Ocena: 8,0
Plusy:
+ realizm
+ duże mapy
+ skala potyczek
+ system osłon
+ nacisk na współpracę
+ muzyka
Minusy:
- optymalizacja silnika
- słabe modele postaci
- poziom trudności
- nieciekawy system rozwoju
- kampanie dla pojedynczego gracza
Wydana w 2006 roku Red Orchestra: Ostfront 41-45 była oparta o modyfikację do popularnej sieciowej strzelanki Unreal Tournament 2004. Prezentując zmagania na wojennym froncie w bardzo realistyczny sposób – praktycznie niespotykany w tego typu produkcjach – szybko zgarnęła rzeszę wiernych fanów. Stała się również jedną z najpopularniejszych pozycji e-sportowych. Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad kontynuuje i rozwija elementy zaprezentowane w pierwszej odsłonie, stawiając, przy tym, przed graczami nowe wyzwania. W dalszym ciągu jest ona produkcją nastawioną na potyczki sieciowe. Gra jest ekskluzywna dla platformy PC i nie ma planów przeniesienia jej na konsole.
Chociaż Red Orchestra 2 posiada tryb dla pojedynczego gracza, należy go raczej traktować jako formę samouczka. W trybie single player można rozegrać dwie kampanie – po jednej dla obu stron konfliktu. Obie mają na celu zapoznać gracza z mechaniką gry, ekwipunkiem, klasami żołnierzy oraz – przede wszystkim – mapami. Chociaż ukończenie tego wydłużonego tutoriala może wydawać się mądrym posunięciem, całe doświadczenie niszczy AI sterowanych przez komputer oponentów. Biegający jak kurczaki pozbawione głowy wojacy sprawiają, że pole bitwy wygląda na bardziej pogrążone w chaosie niż powinno i skutecznie odstrasza nas od dotrwania do końca. Nie ma co ukrywać, podobnie jak w przypadku poprzedniczki, w Bohaterów Stalingradu należy grać z „żywym” przeciwnikiem.
Tryb sieciowy jest esencją Red Orchestra 2. Na wirtualnym polu bitwy może stanąć przeciwko sobie 64 graczy. Nad rozgrywką sieciową czuwa PunkBuster, który na początku kilkakrotnie wyrzucił mnie do menu głównego bez przyczyny, ale problem ustał po pewnym czasie. Potyczki toczą się na dużych i zróżnicowanych mapach, na których nie brakuje strategicznych pozycji, okopów, budynków i innego typu osłon. Mapy, których jest dziesięć, są tym co wyróżnia RO2 od konkurencji. Największa z nich ma – według zapewnień twórców – ponad dwa kilometry kwadratowe terenu. Wszystkie z nich są odwzorowaniem prawdziwych terenów walk w obronie Stalingradu. Do każdego z budynków na mapie można wejść, dzięki czemu pojedynki toczą się nie tylko na otwartym terenie – wymusza to na grających odrobinę elastyczności i zmusza do ciągłej zmiany strategii. Budynki są wielopoziomowe, co daje niesamowite wręcz poczucie skali. Jedną z najbardziej monumentalnych budowli jest silos zbożowy, który można zwiedzić praktycznie w całości. Niektóre z budynków są częściowo zniszczone i cześć pomieszczeń może okazać się niedostępna. Dlatego warto spędzić trochę czasu z grą, aby uniknąć zapędzenia się w ślepy zaułek.
Przed rozpoczęciem potyczki dostajemy możliwość wyboru klasy naszego żołnierza. Warto się spieszyć, gdyż ustawienia pola bitwy automatycznie ograniczają ilość wojaków danej klasy. Oznacza to, że spóźnialscy będą musieli zadowolić się pozycją zwykłego strzelca, których może być na mapie najwięcej. Z początku ten system może wydawać się dosyć dziwny, ale za sprawą tej kontroli ustawień nie dochodzi do sytuacji, w których każda z drużyn ma kilkunastu snajperów i zaledwie kilku zwykłych piechurów. Zaskakujące może wydawać się to, jak mały nacisk położony został na rozwój postaci. Owszem, zdobywamy punkty doświadczenia i postać osiąga wyższe poziomy, ale wydaje się to wręcz drugoplanowe. Poza wspomnianymi strzelcami i snajperami możemy wcielić się w rolę kaemisty, szturmowca, starszego strzelca, dowódcy oddziału i dowódcy czołgu. Tak, w Red Orchestra 2 są czołgi. Niestety, są tylko dwa – Panzer IV i T-34 – i są to, na tą chwilę, jedyne pojazdy dostępne w grze. Zapowiedziane rozszerzenia przewidują pojawienie się nowych pojazdów. Twórcy tłumaczą ich skromną ilość w długością pracy jakiej potrzeba na odwzorowanie każdego z nich. Ciężko im nie uwierzyć, gdyż nawet wnętrza czołgów są zaprezentowane bardzo szczegółowo. W Red Orchestra, gdy wsiadamy do którejkolwiek z tych maszynach, mamy nawet możliwość przyjrzenia się całej załodze oraz tego w jaki sposób pracuje każdy z jej członków.
