Intel Core i7-3770K@3,5Ghz
16 GB RAM DDR3@1866Mhz
Gigabyte GeForce SLI GTX 660
Toshiba SSD Q Series Pro 128 GB
Windows 10 x64
Logitech G510
Logitech G700
Steel Series Siberia Raw Prism
Dobrze wykorzystany silnik Unreal 4 sprawia, że na tej maszynie mogłyby być odpalone jednocześnie ze trzy takie gry.
Większość graczy zna tylko dwa flagowe produkty ze stajni Games Workshop : Warhammer Fantasy Battles i Warhammer 40.000. Na przestrzeni lat powstało jednak wiele innych gier figurowych, mniejszych lub większych. Wśród nich ważne miejsce zajmuje Battlefleet Gothic – gra o starciach olbrzymich okrętów w przestrzeni kosmicznej, osadzona w realiach WH 40K i wycofana dobre trzy lata temu.
Po właśnie tę licencję sięgnęło niezależne paryskie studio Tindalos Interactive, wspierane przez niezależnego francuskiego wydawcę Focus Home Entertainmet. Jeśli w tym momencie myślicie sobie „o, jakiś indyk, to sobie odpuszczę”, to źle myślicie. Gra Battlefleet Gothic: Armada powstała na silniku Unreal 4 i w niczym nie przypomina typowych niezależnych produkcji. Również pod względem sprzedaży, bo bardzo szybko po premierze twórcy zarobili mnóstwo kasy, która teraz jest przeznaczana na rozwój gry. Niezależnie, czy ta recenzja was przekona, czy nie, ważne zaznaczyć: do dwóch miesięcy od premiery trwa promocja dla tak zwanych early adopters, każda osoba, która kupi grę, otrzyma darmowy dostęp do szeregu DLC. Niestety nie wiadomo jeszcze, czy nabywając grę teraz dostaniemy później dostęp do polskiej wersji językowej – wydawcą u nas jest cdp.pl, ich przedstawiciele będą się starać by tak było, ale nie mogą na razie nic obiecać. No a polska premiera zaplanowana jest na koniec czerwca, gdy promocja dla early adopters już wygaśnie.
Mamy 41 milenium, ludzkość zdążyła sięgnąć gwiazd i cofnąć się w rozwoju. Niby potrafimy podróżować poprzez Pustkę, docierając błyskawicznie do odległych zakątków galaktyki, ale wiele z cudów technologii to relikty, których nie potrafimy już produkować. Rozległe Imperium kontrolowane jest głównie przez Kościół, wyznający wiarę w Imperatora Terry, zasiadającego na złotym tronie. Dyplomacja nie dotyczy Obcych. Nie dotyczy też Zdrajców, którzy zaprzedali się czterem Mrocznym Bogom, mieszkającym w Pustce. W sektorze Gothic dochodzi do serii niepokojących zdarzeń. Tak rozpoczyna się 12 Czarna Krucjata, w której Abaddon the Despoiler poprowadzi zjednoczone siły Chaosu przeciwko Imperium Ludzi.
Tak wyglądają zręby kampanii, osadzonej w czasie jednego z największych konfliktów w uniwersum WH40K. Zostajemy awansowani do stopnia admirała, dowodzącego jedną z grup bojowych Imperialnej Floty. Z początku zbieramy pierwsze szlify, z czasem dochodzi coraz więcej nowych elementów mechaniki. Warstwa strategiczna kampanii odbywa się w turach, ilość naszych akcji jest ograniczona (przez poziom naszego admirała i wydarzenia), a zagrożeń wiele. Z czasem przychodzi nam podejmować decyzje nie tylko dotyczące poszczególnych układów planetarnych, ale i takie, które mają wpływ na przebieg wojny. Niektóre z nich mogą nawet zmienić bieg historii, spisanej w rozmaitych publikacjach Games Workshop dotyczących 12 Czarnej Krucjaty.
