Borderlans powrócił w chwale i blasku cells-shandingowej grafiki. Czy aby na pewno?
Czy bazyliony spluw, czasami prostacki humor i hektolitry przelanej krwi zapewnią sukces i nie pogrzebią 3-ki pod piachami Pandory? Już na wstępie mogę powiedzieć – tak, Borderlands 3 zaliczył udany powrót.
„So, you want to hear a story..”
Nie oszukujmy się: kto w loot shooterach oczekuje scenariusza, który może pretendować do Oskara? Sprawa jest prosta, mamy arcywroga, tonę pomniejszych bossów i kupę mięsa armatniego, na którym będziemy testować nasze umiejętności strzeleckie. Tym razem na naszej drodze stanie szurnięte rodzeństwo – Tony i Tyreen. Wykorzystując swoje specjalne umiejętności i kreując się na bogów Borderlandsowych social mediów jednoczą oni bandytów pod sztandarem Children of the Vault. Zanim ulżymy światu faszerując ich ołowiem, czeka na nas masa aktywności pobocznych, które, powiedzmy sobie szczerze, sprowadzają się w większości do: „idź , zabij, zabij jeszcze więcej, wróć po nagrodę”. Na szczęście, dzięki czasami absurdalnemu humorowi, nie nużą one swoją powtarzalnością i zachęcają do tego, by zobaczyć co tym razem przygotowali dla nas twórcy.
Terenem naszych działań nie jest już tylko pustynna Pandora. Z radością pewnie opuścicie spaloną słońcem planetę i odwiedzicie trzy odmienne miejscówki. Futurystyczne miasto, bagna czy osadzona w górach osada wprowadzają powiew świeżości do rozgrywki. Tak jak w poprzednich częściach, mapy są dość mocno ograniczone – trudno nazwać je otwartym światem. Możemy je przemierzać w jednym z 4 dostępnych pojazdów lub przespacerować się siekając wrogów na lewo i prawo. Wybierając podróż za kierownicą należy liczyć się z tym, że nie wszędzie uda się dotrzeć bez problemów. Twórcy zablokowali w niektórych miejscach możliwość dotarcia pojazdem wymuszając walkę z giwerą w ręku. Samemu modelowi jazdy daleko do realizmu, ale, po zmianie kilku ustawień sterowania w menu, nawet można uznać go za satysfakcjonujący. Jeśli chodzi o piesze wycieczki, denerwujący był fakt, że w mieście wielokrotnie wbiegałem w zachęcająco otwarte drzwi by zderzyć się z niewidzialną ścianą. Można było rozwiązać to inaczej, bo w obecnych czasach takie ograniczenia jednak rażą. Twórcy trochę zaszaleli i porozstawiali na mapach masę skrzynek, szafek czy pudełek dzięki którym uzupełnimy amunicję czy wzbogacimy się o nowy sprzęt. Obowiązkowo należy przeszukiwać kibelki – jak to mówią: kasa nie śmierdzi – bo z nich najczęściej ona właśnie wylatuje, a wielokrotnie na drzwiach Borderlandsowego Toi-Toja znalazłem lepszej jakości broń.
Do przemieszczania się pomiędzy planetami oddano nam do dyspozycji okręt Sanctuary III. Stanowiący naszą bazę wypadową jest miejscem, gdzie spędzimy sporo czasu kupując, ulepszając wyposażenie czy testując nowe zabawki na strzelnicy. Spotkamy też kilku starych znajomych, a jeśli mamy zbyt dużo kasy możemy przepuścić ją na jednorękim bandycie licząc na jakieś fajne nagrody. Twórcy nie poszli na łatwiznę i oddali nam do dyspozycji naprawdę duży okręt, gdzie na początku kilka razy autentycznie się zgubiłem.
Zmiana klimatu to także nowi przeciwnicy. Nie jest ich może oszołamiająca ilość, ale zawsze milej jest, gdy na celowniku nie pojawiają się ci sami wrogowie. Oczywiście, nie liczcie na ich wysoką inteligencję, w końcu są tylko po to, by przyjąć na klatę wiadro pocisków i po zejściu z tego świata zostawić łup. Ich „gąbczastość” w połączeniu z ilością powodują, że jednak wpadanie na środek placu i strzelania dookoła nie jest najlepszym pomysłem. Raczej będziemy musieli liczyć się z tym, że za chwile pojawimy się w stacji odradzania, a nasze konto pomniejszy się o odpowiednią kwotę.
Także walka z bossami wymaga indywidualnego podejścia do każdego starcia. Tutaj musimy wykazać się cierpliwością i pewną dozą taktyki. Oczywiście wszystko sprowadza się do wpakowania w niemilca odpowiedniej ilości kul, ale gdy pojawiają się jego pomocnicy czy odpala on swoje umiejętności, sprawa nie wygląda już tak różowo.
Przeciwko nim stanie do boju jeden / jedna z czwórki dostępnych bohaterów. Tym razem do wyboru mamy Maze – kobietę, która w razie potrzeby pakuje się do wielkiego mecha – Żelaznego Niedźwiedzia. Druga z niewiast – Amara – Siren – posługuje się psionicznymi mocami. Robot FL4K – władca zwierząt wspierany jest w walce przez jednego z 3 swoich „pupilków”. Ostatni z nich to Zane – ex- zabójca posługujący się w walce dronem, stawiający kuloodporną barierę czy dezorientujący wrogów swoim Digi-klonem. Osobiście postawiłem na tego ostatniego – zakładałem, ze większość czasu będę grał solo, więc tego typu umiejętności będą jak najbardziej wskazane. Z perspektywy czasu trochę żałuję swojego wyboru, bo jest on chyba najmniej barwną postacią z całej czwórki.
Kogokolwiek byśmy nie wybrali, każda z postaci ma do dyspozycji 3 drzewka umiejętności. Awansując na kolejne poziomy odblokowujemy dodatkowe efekty przydzielając odpowiednio punkty na kolejne rozwinięcia. Gdy jednak zapragniemy przetestować inne możliwości, za drobną opłatą możemy zresetować nasze wybory i ponownie rozdzielić punkty. Dzięki temu możemy lepiej dopasować naszą postać do wybranego sposobu gry albo bawić się testując alternatywne kombinacje umiejętności.
Standardem już jest personalizacja naszego Valaut Huntera. Grając znajdujemy i odblokowujemy skiny, głowy, emotki czy wygląd naszego komputera Echo. Gearbox na szczęście nie poszło śladem innych firm i zgodnie z zapowiedziami wyciągać od nas będzie chciało prawdziwą kasę tylko za fabularne DLC.
Coś co od zawsze wyróżniało Borderlands od innych przedstawicieli loot shooterów to zatrzęsienie broni, której możemy używać. Sprzęt, który znajdujemy, może pochodzić od 9 producentów. Jedni montują tarcze w swoich spluwach, inni wyróżniają się samonaprowadzającymi pociskami. Przegrzewająca się broń, ale za to z „niekończącym” się magazynkiem – nie ma problemu. Granat ciśnięty we wroga przy przeładowaniu – coś, co Valaut Hunterzy lubią najbardziej. Dwa tryby prowadzenia ognia, broń rażąca prądem, pokrywająca wroga kwasem czy bardziej efektywna wobec tarcz przeciwników, to dodatkowe bonusy jakie możemy otrzymać. Pistolety, strzelby, karabiny, snajperki, wyrzutnie rakiet w niekończących się konfiguracjach są sercem tej gry. Z każdej się strzela inaczej, frajda z testowania i eksperymentowania jest naprawdę ogromna. Nie należy zapominać, że każdy sprzęt jaki wypada z pokonanych wrogów czy skrzynek może być rożnej rzadkości. Dlatego poszukiwanie „złotych” łupów jest takie uzależniające. Żeby ułatwić nam rozeznanie, która z broni ma lepsze parametry, twórcy oznaczyli je w górnym rogu wartościami liczbowymi. Teoretycznie im większa liczba tym lepszy sprzęt, w praktyce zwrócić należy uwagę jakie bonusy oferuje każda giwera, bo może się okazać, że niżej oceniona sprawdza się o niebo lepiej w boju. Podobna sytuacja występuje z tarczami czy granatami. Także tutaj bardziej istotne są bonusy oferowane przez sprzęt niż cyferki.
Warto nadmienić, że jeśli zdecydujemy się na grę z nieznajomymi możemy zaznaczyć w opcjach „rozdzielność majatkową”, czyli dla każdego wypada co innego, dostosowane do poziomu gracza. Jeśli tęsknimy za starym rozwiązaniem, czyli wspólnym lootem i wrogami o sile dopasowanej do hosta także mamy taką możliwość, ale musimy się liczyć z tym, że nieznajomi mogą nie mieć skrupułów i najlepszy sprzęt zgarnąć dla siebie.