Esencją RO2 są jednak pojedynki piechoty, a te potrafią być równie emocjonujące co frustrujące. Jeżeli graliście w poprzednią cześć, to powinniście doskonale wiedzieć, że „na hurra i do przodu” jest strategią kompletnie nieopłacalną. Umiera się łatwo i umiera się szybko. Każdy celny strzał może potencjalnie zakończyć nasz żywot. Strzały w głowę, serce i inne istotne części ciała sprawiają, że przez chwilę przed oczami pojawia nam się niebieska panorama nieba, a następnie nadchodzi ciemność. Jeżeli otrzymamy ranę postrzałową, która nie jest śmiertelna, mamy kilka chwil na założenie opatrunku. Jeżeli ją zignorujemy czeka nas śmierć przez wykrwawienie.
Nasi żołnierze posiadają wyjątkowo szeroką – jak na strzelankę pierwszoosobową – gamę ruchów. Bardzo interesującym dodatkiem w stosunku do poprzedniej części jest zastosowanie systemu osłon. Z pomocą jednego przycisku, sterowana przez nas postać może błyskawicznie ukryć się przed wrogim ogniem i poczęstować przeciwnika szybką serią wystrzeloną na oślep. Warto dodać, że gdy znajdujemy się pod ostrzałem nasz wojak wpada w coś w rodzaju paniki. Obraz przed naszymi oczami zaczyna się rozmywać i robi się czarno-biały. Dodatkowo, celowanie staje się mocno utrudnione przez trzęsące się ręce i spowolnione ruchy. W tej sytuacji ratuje jedynie przeczekanie, lub wsparcie ze strony towarzyszy broni. Sterowany przez nas żołnierz może również biec sprintem, kucać, czołgać się, przeskakiwać i wchodzić na mniejsze przeszkody i, co ciekawe, biec sprintem w pozycji przykucniętej, co znacznie pomaga w przemieszczaniu się między osłonami. Zaskakuje jednak brak animacji wspinania się po drabinach – jest to widoczne dopiero gdy obserwujemy innego gracza.
Red Orchestra 2: Bohaterowie Staligradu jest grą pełną ciekawych rozwiązań, z którymi nie spotkałem się do tej pory w grach tego gatunku. Jedną z ciekawostek jest sposób w jaki możemy korzystać z broni snajperskiej. Poza standardowym przybliżeniem lunety, możemy również celować za pomocą „muszki”. Po przyciśnięciu „6” na klawiaturze, snajper uniesie broń wyżej, tak by spojrzeć w przestrzeń pod lunetą. Jest to wyjątkowo przydatne, gdy wróg przedostanie się zbyt blisko naszej kryjówki.
W kwestii oprawy audiowizualnej gra pozostawia trochę do życzenia. Nie mówię, że jest źle. Jest po prostu średnio. Mapy trzymają poziom, ale tego samego nie da się powiedzieć o modelach żołdaków. Czasem miałem wrażenie, że oglądam sklonowane figury woskowe. Czasem miałem problem z rozpoznaniem wrogiej jednostki od przyjaciela. Kolejnym mankamentem jest też optymalizacja silnika Unreal Engine 3. Szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę przeciętność grafiki. Muzyka świetnie komponuje się w tło działań wojennych i potrafi dynamicznie się zmieniać w trakcie walki. Nad ścieżką dźwiękową pracował Sam Hulick – autor muzyki do Mass Effect i Mass Effect 2. Podczas gry Państwami Osi usłyszymy inne motywy muzyczne niż podczas gry Aliantami. W trakcie walki żołnierze wykrzykują wiele kwestii i nawet przy braku komunikacji głosowej między graczami jednej drużyny bardzo łatwo połapać się w tym co aktualnie dzieje się w naszej okolicy.
Tripwire Interactive udowadnia, że warto powrócić na front II Wojny Światowej, bo jeszcze nie wszystko zostało tam zdobyte, a zapowiedziane przez nich rozszerzenia, które przeniosą nas, między innymi, na Pacyfik i do Vietnamu (oraz zapewnią większą różnorodność pojazdów) sprawią, że w Red Orchestra 2 będziemy grać latami. Gra nie ustrzegła się kilku błędów. Całe szczęście nie są one na tyle istotne, by uniemożliwić dobrą zabawę.