feat - monster jam rec

Monster Jam: Path of Destruction – recenzja gry

Ocena: 7,0

Plusy:
+ wspaniale oddane realia wyścigów Monster Truck
+ duża ilość półciężarówek i możliwość stworzenia własnej machiny
+ ciekawy model jazdy
+ dla fanów tej dyscypliny prawdziwy MUST HAVE

Minusy:
- nie każdego kręcą cztery gigantyczne opony i trochę blachy
- bezsensowny gadżet dołączony do gry
- średnia oprawa AV


W czasach, gdy królami gier wyścigowych są tak znane marki jak Need For Speed, Gran Turismo, Forza Motorsport czy też Motorstorm, ciężko wybić się z tłumu produkcją, która pozwala nam wcielić się w kierowcę półciężarówki z ogromnymi kołami. Virtuos wraz z Activision, znając doskonale rynek elektronicznej rozrywki, gdzie imprezy z monster truckami nie są najpopularniejsze, postanowili jednak nie patrzeć na dzisiejsze trendy. Wzięli się za stworzenie tytułu nie tylko dla fanów tego sportu, ale i dla każdego człowieka, który czerpie jakąkolwiek przyjemność z takiego typu przedsięwzięć. Osobiście nie mam zielonego pojęcia, ilu naszych rodaków ogląda wyścigi tych nietypowych maszyn, ale jeżeli ja mogłem miło spędzić kilka wieczorów przy najnowszym Monster Jam, to sądzę, że wielu innym graczom tez się spodoba. Tytuł ten został osadzony w dość wąskiej strefie czterokołowców, ale nie warto oceniać książki po okładce i najlepiej sprawdzić samemu, co w trawie piszczy. Przejdźmy zatem do konkretów.

 28 potężnych machin i jeden rodzynek

Path of Destruction pozwala nam wybrać jedną z dwudziestu ośmiu maszyn, za których sterami siedzą największe gwiazdy tej dyscypliny. Jeżeli ktoś interesuje się tym tematem, to z pewnością będzie wiedział kim jest dany kierowca, czy team, choć dla mnie, każde z tych nazwisk było po prostu nazwiskiem, a nazwa maszyny czy Teamu, zwykłą nazwą. Nie zwracając uwagi na ich status w społeczeństwie półciężarówek, wybrałem pierwszy lepszy wehikuł, którym okazał się Grave Digger. Miłym ukłonem w stronę graczy, jest możliwość stworzenia własnego monstrum. W prosty sposób, możemy złożyć swojego Monster Trucka, odpowiednio go ozdobić, pomalować, a także dorzucić jakieś ciekawe ozdoby, aby nasz wehikuł był jeszcze bardziej drapieżny niż wszystkie inne. Po krótkiej zabawie w menu udało mi się włączyć pierwszy wyścig, który w ciekawy sposób, przy użyciu wstawek filmowych wprowadził mnie w zasady tego sportu. Nadszedł czas na podjecie pierwszych działań, czyli wciśnięcie gazu i zdobycie pierwszego miejsca dla podium.

Jeżeli sądzisz, że znasz się na ścigałkach – to jesteś w błędzie!

Jako dobry fan serii Motorstorm byłem pewny siebie i nie spodziewałem się, że owa produkcja może mnie jakoś zaskoczyć, jednak – myliłem się i to bardzo. W przeciwieństwie do zwykłych wyścigów, tutaj możemy sterować zarówno przednią parą kół jak i tylną, za pośrednictwem dwóch gałek analogowych. Synchronizacja, dobre wyczucie i znajomość trasy to jedyny klucz do sukcesu, tym bardziej, że przeciwnicy może i nie grzeszą inteligencją, ale sprowadzenie gracza na ostatnią pozycję nie sprawia im większej trudności. Warto pamiętać jakich rozmiarów są nasze samochodziki. Ich waga ma znaczący wpływ na to, jak poruszają się na trasie. Sprawy nie ułatwią wam różnego rodzaju przeszkody oraz wyboje, dzięki którym bardzo łatwo można się wywrócić. Oczywiście twórcy chcąc ułatwić nam postawienie autka, zaimplementowali ciekawą opcję o nazwie Big Save, Dzięki niej, po upadku stawiamy naszego monster trucka na bok i odpalamy specjalny dopalacz, efekt często daje nam szybki powrót do wyścigu, ale nie liczcie na to, że ten trik zadziała za każdym razem. Zapoznanie się z modelem jazdy trochę trwa, ale nie jest on tak trudny i wymagający, aby po kilku wyścigach rzucić padem o ścianę z frustracji. Mało tego, gdy już „ogarniemy” cały system, zabawa będzie jeszcze lepsza. Można by się przyczepić nieco do fizyki, gdyż nie zawsze wszystko na torze dzieje się jak powinno, ale na takie małe błędy warto przymknąć czasami oko, tym bardziej, gdy nie wpływają one na komfort grania.

Raz, dwa, trzy… na podium jesteś ty!

