi chmarami przeciwników. Druga zaś to dość nietypowa, tekstowa gra przygodowa Zork, przy której można posiedzieć nawet kilka godzin. Trochę to dziwne, że twórcy dodali tak smakowity kąsek do swojej nowej gry, ale nie ma co narzekać, tylko warto prosić o więcej takich prezentów na święta. Niech inni deweloperzy wezmą to za przykład.

Kończąc moją recenzję, czas odpowiedzieć na najważniejsze pytanie, czy Black Ops jest godnym następcą Modern Warfare 2? Odpowiedź brzmi nie, ponieważ byłaby to obraza dla tej gry. Moim zdaniem tak powinna wyglądać kontynuacja czwartego Call of Duty, gdyż MW2 po prostu nie dorasta mu do pięt. Gdyby tylko poprawić kilka poważnych błędów, skorzystać z nowego silnika i wyeliminować problemy w sieci, byłoby idealnie, ale niestety nie jest.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze