Ocena: 5,5
Plusy:
+ odrobina świeżości w gatunku
+ walki potrafią być emocjonujące
+ dobra oprawa
Minusy:
- ograniczenia w sterowaniu
- na dłuższą metę staje się nudna
- okazjonalne problemy z zebraniem chętnych do gry
- cena zdecydowanie zbyt wysoka
W gatunku wieloosobowych strzelanin ciężko dziś wymyślić coś oryginalnego. Posiadacze X360 mają przecież do swojej dyspozycji flagowe serie Halo i Gears of War, a także multiplatformowe blockbustery pokroju Call of Duty, czy też Battlefield. Nie brakuje jednak chętnych do wzięcia udziału w branżowym wyścigu zbrojeń. Znana z ciepło przyjętego Scribblenauts ekipa 5th Cell zaprasza na futurystyczną wojnę, w której stawką jest Ziemia. Przed wami recenzja Hybrid.
Wprowadzona pięć lat temu przez Microsoft akcja Summer Of Arcade przyzwyczaiła graczy do wysypu prawdziwych perełek w okresie największej branżowej posuchy. W tym roku dane nam było zagrać choćby w Deadlight, Dust: An Elysian Tail i Wrecketeer, a każda z tych produkcji była w stanie dostarczyć olbrzymią masę zabawy. Najgłośniej jednak reklamowano grę Hybrid, która miała wnieść spory powiew świeżości w skostniały nieco gatunek wieloosobowych strzelanin. Czy praca programistów 5th Cell przyniosła efekt i staliśmy się świadkami rewolucji? Niestety nie. Poniżej postanowiłem przedstawić kilka powodów, które zaważyły na ostatecznym, niezbyt przychylnym werdykcie.
Na początek kilka słów na temat otoczki fabularnej, która w gruncie rzeczy nie ma większego wpływu na odbiór całości, jednak jako taka egzystuje i należy jej się odrobina miejsca. W wyniku dążenia ludzkości do zgłębienia tajemnic wszechświata dochodzi do katastrofy, która skutkuje pojawieniem się na Ziemi humanoidalnych istot z innego wymiaru, zwanych Variants. Nieproszeni goście szybko zaczęli uzurpować sobie wyłączne prawo do naszej planety, co zaowocowało konfliktem na globalną skalę. Ziemianie, zwani dumnie Paladynami, dochodzą do wniosku, iż jedynym źródłem ostatecznego zwycięstwa może być rozproszona po wszystkich kontynentach ciemna materia. Problem jednak w tym, że najeźdźcy również postanowili położyć swe łapy na ziemskich zasobach owego surowca, toteż wojenna zawierucha nie ominie najmniejszego nawet kawałka lądu (jakkolwiek kuriozalnie by to nie brzmiało, ponieważ gro czasu spędzimy w powietrzu).
Czas zatem na danie główne, czyli rozgrywkę. Od razu muszę postawić sprawę jasno – samotnicy nie mają tu czego szukać. Nie uświadczymy w Hybrid żadnych botów, czy innych posiadaczy sztucznej inteligencji, a jedyną oazą samotności będzie krótki samouczek, w którym poznamy tylko pozornie złożone zasady sterowania. Pierwszy krok to wybranie strony konfliktu, jednak ciężko wskazać jakieś drastyczne różnice pomiędzy ludźmi a obcymi. Następnie przenoszeni jesteśmy na mapę świata, która podzielona została na regiony objęte walkami. Niestety nie ma co łudzić się zróżnicowaniem miejscówek, ponieważ niezależnie od wybranej szerokości geograficznej, gracze otrzymują do dyspozycji kilka ogólnych mapek, spośród których wybierają właściwą. Wszystko w formie demokratycznych wyborów, co w obliczu zaistniałych okoliczności wydaje się z lekka zabawne. Po wybraniu lokacji, możemy jeszcze zdecydować się na rodzaj gry (standardowy drużynowy deathmatch, King of the Hill i Overlord, w którym celem jest jak najszybsze osiągnięcie wymaganego poziomu postaci), oraz określić sobie cel na daną rundę. Wywiązanie się z dodatkowych zadań (odpowiednia liczba zabójstw, asyst itp.) skutkuje dodatkowym przydziałem punktów doświadczenia, które wpływają na rozwój naszego żołnierza. Im wyższa ranga, tym większy wybór uzbrojenia i elementów ozdobnych. Bardziej rozrzutni kombatanci mogą wejść w posiadanie lepszego sprzętu poprzez zakupy przy użyciu niezawodnych MS Points.
