Ocena: 7,0
Plusy:
+ oprawa wizualna
+ klimat rodem z „Obcego”
+ wyeliminowanie blokowania się postaci
+ co-op na jednej konsoli i w sieci
Minusy:
- mały wachlarz broni
- brak większych zmian w stosunki do poprzedniczki
- krótka kampania
Duży kosmiczny statek, tysiące oślizgłych potworów i masa zużytych naboi – tak najprościej można opisać, trzecią już odsłonę Alien Breed od Team 17. Dziennik z rozprawy Conrada znajdziecie poniżej.
12 pasażer Nostromo – Czyli jak przeżyć między Alienami
Fabuła gry przenosi nas na statek Conrada – powinniście go już znać z dwóch poprzednich odsłon – który został przejęty przez sztuczną inteligencie o dość oryginalnej nazwie „Klein”. Dzielny żołnierz nie może się pogodzić z ową sytuacją i postanawia odzyskać swoją własność. Oczywiście osiągnięcie tego celu nie będzie wcale takie proste. Najpierw będzie musiał pokonać hordy krwiożerczych potworów, które rozmnażają się jak króliki, więc nie ma siły aby zliczyć ich dokładną liczbę na pokładzie tego spaceshipu. Dorzućmy do tego masę mrocznych korytarzy, zepsute windy, specjalne panele podłączone do prądu oraz beczki z jakimś łatwopalnym płynem. Wszystkie te elementy powodują, iż dotarcie do Kleina staje się naprawdę trudne, ale jeżeli skorzystamy z karabinu maszynowego, kilku granatów, miotacza ognia to sądzę, że Conrad dopnie swego. Historia w produkcji Team 17 nie jest jakaś wyszukana, ale powiedzmy sobie szczerze, wcale taka nie miała być. Można było jedynie pokusić się oto, aby kampania dla jednego gracza trwała dłużej niż cztery godziny. Najważniejsze jednak jest to, że shooter osadzony w dość osobliwych realiach musi być klimatyczny i zarazem bardzo dynamiczny, i właśnie taki jest Alien Breed.
Unreal Engine 3 wciąż w użytku!
Potężne narzędzie graficzne stworzone przez Epic Games, mimo swojego wieku nadal potrafi mnie zaskoczyć. W tym przypadku deweloper idealnie wykorzystał potencjał drzemiący w ciemnych korytarzach. Wnętrze statku Conrada jest naprawdę kapitalnie zaprojektowane, a latarka głównego bohatera idealnie oświetla wszystko w bardzo realistyczny sposób. Jeżeli czuliście mały dreszczyk na plecach podczas partyjki w Dead Space, to zapewniam was, że i grając w najnowszego Alien Breeda doświadczycie podobnych doznań. Nie chodzi tutaj wcale o odgłosy kosmitów, ani krzyki jakichś ludzi. Całe brzemię spadło na klimat, którego esencją są bardzo przemyślane lokacje, pełne przeróżnych przedmiotów i innych detali. Po przejściu całej kampanii można odczuć lekkie wrażenie, iż masa poziomów jest do siebie całkiem podobna, ale po dokładnej analizie nie mogę się z tym zgodzić. Każdy etap ma swoje wady i zalety, trzeba jednak pamiętać, że cała akcja rozgrywka się na statku kosmicznym, więc przewaga metalu nie powinna nikogo dziwić. Surowe otoczenie, kokony obcych, wybuchające ściany – te elementy tworzą strasznie wyrazistą całość, która podtrzymuje nas w ciągłym napięciu. Oprócz tego zwiedzimy także bardziej otwarte miejsca oraz statek kosmiczny, ale na zewnątrz, w kosmosie – jedne z najciekawszych momentów w grze. Warto wspomnieć, że modele postaci jak i potworów są całkiem dobrze wykonane, choć przydałyby się jakieś lepsze teksturki. Jeżeli chodzi o aspekt fizyki, to Havoc radzi sobie nad wyraz dobrze i nie ma się za bardzo, do czego przyczepić. Może Team17 nie dostarczył produktu z najwyższej półki, ale nie oszukujmy się, to nie jest gra retail w pudełku, więc i wymagania w stosunku do niej nie mogą być jakieś wygórowane.
Akcja, akcja, akcja… nie do końca.
