Ocena: 8,5
Plusy:
+ fabuła
+ klimat
+ grafika i dźwięk
+ grywalność
Minusy:
- niewielkie błędy
- szkoda, że nie ma multi
Postapokaliptyczne światy mają w sobie coś brutalnego, wprowadzającego w niesamowity klimat i poczucie zagrożenia. Czy jednak programistom z 4A Games udało się oddać te cechy w ich najnowszej produkcji?
Miałem swego czasu okazję zagrać w Metro 2033, jednak przyznać muszę, że nie było to spotkanie tak przyjemne, jakiego się spodziewałem. Liniowa, niespójna fabuła oraz sporo bugów skutecznie odepchnęło mnie od tej gry, już po krótkiej sesji z nią. Jej twórcom należy jednak przyznać jedno – potrafią uczyć się na błędach, czego dowodem Metro: Last Light.
Akcja rozgrywa się oczywiście w postapokaliptycznym świecie wykreowanym przez rosyjskiego dziennikarza i pisarza Dmitrija Głuchowskiego. Po ataku atomowym na Moskwę, jedynie kilkudziesięciu tysiącom szczęściarzy udało się schronić w metrze, którego ściany doskonale chronią przed skażeniem z powierzchni. Podczas gdy ludzie ukrywali się w bezpiecznych tunelach, na ziemi zapanowały zmutowane stwory (które zeszły także do metra). Artem, główny bohater Metro: Last Light, w poprzedniej odsłonie zniszczył doszczętnie nowopowstałą, zagrażającą ludziom rasę czarnych. Tak się przynajmniej wszystkim wydawało, do czasu aż jeden z nich pojawił się przy ruinach ich dawnego legowiska. Artema, który w międzyczasie został przyjęty do bractwa Spartan, wysłano więc, aby dokończyć eksterminację. Czego się jednak można spodziewać, nie wszystko poszło po myśli naszego herosa, co zapoczątkowało jego kolejną wyprawę po metrze.
Podczas podróży po tunelach, a także na powierzchni (gdzie zobaczyć można wiele znanych obiektów, oczywiście zniszczonych) czuje się niesamowity, właściwy powieściom Głuchowskiego klimat. Jest go tam tak wiele, że łatwo było mi się wczuć w Artema i mimo tego, że siedziałem w bezpiecznym fotelu z herbatą pod ręką, niemal czułem panujące wokół mnie skażenie, smród tuneli, czy pełzające wszędzie pająki. Sam świat przesiąka brutalnością i bezwzględnością, którą tak bardzo pisarz starał się ukazać w swej powieści. Ludzie, zmuszeni do walki o przeżycie, zdolni są do niewyobrażalnego okrucieństwa. Czasem ujrzymy gwałt, czasem całkowicie bezsensowną egzekucję, czy kradzież. Mieszkańcy metra nie cackają się ze sobą. Jeśli czują zagrożenie, bezwzględnie je eliminują, włączając w to tortury, w celu zdobycia informacji, czy proste zabójstwa. Fabuła została poprowadzona w taki sposób, abyśmy nie mogli się niczego spodziewać. To, że w danym momencie jesteśmy bezpieczni, nie znaczy, że za chwilę znów będziemy. Nawet na stacjach, które są dość spokojnymi miejscami, spotkać nas może nieprzewidziana przykrość. To na tych stacjach właśnie zakupić możemy broń, amunicję, czy zaopatrzenie i to tam posłuchamy rozmów o tym, co aktualnie dzieje się w metrze, czy o tym, co czai się za stanowiskami karabinów maszynowych rozstawionych w tunelach.