Pole bitwy stanowi niezbyt rozległa mapka, na której ścierają się ze sobą dwie trzyosobowe drużyny. Uwagę zwraca konstrukcja poziomów, której daleko do standardów obecnych w gatunku od wielu lat. Biegać w zasadzie nie ma gdzie, bo jakikolwiek mały fragment terenu wykorzystany został do umieszczenia osłon, za którymi można się – wzorem Gears of War – chować. Twórcy gry zdecydowali się na dosłowne wywrócenie gatunku do góry nogami. Wyposażeni w odrzutowe plecaki żołnierze mogą teoretycznie przemieszczać się po wszystkich płaszczyznach, jednak rozwiązania zastosowane przez 5th Cell znacząco ograniczają mobilność graczy na polu bitwy. Całość sprowadza się do wyczekiwania w ukryciu i szybkiego przemieszczania się od jednej osłony do drugiej. Te zaś rozmieszczono na każdej płaskiej powierzchni – podłodze, suficie i ścianach. Pozbawione grawitacji areny może i brzmią w teorii nad wyraz ciekawie, jednak w praktyce wszystko sprowadza się do wskazania miejsca docelowego, wciśnięcia przycisku i przemieszczenia się z punktu A do B. W trakcie lotu można korygować jego tor i unikać wrażego ostrzału, ewentualnie pruć ołowiem w kierunku adwersarzy. Problem jednak w tym, że miejsc postoju na mapie jest niewiele, a szybkie tempo rozgrywki zmusza do nieustannego błąkania się i wystawiania do odstrzału.
W eksterminacji przeciwnika pomagają zabawki, które otrzymujemy w zamian za nieprzerywane serie zabójstw. Pojedyncza egzekucja nagradza samobieżnym działkiem, które wspomaga nas w ostrzeliwaniu wrogich pozycji. Łańcuch trzech skutecznych eksterminacji umożliwia przywołanie ciężkiego opancerzonego robota, który lata po planszy i angażuje się w walkę na znacznie większą skalę, zaś seria pięciu zabójstw nagradzana jest uzbrojonym w miecz humanoidalnym androidem, który błyskawicznie pozbawia życia każdego napotkanego nieszczęśnika. Jego nadejście zapowiada niepokojący dźwięk, który bardziej wprowadza w stan paniki, niż uprzedza przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. O samej rozgrywce już więcej napisać się nie da. Zapowiadana rewolucja gatunku sprowadziła się tylko i wyłącznie do uproszczenia systemu poruszania się, a o podziale na klasy, czy też opracowywaniu skutecznych taktyk możecie zapomnieć. W Hybrid liczy się tylko refleks, celne oko i właściwy wybór momentu na przemieszczenie się pomiędzy osłonami. Tytuł ten nasuwa skojarzenia ze starą szkołą strzelanin wieloosobowych, wśród którym prym wiodły Quake III Arena i wydany wyłącznie na Dreamcasta Outrigger. Niestety, w dzisiejszych czasach gracze przyzwyczajeni są do bardziej wyrafinowanej rozrywki i powrót do przeszłości nie zawsze okazuje się właściwym wyborem. Zaproponowane przez 5th Cell rozwiązania nie stanowią przełomu i widać to już na serwerach dedykowanych grze. W pierwszym tygodniu po premierze nie było problemu ze znalezieniem chętnych do zabawy, jednak w późniejszym okresie czas na skompletowanie sześciu śmiałków dłużył się niemiłosiernie.
W czym tkwi problem Hybrid? Na pewno nie w oprawie. Gałki oczne nam nie eksplodują, jednak wszystko wygląda całkiem ładnie, projekty postaci i poziomów mogą się podobać, a dynamikę rozgrywki podkreśla oscylująca w granicach 60 klatek na sekundę animacja. W temacie dźwięku nie wymyślono nic nowego, jednak uwagę zwraca ciekawy elektroniczny soundtrack, który skutecznie zagrzewa do boju. Kłopotem jest cena gry. 1200 MS Points to niby nie dużo, ale uwzględnić trzeba też konieczność posiadania konta Gold, bez którego granie w Hybrid nie będzie możliwe. Sprawa oceny przybrałaby zupełnie inny obrót, gdyby tytuł ten wydany został w popularnym w ostatnim czasie modelu Free2Play. Wiemy przecież, że Microsoft przymierza się do wprowadzenia tego typu gier na swoją konsolę, o czym świadczą zapowiedzi Ascend: New Gods i Happy Wars. Tymczasem Hybrid nie oferuje samotnym graczom absolutnie nic, a co gorsza, jego serwery zaczynają świecić pustkami. Dlatego też nie mogę szczerze polecić niniejszej produkcji. Może doczeka się solidnej redukcji ceny, ale jedynym sensownym wyjściem dla Microsoftu wydaje się udostępnienie jej za darmo każdemu posiadaczowi abonamentu XBL Gold. Wówczas chętnych do gry nie powinno brakować, a grze śmiało mógłbym wystawić co najmniej siódemkę.