Alien Breed 3 to shooter w klasycznym wydaniu, gdzie głównym zdaniem gracza jest eliminacja wielu przeciwników w bardzo krótkim czasie. Nie przeszkadza to jednak w stworzeniu dość osobliwego klimatu, dzięki któremu penetracja wielu korytarzy jest zarówno ekscytująca jak i straszna. Nigdy nie wiadomo, z której strony nadleci jakiś alien, a wybuchy oraz przeróżne dźwięki wcale nie pomagają się uspokoić. Oczywiście wystrzelenie całego magazynku, zużycie kilku granatów i soczysty headshot z shotguna każdemu powinien poprawić humor. Balans pomiędzy akcją a horrorem to strasznie ciekawy patent i bardzo mnie cieszy, że deweloperowi udało się go wcisnąć do tej gry. Nie zapominajmy jednak o wielu innych aspektach, które utrzymują gracza w ciągłym napięciu. Zaczynając od małych wybuchających potworków, poprzez bardzo szybkie i ohydne poczwary, realistycznie odwzorowane wybuchy, niepowtarzalne zwroty akcji i momenty, gdzie gaśnie światło i jednym naszym źródłem wcale nie jest latarka, a jedynie iskry wydobywające się spod lufy naszej broni. Szkoda natomiast, że Team17 nie pokusił się o jakieś naprawdę spore innowacje, ciekawe łamigłówki czy chociażby większy arsenał broni, bo oprócz karabinu, pukawki rażącej prądem, shotguna i dwóch innych nie mamy nic do wyboru. Po ukończeniu kampanii można także zapoznać się z trybem Free-For-All, gdzie możemy dowolnie wybrać poziom, od którego chcemy zacząć grę, bądź Survival, gdzie należy przetrwać określoną liczbę fal przeciwnika. Jeżeli chodzi o sterowanie to od czasów pierwszej odsłony nie zmieniło się zbyt wiele. Nadal korzystamy głównie z gałek analogowych, aby poruszać się i strzelać w tym samym czasie. W tym momencie warto się zaśmiać i przypomnieć sobie superprodukcję Capcomu, czyli Resident Evil 5, gdzie można wykonywać tylko jedną z tych czynności w danej chwili. Oczywiście taki rodzaj rozgrywki nie wszystkim przypadnie do gustu, masa zabijania, sporo krwi i szybka akcja to chleb powszedni dla miłośników adrenaliny, reszta raczej nie podłapie tego i ominie tę produkcje szerokim łukiem.
Kooperacja – więź łącząca dwóch graczy, która w momencie zerwania oznacza tylko jedno… Game Over
Wspomniałem już, że kapania dla jednego gracza jest dość krótka, ale jeżeli nadal nie macie dość, to warto zapoznać się z trybem co-op, gdzie wraz z kolegą (a lepiej z koleżanką), spróbujecie swoich sił przeciwko zabójczym zwierzaczkom Kleina. Brakuje tu ponownie opcji przejścia głównego wątku we dwie osoby, więc pozostaje jedynie pokonywanie fal, kolejnych przeciwników. Zabawy jest całkiem sporo i idealnie pasuje ona na jakiś deszczowy wieczór, aby się troszeczkę odstresować, tym bardziej, że do dyspozycji mamy wszystkie bronie oraz granaty, tak więc wszystkie chwyty są dozwolone. Dobrze, że Team17 poprawiło aspekt z blokowaniem się postaci, dzięki czemu wspólna rozgrywka nie jest już taka frustrująca jak w poprzedniej odsłonie. Tryb Co-op można zarówno rozegrać lokalnie na jednej konsoli, albo przez sieć, przy wykorzystaniu Xbox Live, lepiej się już chyba nie dało.
Podsumowując, Alien Breed 3 to „staroszkolna” strzelanka w nowoczesnej oprawie za sprawą Unreal Engine 3. Na pewno powinien zagrać w nią każdy fan poprzednich dwóch części, ale także miłośnicy szybkiej akcji. Nie brakuje jej klimatu i wielu ciekawych momentów. Dobrze jednak by było gdyby Team17 zmienił swoją strategię, i w kolejnej odsłonie wydłużył kampanię oraz dodał jakieś nowe tryby. Gracze na pewno nie będą wtedy czuli się zawiedzeni.