Gearbox Software zagrało bardzo bezpiecznie. Stworzyli oni kontynuację wprowadzając tylko zmiany, które w obecnych czasach są już standardem – automatyczne podnoszenie amunicji, kasy czy szybka podróż z każdego miejsca mapy. Dodanie znanego z Apex Legends „pingowania” dobrze się sprawdza przy grze wieloosobowej. Bieg i ślizg także znamy już z innych produkcji. Docenić należy poprawienie funkcjonalności mapy – kilka razy ułatwiła mi dostanie się do ukrytych miejscówek. Bardzo sobie chwalę też możliwość przełączania zadań z poziomu gry. Dzięki temu rozwiązaniu możemy się zorientować czy zanim nie zapuścimy się dalej w okolicy nie ma jakiegoś questa do zrobienia.
W warstwie graficznej także nastąpiła poprawa, jest ładniej, modele postaci są bardziej szczegółowe. Niestety, w wielu miejscach widać tekstury niskiej jakości. Dzięki przyjętemu stylowi graficznemu nie razi to tak bardzo – twórcy zawsze mogą się bronić, ze to specjalny i zamierzony efekt. Ładowanie nowych poziomów może nie bije rekordów prędkości, ale nie jest tak irytujące, jak w niektórych innych grach tego rodzaju. Kilka razy zdarzyło się, że rozgrywka traciła na płynności, lecz nie było to tak częste jak krytykowano i wytykano twórcom w internecie.
Dla niektórych problemem może być brak języka polskiego w grze. Trochę szkoda, bo przy dobrym tłumaczeniu gra mogłaby jeszcze bardziej zyskać. Szczególnie, że tłumacze mieliby tutaj spore pole do popisu, gdyby nie trzymali się wiernie tekstu, tylko dopasowaliby go do polskiej popkultury.
Coś, co jest istotą loot shooterów czyli możliwości zabawy po zakończeniu wątku głównego, by dopakować i dopieścić swoją postać na szczęście nie zostało potraktowane po macoszemu. Mimo, że już w trakcie poznawania fabuły możemy włączyć dwa inne tryby zabawy „hordy”, czyli walkę z kolejnymi falami coraz trudniejszych przeciwników albo „dungeona” krótkiej rozgrywki, która ma na celu pokonanie bossa, warto zostawić to sobie na deser, bo ile razy można przechodzić tę sama historię. Twórcy zaimplementowali też mayhem mode – czyli wyższy poziom trudności odblokowywany po zakończeniu kampanii. Charakteryzuje się on trudniejszymi przeciwnikami i lepszymi nagrodami dodatkowo urozmaicony losowymi modyfikatorami utrudniającymi lub w niektórych przypadkach ułatwiającymi rozgrywkę. Jeśli dodamy do tego polowanie na coraz lepszy sprzęt, możliwości personalizacji postaci za walutę dostępną w grze i obietnice rozszerzania świata Borderlans o płatne i darmowe DLC na nudę nie można będzie narzekać. Poza tym nie należy zapominać o możliwości pogrania we dwójkę korzystając z możliwości spliscreena.
Mimo, że Gearbox zamiast rewolucji postawił na sprawdzone wzorce poprawiając tylko najbardziej irytujące elementy, dla niektórych może być to postrzegane jako wada. Ja jednak uważam, że lepsze jest wrogiem dobrego i mimo braku spektakularnych zmian w warstwie mechaniki rozgrywki, Borderlands 3 jest bardzo udaną kontynuacją. Zamiast przebudowywać bez sensu mechanikę gry postawiono na rozbudowanie i zróżnicowanie świata. Jeśli świetnie bawiliście się przy poprzednich odsłonach cyklu, jest to pozycja obowiązkowa. Jeśli dopiero zamierzacie poznać świat Borderlands to jest to najlepsze rozwiązanie. Wyeliminowanie najbardziej wkurzających elementów poprzedników i rozbudowanie gry o nowe rzeczy sprawiają, że „trójka” jest grą, którą warto dodać do swojej kolekcji.
Humor
Chora liczba broni
Klimat