Mimo, że gra jest dość liniowa, nie odczuwa się tego prawie wcale. Jasne, do celu prowadzi jedna, określona ścieżka, jednak mamy możliwość wyboru, czy np. przekraść się w cieniu, obok wrogów, eliminować ich po cichu, czy po prostu wskoczyć na najbliższą skrzynię i zacząć strzelać. W dodatku, każda z powyższych opcji jest warta tyle samo. Jeśli lubimy wyrżnąć przeciwników korzystając z jak największej siły ognia, zmarnujemy naboje, które strasznie szybko się kończą, jednak zdobędziemy ekwipunek oponentów (który jednak nie zrównoważy naszych strat „materialnych”). Cicha eliminacja pozwala właściwie za darmo przywłaszczyć sobie dobytek wrogów, jednak jest dość trudna w wykonaniu, zwłaszcza jeśli w niewielkim pomieszczeniu znajduje się kilku rządnych krwi żołnierzy. Natomiast przekradając się za plecami przeciwników, nie zyskujemy nic, ale jest to stosunkowo proste. Poza tego rodzaju zabiegami, różnorodność rozgrywki zwiększona została przez możliwość eksploracji bocznych korytarzy, czy nadprogramowych tuneli. W każdym razie na nudę narzekać nie można.
Przeciwnicy, z którymi przyszło mi się zmierzyć przeważnie nie byli wymagający, do momentu, gdy było ich sporo. Przyznać jednak muszę, że są dość różnorodni i do każdej potyczki należy obrać odpowiednią taktykę. W metrze grasują np. wielkie pająki, których nie da się zabić frontalnym atakiem, ze względu na ich gruby pancerz. Światło latarki pozawala jednak je osłabić na tyle, aby przewróciły się na plecy, wtedy strzał w odsłonięty brzuch jest już tylko formalnością. Poza pająkami zmierzymy się także z latającymi stworami z powierzchni, niezwykle skocznymi mutantami poruszającymi się po ścianach, czy ludźmi ubranymi w gruby pancerz, których należy ostrzeliwać po nogach. Do tego dostajemy różnorakie rodzaje broni, choć są to raczej standardowe pukawki (pistolety, karabiny szturmowe, lekkie karabiny maszynowe, strzelby i snajperki) oraz dodatkowe wyposażenie: noże do rzucania (przydatne podczas cichej eliminacji wrogów), dwa rodzaje granatów (zwykły odłamkowy i zapalający), a także miny przeciwpiechotne.
Mimo, że gra jest znacznie bardziej dopracowana od swojej poprzedniczki, zdarzają się drobne bugi. Bardzo zdenerwowały mnie dwa z nich. Pierwszy zdarzył się, gdy podczas misji na powierzchni, towarzysz, który miał poprowadzić mnie dalej, po prostu stanął w miejscu, co jakiś czas podbiegając w losowym kierunku. Wczytanie gry nie pomogło i musiałem cały etap przechodzić od początku. Podobna sytuacja wydarzyła się, gdy nie mogłem użyć zwrotnicy, która także się zawiesiła. Tutaj przynajmniej wystarczyło zacząć od ostatniego punktu kontrolnego.
Od strony technicznej, mimo kilku wspomnianych wyżej błędów, Metro: Last Light jest naprawdę dopracowane. Na pewno można je zaliczyć do najładniejszych graficznie produkcji, co potwierdzają screeny. Okupione jest to oczywiście wysokimi wymaganiami sprzętowymi, aczkolwiek osoby ze starszymi maszynami mogą po prostu znaleźć optymalne dla siebie ustawienia graficzne. Optymalizacja także stoi na najwyższym poziomie i nie zdarzyło mi się ani razu, żeby gra się choćby przycięła. Dźwięki, zarówno głosy, jak i odgłosy broni, czy potworów są zrobione bardzo dobrze i im także nie można nic zarzucić.
Metro: Last Light jest produkcją bardzo dobrą i mimo braku trybu multiplayer na pewno kiedyś do niej wrócę. Jakość wykonania w połączeniu z bardzo dobrze poprowadzoną fabułą i ciekawą rozgrywką, stawiają nowe dzieło 4A Games na najwyższej półce. Gra spodoba się nie tylko fanom uniwersum, ale każdemu, kto lubi się dobrze bawić.