feat - battlefield 1943 rec_1

Battlefield 1943 – recenzja gry

Ocena: 7,5

Plusy:
+ duża frajda z gry
+ rewelacyjna oprawa audio-wizualna
+ stabilność serwerów
+ możliwość zniszczeń otoczenia
+ pojazdy
+ trofea

Minusy:
- drobne błędy w grafice
- tylko jeden tryb gry
- brak rozwoju postaci


Całkiem niedawno premierę miała gra, która w moim mniemaniu nie ma sobie równych w rozgrywkach sieciowych. Mówię o Battlefield: Bad Company 2. Już pierwsza część wywarła na mnie spore wrażenie, ale dwójka spowodowała, że ciężko jest mi oderwać się od konsoli. Jednak pomiędzy częścią pierwszą, a drugą pojawiła się jeszcze jedna gra ze stajni EA Dice. Chodzi o Battlefield 1943, który swoją premierę miał podczas okresu wakacyjnego ubiegłego roku. Szybki rzut oka na kalendarz pozwoli stwierdzić, że od tego wydarzenia minął niemal cały obieg Ziemii po orbicie dookoła Słońca, jednak uważam, że gra ta zasługuje na opisanie jej z kilku ważnych względów, które postaram się poniżej przedstawić.

Jeżeli graliście w jakąkolwiek grę FPS, to doskonale wiecie, czego można się po tego rodzaju tytułach spodziewać. Celem zawsze jest przeciwnik, którego należy wyeliminować w bardziej lub mniej brutalny sposób oraz zadania pośrednie, np. utrzymanie strategicznego punktu na mapie. Podobnie wygląda to w przypadku Battlefield 1943. Tutaj gracz może wcielić się w żołnierza US Marines albo Cesarskiej Marynarki Japonii. Przy tym są trzy klasy do wyboru: piechota, wsparcie oraz snajper. Każdy z nich ma do dyspozycji odpowiednie dla siebie uzbrojenie. I tak piechociarz nosi ze sobą strzelbę, broń krótkolufową, granaty, które mogą być także wystrzeliwane z mechanizmu nasadkowego. Wsparcie używa karabinu maszynowego oraz bazooki, która jest dobra do niszczenia np. czołgów. Z kolei snajper, jak sama nazwa wskazuje, wyposażony jest w karabin wyborowy z lunetą oraz materiały wybuchowe, które można podczepić do pojazdów w celu ich zniszczenia. Warto podkreślić fakt, że twórcy zdecydowali, aby amunicja noszona przez żołnierzy była nieskończona. Na pierwszy rzut oka może to się wydawać posunięciem, które ma niewiele wspólnego z tzw. realizmem w grach, ale z drugiej strony w tej akurat pozycji chodzi o jak największą frajdę z gry, a nie zaprzątanie sobie głowy detalami.

Jeżeli już jesteśmy przy środkach szerzących śmierć i pożogę na serwerach Battlefield 1943, warto wspomnieć o pojazdach dostępnych w grze. A te są cztery: samochody wyposażone w CKM, łodzie desantowe wyposażone w CKM, samoloty oraz czołgi. Największą trudność, ale i największą swobodę dostarcza, rzecz jasna, samolot. Jednakże każda z tych maszyn jest przydatna, o ile wykorzystuje się ją zgodnie z jej przeznaczeniem. Ilość pojazdów dostępnych „na raz” jest dobrze zbalansowana, co uniemożliwia bitwę pancerną na, bądź co bądź, stosunkowo niewielkich wysepkach.

Co może dziwić, to fakt, że w Battlefield 1943 dostępny jest tylko jeden tryb rozgrywki – Conquest. Polega on na zdobyciu i utrzymaniu strategicznych punktów oznaczonych flagami. Bardzo mało i szkoda, że EA Dice do tej pory nie dodał żadnego nowego trybu.