Jeżeli ktoś myślał, że w Path of Destruction znajdą się jakieś odkrywcze tryby, to muszę was ściągnąć na ziemię. Na początku warto się zastanowić, czy będziemy bawić się w sieci czy też offline. Różnica polega na tym, że po wyborze pierwszej opcji naszymi oponentami będą prawdziwi gracze, którzy często mają o wiele większe doświadczenie i aby z nimi rywalizować, warto się zapoznać z zasadami gry na lokalnej płaszczyźnie. Następnie w menu będziecie mogli wybrać dwa rodzaje współzawodnictwa, zwykłe wyścigi na czas i pierwsze miejsce na podium oraz różnego rodzaju konkurencje, gdzie zostajecie nagradzani punktami za wykonanie przeróżnych akrobacji. Nie muszę chyba wyjaśniać, na czym polegają zwykłe dotarcie na metę w określonym czasie, lub przed resztą rywali, dlatego przejdę od razu do opcji numer dwa. Jeżeli znudzi się wam jeżdżenie w kółko, to zawsze macie możliwość sprawdzenia się w konkurencjach, gdzie punktuje się akcje typu: podniesienie przednich kół, beczki nad rampą, czy też inne akrobacje wykonywane zarówno w powietrzu jak i na ziemi. Warto dodać, iż wszystkie te eventy zarówno wyścigowe jak kaskaderskie odbywają się na oryginalnych arenach Monster Jam, które istnieją w rzeczywistości. Niby jest to element podstawowy, ale dobrze, że twórcy postanowili przenieść wszystko, co tylko się dało do swojej produkcji.

Oprawa AV nie powoduje opadu szczęki, dlaczego?

Kwestia oprawy zarówno wizualnej jak i dźwiękowej to esencja każdej recenzji. Byłbym ignorantem gdybym nie poruszył tej kwestii, choć mówiąc szczerze grając w produkcję Virtuos jakoś nie zwracałem na to zbytniej uwagi.  Modele pojazdów są wykonane przyzwoicie, podobnie jak areny, jednak widać, że Activision nie dało tyle funduszy, co na inne swoje wspaniałe dzieła. Małe niedociągnięcia widać gołym okiem, podobnie ma się sprawa audio. Muzyka lecąca w tle nie powaliła mnie na kolana, ale na ból w uszach narzekać nie mogę. Ot leciały sobie takie przeróżne melodyjki. Oczywiście nie mówimy tutaj o produkcjach Britney czy Justina B., raczej przeważają utwory dynamiczne, podsycające atmosferę wyścigów monster trucków, ale słowo „epickie” byłoby nie na miejscu. Zapewne niektórym z was te mankamenty mogą przeszkadzać innym nie, jednak gdy człowiek miło spędza czas przed konsolą, to nie zwraca na te wszystkie elementy tak wielkiej uwagi. Powiedzmy sobie szczerze, tego rodzaju dyscyplina nie każdego chwyci za serce, więc jedni wykażą tej grze masę błędów, zaś drudzy przemilczą, gdyż dobra zabawa do klucz każdej elektronicznej produkcji.

Zanim przejdę do podsumowania, chciałbym jeszcze napisać kilka słów o kierownicy, a raczej specjalnej nakładce na pad, dołączonej do Path of Destrucion. Ów gadżet to najzwyczajniej w świecie bubel nie wart niczyjego zachodu. Moim zdaniem takie bajery mijają się z celem, nie dość, że cały czas ten prezencik trzeba trzymać w powietrzu, to na dodatek technologia AXIS w padach PS3 wcale nie jest taka doskonała. Wykorzystując tę zabawkę człowiek prędzej się wkurzy i odłoży grę w kąt, bądź sprzeda na allegro. Odwzorowanie naszych ruchów jest mało precyzyjne, zaś sama kierownica jest strasznie nie wygodna i po kilku wyścigach bolą od niej  ręce i palce. Rozumiem, gdyby inni deweloperzy wykorzystywali taki bajer w swoich projektach, ale nawet chcąc sprawdzić to kółeczko, nie znalazłem innej gry, obsługującą technologię Dual Shocka 3. Zatem radzę wam, zostawcie to cudo w pudełku, albo dajcie domowemu zwierzakowi do zabawy.

Nadszedł czas zakończyć tą monstrualną przygodę i podsumować dziecko Virtuos. Wyścigi Monster Trucków okazały się całkiem przyjemne i udało im się oderwać mnie od tych wszystkich hitów, które pojawiły się przez ostatnie dwa miesiące. Gra nie jest wybitna, ale ma swoje dobre strony i potrafi wciągnąć. Fani tej dyscypliny nie powinni zarzekać, zaś reszta z braku laku, bądź przeżycia trochę innych wrażeń samochodowych także powinni zapoznać się z Path of Destruction. Tym bardziej, że cena oscyluje w graniach 100-120zł za nówkę.

FacebookGoogle+TwitterPinterestLinkedInBlogger Post

Komentarze