Ocena: 8,0
Plusy:
+ oprawa graficzna
+ humor
+ polska wersja językowa
+ niezłe konkurencje
+ brakujący zawodnicy zastępowani przez konsolę
Minusy:
- tylko 25 konkurencji
- w zasadzie można by powiedzieć, że to już było
No i mam co chciałem. Trzecią grę z serii Buzz! Junior. Tym razem do zabawy ruszają wytwory jakiegoś szalonego profesorka, mieszkającego w dziwacznym zamczysku. Pokraki owe będą rywalizowały ze sobą w szeregu dziwacznych konkurencji. Czyli właściwie standardzie. Tak właśnie w dużym skrócie przedstawia się Buzz! Junior: Zabawa Potworów.
Muszę przyznać, że do gry podchodziłem trochę nieufnie. Po Zabawie Robotów, sądziłem, że w zasadzie nie da się tu już nic nowego wymyślić. Oczekiwałem jedynie gier z poprzednich części, ubranych w nowe „potworne” szatki. Na szczęście pomyliłem się.
Co prawda z grubsza Buzz! Junior: Zabawa Potworów, to połączenie dwóch poprzednich części, co czyni z niej swego rodzaju klona, jednak po rozegraniu kilku gier trzeba przyznać, że połączenie zostało wykonane idealnie.
Zacznijmy od trybów gry. Te zostały takie, jak u Robotów. A więc brak trybu rozgrywki dla pojedynczego gracza, ale za to brakujący zawodnicy w trybie wieloosobowym, są zastępowani przez Potworki „konsolowe”. Dlatego też tryb single jako taki jest niepotrzebny. Oczywiście pozostawiono trening, aby gracze mogli się bez stresu wprawiać w poszczególnych konkurencjach.
W kwestii gry wieloosobowej, brak zmian. Trzy długości gier, w których konkurencje są losowane oraz możliwość stworzenia własnej listy rozgrywkowej. I słusznie, że nie ma zmian. Nie modyfikuje się tego, co jest dobre.
Same konkurencje to mix tego co już doskonale znamy, z nowościami. Co miłe, nawet rzeczy przeniesione z poprzednich części, zostały tu nieco podrasowane, dzięki czemu nabierają pewnej świeżości.
Jest na przykład gra, w której rzuca się kulkami w zombie na cmentarzu. Idea tej zabawy jest taka sama, jak w poprzednich tytułach, podczas uderzania różnych stworzonek wychylających się z kolorowych dziur. Tyle tylko, że teraz zombiaki są kolorowe i wychylają się zza różnych nagrobków, więc ciężko skoncentrować się na jednym, czy dwóch miejscach na ekranie. Ponadto, po każdej rundzie nasze potworki idą dalej w głąb cmentarza, więc gra toczy się w trzech „sceneriach”.
Oczywiście zdarzają się takie, których zmiana dotyczy jedynie scenerii. Minigierka z Małpek, w której stawało się pod skrzynią i miało nadzieje, że nie wypadnie z niej hipopotam też tu jest. Tylko teraz staje się u wylotu rury ściekowej i ma nadzieję, że akurat z tej nic nie wypłynie.
Nowe zabawy też są całkiem sympatyczne. Na przykład zjazd na beczkach w ścieku. Albo przybijanie śrubek, aby z kanalizacji nie wydostał się straszliwy potwór z ruchliwymi mackami. Zmiany i nowości wprowadzone do konkurencji usprawniają rozgrywkę. To się chwali.
Oczywiście nie zmieniono zasady działania gier. Nadal chodzi w nich o wciskanie kolorowych przycisków na Buzzerze. Ważny jest refleks przy naciskaniu guzików oraz zdolność szybkiego orientowania się w tym co dzieje się na ekranie, czasem nawet szybkiego liczenia do czterech. Ten, kto wykaże się najszybszym okiem i palcami, zdobędzie najwięcej punktów w konkurencji. Suma punktów zdobytych we wszystkich zawodach decyduje o finalnej kolejności zawodników. Remisy są dopuszczalne. Jednak kilka konkurencji premiuje też swego rodzaju taktyczne przemyślenia co do następnego ruchu, i umiejętność przewidzenia posunięcia przeciwników.
Szkoda tylko, że obcięto całkowitą liczbę gier do 25. Nie wiem czym była spowodowana taka decyzja. Czy zabrakło pomysłów? A może obawiano się wtórności? Nie wiem, ale w każdym razie uważam, że umieszczenie gry w takiej potwornej scenerii dawało możliwość rozwinięcia skrzydeł i wrzucenia normalnej liczby 40 gier.
Graficznie jest bardzo fajnie. Straszny świat doktora Frankensteina został odmalowany wręcz słodko. Oczywiście wszędzie pełno pajęczyn, mutantów i różnych takich, ale ogólnie jest zabawnie, czyli tak jak miało być. Co więcej, gra znowu nabrała humoru. O ile Roboty nie bawiły swoim wyglądem, czy zachowaniem, to Potwory potrafią sprawić, że zaczniemy się śmiać. Choć nie przebijają w tym względzie Małpek, to jednak są dużo lepsze niż ich mechaniczni poprzednicy.
Gra jest oczywiście w pełnej polskiej wersji językowej. Mamy polskie napisy i polskiego lektora. Nie jestem w stanie z całą pewnością stwierdzić, czy jest to ten sam człowiek, co w poprzedniej odsłonie, ale jest to całkiem możliwe.
Jak już kilka razy wspomniałem Buzz! Junior: Zabawa Potworów jest właściwie taki sam jak poprzednie części. Czy zatem mając w swoich zbiorach Małpki i Roboty, warto kupować jeszcze część trzecią? Albo czy kupić Potwory, czy którąś z wcześniejszych odsłon, jeśli nie ma się żadnego Buzza Juniora? Mojej rodzinie podobają się wszystkie części, ale powstał mini ranking. Według niego, na pierwszym miejscu są Małpki. Tuż za nimi opisywane dziś przeze mnie Potwory, a dopiero na szarym końcu Roboty. Innymi słowy, warto zainwestować w Buzz! Junior: Zabawa Potworów, ale nie jest to pozycja z cyklu „Musisz mieć”.