Zarówno kampanię, jak i tryb potyczek, tudzież walki wieloosobowe, zaczynamy od lekkich krążowników. Potem rozwijamy się i uzyskujemy dostęp do potężniejszych jednostek. W kampanii siłą rzeczy gramy Flota Imperialną, w pozostałych trybach równie dobrze możemy dowodzić siłami Chaosu, elearskimi korsarzami (tacy obcy przypominający elfy) i Orkami-piratami. Nasi kapitanowie również zyskują sławę mołojecką i możemy ulepszać okręty oraz umiejętności załogi. Ogólnie opcji rozwoju i stworzenia okrętów o unikalnych rolach w walce jest sporo, zwłaszcza w połączeniu z favors czyli łaska potężnej organizacji lub mocy. We flocie Chaosu są to czterej Mroczni Bogowie, u Eldarów Craftworldy, czyli gigantyczne okręty macierzyste ich wędrownej cywilizacji. No a w Imperium zabiegamy o konszachty z Adeptus Mechanicus, Inkwizycją, dowództwem Floty i Adeptus Astartes, czyli sławetnymi Space Marines. W kampanii Battlefleet Gothic: Armada jest to zupełnie osobny element mechaniki w warstwie strategicznej. Wykonujemy misje dla danej organizacji i z czasem możemy liczyć na zniżkę przy wkupywaniu się w łaski. Pod warunkiem, że misja taka akurat nam się wylosuje.
W Battlefleet Gothic: Armada występuje szereg rozmaitych misji. Od zwykłego starcia, poprzez kradzież danych za pomocą grupy abordażowej czy polowanie na okręt flagowy, po eskortowanie transportowców, przełamywanie blokad i bombardowanie planet. Generowane są one losowo, zarówno w potyczkach czy walkach wieloosobowych, jak i w ramach kampanii. Oczywiście do różnych zadań nadają się różne okręty – a i każda z frakcji lepiej sobie radzi w jednych, gorzej w drugich. Jeśli idzie o kampanię, to tam dodatkowo pojawiają się misje scenariuszowe, rządzące się osobnymi zasadami.
Choć w momencie startu testów wersji beta wydawało się, że rdzeniem Battlefleet Gothic: Armada będzie tryb multiplayer, w praktyce to on wymaga najwięcej poprawek. Póki co nie ma nawet możliwości walki 1×1 ze znajomym, bo dodając go do rozgrywki, można jedynie razem stoczyć bój przeciwko dwóm innym, losowo wybranym graczom. Ta bolączka zostanie wkrótce usunięta, ale aż wstyd, że w grze bazującej na bitewniaku nie było od początku możliwości koleżeńskiego sparingu. Zwłaszcza, że mimo specyficznej formuły, w normalnych rozgrywkach sieciowych narażeni jesteśmy na klasyczną patologię. W rodzaju fochów z powodu wyboru frakcji, bo w zasadzie każdej ktoś zarzuca, że jest przegięta. Zwłaszcza dotyczy to Eldarów, których okręty co prawda są bardzo delikatne, ale szybie i mordercze, więc przy braku odpowiedniej kontry na nich, łatwo przegrać – zwłaszcza jeśli przeciwnik wie, jak nimi grać.
Niezależnie od internetowych fochów, floty na dłuższą metę są wyrównane, choć do każdej potrzeba nieco innego podejścia. Prawdopodobnie będą jeszcze doszlifowywane, zwłaszcza, gdy dodane zostaną dwie kolejne frakcje, za kilka tygodni i pod konie czerwca. Ogólnie Battlefleet Gothic: Armada zaskakuje gry wolnością i jest dowodem, że małe, niezależne studio jest w stanie sobie poradzić z dość wymagająca licencją. Co więcej, potrafi na tym nieźle zarobić, mimo, że nie wpompowało wraz z wydawcą fortuny w reklamę. Oby tak dalej.