W Battlefield 1943 dostępne są cztery areny zmagań: Wake Island (znana z 30-minutowego triala dostępnego na PSN), Iwo Jima, Guadalcanal oraz Coral Sea. Trzy pierwsze to mapy standardowe, na których można prowadzić walkę na lądzie, morzu lub w powietrzu. Każda z nich jest inaczej ukształtowana. Na Wake Island trzeba być w ciągłym ruchu, ponieważ walki prowadzone są co rusz  w innym miejscu. Jest to mapa najbardziej przyjazna (z trzech pierwszych przeze mnie wymienionych) jeżeli chodzi o użycie samolotu z uwagi na praktycznie brak większych wzniesień, utrudniających manewrowanie. Na Iwo Jima główne bazy są umieszczone od siebie dość daleko, dlatego większość starć będzie miała miejsce mniej więcej w połowie drogi między nimi, w pobliżu latarni morskiej, która to jest całkiem niezłym miejscem dla snajperów. Nie należy jednak go nadużywać z powodu jego oczywistości. Guadalcanal jest mapą najbardziej górzystą i zalesioną. Przez to najwięcej frajdy będą mieli z niej snajperzy, o ile znajdą jakiś krzak, w którym się ukryją, jednocześnie mając wgląd w jak największą część terenu.  Coral Sea charakteryzuje się tym, że bić się można jedynie przy pomocy samolotów. Aby na niej zagrać, w menu głównym należy wybrać tryb Air Superiority. Sprowadza się on do zapewnienia swojej stronie dominacji w przestrzeni powietrznej. Mapa ta wymaga dobrego opanowania samolotów, ale jest ciekawym przerywnikiem dla pozostałych trzech.

Zaimplementowany silnik Frostbite odpowiada za mechanikę gry oraz system zniszczeń otoczenia. Ten pierwszy element sprawdza się znakomicie. Zdarzają mu się wpadki, jak np. opóźnienie we wsiadaniu/wysiadaniu do/z pojazdu. Nie są one jednak zbyt częste i nie psują ogólnego wrażenia z gry. Większość elementów otoczenia daje się zniszczyć. Budynki, worki z piaskiem, drzewa, krzaki. Można nawet robić wyrwy w ziemi przy pomocy działa czołgu. Z tegoż powodu piękna i sielska wyspa po kilku minutach gry zmienia się w istne pobojowisko. Jest tu jeden mały szkopuł, a mianowicie, nie da się całkowicie zniszczyć budynku. Moim jednak zdaniem jest to dobre posunięcie, ponieważ ich całkowita eliminacja (a zbyt wiele tychże na wyspach nie występuje) psułaby zabawę i działała frustrująco, szczególnie na początkujących graczy.

Oprawa audio-wizualna stoi na bardzo wysokim poziomie. Wyspy są oddane szczegółowo, krajobrazy sielskie i malownicze, a tekstury ostre. Woda jest kryształowo czysta, zieleń soczysta. Pojazdy odwzorowane są poprawnie. Jedyne czego się dopatrzyłem, to przenikające się niekiedy tekstury.

Dźwięk stoi na bardzo wysokim poziomie, szczególnie, jeśli jesteśmy wyposażeniu w dobry sprzęt audio. Naprawdę można się poczuć jak na polu bitwy z połowy ubiegłego stulecia.

Battlefield nie ustrzegł się jednak błędów. Najbardziej dla mnie dotkliwym jest brak awansu postaci. Można wprawdzie awansować w hierarchii, jednak tak naprawdę nie daje to nic, prócz prestiżu. Nie odblokowuje nowych broni, nie dodaje ekwipunku, nie udostępnia nowych umiejętności. Szkoda, bo dzięki temu ten znakomity tytuły byłby pełniejszy.

Pomimo wpadek i niedociągnięć Battlefield jest w dalszym ciągu znakomitą grą. Nie jest drogi (47 pln), a daje mnóstwo zabawy. Co ważne, w mojej dotychczasowej karierze nie zarejestrowałem ani jednego kłopotu z połączeniem lub niestabilnością serwerów. Za to twórcom należą się brawa. Dlatego jeżeli chcecie odpocząć na chwilę od „poważnych” produkcji lub nie możecie już patrzeć na Call of Duty: World at War, a ciągnie was w kierunku II Wojny Światowej, śmiało możecie zainwestować w tę grę. Nie będziecie zawiedzeni. A jako ciekawostkę należy podać fakt, że do zdobycia jest 10 trofeów, oczywiście bez platyny.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze