Ocena: 7,0
Plusy:
+ kampania Saurona
+ niezły tryb multi
+ możliwość gry bohaterami
Minusy:
- może szybko się znudzić
- może okazać się za krótka
Władca Pierścieni Tolkiena to niezwykle wdzięczny temat dla wszelkiej maści adaptacji. Od różnych literackich wizji losów Śródziemia począwszy, poprzez obowiązkowe filmy, po gry komputerowe. W tych ostatnich też jest spore pole do popisu. Był RTS, były RPG, jest nawet MMO. Nadszedł czas na grę akcji. Nosi ona tytuł Władca Pierścieni: Podbój.
Władca Pierścieni: Podbój sprawia wrażenie bazującego bardziej na filmie niż na książce (choć przecież film bazuje na książce, więc gra też…ale zostawmy filozoficzne dywagacje), można wiec z góry założyć, że dostaniemy do rąk historię nieco spłyconą, w porównaniu do tego co miałoby miejsce w przypadku jakiegoś RPG. Tak też jest w istocie. Podtytuł „Podbój” wskazuje też dość jasno, że zajmować się będziemy głównie walką, i to z dużymi oddziałami. Ot po prostu wojna. A gracz będzie jednym z wielu biorących w niej udział.
Upadek Saurona…
Jak nietrudno się domyślić, podstawowym zadaniem w trybie gry pojedynczej, będzie pokonanie hord Saurona, pustoszących Śródziemie. Jak już wspomniałem, Podbój jest grą akcji, opowiadającą o wojnie, wiec zapomnijcie o tym, że jako Frodo i jego dzielna drużyna będziecie starali się zniszczyć Jedyny Pierscień. Choć faktycznie będziecie mieli okazje obcować z lubianymi bohaterami, to jednak historia obraca się wokół nieco innej osi, niż książka. Ale o tym za moment.
W pierwsza kampanii single player, staniemy po stronie sił dobra. Wcielamy się w niej w jednego z żołnierzy walczących po stronie tych prawych i sympatycznych. Do wyboru jest jedna z czterech klas. Są to wojownik, łucznik, zwiadowca i mag. Każdy z nich ma swoje plusy i minusy, każdy oferuje inne możliwości gry, każdy z powodzeniem wykona stawiane przed nim zadanie. Co ciekawe, w trakcie misji gracz jest w stanie zmienić klasę sterowanej postaci, jeśli uzna, że potrzebne jest nieco inne podejście do przeciwnika. Oczywiście nie można tego zrobić zawsze i wszędzie. Należy najpierw znaleźć specjalny punkt na mapie.
Na wstępie jest oczywiście misja treningowa, która zapoznaje gracza z każdą z postaci. Można już wtedy dokonać wstępnej selekcji i zorientować się, która klasa bardziej nam leży. Ja zwykle grałem łucznikiem, a to dzięki jego umiejętnościom snajperskim.
Kampania sił dobra poprowadzi gracza przez wiele miejsc znanych z filmu i książki. Zaczyna się w Helmowym Jarze, ale odwiedzimy również Isengard, kopalnie Morii, Osgiliath, czy wreszcie Minas Tirith i Czarne Wrota. W każdym z tych miejsc będziemy toczyć zaciekłe walki. Być może nie są one w 100 proc. zgodne z tym co czytaliśmy w książce, czy widzieliśmy na kinowym ekranie, jednak nie ma się czym przejmować. Ważne, że całość opowieści trzyma się kupy.
Wszyscy zdają sobie sprawę, ze gra anonimowym łucznikiem Gondoru, czy wojownikiem Rohanu nie da na dłuższą metę wiele radochy. Dlatego też twórcy dali graczom możliwość wcielenia się w głównych bohaterów Władcy Pierścieni. Tyle, że taka możliwość występuje tylko w określonych momentach każdej misji, a w dodatku możemy skorzystać tylko z bohatera podsuwanego nam przez grę. Na przykład w Helmowym Jarze pod koniec misji można wcielić się w Aragorna, a w trakcie bitwy na polach Pellennoru możemy zagrać jako Eowina (i walczyć z królem Nazguli). Bitwa o Isengard daje możliwość wcielenia się w Enta, co jest dość ciekawym doświadczeniem (rzucanie Uruk Hai nigdy się nie nudzi).
Każda misja jest poprzedzona i kończona krótkimi filmikami, złożonymi ze scen widzianych w filmie Petera Jacksona, co pozwala na złapanie klimatu. Mam jednak wrażenie, ze niektóre sceny nie za bardzo pasowały do poszczególnych misji. Ale mogę się mylić.
No dobrze, kampania tych dobrych, to sprawa naturalna, ale ile można ratować Śródziemie? W końcu taka zabawa może się znudzić. Dlatego też Władca Pierścieni: Podbój oprócz doprowadzenia do upadku Saurona daje graczom możliwość ujrzenia, jak wygląda…
Śródziemie we władzy Saurona…
Tak jest, to tygryski lubią najbardziej. Grać tymi złymi. Kampania Saurona rozpoczyna się chwile przed zakończeniem kampanii dobra. Tuż przed tym jak Frodo ma wrzucić Pierścień w czeluście Orodruiny, gracz jako odrodzony Król Nazguli ma szansę zabić go i oddać Jedyny Pierścień Sauronowi. A potem następuje powolne, acz nieuniknione pochłanianie Śródziemia przez Ciemność. Gracz wcielając się w żołnierzy Mordoru, powróci do lokacji odwiedzonych już w kampanii dobra, aby odbić je ku chwale Saurona. Po drodze będzie mógł wcielić się w „herosów” Mroku, takich jak Balrog, Saruman, czy sam Sauron. Wszystko po to, aby zgładzić tych, których „znamy i lubimy” czyli Gandalfa, Aragorna, Gimliego i resztę pociesznej gromadki.
Muszę powiedzieć, że takie podejście do tematu dało niesamowitego kopa grze. Jest w tym coś świeżego. Ujrzeć Śródziemie w płomieniach, usłyszeć wrzaski zabijanych Hobbitów, to jest naprawdę słodkie.
Misje są tu również poprzetykane scenami z filmu. Twórcom gry było zapewne trudniej dobrać sceny pasujące do wydarzeń, które nigdy nie miały miejsca, jednak wywiązali się z tego zadania znakomicie. Scenki pasują tu nawet bardziej niż w przypadku kampanii dobra. Świetna robota.
Dobro vs Zło…
Oprócz kampanii dla pojedynczego gracza, Władca Pierścieni: Podbój oferuje rozgrywkę dla wielu graczy, zarówno na w sieci lokalnej, jak i na serwerach EA. Do wyboru jest wiele trybów, a każdy ciekawszy od poprzednika. Team Deathmatch, Zdobywanie Pierścienia (które przypomina tryb Zdobądź Flagę) i inne. Jest w co się bawić. W większości trybów, grę zaczynamy jako zwykły żołnierz, jednak w trakcie rozgrywki, najlepszy gracz z każdej drużyny ma szanse na wcielenie się w bohatera ze swojej strony barykady. Naturalne jest zatem, że w pewnym momencie na placu boju pojawia się Gandalf, albo Nazgul. Niesamowicie urozmaica to zabawę. Jednak ja wole grać w multi łucznikiem. Tryb snajperski i zdejmowanie wrogów strzałem w głowę jest naprawdę słodkie.
Jeśli ktoś chce grac w multi samymi bohaterami, to i dla niego jest tryb, zwany Pojedynek Drużyn Bohaterów. Nie ma w nim miejsca na mięso armatnie. Tam ścierają się sami potężni wojownicy. Choć dziwnie wygląda kiedy dwóch Gandalfów próbuje rzucać zaklęcie na Saurona. No ale cóż…to tylko gra.
Obraz i dźwięk…
Gra bazuje na filmie, mamy więc filmowe wstawki między misjami i tak filmowa grafikę, jak się dało. Postacie bohaterów są zrobione na podobieństwo aktorów, którzy je grali i jest to podobieństwo widoczne od razu. Nawet zwykli żołnierze po obu stronach barykady przypominają tych, których widzieliśmy na filmie.
Dźwięk stoi na dość dobrym poziomie. Standardowa dla gier tego typu muzyka i odgłosy. Nie ma czego wychwalać i nie ma się czego czepiać.
Władca Pierścieni: Podbój zlokalizowano kinowo. Mamy więc polskie napisy, ale angielskie audio. O ile w filmowych przerywnikach to nie przeszkadza, to muszę powiedzieć, że czasem drażni w trakcie misji. Są tam bowiem wykrzykiwane przez narratora polecenia dla gracza, do których nie ma napisów. Lekko to irytuje. Poza tym nie dopatrzyłem się jakichś uchybień w lokalizacji. Po prostu porządna robota.
Szczypta dziegciu…
Czas wspomnieć co nieco o wadach gry. Niestety na dłuższa metę jest nudna. Choć mamy możliwość poznania co by było gdyby Sauron wygrał, to jednak każda misja polega na tym samym. Idziemy do przodu i zabijamy hordy wrogów. Bez taktyki, bez kombinacji. Byle do przodu, byle mieć HP, byle mieć energie na ciosy specjalne. Reszta jest milczeniem.
Dla wprawnego gracza może się tez okazać zbyt krótka. Co prawda ma być jakiś kontent do pobierania, ale co to dokładnie ma być…nie wiem, dlatego nie będę wyrokował.
Słowo na zakończenie…
Czy warto inwestować w nowego Władcę Pierścieni? Na pewno fani książki i filmu nie powinni się zastanawiać, choć puryści mogą czuć się miejscami zawiedzeni. Trzeba jednak przyznać, ze gra pokazuje całość Wojny o Pierścień z nieco innej perspektywy. No i kampania Saurona…
Inni gracze mogą się zastanowić. Jest to po prostu całkiem sympatyczna gra akcji, osadzona w znanym świecie. Dwie kampanie singlowe, plus niezgorszy tryb multiplayer. Czy to wystarczy? Myślę, ze dla wielu powinno. Zwłaszcza, że można zniszczyć Śródziemie…